Proste historyjki

31

Latest post of the previous page:

Panowie, nie zrozumieliśmy się. Fantasy jest moim ulubionym gatunkiem literackim. Sapkowski, Grzędowicz, Białołęcka, Mortka, Orbit, Jadowska, Ignite, Brzezińska, Ziemiański, Romecki, Kres, Adam, Andrzej... Nie chce mi się dalej, a i miejsca nie ma, na zagranicznych tym bardziej.
Ja kocham fantasy.
Absolutnie nie uważam, że fantasy jest w jakimkolwiek aspekcie gorsze niż dowolny inny gatunek. Fantasy potrafi być wspaniałe.
Ale...
Z jakiegoś powodu doskonale komponuje się z młodym, stawiającym pierwsze, nieudane kroki autorem. Z jakiegoś powodu fantasy i ten młody autor tworzą mieszankę, którą można ocenić jedynie ironicznym uśmiechem, z jakiegoś powodu Ci autorzy ten właśnie gatunek wybierają (prawdopodobnie przez fakt źle rozumianej radości tworzenia, wrażenia pospolitość tematyki opartej na realu), z jakiegoś powodu to prawie zawsze jest dramatycznie kiepskie. Taki fakt.
I ja tylko o tym.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Proste historyjki

32
Godhand, ale my się doskonale zrozumieliśmy, dlatego się pytałem: "Co nam daje powiedzenie, że to akurat fantasy jest tym niedojrzałym, młodzieńczym etapem?" :)
Spójrz na początek tematu. Mamy tutaj dwie myśli, które ja bym sparafrazował jako:
"Zamiast zaczynać od dłuższej formy, lepiej skupić się na miniaturach zainspirowanych codziennym życiem i osadzonych w takich realiach"
Jak dotąd jest naprawdę dobrze, ale potem dodajemy drugi człon:
"Bo wymyślanie skomplikowanych światów i ogólnie bawienie się w pisanie fantasy to tylko taki zły młodzieńczy impuls, choroba. Przy odrobinie szczęścia i wytrwałości, wyjdą z tego."
Dzięki tej drugiej myśli mamy dwie strony przekonywania, że fantasy może być dobre, a cechą niedojrzałych pisarzy jest to, że piszą źle, bez względu na to jaki wybiorą sobie gatunek i długość formy.
Godhand pisze: Z jakiegoś powodu doskonale komponuje się z młodym, stawiającym pierwsze, nieudane kroki autorem. Z jakiegoś powodu fantasy i ten młody autor tworzą mieszankę, którą można ocenić jedynie ironicznym uśmiechem, z jakiegoś powodu Ci autorzy ten właśnie gatunek wybierają (prawdopodobnie przez fakt źle rozumianej radości tworzenia, wrażenia pospolitość tematyki opartej na realu), z jakiegoś powodu to prawie zawsze jest dramatycznie kiepskie. Taki fakt.
I to jest moim zdaniem właściwy kierunek. Jeśli odpowiemy sobie na pytanie, co jest powodem że tak się dzieje, to mamy szansę pójść dalej w dyskusji. Teza, że fantasy i wymyślanie światów to tylko choroba młodych pisarzy, która przechodzi, została już tu wielokrotnie obalona.

Ja również jestem przeciwnikiem kiepskiego fantasy, ale jeszcze większym bezsensownego uogólniania, z którego nic konstruktywnego nie wynika. Super, powiemy początkującemu autorowi, że pisanie fantasy jest złe i powinien dorosnąć. Naprawdę ktoś wierzy, że efektem będzie cokolwiek innego niż strata czasu potrzebnego na napisanie tych paru zdań?
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Proste historyjki

33
Jason pisze: Teza, że fantasy i wymyślanie światów to tylko choroba młodych pisarzy, która przechodzi, została już tu wielokrotnie obalona.
Nigdy nie twierdziłem, że tylko.
Natomiast jeśli wyrzucisz tylko ze swojego zdania, to obalenia takiej tezy nie widziałem - może przypomnisz.
I choć zabrzmi to bardzo nieładnie to raczej młodzi początkujący twórcy są chorobą dla fantasy, nie odwrotnie ;)
Jason pisze:Ja również jestem przeciwnikiem kiepskiego fantasy, ale jeszcze większym bezsensownego uogólniania, z którego nic konstruktywnego nie wynika.
Obserwacja i odnotowanie faktu, nie ma zupełnie przymusu, że musi coś z tego wynikać :)
Jason pisze: Super, powiemy początkującemu autorowi, że pisanie fantasy jest złe i powinien dorosnąć. Naprawdę ktoś wierzy, że efektem będzie cokolwiek innego niż strata czasu potrzebnego na napisanie tych paru zdań?
A jak chcecie to mówcie, ja nie mam zamiaru, niech każdy pisze na co ma ochotę. Gdyż - poprzednia wypowiedź.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Proste historyjki

