TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

316

Latest post of the previous page:

Powiem tak... Do tej pory też wojna wyglądała nieco inaczej, a tu nagle Krym...
Bez prądu cywilizacja zachodnia pada w ciągu 48h. U nas jest ten minus, że o ile rozwalenie elektrowni atomowej powoduje dodatkowe skażenie, to węglową można już ogarnąć w miarę bezboleśnie :) Wszystko zależy od strategii, sytuacji na froncie itd.
Zimna wojna ugruntowała przekonanie o takiej wojnie trwającej max kilka godzin. Ale faktycznie to może wyglądać zupełnie inaczej.
A ustalona od dawna kolejka celów jest dokładnie tym, czego powinno się unikać w prawdziwej walce (poza kilkoma pewniakami, których potencjalny wróg nie ma jak przenieść/zastąpić/ukryć...)

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

317
Bomba atomowa to dziś anachronizm. Istnieją o wiele skuteczniejsze i bardziej "opłacalne" środki, które nie niszczą infrastruktury, lecz oddziałują wyłącznie na człowieka (zresztą w różny sposób), paraliżując możliwość obrony.

Na przykład takie (o wielostronnym zastosowaniu):

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

318
Raptor pisze:Hmm... mam taką zagwozdkę. Nie wiem jak zakończyć opowiadanie... jaki twist wprowadzić na koniec, aby jednocześnie domknąć i stworzyć pole do ew. kontynuacji.
Moim zdaniem rodzaj twistu zależy od tego, o czym jest to opowiadanie (jaki masz temat i przesłanie) i od całej struktury tekstu, od tego, co jest pierwszym i drugim punktem zwrotnym, co kulminacją itd. Również od gatunku (twistu innego typu wymaga komedia romantyczna, innego thriller). Można to robić na wyczucie, ale jeśli na wyczucie nie wychodzi, to myślę, że dobrze byłoby przemyśleć powyższe elementy i wtedy jest szansa na jakiś dobry pomysł.

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

319
Czy następująca sytuacja jest prawdopodobna, czy coś mi umknęło?
Rok 1995, wieś, powiedzmy Mazowsze. PGR już jako GRSP powoli wchodzi w fazę likwidacji. Wyprzedaje się lub dzierżawi majątek.
W skład majątku byłego PGR wchodził także zrujnowany dwór. Właściciel starał się o jego odzyskanie od 1989 rok. Udaje mu się to w 1993 (odzyskuje sam zrujnowany budynek, oficynę w lepszym stanie i park, bez ziemi). Ziemie od GRSP kupuje przyjezdny biznesman i zakłada własne gospodarstwo hodowlane.
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch

FB - profil autorski

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

321
Kreator, mam wrażenie że to pójdzie w drugą stronę, czarownica to będzie pejoratyw dla podstarzałej czarodziejki.
Ergo, każda czarownica była kiedyś czarodziejką ale nie każda czarodziejka po trzepnięciu Rydwanem Czasu zarobi na etykietę czarownicy.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

322
Kreator pisze: iris, nie potrafię Ci pomóc, ale mam nie mniej skomplikowane pytanie...

Czy można przyjąć że czarodziejka to młoda czarownica? :>
Mnie się wydaje, że to zależy od tego jak autor przyjmuje nazewnictwo w swoim świecie. Są pozycje, w których wszystkie są nazywane czarodziejkami bez względu na wiek, są i takie gdzie wszystkie są czarownicami. Albo graduje wiek: młoda czarodziejka -> stara czarownica. Albo stosunek mówiącego do tej profesji lub danej przedstawicielki, normalnie czarodziejka, z niechęcią czarownica.
Więc to tylko od Ciebie zależy.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

325
Niekoniecznie przez duże Zet, wystarczy że zajdzie komuś za skórę :mrgreen: zresztą to będzie zależało od specyfiki świata.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

