Latest post of the previous page:
Długo i wytrwale. Gdy siadam do pisania to przez pierwsza godzinę nie potrafię przelewać myśli na papier. Zdania się nie sklejają, dialogi sa infantylne, brak w nich emocji, historia nie ma sensu lub ma olbrzymie luki. Chociaż wszystko wcześniej w głowie na spacerze układało się znakomicie. I tak praktycznie za każdym razem. Dopiero po przejściu tej magicznej granicy, mogę spokojnie skasować wszystko co napisałem i zacząć od nowa, a tekst robi się mniej żenujący ;]Metody pisania powieści - jakie znacie?
77Czyli mam rozumieć że trzeba usiąść i "walić głową w mur", żeby ostatecznie go przebić?Zbuntowana SI pisze: (śr 29 lis 2023, 15:24) Długo i wytrwale. Gdy siadam do pisania to przez pierwsza godzinę nie potrafię przelewać myśli na papier. Zdania się nie sklejają, dialogi sa infantylne, brak w nich emocji, historia nie ma sensu lub ma olbrzymie luki. Chociaż wszystko wcześniej w głowie na spacerze układało się znakomicie. I tak praktycznie za każdym razem. Dopiero po przejściu tej magicznej granicy, mogę spokojnie skasować wszystko co napisałem i zacząć od nowa, a tekst robi się mniej żenujący
Coś w tym może być, bo początki wszędzie bywają trudne przecież...
Metody pisania powieści - jakie znacie?
78Zastanowiła mnie Twoja wypowiedź, bo o ile zgadzam się, że mózg w czasie snu robi przesiew informacji i samooczyszczanie, to u mnie w praktyce jest dokładnie na odwrót:Hmurka pisze: Dokładnie tak jest. Mózg trawi w trakcie snu myśli i odsiewa. Nie będę ukrywać że jest dość trudno wprowadzić się w tym czasie w stan, w którym ten proces będzie pod samoobserwacją (samoświadomość tego że to sen) na tyle dużą, żeby zapamiętać to co się dzieje. Tak że każdy śni, tylko mało kto zapamietuje. Praktyczne efekty są takie że właściwie nie mam problemów z zasypianiem i spaniem... To znaczy mam - nie chce mi się wstawać, bo jestem w stanie usnąć w niemal dowolnym momencie![]()
Śnię i pamiętam te sny bardzo często oraz bardzo dokładnie – bywa, że wyśnię historię o objętości powieści albo cały życiorys (i tak, czasami lądują one w moich tekstach, jeśli wpasowują się w całą resztę fabuły albo ją tworzą). Miewam też dość często już w trakcie snu świadomość, że śnię. Albo że śnię o śnieniu… Albo po prostu pamiętam sen, w którym śniłam o tym, że śniłam o czymś jeszcze innym… (Pewnie dlatego tak bardzo spodobała się mi "Incepcja"

Natomiast mam od paru ogromne problemy z zasypianiem i spaniem. Czasami nie potrafię zasnąć wcale. Bywam więc śpiąca, ale raczej ze zmęczenia i niewyspania. Potrafię też obudzić się w środku nocy i nie zasnąć przez kolejne 24+ godzin. I nijak to nie wpłynęło na moją częstotliwość pamiętania snów, świadomego śnienia albo realistyczność wydarzeń we śnie.
Stąd dziwi mnie to, że "potrafisz" łatwo zasypiać i uznajesz to za pozytywny efekt uboczny. Ja powiedziałabym, że to raczej skutek tego, że śpiąc w taki sposób, nie dość wypoczywasz i Twój mózg nie chce się budzić, bo "czuje", że nie "zaktualizował się" do końca, bo mu jeden proces w tle działał… Bardziej określiłabym to niewydajnością snu, skoro nie jesteś wypoczęta i nie chcesz się budzić, i jeszcze praktycznie w każdym momencie możesz zasnąć… Czyli masz niezaspokojoną podstawową potrzebę.
