Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

1
Podobno autor umarł, liczy się tylko dzieło. Teza: Nad jedną powieścią powinien pracować zespół osób, czasy indywidualnych pisarzy przemijają na naszych oczach.
W historii kultury indywidualny geniusz jest niepodważalny, ale często realizował się w pracy zbiorowej. W rzeźbie czy w malarstwie przez wieki oczywistym było, że wraz z twórcą pracował cały warsztat uczniów i innych pomagierów. W muzyce kompozytor był najczęściej jeden, ale pomijając rzadkie przypadki gdy sam był wirtuozem i tworzył dla sienie kompozycje na jeden instrument, potrzebował wirtuozów, by dzieło jego mogło wybrzmieć. Teatr, a potem kino - oczywiste, że jedna osoba nie stworzy zbyt wiele, tylko jakiś monodram albo film przyrodniczy.

Z literaturą dotąd było inaczej - w niej pierwiastek indywidualny był dotąd na swój sposób samowystarczalny, kiedy tworzył, inne indywidua mogły mieć charakter co najwyżej doradczy. Bo czy po "Biblii" (i tak zresztą niespójnej by traktować ją jako jednomorficzne dzieło) powstało w literaturze coś godnego uwagi, co miałoby więcej niż jednego autora, choćby i tylko dwóch? Co najwyżej bracia Strugaccy, "Czarna Mańka", "Dobry omen" i może inne takie ciekawostki (zbiorów opowiadań nie liczymy, jeśli każde opowiadanie z osobna miało jednego autora). 99.9(9)% beletrystyki to jednak twory jednego autora, przynajmniej na razie.
Tylko, że kiedyś ci autorzy, to bywały prawdziwie wielkie indywidua, jakich dzisiaj ze świeczką szukać - albo potworne, niewyobrażalne talenty, albo intelektualiści i erudyci, co w jednym palcu mieli filozofię, filologię, matematykę, fizykę, a nierzadko i jeszcze medycynę czy coś pokrewnego. Jeśli przynajmniej jeden z tych dwóch warunków był spełniony, to i pisanie miało sens. To jednak było minęło - już koniec, już miło było, witamy w teraźniejszości.

Pytanie: Czy w czasach demokratyzacji wszystkiego, także kultury, a przy tym naciskaniu na coraz bardziej szczegółowe, coraz bardziej konkretne specjalizacje - nie mówimy tu, że to dobrze, mówimy, że tak jest - pojedyncze jednostka jest jeszcze w stanie udźwignąć coś takiego jak napisanie powieści?
No owszem, w przypadku sztuk formalnych, jakimi są poezja czy dramat, praca zbiorowa nadal wydaje nam się czymś po prostu niedorzecznym. Ale czemu nie w powieści? Przecież nawet wiele z najwybitnijszych powieści w dziejach, nie jest od początku do końca wewnętrznie spójna, nie zachowuje przez cały czas jednolitości stylu, nie jest kompozycją oddziałującą tylko formą - czytelnik i tak nie jest w stanie tego wszystkiego objąć swoją, ludzką i tylko ludzką percepcją. Nie jest w stanie - że się wyrazimy zgodnie z współczesnym nam językowym trendem - wszystkiego ogarnąć...

Proponujemy aby praca nad powieścią czerpała wzorce z pracy nad filmem, a nawet kino autorskie w najlepszym wydaniu wymagało kooperacji. Film jest niewątpliwie twórczością artystyczną w najściślejszym tego słowa znaczeniu (nie mówimy oczywiście o jakichś Patrykach V., itede) i jakoś fakt, że poza reżyserem pracują nad nim dziesiątki, albo i setki innych ludzi tego nie zmienia. Skoro wieloautorstwo działa w filmie, tym bardziej powinno zadziałać w powieści.

To byłby doskonały sposób na przyśpieszenie procesu pisarskiego, w czasach, kiedy dla konsumenta od "jak?" ważniejsze jest "jak szybko?", na wyeliminowanie wielu błędów, na które samemu się nie zwraca uwagi, wreszcie, niejako na w miarę zręczne ominięcie potrzeby erudycji (zamiast samemu studiować matematykę, skorzystajmy z dobrodziejstwa matematyka).

