Proste historyjki

1
Pakowanie się w skomplikowane struktury wymyślonych światów to - tak mi się wydaje - choroba wieku dziecięcego w pisaniu. Na ogół przechodzi, albo przynajmniej pozwala przejść w inny etap dojrzałości pisarskiej.
Więc choć zdaję sobie sprawę z tej choroby, jakoś mnie zadziwia bujanie w chmurach, gdy tematy "na wyciągnięcie ręki" młodociani (niekoniecznie wiekiem) pisarze omijają niewidzącym spojrzeniem.
A znalazłem pod filmikiem Złomnika taki tekścik. Co niedostateczne było w fabule, nadrobił Autor językiem i poczuciem humoru. Mnie ubawiło. Dla wyjaśnienia, gdyby ktoś miał wątpliwości. Rzecz dotyczy roli disco polo w życiu Polaka, bo Złomnik znowu śpiewał i to w tym gatunku.
Mam nadzieję, że Autor się nie obrazi za dydaktyczne wykorzystanie i cytat.

"Wstawka muzyczna przypomniała mi przepiękną scenę z komunikacji miejskiej. Wracałem kiedyś busem z Krakowa do małej mieściny na obrzeżach. Busy, czyli stare prywatne Sprintery, to pod Krakowem popularna forma komunikacji z okolicznymi miejscowościami.
Była zima. Wraz ze mną jechało może z 8 osób. Wszyscy zmęczeni fizyczną robotą, styrani życiem, smutni. Za oknem smog, wypizd, leje. Nic, tylko wrócić do domu, zjeść obiad i dorzucić trochę śmieci do pieca.
Wtem kierowca, najwyraźniej znudzony radiową paplaniną, odpalił z Verbatima "Tak kocha się...".
Zaczęło się od nieśmiałego potupywania gościa z plecakiem, sączącego skitrane w reklamówce piwo. Po chwili dołączyła do niego kobieta 40 lvl, nie tylko tańcząc, ale i śpiewając. Gdy wjechał refren, nastąpiło zwolenienie blokady, nie było uja, który by nie tańczył. Kobieta 40 lvl śpiewała na dwa głosy z kierowcą.
Siedziałem z tyłu jak surykatka, do dziś nie wiem co się właściwie odj*bało."

Proste historyjki

2
Leszku,
tu masz dyskusyjną kwestię:
"Pakowanie się w skomplikowane struktury wymyślonych światów to - tak mi się wydaje - choroba wieku dziecięcego w pisaniu. Na ogół przechodzi, albo przynajmniej pozwala przejść w inny etap dojrzałości pisarskiej."
Na prostym pomyśle napiszesz miniaturę, opowiadanie, ale rzadko powieść. Na pewno powieść wymaga większych ram. Więc czy to kwestia choroby wieku dziecięcego, kwestia bardzo dyskusyjna, bo może akurat potrzeb i świadomości. Oczywiście, to niekoniecznie idzie w parze z umiejętnościami.
Czynisz zastrzeżenie z przejściem na level wyżej. Ale to nie jest oczywiste :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Proste historyjki

3
Jak dla mnie miniatura miesiąca:)
Podobno scenariusz do China Town w oryginalnej wersji był tak zagmatwany, że na koniec nawet czarny charakter nie wiedział kto za tym wszystkim stoi. Polański wyciął dwie trzecie, a i tak nie jest tak łatwo podążać za intrygą za pierwszym razem.
Moim zdaniem da się na względnie prostej historii oprzeć dłuższy tekst, ale trzeba wtedy nadrobić wnętrzem bohaterów. Tylko dla kogoś, kto zaczyna przygodę z pisaniem to może być jeszcze trudniejsze.
PS. Właśnie zdezorganizowałem pracę mojego zespołu przebojem z pierwszego posta...
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Proste historyjki

4
Romku,
ale tak, to da się przedyskutować wszystko, bo wszystko da się podważyć. Ja się nie poruszam w przestrzeni precyzyjnie zdefiniowanej, ot, zawieszam się na pewnej obserwacji dla przypadków bardzo mocno widocznych i tu, na Wery. Że mianowicie – i to jest dosyć typowe – po lekturze Tolkiena i Sapkowskiego u wielu pojawia się chęć machnięcia podobnie epickiego dzieła. Czasem nawet niezależnie od metrykalnego wieku. I to chęć niczym szczególnym niepoparta.

