Hmurka, nie jestem specjalistą od takich substancji, więc pewnie moja opinia niewiele wniesie w tym temacie.
Natomiast patrząc na własne doświadczenia na linii "emocje a kreatywność" i obserwowanie innych twórców, to zauważyłam, że różni ludzie mają różne mechanizmy (rytuały) wywoływania w sobie stanu "natchnienia" lub motywacji do tworzenia. Niektórzy sięgają po używki albo robią coś ryzykownego, by wprowadzić się w stan pobudzenia, napięcia i wtedy są bardziej kreatywni. Inni wręcz przeciwnie – potrzebują poluzować hamulce, więc robią wszystko, by swoją odruchową samokontrolę stępić i się zrelaksować. Są też tacy, którzy potrafią tworzyć tylko z "zimnym umysłem" czyli za pomocą logiki, a wszelkie emocje jedynie im przeszkadzają. Każdy z nich potrzebuje czegoś innego, żeby osiągnąć sztucznie swoje optimum twórcze.
Ja osobiście nie potrafię tworzyć w silnych emocjach czy odczuwając zbyt wiele naraz, ale też nie potrafię pisać w stanie bez emocji. Kiedy jestem wyciszona wewnętrznie, mam przestrzeń na odczuwanie (symulowanie) emocji moich bohaterów oraz atmosfery opowiadania. Tym samym wyłączanie chemiczne (wszystkich lub danej grupy) emocji jest dla mnie niewskazane, bo nie będę mogła osiągnąć odpowiedniego stanu umysłu bez odbijania stanu emocjonalnego postaci. Z drugiej strony moje własne emocje nie mogą w tym momencie dominować, czyli tu wkracza ograniczanie bodźców, poczucie bezpieczeństwa oraz raczej medytacyjny stan umysłu. Dlatego preferuję pisanie za zamkniętymi drzwiami, gdzie panuje porządek (często wręcz pustka wizualna) i nikt inny się mi nie kręci wokół, a dźwięki z zewnątrz są przytłumione albo wręcz zagłuszone przez odpowiadającą mi muzykę. Nie mam bodźców sprzecznych z wizją w głowie i tak jest najłatwiej. Co nie znaczy, że całkowicie nie będę w stanie tworzyć poza moją ostoją. Po prostu jest to trochę (sporo) trudniejsze oraz raczej mogę zapomnieć o częstym i długotrwałym
flow...
Myślę, że potrzebujesz się zastanowić dokładnie nad powiązaniem, jakie zachodzi pomiędzy zdolnością parapsychiczną postaci a jej emocjami, skoro to one są wyzwalaczem. Nad mechanizmami, który nasilają albo osłabiają tę zdolność (bo przecież to wcale nie musi być tylko jedna ścieżka prowadząca do ich objawienia się). Rozpisać to sobie. I dopiero wtedy poszukać odpowiednich (istniejących) leków do zastosowania pod bardzo konkretne przypadki, żeby to wszystko miało logiczny sens. Tak się mi wydaje, że byłoby najlepiej. Bo co z tego, że znajdziesz substancję, która działa tak czy siak, jeśli w trakcie okaże się, że tak naprawdę ona nie powinna pomagać przy co drugim wydarzeniu albo wręcz będzie jeszcze pogarszała sytuację, gdyż bohater reaguje inną emocją, więc wchodzi w grę inna biochemia...?
A przynajmniej ja bym tak zrobiła...
Powodzenia!