Takie "powieściowe konsorcjum" nie powinno być współtworzone przez ludzi o podobnych do siebie kompetencjach - jeśli traktują swoją twórczość z należytą powagą, prędzej czy później by się pozażynali, jeśli nie dosłownie, to przynajmniej emocjonalnie. Raczej powinien być, wzorem teatru czy kina, zachowany pewien podział na role, na przykład:

- Reżyser - główny pomysłodawca całej koncepcji, a jednocześnie osoba odpowiedzialna za koordynację i łączenie pracy pozostałych.
- Stylista/Poeta - ten z najlepszym ze wszystkich tzw. "piórem", który nadaje zdaniom właściwy im szarm, którego kreatywność skupia się przede wszystkim na warstwie językowej. Idealnie byłoby, gdyby miał wykształcenie muzyczne, a przynajmniej grał nie tylko na nerwach.
- Dramaturg - dba o trzymanie narracji w napięciu, trochę zachęca, a trochę irytuje potencjalną czytelniczkę bądź czytelnika. Szczególnie przygląda się też dialogom.
- Filozof - czuwa nad warstwą istotną dzieła, weryfikuje konstrukcję i poszczególne elementy pod względem logicznym, potrafi po każdym zdaniu zadać fundamentalne pytanie: "Po co?".
- Szukacz (nieładnie zwany "Researcherem?) - wyszukuje lub wymyśla ważne tematy, szuka też pewnych punktów wspólnych między materię świata przedstawionego a trywialną rzeczywistością. Sam może niewiele wiedzieć, ale musi wiedzieć jak coś sprawdzić. Tych może być więcej, dwóch, może trzech (chyba wystarczy?).
- Wypełniacz - każdy kto zmagał się z formą powieściową wie, że są takie fragmenty, konieczne z punktu widzenia całości, ale które za cholerę "nie idą". Osobiście, zdarzało się nam porzucić pracę nad ukończoną w 90% mini powieścią, ze względu na niemożność, albo niechęć, do jednej, pojedyncznej, niedającej się jednak obejść sceny. Takie problemy powinien załatwiać wykwalifikowany "zapełniacz". Świetny rzemieślnik, czujący literaturę, niemający jednak dość zapału na stylistę czy reżysera.
- Logistyk - ten, który odpowiada za pracę całego zespołu, na przykład organizuje wspólne spotkania, alkohol, (opcjonalnie) narkotyki, a przede wszystkim pilnuje terminów, jest jakby takim drugim reżyserem, ale bardziej od kontaktów z zespołem, nastawia się na kontakty ze światem zewnętrznym. Jeśli na przykład powieść ma być wydana w tradycyjnej formie, rozmawia z wydawcami. W najgorszym razie może być nawet pół-debilem, byle miał zmysł organizacyjny.
- Konsultant merytoryczny/Specjalista - to w zależności od tego co piszemy, jeśli to ma być jakaś powieść międzyplanetarna, warto zatrudnić do niej nawet kilku specjalistów od dziedzin ścisłych (fizyk, astrofizyk, biochemik, itd), jeśli historyczna, to jednego czy dwóch historyków, a jeśli powieść o muzeum lotnictwa, to najlepiej pracownika muzeum lotnictwa (k... jego mać).

W zasadzie piszemy tu o takim najbardziej podstawowym składzie, potrzebnym, żeby stworzyć powieść, niekoniecznie żeby ją wydać, sprzedać, reklamować, itd. Jeśli zakładamy cel komercyjny, to można zespół rozszerzyć o ludzi będących jeszcze bliżej tzw. "rynku czytelniczego" niż logistyk, na przykład zaangażujemy eksperta ds. sprzedaży czy grafika, który przygotuje oprawę (to akurat nie będzie żadna nowość).