Do takiego też wniosku doszłam po wczytaniu się w techniki prowadzące do świadomego śnienia, które wspomniał mi ktoś ze znajomych, twierdząc, że skoro mam tę zdolność na takim poziomie "z natury", to mogłabym wiele osiągnąć, gdybym je wdrożyła i przymnożyła sobie korzyści z dodatkowego czasu we śnie. Nie wiem, jaką Ty stosujesz, ale dla mnie wszystkie one wyglądały bardziej na metody zakłócenia naturalnego procesu regeneracji, zacierania granic pomiędzy jawą a snem, nie zaś klucz do bram świata snów.
A próbowałeś rozpisać to w mapę myśli? Taką, która te alternatywne ścieżki przebada dla Ciebie…?Graveyard_Keeper pisze: Sam od jakiegoś czasu mam zalążek pomysłu z opowiadania, które napisałem spontanicznie. Chciałbym je rozwinąć w powieść lecz nijak nie mogę dojść do jakiegoś rozwinięcia. Wydaje mi się, że (jak na ironię) po prostu przeraża mnie mnogość możliwości jakie mogę wykorzystać i przez to coś mi się w głowie blokuje.
Spontaniczne pisanie nie jest raczej dla mnie, chciałbym historię zaplanować i pytanie teraz jak to zrobić?
Odpowiedzi pewnie konkretnej nie ma i nie będzie, ale może są jakieś sposoby żeby to chociaż w minimalnym stopniu przełamać?
Bo (nie wiem, jak wielki ten "zalążek" jest, więc posłużę się przykładem z czapy) mając taką ideę, że istnieje rządowy spisek i bohater go przypadkiem odkrywa, to idąc daną ścieżką i tworząc ten jakby wątek w mapie myśli z "i co dalej?" w każdej wersji dojdziesz do punktów, gdzie na przykład:
– trzeba zrezygnować z danych epok, bo dana technologia wtedy nie istniała albo po prostu pójść w przyszłość;
– trzeba będzie żonę zamienić na kochankę, jeśli dalej postać ma podążać w kierunku wiarygodnym psychologicznie, a Tobie akurat wątek żony bardziej będzie odpowiadał – więc odpada;
– wychodzi na to, że nie istnieje logiczne wytłumaczenie, dlaczego dana scena się pojawia poza koniecznością pchnięcia opowiadanej historii do przodu…
I tak możesz "obcinać" ramiona ścieżek, które choćby w jakimś małym stopniu nie pasują do konceptu, który masz jako ustaloną część albo nie odpowiadają Ci z jakiegokolwiek powodu. Choćby nawet dlatego, że pojawiają się rzeczy, o których nie chcesz pisać…
Im więcej zadasz pytań o szczegóły pomysłu (choćby te najmniejsze), które już masz, im bardziej doprecyzujesz je i zaczniesz wychodzić z "co dodałbym dalej?", "co do tego najlepiej pasuje?", tym większa szansa, że znajdziesz ograniczające go odpowiedzi w sobie. I może nawet gdzieś po drodze dojdziesz do punktu, w którym doznasz przekonania, że trafiłeś na tę jedną, jedyną ścieżkę, którą chcesz z tą opowieścią podążać dalej, bo jest ciekawa, ekscytująca oraz jedyna w swoim rodzaju dla Ciebie.
Tak przynajmniej wydaje się mi, jak na ten problem patrzę.
A przerzucenie się z takiej mapy myśli z rozwiązaniami na plan wydarzeń nie jest już tak trudne. To nadal zorganizowana dość struktura.
Mniej zorganizowany sposób rozpisania idei, który ja używam do moich notatek, to na przykład format "case study". Piszę więcej o tym tutaj. Możesz też próbować rozpisania idei (tak jak ją masz teraz) w innych strukturach notatek – czasami to jest to, co odblokowuje głowę (to jest uporządkowanie myśli i skupienie ich na temacie przed sobą). Inne struktury możesz podejrzeć na przykład tutaj albo wygooglować je sobie w necie.
