Jakiś czas temu udało mi się popełnić opowiadanko, które w dość perfidny sposób sobie obmyśliłem - niby obyczaj, lecz z niespodziewanym, druzgocącym zakończeniem, w którym to opowiadaniu w mocno nie fajny sposób potraktowałem jednego z bohaterów. Na tyle nie fajny sposób, że kiedy dałem to do przeczytania mojej znajomej, ta po lekturze na drugi dzień oddała mi tekst oburzona, mówiąc, cytuję: że nikt normalny by tego nie napisał. Ponoć cały dzień chodziła przygnębiona myśląc o tym, co też uczyniłem swojej fikcyjnej postaci. Nie ukrywam, banana miałem na ryjku od ucha do ucha, bo oto udało mi się po raz pierwszy naprawdę kimś wstrząsnąć (u innego czytelnika, tym razem kolegi, nie było już podobnego oburzenia).
Zastanawiam się, czy ważne są jakiekolwiek emocje, nawet te wkur^^&@jące czytelników, czy lepiej czasem 'ugryźć się w język' i nie podążać tym torem? Ileż to lat minęło odkąd J. Piekara napisał Sługę bożego, a do dziś dnia na różnych forach natknąć się można na głosy oburzonych kobiet, które rozpamiętują scenę, gdzie gł. bohater pozwala swemu kamratowi zgwałcić pewną niewiastę, kobietę która mu zaufała. Przyznaję, scena choć nie opisuje wprost przemocy, wstrząsa samą swoją niesprawiedliwością i to mocno.
Moje postacie to często szumowiny, którzy krzywdzą tych dobrych, depcząc ich, a sami nie zawsze ponoszą za to odpowiedzialność. Czy o autorze świadczą jego teksty? Czy przez to można od krytyki dorobić się jakiejś etykietki, a nawet stracić część czytelników?
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
2Nie rozumiem pytania. Jeśli tekst fabularny ma nie wzbudzać emocji, to... co ma robić?
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
3Myślę, że Twoje wątpliwości wiążą się z bardziej ogólnym pytaniem o to, po co piszemy i jaka powinna być rola literatury. Chyba każdy autor musi sobie sam na nie odpowiedzieć.
Osobiście zdarzyło mi się porzucić lekturę ze względu na sceny, które wywołały u mnie moralny sprzeciw, ale sądzę, że innym czytelnikom taki wstrząs może odpowiadać. Kwestia gustu.
Swoją drogą ciekawe, dlaczego wybierasz takich, a nie innych bohaterów. Tworzone przeze mnie postacie i motywy też mają pewne cechy wspólne, chociaż bardzo długo nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Osobiście zdarzyło mi się porzucić lekturę ze względu na sceny, które wywołały u mnie moralny sprzeciw, ale sądzę, że innym czytelnikom taki wstrząs może odpowiadać. Kwestia gustu.
Swoją drogą ciekawe, dlaczego wybierasz takich, a nie innych bohaterów. Tworzone przeze mnie postacie i motywy też mają pewne cechy wspólne, chociaż bardzo długo nie zdawałam sobie z tego sprawy.
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
4Jeśli dobrze zrozumiałam, to pytanie sformułowane w temacie dotyczy nie wywoływania emocji w ogóle, lecz pewnego "rodzaju emocji", a konkretnie, jak wynika z postu, emocji negatywnych. To jest dość rozległy zakres i może dotyczyć zarówno odrazy, jaką wywołuje szczegółowe opisywanie przez autora scen drastycznych (przemocy, tortur, śmierci), jak i sprzeciw czytelnika wobec takiej sytuacji, kiedy - najogolniej rzecz ujmując - zło triumfuje, nie potępione i nie ukarane. Tak, jakby autor solidaryzował się z tymi, którzy czynią zło.
Pierwsze zjawisko jest w literaturze spotykane bardzo często i rzadko budzi poważny sprzeciw. Przypomnijmy sobie choćby Sienkiewicza i opisy wbijania na pal albo śmierci ukrzyżowanych i podpalonych niewolników. Odbiór takich opisów jest, oczywiście, różny wśród róznych czytelników, ale też uwarunkowany czymś, co nazwałabym ogólną wrażliwością epoki, a także celem, jaki zamierzał osiągnąć autor - np. w "Quo vadis" moralna wyższość umierających jest podkreślana niemalże łopatologicznie. XIX wiek był dość tolerancyjny, jeśli chodzi o drastyczne opisy, XX zresztą też. Takie sceny można znaleźć nawet w literaturze dla dzieci. (Nie wiem, czy ktokolwiek z Was miał w ręku pełną wersję "Pszczółki Mai", czyli nie żadną adaptację serialu, lecz tłumaczenie książki wydanej w 1912 r. Chyba już w pierwszym rozdziale napotkany pasikonik opowiada Mai-dziecku o tym, jak jakiś drapieżny owad pożarł całą jego rodzinę. Ze szczegółami. Gdyby mi ktoś przeczytał coś takiego, kiedy byłam mała, z pewnością nie spałabym po nocach).
