@Leszek,
Współczuję Ci.
Przypomniałem sobie, że kiedyś, dawno temu, bardzo dawno (na tyle dwano, że uświadamia mi to jak beznadziejne są moje zmagania z literaturą po tej stronie pióra) odważyłam się założyć podobny temat.
http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 0&start=15
Nie spotkałem się z nadmiernym zrozumieniem, a adwersarz byli dość stanowczy w stwierdzeniach.
Ja się zgadzam z Tobą, chociaż wydaje mi się, że mapki, rasy, itp. są raczej objawem problemu, a nie problemem samym w sobie.
Obszar kiepskich wyborów w pisaniu jest pewnie tak samo duży jak obszar wolności twórczej, więc nie wiązałbym go z samym fantasy. Może taki urok tego forum, że w tym rejonie się najczęściej ujawnia?
Wydaje mi się, że bierze się najczęściej z niezrozumienia właściwego do okresu "pisarskiego" dojrzewania. Zazwyczaj potrafimy powiedzieć sobie, że jakaś książka nas wciągnęła, ale nie zawsze jest tak łatwo trafnie określić dlaczego tak się stało. Jak ktoś poczuje zew natury i postanowi zmienić czytelnictwo w piśmiennictwo, a źle sobie odpowie na pytania, to zatrzymuje się na powierzchni i nie widzi tego co jest pod spodem.
Tolkien wprowadził rasy i światy, ale przecież nie był pierwszy. Natomiast miał za sobą parę atutów. Sprawnie opisywał. W rasach pozamykał pewne archetypy. Elfy dobre, orki złe. Zachód dobry, znajdujący się na wschodzie, za żelazną kurtyną gór Mordor zły. Zło jest czystym złem, dobro jest (z drobnymi wyjątkami) czystym dobrem. Był profesorem filologii klasycznej i literatury staroangielskiej. Ci, którzy się trochę na tym znają, twierdzą, że ułatwiło mu to na przykład wymyślanie języków i wiarygodne budowanie kultur poszczególnych ras.
Ale kluczem do wszystkiego jest beznadziejna walka ze złem, w której główną postacią jest hobbit - przedstawiciel rasy nie mającej atutów fizycznych, intelektualnych czy magicznych. Niepozorny, nie zauważony przez większych, ale nieugięty, wierny, opierający się złej mocy pierścienia.
Można potem przetwarzać taki pomysł na wiele sposobów i można to robić z sukcesem. Ale ten sukces nie wynika z samych ras czy map, tylko z historii jaką się przy ich pomocy opowiada.
Sapkowski też ma swoje elfy, nieco inne, z tego co pamiętam raczej chowające się w lesie przed zagrożeniem. Ale to znów nie mapa, nazwy i właściwości ras stanowią o przyciąganiu wiedźminowej sagi tylko, to co się przez nie pokazuje. A u podstaw znów ludzkie wady i problemy, i beznadziejna walka dobra ze złem.
Można wymyślać niezliczone mutacje tych elfów, tylko zawsze w końcu trzeba się rozbić o pytanie: po co? Co z tego, że te elfy będą niskie, a te będą terroryzować chłopów z okolicznych wsi, gwałcić bydło i rabować kobiety? Jaką historię przez to można opowiedzieć?
Jakiś czas temu pojawiła się seria książek o małoletnim czarodzieju. Fajny sztafaż, który kupił wielu czytelników na świecie. W księgarniach pojawiło się znów trochę klonów. Sprzedaje się to co widać na okładce, a jak wielu pasjonatów zajrzało głębiej? Znów jest to historia walki dobra ze złem, ale tym razem fundamentem całego konfliktu, który ciągnie się przez siedem książek jest miłość rodzicielska. Zły jej nie doświadczył, a dobry tak, nawet uchroniła go przed śmiercią.
Zaklęcia mogą być inne, długość różdżki też, szkołę można zamienić na zakład pracy. Zawsze ostatecznie pozostaje pytanie, czemu to służy.
Ostatnio odbyła się kolejna edycja filmowych Oscarów. Nagroda za reżyserię, muzykę, aktorstwo, kostiumy, scenografię, efekty, scenariusz. W opowieści też są różne składniki.
Mapa i rasy to nie problem, problem jest jeśli nie ma nic poza tym. Można sobie wymyślić ludzi, którzy na przykład potrafią przewidzieć przyszłość, albo mają sześć palców u lewej ręki. Tylko co dalej. Dopóki nie ma opowieści, to tylko rekwizyt.
Niestety każdy chyba musiał swoje błędy popełnić. Również Ci, którzy się na tym forum zafioletowili. Kiepsko, jak się coś takiego znajduje na półce w księgarni, ale Wery to chyba idealne miejsce do popełniania "błędów".
Trochę czasu potrzeba, żeby dojrzeć do tego, że pomidor w garnku z wodą, to jeszcze nie pomidorowa. A że czasem usłyszysz od kogoś, że jego elfy są zaj@&i$te, a Ty się czepiasz bo nie rozumiesz, że to scena tyko do pchania akcji, bo zakończenie jest super i jak doczytasz to zrozumiesz.
Trzeba popełnić trochę błędów, żeby dojść do ergonomicznej w istocie porady, żeby ćwiczyć na krótki opowiadaniach, a nie trylogiach, bo łatwiej zauważyć i poprawiać błędy. Trzeba trochę czasu, żeby dojść do tego, że te krótkie opowiadania się przydają, bo ta trylogia składa się ze scen.
Niestety na wszystko trzeba czasu. Manifestem się tego nie załatwi.
PS.
Gwarantuje Ci, że pokaże się tu jeszcze co najmniej jedno opowiadanie fantasy z elfami i krasnoludami, zaczynające się w karczmie.
Sam je napiszę;)
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.