Odnoszę się do niej raczej pobłażliwie, jako etap rozwoju u tych bardziej wytrwałych, acz uważam jej powszechność za zuo. Jeśli (co nagminne) z powodu niemania kompletnie podstawowych umiejętności taki pisarczyk cofnie się do mniejszej formy, to w ten sposób – w moim pojęciu – przechodzi na wyższy level. To samo dotyczy zmiany kręgu zainteresowań: z wymyślnych krain fantasy (no, bardzo: samotny wilk, tygrys, puma czy inny czworonóg, to jest wybrany przez Przeznaczenie wojownik, smoki, karczma, elfy, trolle i krasnoludy) na to, co jest wkoło. Ten akurat krok przychodzi pisarczykom z najwyższym wysiłkiem, no boć przecie to takie mało interesujące.

I teraz dochodzimy do sedna Twojej wypowiedzi. Otóż niedawno miała miejsce na Wery dyskusja o tym, co inspiruje do napisania powieści. Większość dyskutantów stwierdziła, że niewiele. Okruch. Strzępek dialogu, zaobserwowana sytuacja, przeczytana w necie notatka, jakieś spotkanie. Na przykładzie zamieszczonego tekściku polemizowałbym z tezą (wygłoszoną przez Ciebie) że się nie da.

Zadanie kilku pytań o osobę narratora/bohatera natychmiast rozszerza perspektywę i rodzi nowe implikacje. Kim jest i co robi w tym busie? Zdystansowany, bo się nie dołącza do zabawy, co więcej, ma trudności z ogarnięciem zjawiska. Sam nie jest nieogarnięty, wręcz przeciwnie, na przykład wzmianka o wrzucaniu śmieci do paleniska, sama w sobie dowcipna, pokazuje, że nie żyje na Marsie. Student? Jedzie do domu? Do dziewczyny? A może kasjer z Biedy? Taki, którego życie zmusiło do weryfikacji planów? Może dresik z ambicjami? Bo słownictwo, trochę wulgaryzmów, bo drobiny cynizmu? Bo bystra obserwacja?

Cokolwiek się nie pomyśli, już jest punkt wyjścia do skonstruowania jakiejś historii. A przy okazji jej wymyślania jest prawdopodobieństwo pojawienia się konfliktu, który wydaje się niezbędny, by ułożyć fabułę i określić drogę bohatera w tej fabule. Do tego Kraków i okolice, miasto rozpełzające się na okoliczne pagóry, cała struktura społeczna dająca się zaobserwować zza okien rzeczonego busa. Smog. Brytyjscy turyści na wieczorze kawalerskim i stara chałupa trzydzieści kilometrów od miasta. Mało? Jako pierwszy impuls?

Taa... Lepiej zająć się rysowaniem mapy Uniwersum (oryginalnej i jedynej w swoim rodzaju), najlepiej zaś takiej z fajnymi nazwami.

Proste historyjki

5
Myślę, że nie samo rysowanie map jest problemem, tylko zabieranie się za tworzenie historii od rysowania map. To, czy nasz seba będzie Sebastianem z Krakowa czy Sebixem z Terriny* 7 ma drugorzędnie znaczenie, pod warunkiem, że jego historia będzie ciekawa i dobrze opowiedziana.

Krótkie formy są fajne, jeśli chce się podciągnąć warsztat, ale nie przygotowują do komponowania dłuższej fabuły. W krótkiej formie zupełnie inaczej myśli się o bohaterach i inaczej tworzy się otaczającą ich rzeczywistość. To jak szkic i animacja. W jednym i drugim przypadku się rysuje, ale inaczej.


*swoją drogą, Google podpowiada, że terrina to taki jakby... pasztet? Ludzie zjedzą wszystko.

Proste historyjki

6
Faktycznie trudno nie odnieść wrażenia, że wielu młodocianych fanów fantasy myśli, iż esencję ich ulubionych dzieł da się powtórzyć we własnym dziele, jeśli skopiuje się rozmach i fantazję światotworzenia, ale...