Gorzej natomiast z ideą "zła triumfującego", czyli - znowu piszę bardzo ogólnie - takimi rozwiązaniami fabularnymi, w których autor nie dystansuje się wyraźnie od swoich bohaterów czyniących zło. To był powód ataków na wielu pisarzy, którym przypisywano relatywizm moralny, nihilizm, chęć niszczenia zdrowej tkanki społecznej, propagowanie dewiacji - zależy, z jakich pozycji wychodziła taka krytyka. Śledząc historię odbioru rozmaitych tytułów bez trudu można natrafić na takie zarzuty. Pewnie u krytyków dominowało przekonanie, częste przecież i nawet uzasadnione, że pisarz powinien stać po stronie jakiegoś podstawowego ładu moralnego.
Pierwsze zjawisko jest w literaturze spotykane bardzo często i rzadko budzi poważny sprzeciw. Przypomnijmy sobie choćby Sienkiewicza i opisy wbijania na pal albo śmierci ukrzyżowanych i podpalonych niewolników. Odbiór takich opisów jest, oczywiście, różny wśród róznych czytelników, ale też uwarunkowany czymś, co nazwałabym ogólną wrażliwością epoki, a także celem, jaki zamierzał osiągnąć autor - np. w "Quo vadis" moralna wyższość umierających jest podkreślana niemalże łopatologicznie. XIX wiek był dość tolerancyjny, jeśli chodzi o drastyczne opisy, XX zresztą też. Takie sceny można znaleźć nawet w literaturze dla dzieci. (Nie wiem, czy ktokolwiek z Was miał w ręku pełną wersję "Pszczółki Mai", czyli nie żadną adaptację serialu, lecz tłumaczenie książki wydanej w 1912 r. Chyba już w pierwszym rozdziale napotkany pasikonik opowiada Mai-dziecku o tym, jak jakiś drapieżny owad pożarł całą jego rodzinę. Ze szczegółami. Gdyby mi ktoś przeczytał coś takiego, kiedy byłam mała, z pewnością nie spałabym po nocach).
Gorzej natomiast z ideą "zła triumfującego", czyli - znowu piszę bardzo ogólnie - takimi rozwiązaniami fabularnymi, w których autor nie dystansuje się wyraźnie od swoich bohaterów czyniących zło. To był powód ataków na wielu pisarzy, którym przypisywano relatywizm moralny, nihilizm, chęć niszczenia zdrowej tkanki społecznej, propagowanie dewiacji - zależy, z jakich pozycji wychodziła taka krytyka. Śledząc historię odbioru rozmaitych tytułów bez trudu można natrafić na takie zarzuty. Pewnie u krytyków dominowało przekonanie, częste przecież i nawet uzasadnione, że pisarz powinien stać po stronie jakiegoś podstawowego ładu moralnego.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
5Takie podejście pokazuje, że oceniający automatycznie zakłada, że tekst musi być komentarzem ze strony autora. A co, jeśli nie jest?Rubia pisze: Gorzej natomiast z ideą "zła triumfującego", czyli - znowu piszę bardzo ogólnie - takimi rozwiązaniami fabularnymi, w których autor nie dystansuje się wyraźnie od swoich bohaterów czyniących zło. To był powód ataków na wielu pisarzy, którym przypisywano relatywizm moralny, nihilizm, chęć niszczenia zdrowej tkanki społecznej
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
6I co sobie wówczas gdybasz o autorze? "Cóż za chory popi#rdol to napisał!"? czy w ogóle nie osądzasz?
Nie chcę odpowiadać dlaczego, tłumaczyć się. Po prostu – taki sobie wybieram (nie za każdym razem, broń Boże!) motyw przedstawiania zła i krzywdy tych dobrych. Kwestię ‘dlaczego’ zostawmy, mnie interesują ‘plony’ podobnych zabiegów literackich oraz ewentualne ich konsekwencje.
Dokładnie to miałem na myśli.
Czy ja się solidaryzuję pisząc w podobny sposób... Po prostu najłatwiej jest mi wymyślić scenę amoralną, upokorzyć i zniszczyć, niż pokazać miłość czy szlachetność, dobre zakończenie, bo te ostatnie rzeczy za każdym razem wychodzą mi pretensjonalnie, sztucznie, w dodatku wcale się w tym nie odnajduję. Pytanie, czy to znajdzie swój target jednocześnie nie narażając się ze strony krytyki na łatkę „chorego umysłowo”. Przypomniała mi się recenzja Apocalypto - filmu, w którym aż nazbyt leje się posoka, a kamera musi wszystko dokładnie pokazać - gdzie zbulwersowany recenzent na końcu rzucił: „Gibson, do lekarza!”