Jednak mapa myśli wydaje się mi najbardziej pożyteczna dla Ciebie (zwłaszcza taka w elektronicznej formie, która pozwala doczepiać kolejne wątki w nieskończoność, a później oznaczać je jako już niepotrzebne albo archiwalne). Nie znam najlepszych apek, ale możesz podpytać @ithi, jeśli się zdecydujesz spróbować tej metody, bo ona badała ten temat na swój użytek i jest w miarę na bieżąco.
𝓡𝓲
Metody pisania powieści - jakie znacie?
79A. A. Raven,
Wszystkie te elementy, które wymieniłaś (że masz takie sny) maja swoje osobne nazwy jako zjawiska, bo wielu oneironautów je miewa. Połowa z nich to ciekawe iluzje- na przykład wrażenie że sen trwa rok, albo że pomysł jest genialny (a jak się obudzisz to okazuje się nie być), że wszystko jest ogromne i szczegółowe... Itd.
To: kiedy tak naprawdę można powiedzieć, że jesteś naprawdę świadomy w śnie (w pełni zadajesz sobie sprawę z tego że to sen i kontrolujesz go, a nie ulegasz jego sugestiom) to temat bardzo głęboki jak sama psychologia. Teraz śnienie mnie bardziej interesuje jako wskaźnik rozwoju świadomości i zagadnienie neurologiczne (iluzja wolnej woli - takie klimaty). Jest ciekawe pod kątem sieci neuronowych - cytując klasyka "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach" :>
Po pierwsze spróbuj WILD. Najwyżej stracisz świadomość i zaśniesz zwyczajnie (stracisz orientację i pamięć że to sen jak Doris z Nemo), dlatego uważam że to pomaga zasypiać. Te dodatkowe triki wprowadzające i higiena snu- uczą tak naprawdę jak wywołać odpowiedni stan umysłu. Najlepiej przede wszystkim nic nie robić w łóżku poza spaniem - to wyrabia nawyk. Musisz chcieć zasnąć, a nie myśleć o tym co dzieje się, działo lub dziać będzie poza tym. Czasem mam wrażenie, że tracę przytomność jak tylko uderzę głową o poduszkę- bo już nie praktykuję, tylko mam odruchy.
Generalnie skłaniałbym cię bardziej do budowania pewnego profilu swojego sennegoAlterEgo - jak w anime Paprika.
Mój problem nie polega na tym, że mam nieefektywny sen bo baluje, to jest problem psychologiczny z powodu depresji - to taki mój "bing-sleping". Wolę spać bo na zewnątrz nie czeka mnie nic równie ciekawego. W śnie nawet jak nie jesteś superbohaterem, ale masz już mocno wpojony podstawowy odruch że "to tylko sen", to oglądasz to jak wirtualną telewizję. Tam wszystko nie jest poważne, ostateczne, a może być lepsze niż w rzeczywistości. Nie chcesz się budzić bo na zewnątrz w realu, wszystko jest trudniejsze i gorsze, wymaga wysiłku i decyzji, bycia konsekwentnym.
Moj lekarz też właśnie nie rozumiał dlaczego nie mam problemów ze snem. Ale jak mu wyjaśniłam to powiedział, że jeżeli nie ma gwarancji, że to nie będzie młoda Angelina Jolie to jednak nie chce mu się tego uczyć
Dodano po 15 minutach 10 sekundach:
Ale generalnie nie zniechęcam do LD, bo to jest problem który pojawia się nie wtedy jak jesteś tak bardzo dobry w świadome śnienie, tylko bardzo zły w normalne życie
Wszystkie te elementy, które wymieniłaś (że masz takie sny) maja swoje osobne nazwy jako zjawiska, bo wielu oneironautów je miewa. Połowa z nich to ciekawe iluzje- na przykład wrażenie że sen trwa rok, albo że pomysł jest genialny (a jak się obudzisz to okazuje się nie być), że wszystko jest ogromne i szczegółowe... Itd.