Na razie to tylko remat do dyskusji. Jeśli się spodoba, nie wykluczamy, że w przyszłości podejmiemy próbę stworzenia takowego konsorcjum.
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

2
Na szybko bo z telefonu, ale...
Gdzie kwestia podziału zysków? Jeśli Ci ludzie mają to robić profesjonalnie, to będą oczekiwać pieniędzy. Jakikolwiek bestseller powstałby w wyniku tego projektu, to podział zysków na tyle osób spowoduje, że te gratyfikacje będą minimalne i nieadekwatne do pracy.
Kwestia łańcucha komunikacji. Żeby nastąpiła synchronizacja pracy tylu osób, potrzeba bardzo utalentowanego kierownika projektu. Spójrzmy na pracę duetu autor-redaktor. Na czas jej trwania, na sposób w jaki przebiega. Przy konieczności konsultacji wielu aspektów, na wielu etapach pracy śmiem przypuszczać, że czas powstawania książki będzie podobny jak przy projekcie "samodzielnym".

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

3
Problem ujawni się wcześniej niż przy podziale zysków. Grupa zawodowców nie będzie pracować za darmo, bez budżetu. Owszem, nawet i filmy powstają "po kosztach", ale to nie reguła, tylko wyjątki - i zwykle są to projekty niekomercyjne, autorskie, fanowskie - natomiast w komercyjnym "przedsiębiorstwie" nastawionym na zysk, zawodowcy nie będą pracować za darmo. Więc błąd tkwi w samym założeniu :)

Inna sprawa, że analogia z filmem jest kompletnie chybiona - widać, że założyciel wątku nie ma praktyki wydawniczej :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

4
W zasadzie byłyby to i słuszne zarzuty i mogłyby nas srodze zasmucić, gdybyśmy nie zastrzegli wcześniej, że:
Jim Skalniak pisze: W zasadzie piszemy tu o takim najbardziej podstawowym składzie, potrzebnym, żeby stworzyć powieść, niekoniecznie żeby ją wydać, sprzedać, reklamować, itd.
Koncentrujemy się na razie na powstaniu powieści, nie na jej wydawaniu. Nasza propozycja (uprzejmie prosimy o nienazywanie jej "projektem", bardzo źle się to nam kojarzy) nie jest żadnym innowacyjnym pomysłem na świetny, błyskawiczny dochód finansowy, toteż kierujemy ją raczej do ludzi, którym na sercu leży bardziej poprawa jakości współczesnego pisarstwa, niż poprawa stanu własnych finansów.
Co do wydawania - mamy na razie jakieś mgliste pomysły, ale wymagają one jeszcze gruntownego przemyślenia, więc nie chcemy na razie zawracać tym nikomu głowy. Możemy tylko zdradzić, że nieśmiało marzy się nam coś w rodzaju "spółdzielni pisarsko-wydawniczej", a może nawet "pisarsko-wydawniczo-czytelniczej".

Wpadliśmy też na pomysł, by do zespołu zapraszać grafików czy rysowników (nie musi to być od razu profesor ASP, może na przykład student albo utalentowany użytkownik jakiegoś internetowego portalu typu deviant.art), którzy jeszcze w procesie tworzenia mogliby robić ilustracje, będące integralną częścią treści powieści (jak np. rysunki Kurta Vonneguta jr. do "Śniadania mistrzów", w tym akurat przypadku własnego, ale inne nie przychodzą nam w tej chwili do głowy).
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

5
I uważasz, że znajdziesz _dobrego_ "stylistę" czy "dramaturga", w każdym razie utalentowanych autorów, którzy zamiast dziergać własne, z dużą szansą na powodzenie, skoro są _dobrzy_, wejdą w rolę "ja tu tylko sprzątam"? :) Pytanie brzmi: po co mieliby ograniczać własne talenty? I to jeszcze nie dla zysku, jak zastrzegasz.
Mam podejrzenie, że słyszałeś o Pattersonie i pogłoskach dotyczących jego stajni. No, ale tam w grę wchodzi coś 100 milionów dolców rocznie, więc wiesz...
Co do analogii filmowych, sam wywołałeś wilka z lasu, pisząc:

