Bo czym ten dzień różni się od tamtych? co najwyżej tym że dziś wprawy mam ciut więcej

Kazali napisać książkę to napiszę. Trzeba oddać za trzy tygodnie bo jeden z autorów nawalił i jest obsów - to będzie za trzy tygodnie. może by w dwa tygodnie - ale to będzie siedzenie po 12-14 godzin dziennie - musicie coś dorzucić ekstra. Ślusarz narzędziowy ratuje plan kwartalny...
Myślę że doświadczenie przy każdego rodzaju pracy budzi w człowieku swoistą pewność siebie (nie mylić z nonszalancją!). Każą to się napisze i tyle. Pierwsze książki to przeżycie, emocje - mimo drobnych niedoskonałości. Najpierw wrażenie szaleńczego porwania się z motyką na słońce. człowiek myśli "Pisarze to Chmielewska, Łysiak, Szklarski, Wernic. Gdzie ja się pcham. To nie jest moje miejsce". Później idzie lżej. Piszemy, czytamy, redakcja autorska nadajemy szlif - stwierdzamy: dobra. Może lepsza od poprzedniej. Na pewno nie gorsza. No to filiżanka kawy i piszemy następną. I nagle człowiek widzi że jest dla niego krzesło - gdzieś przy końcu stołu...
Myślę że ta pierwsza dziesiątka to granica za którą człowiek czuje się już spokojnym profesjonalistą "oświeconym i zjednoczonym ze wszechświatem". Zyskuje świadomość swoich ograniczeń, wie komu nie podskoczy pewnie nigdy, a komu podskoczy za 5 lat, ale konieczność wklepania kolejnych 500 k znaków przestaje być ograniczeniem.
*
Kryterium 300 godzin - by umieć wykonywać daną robotę dobrze.
(kasa w biedronce...)
Kryterium 10 tysięcy godzin - by osiągnąć poziom majstra.
(tyle trzeba wtopić by nauczyć się dobrze grać na skrzypcach).
Reszta życia by zostać mistrzem. Lub nie.
Fachowość i płynąca z niej pewność siebie.
To musicie nabyć.
*
Słoń jest kilkadziesiąt razy silniejszy od człowieka i ma masę rzędu 4 ton. W ruchu nie da zatrzymać. To jak próbować zatrzymać czołg. Pocisk nitro expres jest w stanie powalić słonia - ale nawet precyzyjnie trafiony nie zatrzyma się tak zupełnie w miejscu.
W ZOO Boras (Szwecja) młody pracownik słoniarni był uzbrojony w elektryczny ankuz z ładunkiem zdolnym w razie czego oszołomić słonia. (coś tam milion wolt i wysoki amperaż)(trasery używane na ludzi mają bodaj 200 tyś volt). Facet lubił te zwierzaki ale raczej unikał wchodzenia na wybieg.
Mój Ojciec stary wyjadacz w warszawskim ZOO zaganiał słonie a potem hipopotamy uzbrojony miotłę

Taka różnica

Pierwsza książka to Wasz pierwszy dzień na słoniarni.
Te bydlaki są DUŻE. Ruszają się.
Czujecie że przydałby się wam ktoś z rusznicą przeciwpancerną jako ubezpieczenie.
Potem stwierdzacie że w sumie może wystarczy ankuz walący milionem wolt.
Bo w Szwecji takie noszą. Rąbniemy słonia trąbę jelektryką, on odskoczy w tył a my w drugą stronę i chodu...
Może nie dogoni...
Przyjdzie dzień gdy zrozumiecie że TO już jest w was.
Że w sumie i gołymi rękami można. Że potrzebna Wam tylko brzozowa miotła jako zewnętrzny atrybut wewnętrznej siły.
*
Wydaje mi się że ta granica to 10 książek. Może dla kogoś mniej. Może dla kogoś więcej.