To: kiedy tak naprawdę można powiedzieć, że jesteś naprawdę świadomy w śnie (w pełni zadajesz sobie sprawę z tego że to sen i kontrolujesz go, a nie ulegasz jego sugestiom) to temat bardzo głęboki jak sama psychologia. Teraz śnienie mnie bardziej interesuje jako wskaźnik rozwoju świadomości i zagadnienie neurologiczne (iluzja wolnej woli - takie klimaty). Jest ciekawe pod kątem sieci neuronowych - cytując klasyka "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach" :>
Po pierwsze spróbuj WILD. Najwyżej stracisz świadomość i zaśniesz zwyczajnie (stracisz orientację i pamięć że to sen jak Doris z Nemo), dlatego uważam że to pomaga zasypiać. Te dodatkowe triki wprowadzające i higiena snu- uczą tak naprawdę jak wywołać odpowiedni stan umysłu. Najlepiej przede wszystkim nic nie robić w łóżku poza spaniem - to wyrabia nawyk. Musisz chcieć zasnąć, a nie myśleć o tym co dzieje się, działo lub dziać będzie poza tym. Czasem mam wrażenie, że tracę przytomność jak tylko uderzę głową o poduszkę- bo już nie praktykuję, tylko mam odruchy.
Generalnie skłaniałbym cię bardziej do budowania pewnego profilu swojego sennegoAlterEgo - jak w anime Paprika.
Mój problem nie polega na tym, że mam nieefektywny sen bo baluje, to jest problem psychologiczny z powodu depresji - to taki mój "bing-sleping". Wolę spać bo na zewnątrz nie czeka mnie nic równie ciekawego. W śnie nawet jak nie jesteś superbohaterem, ale masz już mocno wpojony podstawowy odruch że "to tylko sen", to oglądasz to jak wirtualną telewizję. Tam wszystko nie jest poważne, ostateczne, a może być lepsze niż w rzeczywistości. Nie chcesz się budzić bo na zewnątrz w realu, wszystko jest trudniejsze i gorsze, wymaga wysiłku i decyzji, bycia konsekwentnym.
Moj lekarz też właśnie nie rozumiał dlaczego nie mam problemów ze snem. Ale jak mu wyjaśniłam to powiedział, że jeżeli nie ma gwarancji, że to nie będzie młoda Angelina Jolie to jednak nie chce mu się tego uczyć

Dodano po 15 minutach 10 sekundach:
Ale generalnie nie zniechęcam do LD, bo to jest problem który pojawia się nie wtedy jak jesteś tak bardzo dobry w świadome śnienie, tylko bardzo zły w normalne życie

Metody pisania powieści - jakie znacie?
80Wielkie dzięki za tak obszerne wyjaśnienie, w weekend będę miał trochę więcej czasu to przysiądę nad tym i przeanalizuję sobie Twoje propozycję. Twój post jest bardzo pomocny, bo wreszcie ktoś wytłumaczył mi to tak łopatologicznie, a mnie się czasami niestety inaczej nie daA. A. Raven pisze: (śr 29 lis 2023, 20:00) A próbowałeś rozpisać to w mapę myśli? Taką, która te alternatywne ścieżki przebada dla Ciebie…?