326
Czy ktoś z Was wie, jak dokładnie działa szkandela?
Szkandela w moim tekście jest wykonana z miedzi z drewnianą rączką. Do środka wkłada się żar specjalnymi szczypcami i teraz pytanie: ile czasu upłynie między włożeniem żaru do naczynia, a nagrzaniem się szkandeli? Czy pościel nagrzewa się przesuwając po niej szkandelą (podejrzewam, że efekt jest podobny jak podczas przejeżdżania żelazkiem po materiale, czy mam rację?)?
https://www.facebook.com/marta.ryczko.pisarka
https://www.instagram.com/marta_ryczko_autorka/

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

327
Hej - poniżej daję opisy, przed i po redakcji. Przed, pękają oczy. A po... czy naprawdę jest lepiej, czy mnie tylko oszukuje mózg, nie chcący się już babrać dalej w tym samym?

Uprzedzając pytania: tak, oba fragmenty to autentyki i serio sądzę, że drugie wersje są lepsze
Najpierw przed:
Mokradła kończyły się na jasnej, prostej barierze. Dalej szli płaskim placem, jakby zbudowanym z jednej, gigantycznej kamiennej płyty. Przed nimi stała świątynia, o szeroko otwartych bramach. Jej ściany także zdawały się być wyciosane z jednego odłamu olśniewająco białej skały.
W ramach ćwiczenia, spróbuję sam sobie odpowiedzieć: dlaczego mnie samego bolą oczy od patrzenia na swój tekst?

Co jest źle w tym fragmencie? Wszystko. Kamera szaleje, raz patrzy na jakąś niewiadomo jaką barierę, potem pod nogi, nagle pokazuje świątynię i dopiero potem opisuje, że była olśniewająco biała (czy wbrew zasadzie światło-ruch-kształt).
Mokradła kończyły się jak ucięte nożem. Dalej ogromniał biały pałac z dziesiątkami wysokich i wąskich, migoczących kolorowo okien — jakby kto rzeźbił w jednym odłamie lśniącej samoistnym blaskiem skały. Przed nim: dwa rzędy nieregularnych, przewróconych bloków marmuru. Wyznaczały drogę do szeroko otwartych, złotych bram. Pod ich stopami: ścięta równo, jasna skała, gęsto poznaczona ledwo widocznymi, kremowymi żyłami.
Te dwukropki wydawały mi się znacznie sprytniejsze i lepsze, kiedy to kończyłem wczoraj pisać, ale i tak wciąż sądzę, że jest postęp.
Sądzicie?
EDIT: Po wklejeniu dopiero nagle zauważyłem, że "przed nim" i "pod ich stopami" wprowadzają zamieszanie. Czyli chyba jednak mózg mnie łudził, bym mu wreszcie dał spokój. Trudno. Poprawi się za drugim razem.

Teraz drugi fragment.

PRZED pierwszym heblem:
Tam dalej, za niewyraźnymi, ciemnymi kształtami błyskało coś krwawo, oświetlając czerwoną poświatą rozkłębione kolumny szarego dymu. Szły stamtąd ku rzece nieprzerwane pasma brudnego oparu, pokrywając czarną ziemię ruchomym, dziurawym dywanem. Wyżej, po granatowoczarnej kopule nieba-nie nieba wiły się pulsujące żyły, przechodząc od jaskrawej bieli aż po brunatniejącą czerwień. Gdzieniegdzie majaczyły ostrzejsze, regularniejsze kształty, w których wzrok doszukiwał się budynków. Ziemia drżała czasami, pojawiały się na niej bąble, rosnące powoli, czasami nagle gasnące, czasami wybuchające żółtawo-sinymi kłębami.
I znowu: kamera szaleje, nie wiadomo: jasno, a może ciemno, a może jednak jasno? Po pierwszym heblu... Pogorszyłem, czy jednak ulepszyłem?
A więc to tak wygląda noc, pomyślała Ika. Noc burzliwa, z bladym księżycowym światłem płynącym gdzieś spoza chmur. Rozświetlana co chwilę purpurowym blaskiem błyskawic. A więc tak wygląda nocny mrok, w którym nie widać nawet dokładnie, co się rusza. Mrok, w którym wszystkie barwy rozpływają się w nieokreśloną, ciemną szarość, w którym kształtów rzeczy bardziej można się domyślać, niż naprawdę je dostrzec — dopóki nie wyłoni ich z ciemności kolejny błysk.