No, zakładamy, że nie jest komentarzem, że z autorem wszystko w porządku

O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
7Nie bardzo chce mi się tu wchodzić w dyskusje dość jałowe, często zwane też akdemickimi

Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
8:clap:Rubia pisze:Jednak już od starożytności był rozpowszechniony pogląd, że sztuka ma przed sobą trzy zadania: docere - czyli uczyć, delectare - sprawiać przyjemność oraz permovere - poruszać, wstrząsać. Niekoniecznie wszystkie trzy muszą być realizowane w jednym dziele.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
9Pokazanie pewnych procesów czy zjawisk i pozostawienie ich czytelnikowi do samodzielnej oceny?
Starożytność starożytnością, wydaje mi się, że z funkcji docere sztuka już dawno wyrosła. Ja osobiście takie utwory odbieram jako raczej mało dojrzałe.
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
10Nauczanie w literaturze to niekoniecznie nachalny dydaktyzm i pokazywanie palcem, że "o, ten to jest zły, bardzo zły!". Sam wybór scen z bohaterem, ustawienie postaci, ukazanie uczynków, urwanie narracji w określonym momencie mogą subtelnie kierować na określone wnioski bez nachalności. W mojej ocenie mistrzynią czegoś takiego jest Alice Munro. Ukazuje sceny z życia bohaterów i nie oceniając, uczy, poprzez pokazanie ich uczynków, myśli i końcenie opowieści w określonych momentach, bardzo wielu rzeczy, np. nadziei. Btw polecam.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
11Nie wyrosła, jest mnóstwo pozycji przekazujących konkretną wiedzę, i nie tylko na poziomie popularnym. Przykład pierwszy z brzegu: Hemingway w "Komu bije dzwon" nakreślił realia hiszpańskiej wojny domowej. A te wszystkie kryminałki opisujące pracę policji? Romanse historyczne? Książki sensacyjne obrazujące pracę służb specjalnych? Niet sudarynia MargotNoir, wy nieprawy 

Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
12Teraz mi przyszedł do głowy taki przykład: jest opowieść, która osadza się na tym, że bohaterka spotyka swoją miłość, mają swoje perypetie, w końcu pobierają się. Czytelnicy uczą się, że przeciwności losu można pokonać. Druga historia: bohaterka spotyka swoją miłość, idą perypetie, bohaterowie rozstają się, chorują, umierają, cokolwiek, w każdym razie nie kończy się to happy endem. W takim przypadku czytelnik uczy się, że nie zawsze osiąga się upragniony stan/cel.
Niby oczywistość, ale też nauka, bez nachalnego dydaktyzmu.
Niby oczywistość, ale też nauka, bez nachalnego dydaktyzmu.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
13No dobrze, ale o czym my tutaj rozmawiamy? Zaczęło się od moralizowania i pytania o jego sens/powszechność/co się stanie, kiedy się nie moralizuje, a ktoś pomyśli, że się moralizuje.
Dobrze, zastosowałam skrót myślowy. Mogłam przewidzieć, że nie zostanie zrozumiany. Mój błąd.
Zatem jeszcze raz: uważam, że funkcja "uczenia" rozumianego jako moralizowanie jest przeżytkiem, a jeśli dziś w tekście przeznaczonym dla dorosłego czytelnika opatruje opisywane wydarzenia komentarzem oceniającym je pod kątem etyki, to taki tekst ja osobiście uznam za mało wartościowy.
Added in 43 seconds:
Jeśli ktoś* dziś...
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
14Uczenie to przekazywanie wiedzy, a nie moralizowanie, choć w wielu książkach, także tych dobrych, autor podkreśla pewne wzorce moralne. I w niczym nie psuje to lektury. Większość arcydzieł literatury światowej zahacza o moralność i etykę. Oczywiście trzeba umieć to robić...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
O tym, czy istotny jest rodzaj emocji, którymi poruszymy czytelnika
15No to rozważmy rzecz na przykładzie. Klasyka: "Zbrodnia i kara". Raskolnikow popełnił zbrodnię i poniósł karę w postaci wyrzutów sumienia, rozterek moralnych itp. Jest to uczenie określonych wartości moralnych, zawarte w przekazie: zrobiłeś zły uczynek, to będziesz cierpiał, zasady moralne dotyczą i ciebie. Takiego bohatera Dostojewski wybrał, taki ciąg scen ukazał, postawił swojego bohatera w sytuacji takiej a nie innej - prawo autora.
Moje pytanie brzmi: czy Dostojewski to przeżytek?
Moje pytanie brzmi: czy Dostojewski to przeżytek?

"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".