Bo (nie wiem, jak wielki ten "zalążek" jest, więc posłużę się przykładem z czapy) mając taką ideę, że istnieje rządowy spisek i bohater go przypadkiem odkrywa, to idąc daną ścieżką i tworząc ten jakby wątek w mapie myśli z "i co dalej?" w każdej wersji dojdziesz do punktów, gdzie na przykład:
– trzeba zrezygnować z danych epok, bo dana technologia wtedy nie istniała albo po prostu pójść w przyszłość;
– trzeba będzie żonę zamienić na kochankę, jeśli dalej postać ma podążać w kierunku wiarygodnym psychologicznie, a Tobie akurat wątek żony bardziej będzie odpowiadał – więc odpada;
– wychodzi na to, że nie istnieje logiczne wytłumaczenie, dlaczego dana scena się pojawia poza koniecznością pchnięcia opowiadanej historii do przodu…
I tak możesz "obcinać" ramiona ścieżek, które choćby w jakimś małym stopniu nie pasują do konceptu, który masz jako ustaloną część albo nie odpowiadają Ci z jakiegokolwiek powodu. Choćby nawet dlatego, że pojawiają się rzeczy, o których nie chcesz pisać…
Im więcej zadasz pytań o szczegóły pomysłu (choćby te najmniejsze), które już masz, im bardziej doprecyzujesz je i zaczniesz wychodzić z "co dodałbym dalej?", "co do tego najlepiej pasuje?", tym większa szansa, że znajdziesz ograniczające go odpowiedzi w sobie. I może nawet gdzieś po drodze dojdziesz do punktu, w którym doznasz przekonania, że trafiłeś na tę jedną, jedyną ścieżkę, którą chcesz z tą opowieścią podążać dalej, bo jest ciekawa, ekscytująca oraz jedyna w swoim rodzaju dla Ciebie.
Tak przynajmniej wydaje się mi, jak na ten problem patrzę.
A przerzucenie się z takiej mapy myśli z rozwiązaniami na plan wydarzeń nie jest już tak trudne. To nadal zorganizowana dość struktura.
Mniej zorganizowany sposób rozpisania idei, który ja używam do moich notatek, to na przykład format "case study". Piszę więcej o tym tutaj. Możesz też próbować rozpisania idei (tak jak ją masz teraz) w innych strukturach notatek – czasami to jest to, co odblokowuje głowę (to jest uporządkowanie myśli i skupienie ich na temacie przed sobą). Inne struktury możesz podejrzeć na przykład tutaj albo wygooglować je sobie w necie.
Jednak mapa myśli wydaje się mi najbardziej pożyteczna dla Ciebie (zwłaszcza taka w elektronicznej formie, która pozwala doczepiać kolejne wątki w nieskończoność, a później oznaczać je jako już niepotrzebne albo archiwalne). Nie znam najlepszych apek, ale możesz podpytać @ithi, jeśli się zdecydujesz spróbować tej metody, bo ona badała ten temat na swój użytek i jest w miarę na bieżąco.

Metody pisania powieści - jakie znacie?
81Hmurka, o higienie snu wiem, stosuję się i to nigdy nie było podłoże problemu w moim przypadku (chociaż działa wspierająco na inne praktyki, trzeba przyznać). Sporo rzeczy robiłam, żeby bezsenność pożegnać na zawsze. Wszystko rozbija się o wyuczoną, ale ciężką do oduczenia reakcję organizmu, który (najwyraźniej) odruchowo "broni się" przed zasypianiem, łącznie ze zwalczaniem działania ziółek i leków, co innym ludziom zwykle pomagają zasnąć w takich przypadkach.
W młodszym wieku miałam bardzo dużo obowiązków, których właściwe wykonywanie przypłacałam właśnie skracaniem godzin snu na dobę lub niespaniem wcale. Myślę, że wtedy wykształciłam podświadomą reakcję lękową przy zasypianiu, bo człowiek często "nie mógł jeszcze zasnąć" albo zrywał się nerwowo z łóżka przed budzikiem z poczuciem, że już zaspał.
I dlatego kiedy teraz się kładę, potrzebuję kontrolowanego "rozpraszacza", choćby w postaci tematu do przemyśleń, bym mogła się na nim skupić, zamiast na zasypianiu. Jeśli nie, to moje myśli będą szalały we wszystkie strony, nie pozwalając na zaśnięcie albo organizm zorientuje się, że leżę zrelaksowana i zasypiam, i dowali mi zastrzykiem hormonów-pobudzaczy (bo dla niego sen to nadal wróg).