Ale, z drugiej strony, czy noce, te prawdziwe, te sprzed odejścia bogów, też co chwila rozdzierały szkarłatne poświaty? Raczej nie. Czy wówczas również po granatowoczarnym niebie wiły się pulsujące żyły, przechodząc od jaskrawej bieli aż po brunatniejący karmin? Na pewno nie, zresztą to tutaj, to przecież nie może być niebo. Prędzej kopuła gigantycznej jaskini.

A jednak — to była noc. Ika była pewna, że od tej pory, ile razy usłyszy o ciemnej, burzliwej nocy, natychmiast przed jej oczami pojawią się wspomnienia tych obrazów, które teraz podziwiała.

Ika zadrżała, patrząc na mroczny brzeg, co chwila zasnuwany spływającym ku rzece ciemnoszarym dymem, rdzawiejącym w chwilach, gdy niebem-nie niebem przechodziły kolejne krwawe błyskawice. Dalej dostrzegała dziesiątki niewyraźnych, przesłoniętych mgłą kształtów: ni to budynków, ni to garbów wzgórz. Jeszcze dalej, ale już naprawdę daleko, coś błyskało szkarłatem, oświetlając czerwoną poświatą rozkłębione kolumny szarego dymu. To stamtąd szły w ich stronę nieprzerwane pasma brudnego oparu, pokrywając czarną ziemię ruchomym, dziurawym dywanem. Ziemia drżała czasami, pojawiały się na niej bąble, rosnące powoli, czasami nagle gasnące, czasami wybuchające żółtawo-sinymi kłębami.
I znowu: gorzej, czy lepiej?

Added in 14 minutes 38 seconds:
I jeszcze trzeci fragment, też się z nim męczyłem i też po którejś iteracji już przestałem widzieć, czy polepszam, czy pogarszam jakość.

PRZED heblem:
Stanęli na szerokim, płaskim placu, otoczonym niskim murkiem usypanym byle jak z potłuczonych kamieni. Na środku stał pomalowany na czerwono solidny słup, do którego przymocowano gruby, napięty łańcuch. Jego drugi koniec ginął w sadzawce bulgoczącego błota po drugiej stronie placu. Tuż przy sadzawce stał wysoki, kamienny tron, wyłożony nieskazitelnie czystym materiałem. Ika nie mogła się powstrzymać i pogłaskała tkaninę; smugi błota znikły z niej natychmiast.
PO heblu:
Cel wędrówki dostrzegli z daleka: kwadratowy, jasny plac, ostro kontrastujący z otaczającym półmrokiem. Powietrze nad nim zdawało się świecić samo z siebie, jakby leniwie pływały w nim drobinki światła. W czterech rogach stały słupy, na wpół-kamienne, na wpół-kryształowe. Biło od nich blaskiem. Całość otaczał niski murek, usypany byle jak z potłuczonych kamieni.
Gdy wreszcie dotarli na plac, czuli się tak, jakby przekraczali granicę między nocą a dniem.

— To tu? — upewnił się Wik. Ika skinęła głową.