Po pierwsze, nie mylmy tematu z formą.

"Tematy na wyciągnięcie ręki" versus "Bujanie w chmurach" to nie to samo, co "Prosta miniatura" versus "Wielowątkowe powieściszcze a'la Tołstoj".

Mam wrażenie, że założycielski post w temacie mowi o tym pierwszym, zaś tytuł tematu mówi o tym drugim, stąd konfuzja.

Jeśli zaś chodzi o samo potraktowanie krótkich form jako ćwiczenia, co samo w sobie wydaje się niezłym ponysłem, to powstaje pytanie, czemu takie ćwiczenie w postaci pisania krótkich historyjek miałoby służyć. Jeśli samemu panowaniu nad jezykiem, dialogiem, nastrojem, opisem: jak najbardziej. Jeśli jednak miałoby przygotowywać do budowania całej złożonej fabuły powieści to, podobnie, jak Strzałka, śmiem wątpić, czy coś da.

Poza tym powstaje jeszcze pytanie, czy epicki rozmach jest zły sam w sobie tylko dlatego, że liczni się na nim wykładają.

Przyznaję, że jedna z ciekawszych książek, jakie ostatnio czytałam traktowała o tym, jak babka na emeryturze urządza ogród, co niewątpliwie jest polarnym przeciwieństwem pisarstwa w stylu "Kryształów Czasu", ale pamietajmy, że Lem i Orwell też umieszczali swoje historie w skomplikowanych, rozbudowanych światach. Między innymi dlatego, że bez takiego świata nie dałoby się opowiedzieć ich historii.

Proste historyjki

7
Ja bym dodała jeszcze jeden aspekt: ludzie pakując się od razu w wymyślone światy zwyczajnie często nie wiedzą, co piszą i te światy są zwyczajnie kartonowe. No i istnieje pokusa, że skoro świat jest w całości wymyślony, to nie trzeba sobie zawracać głowy realizmem i dopracowywaniem szczegółów. Bądź odwrotnie, ma się każdy szczegół przemyślany i zaczyna się od przedstawienia czytelnikowi ostatnich dwustu lat historii świata plus dysertacji na temat ekonomii i zasad działania magii, tylko po to, żeby przejść do historii zupełnie niemagicznego wieśniaka, który uczestniczy w jakimś turnieju w pipidówie mniejszej.

Tematy "na wyciągnięcie ręki" są właśnie takie, bliskie każdemu, więc zmuszają do większej dbałości o odwzorowanie rzeczywistości i zmysłu obserwacji. No i nie kuszą do zarzucania czytelnika wiedzą. Nikt chyba nie czuje potrzeby, aby wyjaśniać przez kilka stron wygląd i działanie smartfona, zanim napisze, że bohater do kogoś zadzwonił.

Proste historyjki

8
Ech, to chyba nie jest takie proste... Pisanie bowiem może być także pewną formą eskapizmu, czy potrzebą znalezienia sobie enklawy odległej od rzeczywistości, która autora otacza na co dzień. I to niezależnie od tego, że ta rzeczywistość wcale nie musi być banalna, szara i przygnębiająca. Przyszedł mi na myśl Marek Krajewski, który z wykształcenia jest filologiem klasycznym, a zanim zaczął żyć wyłącznie z pisania kryminałów, był pracownikiem naukowym Uniwersytetu Wrocławskiego. I nie tworzy ani współczesnych powieści obyczajowo-społecznych, ani powieści historycznych osadzonych w realiach starożytności, co u niego wydawałoby się wyborem dość naturalnym. W końcu, ładnych parę lat poświęcił na ten antyk :) A pisząc pierwszy tom cyklu o Eberhardzie Mocku (Śmierć w Breslau), nie miał żadnej pewności, że jego pomysł chwyci. Nie mógł przewidzieć późniejszego sukcesu, więc trudno byłoby uznać wybór czasu i miejsca akcji za świadome działanie marketingowe.
Oczywiście, eksplorując Wrocław, a właściwie Breslau lat 30. XX wieku, Krajewski w 1999 roku wchodził na teren właściwie niezagospodarowany przez polskich pisarzy, co zdecydowanie odróznia go od wszelkiej maści epigonów, garściami czerpiących z ulubionych pisarzy i zapełniających karczmy z dykty kartonowymi krasnoludami. Ale to kwestia wyobraźni twórczej, a częściowo również oczytania i - bardziej ogólnie - obycia w kulturze. Mając jednak do wyboru opcje najbardziej oczywiste: realia dostępne na wyciagnięcie ręki oraz te, które były mu dobrze znane ze względów zawodowych, zaczął tworzyć odmienne uniwersum. Map rysować nie musiał, gdyż przedwojenne plany Wrocławia są dostępne w bibliotece uniwersyteckiej...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Proste historyjki