34
Godhand pisze: Obserwacja i odnotowanie faktu, nie ma zupełnie przymusu, że musi coś z tego wynikać
Spójrz na pierwszą część mojej wypowiedzi. Temat niby o pisaniu krótkich form, zamiast długich i skomplikowanych, ale przez podanie takiego faktu dyskusja zeszła na temat fantastyki jako takiej.
Godhand pisze: Nigdy nie twierdziłem, że tylko.
Natomiast jeśli wyrzucisz tylko ze swojego zdania, to obalenia takiej tezy nie widziałem - może przypomnisz.
Wypowiedziałem się nieprecyzyjnie. Nigdzie nie twierdziłeś, że fantasy to tylko etap młodych pisarzy i nie chciałem czegoś takiego sugerować i tu przechodzimy dalej:
Godhand pisze:I choć zabrzmi to bardzo nieładnie to raczej młodzi początkujący twórcy są chorobą dla fantasy, nie odwrotnie
Może i nieładne, ale jakie prawdziwe! ;) Nie mam absolutnie nic, do takiego postawienia sprawy. Ale już stwierdzenie, że zajmowanie się pisaniem fantasy jest chorobą, którą pewnie trzeba leczyć, mnie wkurzyło. I to na pewno nie są Twoje słowa.

Z Tobą chciałem przedyskutować co innego: czy w ogóle jest sens, w temat o miniaturach, wplatać wątek początkujących pisarzy fantastyki?
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Proste historyjki

35
Jason pisze: Z Tobą chciałem przedyskutować co innego: czy w ogóle jest sens, w temat o miniaturach, wplatać wątek początkujących pisarzy fantastyki?
Faktycznie dyskusja nieco zdryfowała, ale to jest naturalne.
Tym bardziej, że to, o czym aktualnie dyskutujemy, nadal koreluje z pierwszym zdaniem początkowego posta w tym temacie.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Proste historyjki

36
@Leszek,
Współczuję Ci.
Przypomniałem sobie, że kiedyś, dawno temu, bardzo dawno (na tyle dwano, że uświadamia mi to jak beznadziejne są moje zmagania z literaturą po tej stronie pióra) odważyłam się założyć podobny temat.
http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopi ... 0&start=15
Nie spotkałem się z nadmiernym zrozumieniem, a adwersarz byli dość stanowczy w stwierdzeniach.

Ja się zgadzam z Tobą, chociaż wydaje mi się, że mapki, rasy, itp. są raczej objawem problemu, a nie problemem samym w sobie.
Obszar kiepskich wyborów w pisaniu jest pewnie tak samo duży jak obszar wolności twórczej, więc nie wiązałbym go z samym fantasy. Może taki urok tego forum, że w tym rejonie się najczęściej ujawnia?

Wydaje mi się, że bierze się najczęściej z niezrozumienia właściwego do okresu "pisarskiego" dojrzewania. Zazwyczaj potrafimy powiedzieć sobie, że jakaś książka nas wciągnęła, ale nie zawsze jest tak łatwo trafnie określić dlaczego tak się stało. Jak ktoś poczuje zew natury i postanowi zmienić czytelnictwo w piśmiennictwo, a źle sobie odpowie na pytania, to zatrzymuje się na powierzchni i nie widzi tego co jest pod spodem.