Rozumiała zdziwienie wojownika. Ona też spodziewała się czegoś innego. Ten elegancki, wyłożony marmurowym płytami plac wyglądał bardziej na miejsce królewskich narad, niż kaźni. Na tym odwróconym do nich tyłem, bazaltowym tronie mógłby zasiadać władca podziemi. Doradcy mogliby zająć tamte pokryte błękitną tkaniną ławeczki bez oparć. Trochę dziwne, że siedzieliby po bokach władcy, zamiast naprzeciwko. I tron, i ławki ustawiono w podkowę tak, jakby władca i jego doradcy mieli podziwiać… coś. Ale co? Czerwony, solidny słup przed nimi?

Dopiero z bliska zauważyła, że tron i ławeczki otaczały wypełnioną błotem dziurę-sadzawkę, że do słupa przymocowano gruby, napięty łańcuch — którego drugi koniec ginął gdzieś w błocie. Ika przykucnęła ostrożnie przy łańcuchu. Błoto zabulgotało gwałtownie i przestraszona dziewczyna odskoczyła, wpadając na na jedną z kamiennych ławek. Przypadkiem dotknęła ręką nieskazitelnie czystego, błękitnego pokrowca i odruchowo oderwała rękę, jakby wstydząc się go zabrudzić. Po jej dotyku nie zostało jednak nawet śladu. Zdumiona, zapomniała o bulgoczącym błocie w sadzawce. Dotknęła ławeczki jeszcze raz, z premedytacją wycierając dłoń w miękki materiał. Smugi błota pozostawiane przez palce niemal natychmiast znikały, jakby wchłaniane przez magiczną tkaninę.

Podniosła się powoli. Identycznym, błękitnym materiałem wyłożono tron. Tak samo nieskazitelnie czystym, jak pokrowce na ławeczkach.
http://radomirdarmila.pl

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

328
Uwaga, wiwisekcja "dwójki". Część pewnie będzie zwykłym czepialstwem wynikającym z tego, że nie znam kontekstu.
A więc to tak wygląda noc, pomyślała Ika. Noc burzliwa, z bladym księżycowym światłem płynącym gdzieś spoza chmur.
Burza = gruba warstwa chmur = księżyca nie widać, bo zasłaniają
Rozświetlana co chwilę purpurowym blaskiem błyskawic. A więc tak wygląda nocny mrok, w którym nie widać nawet dokładnie, co się rusza.
Jeśli noc jest rozświetlana piorunami, to to nie jest mrok.
Mrok, w którym wszystkie barwy rozpływają się w nieokreśloną, ciemną szarość, w którym kształtów rzeczy bardziej można się domyślać, niż naprawdę je dostrzec — dopóki nie wyłoni ich z ciemności kolejny błysk.
Mrok i nie-mrok w jednym stały domu.
Ale, z drugiej strony, czy noce, te prawdziwe, te sprzed odejścia bogów, też co chwila rozdzierały szkarłatne poświaty?
"Purpurowy blask błyskawic" czy jednak szkarłatny?
Raczej nie. Czy wówczas również po granatowoczarnym niebie wiły się pulsujące żyły, przechodząc od jaskrawej bieli aż po brunatniejący karmin? Na pewno nie, zresztą to tutaj, to przecież nie może być niebo. Prędzej kopuła gigantycznej jaskini.
Czytelnik wie, jak wygląda piorun, więc nie ma sensu opisywać go bardziej szczegółowo.
Ika zadrżała, patrząc na mroczny brzeg, co chwila zasnuwany spływającym ku rzece ciemnoszarym dymem, rdzawiejącym w chwilach, gdy niebem-nie niebem przechodziły kolejne krwawe błyskawice.
Skoro jest ciemno ("barwy rozpływają się w nieokreśloną, ciemną szarość, w którym kształtów rzeczy bardziej można się domyślać"), to w jaki sposób widać, że ku rzece spływa dym? Świeci?
Dalej dostrzegała dziesiątki niewyraźnych, przesłoniętych mgłą kształtów: ni to budynków, ni to garbów wzgórz.
Policzyła je, że wyszły jej dziesiątki? I to wszystko w stroboskopowym świetle błyskawic?
Jeszcze dalej, ale już naprawdę daleko, coś błyskało szkarłatem, oświetlając czerwoną poświatą rozkłębione kolumny szarego dymu. To stamtąd szły w ich stronę nieprzerwane pasma brudnego oparu, pokrywając czarną ziemię ruchomym, dziurawym dywanem. Ziemia drżała czasami, pojawiały się na niej bąble, rosnące powoli, czasami nagle gasnące, czasami wybuchające żółtawo-sinymi kłębami.
Ten dym chyba naprawdę świeci.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