9
Pisanie fantasy, zwłaszcza jako debiutu jest bez sensu kompletnie.

Po pierwsze większość polskiej fantastyki to fantasy trzeba by napisać coś naprawdę super żeby w ogóle zostać dostrzeżonym.

Po drugie młody człowiek ma z reguły nikłą wiedzę ogólną i nie skleci sensownie działającego świata,

Po trzecie siedzi tam masa zawodowców naszych i zagranicznych którzy robią to od lat i z którymi będzie porównywany.

Moja rada? Poszukać pustej niszy i jak pisała Rubia powyżej - załapie albo nie załapie.

Proste historyjki

10
Rubia pisze: A pisząc pierwszy tom cyklu o Eberhardzie Mocku (Śmierć w Breslau), nie miał żadnej pewności, że jego pomysł chwyci. Nie mógł przewidzieć późniejszego sukcesu, więc trudno byłoby uznać wybór czasu i miejsca akcji za świadome działanie marketingowe.
Nie robił żadnego planu marketingowego, tylko pisał o tym, co go fascynowało - Wrocław i jego historia.
Krajewski jest wnukiem repatriantów z kresów wschodnich, których po wojnie wagonami przewieziono do Breslau. Nienawidzili tego miejsca i uważali je za niemieckie. Krajewski, ich wnuk, urodzony i wychowany we współczesnym Wrocławiu, należy już do tego pokolenia, które jest zafascynowane historią i wielokulturowością swojego miasta. Ze studiów nad Wrocławiem narodziły się sylwetki bohaterów i ich pomieszane przez historię i politykę losy.
Powieści Krajewskiego są, wg mnie, kolejnym dowodem na to, że pisanie nie polega na szukaniu "marketingowej niszy", żeby się dobrze sprzedać, tylko na mistrzowskim przedstawieniu tego, co "w duszy gra" autorowi.
Czyli popieram wypowiedź Leszka.

Proste historyjki

11
Juliahof pisze: pisanie nie polega na szukaniu "marketingowej niszy", żeby się dobrze sprzedać, tylko na mistrzowskim przedstawieniu tego, co "w duszy gra" autorowi.
Czyli popieram wypowiedź Leszka.
A co potencjalny autor począć wówczas, kiedy w duszy grają mu jednak smoki, elfy i krasnoludy? Poczekać, aż mu przejdzie? Albo zagra coś innego?
Bo Leszek jest przeciwnikiem "światotworzenia" fantasy, a przecież to może być autentyczną potrzebą piszącego - przynajmniej na pewnym etapie pisania.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Proste historyjki

12
Rubia pisze: A co potencjalny autor począć wówczas, kiedy w duszy grają mu jednak smoki, elfy i krasnoludy? Poczekać, aż mu przejdzie? Albo zagra coś innego?
Bo Leszek jest przeciwnikiem "światotworzenia" fantasy, a przecież to może być autentyczną potrzebą piszącego - przynajmniej na pewnym etapie pisania.
Autor może pisać o czym chce, ale musi to zrobić doskonale.
Wydaje mi się, że Leszkowi chodziło o "światotworzenie w fantasy" jako o próbę uciekania w inne światy przez autorów, którzy nie potrafią dostrzec, a tym bardziej opisać, bogactwa świata realnego - współczesnego bądź przeszłego. Jeśli ktoś nie odczuwa uroku sceny w autobusie discopolo i nie potrafi jej opisać, jak będzie umiał odczuć i opisać świat, który dopiero musi stworzyć? O ile mi wiadomo, autorzy znakomitych powieści fantasy mieli przede wszystkim rozległą wiedzę historyczną, językoznawczą itp., co stanowiło punkt wyjścia do światotworzenia. Trudno to jednak zauważyć w tekstach osób, których jedyną wiedzą jest to, że przeczytali kilka powieści fantasy, więc ich proza jest najczęściej mocno drewniana, toporna i pusta.