Można więc powiedzieć, że jestem kimś praktykującym w realu oklumencję (tylko raczej tę w wersji fandomowej, a nie kanonicznego Snape'a)
, żeby zapanować nad własnym ciałem i umysłem.
Dlatego raczej podaruję sobie eksperymentowanie z LD. A przynajmniej do momentu aż problemy ze spaniem nie staną się tylko bladym wspomnieniem… Tym bardziej, że gdy obudzę się – raczej nie ma szans na ponowne zaśnięcie tej samej nocy.
A na depresyjną "niechęć do nudnego, trudnego realnego życia" polecam prowadzenie dziennika.
Ja wprawdzie nie uciekałam w sen, ale bardziej w sny na jawie i książkowe światy, a później apatię, by "radzić sobie" z niefajnymi rzeczami z rzeczywistości…, lecz to spisywanie tego, co faktycznie się działo, pomogło mi "wrócić do żywych".
Nasza pamięć jest zawodna i wyolbrzymia niemiłe rzeczy, a nie docenia tych miłych wystarczająco. Lubi się też zapominać. Dziennik stanowi taki "twardy dowód", że jednak to moje "nudne" życie nie jest takie puste i nieciekawe. Mnie pomógł uświadomić sobie też, ile (więcej) jestem zdolna osiągnąć choćby w pisaniu po wprowadzeniu odrobiny rutyny czy przy pomocy prostej listy codziennych zadań. I że te "straszne" rzeczy, z którymi tak mi ciężko było, są nadal w moim zasięgu i wygrywam z nimi za każdym razem, jeśli po prostu podejdę do nich pragmatycznie oraz małymi kroczkami. I… generalnie spisanie każdej drobnostki, która aktualnie mnie dręczyła albo przytłaczała zwyczajnie ściągało ze mnie zbędne napięcie.
Polecam też pisanie dziennika jako świetną metodę na rozpisanie się. U mnie wracanie do regularnego pisania zaczęło się właśnie od kartek dziennika, długopisu oraz codziennego przelewania wszystkiego, co miałam aktualnie w głowie, na papier. Po kilku tygodniach pisanie dziennika stało się nawykiem, który o wiele łatwiej było poszerzyć o pisanie wymyślonych opowieści, niż gdybym miała tworzyć całkowicie autonomiczny nawyk codziennego pisania powieści. Bo jakby nie było – dziennik to opowieść o naszym własnym życiu. Jeśli o sobie i tym co znamy z codzienności nie potrafimy mówić czy pisać, to jak możemy oczekiwać, że będzie nam łatwiej prowadzić wymyśloną historię o kimś innym…?
Graveyard_Keeper, proszę bardzo.
Ja też lubię, jak ktoś mi rozpisze proponowane rozwiązanie prostymi słowami i na przykładach. Wtedy łatwiej mi zrozumieć, co robię nie tak, albo wybrać optymalne rozwiązanie dla mnie.
Powodzenia!
W młodszym wieku miałam bardzo dużo obowiązków, których właściwe wykonywanie przypłacałam właśnie skracaniem godzin snu na dobę lub niespaniem wcale. Myślę, że wtedy wykształciłam podświadomą reakcję lękową przy zasypianiu, bo człowiek często "nie mógł jeszcze zasnąć" albo zrywał się nerwowo z łóżka przed budzikiem z poczuciem, że już zaspał.
I dlatego kiedy teraz się kładę, potrzebuję kontrolowanego "rozpraszacza", choćby w postaci tematu do przemyśleń, bym mogła się na nim skupić, zamiast na zasypianiu. Jeśli nie, to moje myśli będą szalały we wszystkie strony, nie pozwalając na zaśnięcie albo organizm zorientuje się, że leżę zrelaksowana i zasypiam, i dowali mi zastrzykiem hormonów-pobudzaczy (bo dla niego sen to nadal wróg).