Tolkien wprowadził rasy i światy, ale przecież nie był pierwszy. Natomiast miał za sobą parę atutów. Sprawnie opisywał. W rasach pozamykał pewne archetypy. Elfy dobre, orki złe. Zachód dobry, znajdujący się na wschodzie, za żelazną kurtyną gór Mordor zły. Zło jest czystym złem, dobro jest (z drobnymi wyjątkami) czystym dobrem. Był profesorem filologii klasycznej i literatury staroangielskiej. Ci, którzy się trochę na tym znają, twierdzą, że ułatwiło mu to na przykład wymyślanie języków i wiarygodne budowanie kultur poszczególnych ras.
Ale kluczem do wszystkiego jest beznadziejna walka ze złem, w której główną postacią jest hobbit - przedstawiciel rasy nie mającej atutów fizycznych, intelektualnych czy magicznych. Niepozorny, nie zauważony przez większych, ale nieugięty, wierny, opierający się złej mocy pierścienia.
Można potem przetwarzać taki pomysł na wiele sposobów i można to robić z sukcesem. Ale ten sukces nie wynika z samych ras czy map, tylko z historii jaką się przy ich pomocy opowiada.
Sapkowski też ma swoje elfy, nieco inne, z tego co pamiętam raczej chowające się w lesie przed zagrożeniem. Ale to znów nie mapa, nazwy i właściwości ras stanowią o przyciąganiu wiedźminowej sagi tylko, to co się przez nie pokazuje. A u podstaw znów ludzkie wady i problemy, i beznadziejna walka dobra ze złem.
Można wymyślać niezliczone mutacje tych elfów, tylko zawsze w końcu trzeba się rozbić o pytanie: po co? Co z tego, że te elfy będą niskie, a te będą terroryzować chłopów z okolicznych wsi, gwałcić bydło i rabować kobiety? Jaką historię przez to można opowiedzieć?
Jakiś czas temu pojawiła się seria książek o małoletnim czarodzieju. Fajny sztafaż, który kupił wielu czytelników na świecie. W księgarniach pojawiło się znów trochę klonów. Sprzedaje się to co widać na okładce, a jak wielu pasjonatów zajrzało głębiej? Znów jest to historia walki dobra ze złem, ale tym razem fundamentem całego konfliktu, który ciągnie się przez siedem książek jest miłość rodzicielska. Zły jej nie doświadczył, a dobry tak, nawet uchroniła go przed śmiercią.
Zaklęcia mogą być inne, długość różdżki też, szkołę można zamienić na zakład pracy. Zawsze ostatecznie pozostaje pytanie, czemu to służy.
Ostatnio odbyła się kolejna edycja filmowych Oscarów. Nagroda za reżyserię, muzykę, aktorstwo, kostiumy, scenografię, efekty, scenariusz. W opowieści też są różne składniki.
Mapa i rasy to nie problem, problem jest jeśli nie ma nic poza tym. Można sobie wymyślić ludzi, którzy na przykład potrafią przewidzieć przyszłość, albo mają sześć palców u lewej ręki. Tylko co dalej. Dopóki nie ma opowieści, to tylko rekwizyt.
Niestety każdy chyba musiał swoje błędy popełnić. Również Ci, którzy się na tym forum zafioletowili. Kiepsko, jak się coś takiego znajduje na półce w księgarni, ale Wery to chyba idealne miejsce do popełniania "błędów".
Trochę czasu potrzeba, żeby dojrzeć do tego, że pomidor w garnku z wodą, to jeszcze nie pomidorowa. A że czasem usłyszysz od kogoś, że jego elfy są zaj@&i$te, a Ty się czepiasz bo nie rozumiesz, że to scena tyko do pchania akcji, bo zakończenie jest super i jak doczytasz to zrozumiesz.
Trzeba popełnić trochę błędów, żeby dojść do ergonomicznej w istocie porady, żeby ćwiczyć na krótki opowiadaniach, a nie trylogiach, bo łatwiej zauważyć i poprawiać błędy. Trzeba trochę czasu, żeby dojść do tego, że te krótkie opowiadania się przydają, bo ta trylogia składa się ze scen.
Niestety na wszystko trzeba czasu. Manifestem się tego nie załatwi.
PS.
Gwarantuje Ci, że pokaże się tu jeszcze co najmniej jedno opowiadanie fantasy z elfami i krasnoludami, zaczynające się w karczmie.
Sam je napiszę;)
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.

Proste historyjki

37
Godhand pisze:
Faktycznie dyskusja nieco zdryfowała, ale to jest naturalne.
Tym bardziej, że to, o czym aktualnie dyskutujemy, nadal koreluje z pierwszym zdaniem początkowego posta w tym temacie.
Z jednej strony tak, z drugiej mam przez to poczucie biegania w kółko, dlatego znów stanę sobie z boku :)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Proste historyjki

38
Podsumujmy. W mojej inaugurującej wątek wypowiedzi znalazły się następujące zagadnienia:
a) początkujący pisarze z upodobaniem startują od epickiej powieści, za nic mając krótsze formy
b) dotyczy to w największej mierze trylogii fantasy, która jako gatunek jest najczęstszym obszarem działania młodzików
c) nie obchodzi adeptów pisania rzeczywistość wkoło, bo nie znajdują w niej pisarskiego tworzywa
d) fascynacja fantasy znajduje szczególny wyraz w światotworzeniu, możliwie detalicznym i jak najbardziej skomplikowanym
e) prowadzi to do namnażania kiepskiej fantasy, która sama w sobie jest zuem
f) wspomniana fascynacja fantasy jest rodzajem młodzieńczej przypadłości, ów stan chorobowy najczęściej mija, choć nie mamy do czynienia z regułą pewną
g) powrót do krótszych utworów wydaje mi się – przewrotnie – przejściem na wyższy poziom pisarskiej świadomości i krokiem na drodze pisarskiego rozwoju, tak samo jak odcięcie się od typowej tematyki i typowych dekoracji związanych z gatunkiem

Było jeszcze kilka ozdobników, pomijalnych. Co NIE znalazło się w wypowiedzi, to stwierdzenie, że lekce sobie ważę fantastykę, która jest do bani.