Proste historyjki

13
Ja rozumiem postawę Leszka i nawet się z nią zgadzam. Połowicznie :) Bo rzeczywiście, obserwacja codzienności może być doskonałym źródłem inspiracji. Takie proste, banalne wręcz scenki, jeśli się je rozwinie w wyobraźni, mogą stać się rodzajem motoru napędzajacego całkiem złożoną i niebanalną akcję.
Ale: mam wrażenie, że jest to znakomite pole do ćwiczeń, na przykład w ramach warsztatów literackich. Poobserwować ludzi, posłuchać co mówią, osnuć wokól tego jakąś historię. Wyjście poza własne, ulubione motywy, postacie i sytuacje na pewno jest ożywcze, zwłaszcza jeżeli zmusza do wysiłku. Opowieść o starszym mężczyźnie i małym chłopcu na peronie dworca może być niebagatelnym wyzwaniem dla notorycznego poskromiciela smoków. Jeżeli w takich zajęciach bierze udział kilka osób, łatwo wtedy stwierdzić również, w jak rózne strony może podążać indywidualna wyobraźnia.
Przeszkodę widzę jedną: wielu osobom rzeczywistość "dostępna na wyciągnięcie ręki" wydaje się po prostu NUDNA. Nie widzą w niej nic atrakcyjnego i nie będą w nią wchodzić, żeby napisać książkę (co nie znaczy bynajmniej, że własne życie uważają za nudne). Przecież literatura zawsze była polem i okazją do przeróznych ucieczek, wypraw, eksploracji - Odyseusz nie siedział w domu z Penelopą.
Gdyby w Polsce istniały studia z kreatywnego pisania, widziałabym w takich ćwiczeniach z literackiej obróbki rzeczywistości przedmiot obowiązkowy, zaliczany z buntem w duszy albo na "odwal się", jako coś, co hamuje inwencję własną i ambicje autora. Co nie znaczy, że rzeczony autor nie doceniłby kiedyś korzyści, jakie wynikają z takich ćwiczeń.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Proste historyjki

14
Rubia pisze:
Gdyby w Polsce istniały studia z kreatywnego pisania, widziałabym w takich ćwiczeniach z literackiej obróbki rzeczywistości przedmiot obowiązkowy, zaliczany z buntem w duszy albo na "odwal się", jako coś, co hamuje inwencję własną i ambicje autora. Co nie znaczy, że rzeczony autor nie doceniłby kiedyś korzyści, jakie wynikają z takich ćwiczeń.
Przepraszam, że nieco offtop ;)
http://informatory.uni.lodz.pl/wydzial- ... e-pisanie/

https://usosweb.amu.edu.pl/kontroler.ph ... :16-KP-22)

https://rekrutacja.uni.wroc.pl/kierunek ... arne/#opis

https://www.filmschool.lodz.pl/studia/s ... isarstwo/6
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Proste historyjki

15
Rubia pisze: Przeszkodę widzę jedną: wielu osobom rzeczywistość "dostępna na wyciągnięcie ręki" wydaje się po prostu NUDNA. Nie widzą w niej nic atrakcyjnego i nie będą w nią wchodzić, żeby napisać książkę
No i własnie tu jest pies pogrzebany.
Autor, który ma twórczy umysł i wyobraźnię (a zakładam, że tylko ktoś taki pisze dobrą literaturę) rzadko się nudzi tym, co widzi i słyszy, raczej wchłania wszystko jak gąbka, a następnie przetwarza - tak działa jego mózg i emocje. Rzeczywistość "dostępna na wyciągnięcie ręki" to dla niego jedynie sygnały, maleńkie wierzchołki góry lodowej, całość jest gdzieś głębiej i szerzej, i autor te niewidoczne rejony opowiada i pokazuje. Myślę, że tym właśnie różni się dobry lub bardzo dobry autor od "producenta tekstów dla ludności".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”

cron