Można więc powiedzieć, że jestem kimś praktykującym w realu oklumencję (tylko raczej tę w wersji fandomowej, a nie kanonicznego Snape'a)

Dlatego raczej podaruję sobie eksperymentowanie z LD. A przynajmniej do momentu aż problemy ze spaniem nie staną się tylko bladym wspomnieniem… Tym bardziej, że gdy obudzę się – raczej nie ma szans na ponowne zaśnięcie tej samej nocy.

A na depresyjną "niechęć do nudnego, trudnego realnego życia" polecam prowadzenie dziennika.

Ja wprawdzie nie uciekałam w sen, ale bardziej w sny na jawie i książkowe światy, a później apatię, by "radzić sobie" z niefajnymi rzeczami z rzeczywistości…, lecz to spisywanie tego, co faktycznie się działo, pomogło mi "wrócić do żywych".
Nasza pamięć jest zawodna i wyolbrzymia niemiłe rzeczy, a nie docenia tych miłych wystarczająco. Lubi się też zapominać. Dziennik stanowi taki "twardy dowód", że jednak to moje "nudne" życie nie jest takie puste i nieciekawe. Mnie pomógł uświadomić sobie też, ile (więcej) jestem zdolna osiągnąć choćby w pisaniu po wprowadzeniu odrobiny rutyny czy przy pomocy prostej listy codziennych zadań. I że te "straszne" rzeczy, z którymi tak mi ciężko było, są nadal w moim zasięgu i wygrywam z nimi za każdym razem, jeśli po prostu podejdę do nich pragmatycznie oraz małymi kroczkami. I… generalnie spisanie każdej drobnostki, która aktualnie mnie dręczyła albo przytłaczała zwyczajnie ściągało ze mnie zbędne napięcie.
Polecam też pisanie dziennika jako świetną metodę na rozpisanie się. U mnie wracanie do regularnego pisania zaczęło się właśnie od kartek dziennika, długopisu oraz codziennego przelewania wszystkiego, co miałam aktualnie w głowie, na papier. Po kilku tygodniach pisanie dziennika stało się nawykiem, który o wiele łatwiej było poszerzyć o pisanie wymyślonych opowieści, niż gdybym miała tworzyć całkowicie autonomiczny nawyk codziennego pisania powieści. Bo jakby nie było – dziennik to opowieść o naszym własnym życiu. Jeśli o sobie i tym co znamy z codzienności nie potrafimy mówić czy pisać, to jak możemy oczekiwać, że będzie nam łatwiej prowadzić wymyśloną historię o kimś innym…?

Graveyard_Keeper, proszę bardzo.

Ja też lubię, jak ktoś mi rozpisze proponowane rozwiązanie prostymi słowami i na przykładach. Wtedy łatwiej mi zrozumieć, co robię nie tak, albo wybrać optymalne rozwiązanie dla mnie.
Powodzenia!

𝓡𝓲
Metody pisania powieści - jakie znacie?
82Sen nie przychodzi mi łatwo, więc zazdroszcze wszsytkim którzy mogą położyć głowę na "czymkolwiek" i wpaść w objęcia Morfeusza.
U mnie jest to ciągła walka, abym w koncu przyszedł. Czesto sam sobie nie pomagam; nadmierne przebodzcowanie, praca do pozna, niepotrzebny stres.
Najgorszy jest wtedy pobudzajacy natłok mysli, którego nei mozna zatrzymać. Dlatego czesto na noc puszczam w tle jakas gadaczke która skutecznie je zagłusza.
Jest pare technik wspomagajacych sen o ktorych czytałem i ktore musze jeszcze przepraktykowac. Odłaczenie sie od jakichkolwiek mediów czy przekazów na conjamniej godzine przed snem, pozbycie wszelkich zrodeł dzwieku i światła(włacznie z diodami na sprzecie eletronicznym).
Esencję problemu można też wyciągnać bez tych praktyk np podczas rozmowy z kims zaufanym, kto nie wykorzysta tej wiedzy przeciw Tobie. I ten sposób aktualnie w moim przypadku sprawdza sie najlepiej.
