Metoda jest jedna: słowo po słowie.
Zawodowcy mają ustalony rytm dnia i jasne cele: czasowe, ilość znaków etc.
Amatorom ciężej się zorganizować, zwykle przez mnogość życiowych wyzwań
Wszystko zależy od determinacji.
Sama otoczka procesu wygląda różnie w zależności od twórcy - jakie ma zwyczaje, miejsce pracy, swoje amulety czy zaklęcia

Kwintesencja to to najtrudniejsze: pisać, nawet jak "nie idzie".
King pisał, że nie ma czegoś takiego jak blok czy wena. Albo to robisz albo daj sobie spokój
"Do or do not, there is no try" - Yoda
Jak ze wszystkim w życiu.
Początek jest najtrudniejszy, bo to co masz zapisane w głowie, a to co przelewa się na papier to często dwa różne teksty

Po napisaniu twoja praca wydaje się nic nie warta, albo jest wręcz obrazą dla literatury. Tutaj należy to w zasadzie olać i wykorzystać grafomana w środku, aby mimo to pracować dalej. Z czasem zaczną się pojawiać finezyjne wyspy na tym morzu beznadziei... a z czasem zgrabne mosty łączące te wyspy. Potem jakiś ląd, który będzie już z daleka na coś wyglądał...
I znów wracamy do punktu wyjścia: Czy to naprawdę droga dla nas? Czy naprawdę mamy w sobie tyle determinacji, aby nią pójść? Czy nie marnujemy tylko swego czasu..?
Chcesz z tego żyć? - podobno się nie da... przyszedł p. Mróz i pokazał, że można zarabiać miliony w PL. (King i Mróz twierdzą, że jedna powieść zajmuje im około 3 miesięcy. A są płodniejsi i szybsi od nich

)
Jako wymarzona, ale druga praca - dużo samozaparcia, brak czasu mocno odwlecze każdy projekt.
Ambitnie - są autorzy, którzy w zasadzie wydali jedną/kilka powieści przez całe życie i do dzisiaj się o nich mówi

(Ale będziesz mielił te kilkaset stron dekadami

)
Takie hobby? - amatorsko jedna powieść to od 1 do 3 lat pracy zanim będzie się nadawał wysłać do wydawnictwa.
Dla siebie - Czemu nie? Ale wtedy poradniki w zasadzie są zbędne
Geniusz - no w zasadzie to samo jakoś wychodzi... choć wyżyć może się nie udać.
Wracając na koniec do meritum bardzo spodobała mi się rada Kinga, który zaleca pisząc ciągiem przelać na papier wszystko to co siedzi ci w głowie.
Nie oglądać się za siebie, nie poprawiać i edytować w kółko tego samego, a brnąć do przodu aż tego z siebie nie wydalimy. Potem zająć się porządną edycją tego tekstu, czy wręcz przepisać go na nowo - już z wglądem w całość.