Kod: Zaznacz cały

Proponujemy aby praca nad powieścią czerpała wzorce z pracy nad filmem, a nawet kino autorskie w najlepszym wydaniu wymagało kooperacji. Film jest niewątpliwie twórczością artystyczną w najściślejszym tego słowa znaczeniu (nie mówimy oczywiście o jakichś Patrykach V., itede) i jakoś fakt, że poza reżyserem pracują nad nim dziesiątki, albo i setki innych ludzi tego nie zmienia. Skoro wieloautorstwo działa w filmie, tym bardziej powinno zadziałać w powieści.
Powtórzę się - to chybiona analogia. Nie nakręcisz właściwie żadnego filmu bez budżetu, chyba że telefonem :P
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

7
Jim Skalniak pisze: Koncentrujemy się na razie na powstaniu powieści, nie na jej wydawaniu.
Ok, ale rozumiem, że pisaniu amatorskim, to znaczy wszyscy Ci ludzie będą to robić "po" swojej normalnej pracy?
Będą poświęcać roboczogodziny bez gratyfikacji, ideowo? Nie widząc "drugiego końca mostu", bo nie myślicie o wydawaniu?
Jak będziecie chronić ekipę przed błyskawicznym wypaleniem i spadkiem motywacji?
Jak chcecie ściągać utalentowanych do swojej propozycji, skoro jest ona "non-profit"? Bo niestety talent i ciężka praca zawsze są w cenie.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

8
Nie zakładajmy od razu, że są na tyle dobrzy, że sami mogą z powodzeniem stworzyć coś wielkiego. Jeśli są, niech tworzą starym sposobem, przecież im tego nie zabronimy.
Wyobraźmy sobie jednak grupę ludzi, która się wzajemnie dobrze zna i rozumie, jeden ma fantastyczny styl pisania i władania językiem, ale nie potrafi komponować sensowych fabuł, drugi ma pamięć językową, więc pisze kapitalne dialogi, ale nie ma pojęcia o muzyce baroku, a bohaterem powieści ma być kompozytor z tamtego okresu, trzeci by mógł o tym napisać rozprawę naukową, bo jest muzykologiem i przy tym sam gra na skrzypcach, ale niestety ma toporny styl pisania, etc., etc.
Każdy z nich mógłby napisać własną powieść o barokowym muzyku, ale albo byłaby ona pełna niedoskonałości i niedociągnięć, albo praca nad nią zajęłaby każdemu z nich całe lata, podczas gdy zespół wespół mają już wszystkie potrzebne atrybuty hic et nunc.
Godhand pisze: Ok, ale rozumiem, że pisaniu amatorskim, to znaczy wszyscy Ci ludzie będą to robić "po" swojej normalnej pracy?
Na razie to jest jeszcze przed fazą eksperymentu, z jednej strony oczywiście będzie trudno taką ekipę skompletować. Z drugiej strony = ludzie przecież robią "po pracy" różne rzeczy. Na przykład jeżdżą na motorach, inwestując mnóstwo czasu i pieniędzy w utrzymywanie, konserwację maszyn, sprzętu, spędzają całe wieczory na dłubaniu w silniku itd. - z naszego osobistego punktu widzenia brzmi to jak idiotyzm, ale im to sprawia frajdę i daje poczucie spełnienia - czemu więc chęć wzięcia udziału w literackim eksperymencie miałaby być wzięta za coś szalonego?
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

9
Jim Skalniak pisze:Każdy z nich mógłby napisać własną powieść o barokowym muzyku, ale albo byłaby ona pełna niedoskonałości i niedociągnięć, albo praca nad nią zajęłaby każdemu z nich całe lata, podczas gdy zespół wespół mają już wszystkie potrzebne atrybuty hic et nunc.
Otóż mylisz się - nie, nie mają. Wiedzieć nie znaczy umieć - a "umienie" w literaturze to duuuużo więcej niż wiedza, JAK coś zrobić. To także, może przede wszystkim, doświadczenie. Więc nie - trzymając się przykładu z powieścią o barokowym muzyku, nie mają wszystkich niezbędnych elementów.
Bardzo mocno nadwartościowujesz wiedzę, pomijając np. istotną w typowym procesie twórczym intuicję, wyczucie, smak literacki, etc. Rzeczy słabo definiowalne, słabo mierzalne, ale niewątpliwie istniejące i biorące udział w procesie powstawania tekstu, gdy siedzi nad nim twórca czy tandem.