Niektórym jest znacznie łatwiej zamowac się wszystkimi tematami wkoło, aby tylko nie skupiac się na sobie. Byc może z obawy przed tym co tam zobaczą. Takze ucieczka do innych światów staje się dla nich wyzwoleniem od cierpienia lub nieciekawej rzeczywistosci.
Miałem kiedys dyskusje na podobny temat, odnosnie portretowania sie we własnych snach. I jakim bylo dla mnie zaskoczeniem, gdy wiekszosc osób śniła o sobie samym, wcielajac sie we snie we własna skóre. Nie miałym takich doswiaczen, z zapamietanych snów zawsze byłem tam jakas inna osobą.
U mnie jest to ciągła walka, abym w koncu przyszedł. Czesto sam sobie nie pomagam; nadmierne przebodzcowanie, praca do pozna, niepotrzebny stres.
Najgorszy jest wtedy pobudzajacy natłok mysli, którego nei mozna zatrzymać. Dlatego czesto na noc puszczam w tle jakas gadaczke która skutecznie je zagłusza.
Jest pare technik wspomagajacych sen o ktorych czytałem i ktore musze jeszcze przepraktykowac. Odłaczenie sie od jakichkolwiek mediów czy przekazów na conjamniej godzine przed snem, pozbycie wszelkich zrodeł dzwieku i światła(włacznie z diodami na sprzecie eletronicznym).
Na pewnym etapie życia spisywanie, albo nawet mówienie na głos rzeczy które mnie gnębiły pomagało w radzeniu sobie z nimi. Pozwalało to nadbrać dystansu, odkryć że problem jest zwielokrotniany siedząc w mojej głowie. Na zewnątrz wcale nie wydawał się już tak straszny.A. A. Raven pisze: (pt 01 gru 2023, 23:24) Ja wprawdzie nie uciekałam w sen, ale bardziej w sny na jawie i książkowe światy, a później apatię, by "radzić sobie" z niefajnymi rzeczami z rzeczywistości…, lecz to spisywanie tego, co faktycznie się działo, pomogło mi "wrócić do żywych".
Esencję problemu można też wyciągnać bez tych praktyk np podczas rozmowy z kims zaufanym, kto nie wykorzysta tej wiedzy przeciw Tobie. I ten sposób aktualnie w moim przypadku sprawdza sie najlepiej.
A. A. Raven pisze: (pt 01 gru 2023, 23:24) Jeśli o sobie i tym co znamy z codzienności nie potrafimy mówić czy pisać, to jak możemy oczekiwać, że będzie nam łatwiej prowadzić wymyśloną historię o kimś innym…?
Niektórym jest znacznie łatwiej zamowac się wszystkimi tematami wkoło, aby tylko nie skupiac się na sobie. Byc może z obawy przed tym co tam zobaczą. Takze ucieczka do innych światów staje się dla nich wyzwoleniem od cierpienia lub nieciekawej rzeczywistosci.
Miałem kiedys dyskusje na podobny temat, odnosnie portretowania sie we własnych snach. I jakim bylo dla mnie zaskoczeniem, gdy wiekszosc osób śniła o sobie samym, wcielajac sie we snie we własna skóre. Nie miałym takich doswiaczen, z zapamietanych snów zawsze byłem tam jakas inna osobą.
Metody pisania powieści - jakie znacie?
83Todobre. Fakt jak słuchałam audiobooków to mogłam zauważyć, że zasypiam np do 15 lub 20 minut w zależności od ustawionego timera. Ważne żeby to było nudneZbuntowana SI pisze: (sob 02 gru 2023, 11:20) Najgorszy jest wtedy pobudzajacy natłok mysli, którego nei mozna zatrzymać. Dlatego czesto na noc puszczam w tle jakas gadaczke która skutecznie je zagłusza.

Tak, faktycznie to też dobre. Trochę zaniedbałam ostatnio.A. A. Raven pisze: (pt 01 gru 2023, 23:24) Polecam też pisanie dziennika jako świetną metodę na rozpisanie się.