Pominę głosy wspierające, choć jestem wdzięczny za wszystkie. Od krytyków i częściowych krytyków otrzymałem odpowiedzi:
a) fantastyka jest super a dla niektórych jest świadomym wyborem
b) fantasy jest super, bo uprawia ją mnóstwo świetnych autorów, pisząc mnóstwo świetnych dzieł
c) rzeczywistość może się wydawać nudna, zatem zrozumiałe są tendencje do eskapizmu
c) fantasy jest super, jeśli dobrze się do niej przygotować
d) podstawianie się ze wskazówkami w ogóle nie ma sensu, bo ludzie i tak będą pisali, co im w duszy gra i niech żyje wolność
e) niezdarność początkującego nie ma nic wspólnego z wybranym gatunkiem
f)czy aby na pewno człowieku wiesz, co mówisz, bo przecież GC i co ci daje prawo do autorytatywności.

Zacznijmy od kwestii głównej, miejmy to już z głowy. Podział literatury na gatunki jest rodzajem umowy, która daje pewną wygodę w ogarnianiu rzeki piśmiennictwa (przede wszystkim masowego) przez wydawców, rynek i konsumentów. W tym mnie. Patrząc od tej strony nie lubię fantasy i uważam, że w swojej średniej jakości, w głównym nurcie, jest czyrakiem na kulturze. Niejedynym zresztą. Mój osobisty pogląd, koniec pieśni. Szczęśliwie oprócz klasyfikacji gatunkowej mam do dyspozycji inną, prostą niezwykle: książki dobre i książki kiepskie. Dlatego nie ma sensu zmasowany ostrzał Ursulą czy Terrym. Identycznie, jak ostrzał z rozszerzonych definicji – w ten sposób na przykład „Stara baśń” staje się głównonurtowym fantasy – ani ostrzał z zabiegu całkiem mocno obecnego w literaturze, polegającego na rozszerzaniu pola świadomości czytelnika elementami z podręcznej skrzynki z gatunkiem. Możliwość zaś trollowania miłośników fantasy w wypucowanych stalowych zbrojach w tej i podobnych dyskusjach uważam za miły, choć nienależny bonus.
A żeby unaocznić dobitnie: dobra literatura różni się od fantasy mniej więcej tak, jak „Joker” różni się od typowego kina superbohaterskiego. I tyle.

Teraz autorytatywność i ogarnianie. Mówimy o pewnym zjawisku, złożonym z wielu elementów. Nie kwestionuję tego, że pojawiają się jakieś rzeczy dobre, a nawet bardzo dobre, że rzeka gatunku nie trwa w zastoju, a płynie, miesza się. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że początkujący twórcy na ogół mają to w nosie, tkwią w zastoinach, konserwując epickość Tolkiena i epigonów, bo tak jest łatwo i niewymagająco, co najwyżej udziwniają swoje światy. Triada Potter-Tolkien-fantasy nie ukształtowała się wczoraj, a ja bez mała ćwierć wieku (fakt, z przerwami) przyglądam się księgarnianym regałom z fantastyką i młodzieżówką (coraz większa część wspólna). Wnioski mam, jakie mam. I tyle.

Przeciwko dobrowolnym wyborom nie mam kompletnie nic. Nigdy nie ma dostatecznej liczby danych, by go dokonać, ale jednak jest różnica, gdy robi to ktoś na kursie wstecznym, najpierw wystawiwszy się na ekspozycję innej literatury, a sytuacją, gdy nie zna niczego innego. Ten pierwszy rodzaj wyboru szanuję, domniemywam też, że produkt finalny może mnie zainteresować. Risercz i wiedza też zawsze na propsie, choć o jakości nie przesądzają. Światotworzenie? No jasne, że planując dłuższą wypowiedź literacką dorzeczną czynnością wydaje się ustalenie założeń, w tym geografii. Jak jednak zauważył Seener, to jest narzędzie. Użyteczne. Nie cel i sens pracy pisarza.
Nikomu też nie mam zamiaru zabraniać, ani nakazywać, ani odwodzić. Ale niech ma sobie propozycję, wybór, jeśli miałby ochotę się zastanowić nad tym, co i jak aktualnie robi. Jeśli nie chce, to tyz piknie. I tyle.