PS. Znam ze dwie próby pisania powieści przez grupy - obie szybko padły z powodów wspomnianych przez Goda, oraz konflikty ideowe, gdy nie szło się np. w sześć osób dogadać co do przebiegu fabuły :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

10
Dwie próby nieudane na dwie to jakby nie patrzeć 100% niepowodzenia, ale czy to wystarczająca próbka, by wyciągać z niej jakieś ogólne wnioski? Czy gdy dwa razy wyrzucę na monecie reszkę, to mogę już stwierdzić, że nie da się wyrzucić orła? Trzeba też uwzględnić jakie to były grupy, w jakich warunkach zawiązane, czego oczekiwały, etc.m etc.
Jedno musimy przyznać - też nie obiecujemy sukcesu, nie gwarantujemy sukcesu, nic sobie nie damy za niego ucinać. Mimo braku doświadczenia, zdążyliśmy już się dowiedzieć, że każdy eksperyment to ryzyko niepowodzenia.
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

11
Przecież ja Ci nie zabraniam bawić się w takie eksperymenty, nawet nie bardzo krytykuję pompatyczny i pełen nieprawdziwych tez post otwarcia :)
Tyle że na razie wygłaszasz manifesty - nieważne, słuszne czy nie. W przypadku pisania powieści sednem jest - cóż za odkrycie - jej pisanie :) zatem lepiej będzie, jak zaczniesz, oczywiście w grupie, i zrelacjonujesz nam wnioski :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

14
Jim Skalniak pisze: Na razie to jest jeszcze przed fazą eksperymentu, z jednej strony oczywiście będzie trudno taką ekipę skompletować. Z drugiej strony = ludzie przecież robią "po pracy" różne rzeczy. Na przykład jeżdżą na motorach, inwestując mnóstwo czasu i pieniędzy w utrzymywanie, konserwację maszyn, sprzętu, spędzają całe wieczory na dłubaniu w silniku itd. - z naszego osobistego punktu widzenia brzmi to jak idiotyzm, ale im to sprawia frajdę i daje poczucie spełnienia - czemu więc chęć wzięcia udziału w literackim eksperymencie miałaby być wzięta za coś szalonego?
Nijak ma się ta analogia. Ludzie jeżdżący na motorach nie są od siebie zależni. Mogą to robić w grupie, mogą samotnie. Nie zawali im się koncepcja, kiedy jeden z szóstki nie da rady w niedzielne popołudnie. Nie zawali też, kiedy ktoś z istotnych członków powie, że ma dość i sprzedaje motocykl. Nie muszą wreszcie oddawać swojego unikalnego stylu prowadzenia dla dobra grupy, nie wiedząc co z tego wyniknie.

Ja Wam nawet kibicuję, ale raczej z pewnego sentymentu, niż z powodu wiary w powodzenie pomysłu.

Mieliśmy tutaj dwa świetne projekty. DNN i Weryformat. Oba prowadzili ludzie z pasją, zupełnie w moim pojęciu wyjątkowi, właściwie Dream Team Wery. Z różnych specjalizacji, uzdolnieni na wielu polach, dobrze się uzupełniający.
Oba te projekty (choć bardzo udane) się wypaliły.