329
Uwagi wszystkie słuszne. To ma być na przemian ciemno, mało co widać - czerwony blask pozwala widzieć więcej, ale nie jest jasno - znowu ciemno. Scenę wyobrażam sobie jako noc pod takim neonowym szyldem i lampą. Lampa świeci cały czas, ale blado, więc mało co widać. Szyld jak świeci, to daje blask i widać więcej, ale to wciąż noc, a nie dzień. Te błyskawice w sumie kompletnie bez sensu wstawiłem; Chciałem w pierwszym zdaniu od razu ustawić scenę na przemian ciemność-światło - bo to właśnie nie są błyskawice; wyobrażam sobie znowu raczej pulsujące żyły, rozdarcia itd.

Nie zgadzam się co do dziesiątków. NIe liczyłą, ale widać, że jest ich mnóstwo, a więc dziesiątki; ale zarazem nie aż tak mnóstwo, by ryzykować "Setki". Jak widzę tłum i mówię "tysiące ludzi" to nie mam na myśli, że policzyłem, że ich jest kilka tysięcy, tylko wyrażam wrażenie.
http://radomirdarmila.pl

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

330
szopen pisze: Mokradła kończyły się jak ucięte nożem. Dalej ogromniał biały pałac z dziesiątkami wysokich i wąskich, migoczących kolorowo okien — jakby kto rzeźbił w jednym odłamie lśniącej samoistnym blaskiem skały. Przed nim: dwa rzędy nieregularnych, przewróconych bloków marmuru. Wyznaczały drogę do szeroko otwartych, złotych bram. Pod ich stopami: ścięta równo, jasna skała, gęsto poznaczona ledwo widocznymi, kremowymi żyłami.
Wiem ,że moje zdanie nic nie warte, ale po dwóch stronach czytania takiego bogactwa opisowego, to chyba można by sfiksować. :)
szopen pisze: Mokradła kończyły się jak ucięte nożem. Dalej ogromniał biały pałac z dziesiątkami wysokich i wąskich, migoczących kolorowo okien — jakby kto rzeźbił w jednym odłamie lśniącej samoistnym blaskiem skały. Przed nim: dwa rzędy nieregularnych, przewróconych bloków marmuru. Wyznaczały drogę do szeroko otwartych, złotych bram. Pod ich stopami: ścięta równo, jasna skała, gęsto poznaczona ledwo widocznymi, kremowymi żyłami.[/quote
To trochę lepsze

TARTAK czyli POGOTOWIE LITERACKIE

331
W trzecim fragmencie można pominąć cały pierwszy akapit. Dalszy opis jest wystarczający i łatwiejszy do wyobrażenia. A jeśli koniecznie ten akapit ma zostać, to widzę tu problem z kolejnością informacji. Najpierw jest plac otoczony byle jakim murkiem, to wyobrażam sobie udeptany kwadrat ziemi. Potem się okazuje, że tam są marmurowe płyty, a całość jest elegancka - dla mnie powstaje zgrzyt.

W pierwszym fragmencie też mam zgrzyt, w znaczeniu odległości. Kończą się mokradła (jak ucięte nożem) i staję od razu przed pałacem, a potem to "odjeżdża", bo jest jeszcze droga do złotych bram.

W każdym razie, szopen, daj temu odleżeć, tak porządnie :)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Wróć do „Jak pisać?”