No i na koniec - jednak pisanie (dla mnie) jest czynnością w pewien sposób intymną, i bardzo osobistą. Nie wyobrażam sobie odzierania pisania z idywidualizmu Autora, bo w moim pojęciu jest to jedna z najistotniejszych rzeczy.
Ale będę trzymał kciuki.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Poliautorstwo albo Konsorcjum powieściowe

15
czasy indywidualnych pisarzy przemijają na naszych oczach.
Nie zauważyłem.
W rzeźbie czy w malarstwie przez wieki oczywistym było, że wraz z twórcą pracował cały warsztat uczniów i innych pomagierów.
Tylko w określonych epokach, a i to nie zawsze. Zresztą powodem były czynniki – powiedzmy – organizacyjne lub wręcz materialne. Mistrz był zawsze jeden i on odpowiadał za dzieło i je sygnował.
pojedyncze jednostka jest jeszcze w stanie udźwignąć coś takiego jak napisanie powieści?
Zajrzyj do jakiejś księgarni – znajdziesz takich herosów na pęczki.
co miałoby więcej niż jednego autora, choćby i tylko dwóch?
Jeszcze jeden wyjątek potwierdzający regułę: Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka.
Tylko, że kiedyś ci autorzy, to bywały prawdziwie wielkie indywidua, jakich dzisiaj ze świeczką szukać - albo potworne, niewyobrażalne talenty, albo intelektualiści i erudyci, co w jednym palcu mieli filozofię, filologię, matematykę, fizykę, a nierzadko i jeszcze medycynę czy coś pokrewnego.
Czyli – jak rozumiem – jeśli weźmiemy „cuzamen do kupy” dziesięć miernot, to wyjdzie jeden geniusz?
- czytelnik i tak nie jest w stanie tego wszystkiego objąć swoją, ludzką i tylko ludzką percepcją. Nie jest w stanie - że się wyrazimy zgodnie z współczesnym nam językowym trendem - wszystkiego ogarnąć...
Nie chciałbym się chwalić, ale mam wrażenie, że jakiś mi się to czasem udaje.
Film jest niewątpliwie twórczością artystyczną w najściślejszym tego słowa znaczeniu
Z tym „najściślejszym”, to chyba przesadziłeś.
To byłby doskonały sposób na przyśpieszenie procesu pisarskiego, w czasach, kiedy dla konsumenta od "jak?" ważniejsze jest "jak szybko?", na wyeliminowanie wielu błędów, na które samemu się nie zwraca uwagi, wreszcie, niejako na w miarę zręczne ominięcie potrzeby erudycji (zamiast samemu studiować matematykę, skorzystajmy z dobrodziejstwa matematyka).
Świetnie, pisanie powieści na czas, i im więcej tym lepiej. I precz z erudycją! Burżuazyjne przesądy! Podpowiem: w sieci jest program piszący wiersze. Trzeba tylko napisać taki, który zajmie się powieściami. Jestem przekonany, że technicznie jest to już możliwe.
- jeśli traktują swoją twórczość z należytą powagą, prędzej czy później by się pozażynali, jeśli nie dosłownie, to przynajmniej emocjonalnie.
To oczywiste; zresztą mało kto dziś podchodzi poważnie do tego, co robi. Im gorzej, tym lepiej.
Nasza propozycja (uprzejmie prosimy o nienazywanie jej "projektem", bardzo źle się to nam kojarzy)
Mnie też tu się wszystko źle kojarzy.
którym na sercu leży bardziej poprawa jakości współczesnego pisarstwa,
A nie jego zniszczenie przypadkiem?
z naszego osobistego punktu widzenia brzmi to jak idiotyzm, ale im to sprawia frajdę i daje poczucie spełnienia
Mów za siebie: z mojego punktu widzenia nie jest to idiotyzm.
czemu więc chęć wzięcia udziału w literackim eksperymencie miałaby być wzięta za coś szalonego?
Szalonego nie, gdyż to pojęcie ma też pozytywne konotacje. Po prostu – jak sam byłeś to łaskaw wyżej określić – idiotyzm.
Czy gdy dwa razy wyrzucę na monecie reszkę, to mogę już stwierdzić, że nie da się wyrzucić orła?
Ale jeśli wyrzucisz reszkę kilkadziesiąt tysięcy razy, to może wreszcie zaczniesz podejrzewać, że moneta jest spreparowana, czyli fałszywa.
Sugeruję policzyć, ile powieści zostało już napisanych.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”

cron