Zauważenie, że brak umiejętności pisarskich nie jest przynależna gatunkowi też wydaje się raczej banalne, jednak bardzo głębokie przywiązanie do rudymentów fantasy (w tym epickość kobylastej formy) może twórcy w znaczny sposób utrudnić ogarnięcie fundamentalnych błędów w pisaniu. Również stąd sugestia poparta przykładem. O problemie dotyczącym treści wypowiadali się inni, tu nie ma co rozszerzać, identycznie jak w przypadku poglądu, że sagi fantasy to choroba młodzieńcza. Dla niektórych niemożliwa do zwalczenia. I prawdą jest, że fantasy dla młodziaków dziś spełnia tę samą rolę, co za mojego pacholęctwa literatura młodzieżowa. Tamta, nawet z perspektywy czasu wydaje mi się nieskończenie ciekawsza, barwniejsza, oryginalna, wyprowadzająca co prawda na fantastykę, ale niekoniecznie. I tyle.

A co do etapów rozwoju. Pan Wódz rzucił przykładem Powstania Warszawskiego i przeciwstawił je typowym motywom młodocianych autorów. Tak sobie myślę, że rozwój pisarski mógłby, powtarzam mógłby, przebiegać tak: a) epicka saga z użyciem ogromnej ilości wiedzy i dbałością o realia b) uświadomienie sobie, że saga składa się z epizodów, do których całej wiedzy nie trzeba wkładać, ważny jest wybór pasujący do sceny c) odkrycie, że są sceny, gdzie tej wiedzy w ogóle nie da się użyć, ważne jest to, co dzieje się między ludźmi grających różne role w dramacie historii, a wzorce zachowań dostępne są na ulicy d) pochylenie się nad wycinkiem rzeczywistości, gdzie Powstanie można zredukować do znaków, aluzji, niewyraźnych odwołań, tworzących ledwo zaznaczone ramy. Na tym etapie twórca już dużo umie, pisanie jest przezroczyste, jest przedłużeniem umysłu. Powiedzmy, że, wymyślam, opisuje piwnicę, gdzie zamknięty jest cały przekrój ludzkich istot z ich uwarunkowaniami, postawami i relacjami (ktoś to chyba, mam wrażenie, już robił, coś takiego czytałem) e) swoboda operowania pisaniem pozwala zrobić coś nieoczekiwanego, powiedzmy, znów wymyślam, wysłanie bańki z piwnicą w rzeczywistości równoległe, gdzie obija się o bańki, różniące się o tik w przebiegu narracji.
Mógłby. Hipotetyczna konstrukcja. Wyjaśnia może, dlaczego uważam cofnięcie się do mniejszych form za krok w rozwoju pisarskich kompetencji. Że one (te kompetencje) się mogą budować inaczej i do czego innego służyć, jasna sprawa. Chodzi tylko o uzmysłowienie tego poziomu autoanalizy, który pozwala ogarnąć szerszą perspektywę, niż daje brnięcie w pełną patosu fabułę z typowym imaginarium.

Ostatnia refleksja, poniekąd offtopowa. Wczoraj zarzuciło mnie do pewnego lokalu, gdzie wyprzedaje się resztki nakładów. Pośrodku zaś stały kosze wysypowe z wyrobami wydawniczymi nieco bardziej zabytkowymi. Głównie lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, książki po przejściach, dowodzące też bylejakości produkcji peerelowskiej w odniesieniu do samego przedmiotu. Smutne to było. Jak cmentarz - stosowny zapach i stosowny nastrój. Czego tam nie wrzucili... Klasyka, Alex, Przymanowski (o, tu dobry tytuł: „Żołnierze czterech rzek”, dlatego pamiętam), Bidwell, Auderska, Prorok, kryminały z KAWu, pojedynczy przedstawiciele KiKu, Klub Siedmiu Przygód bez obwolut po zeta za sztukę. Ale przede wszystkim, jak to na cmentarzu, dziś kompletnie zapomniani przedstawiciele drugiego szeregu pisarzy, tych, których dziś już nie uświadczysz w księgarni ani nawet w bibliotekach. A przecież cieszyli się sporymi nakładami, przemykali przez recenzenckie szpalty kulturalnych tygodników, niektórzy występowali w mediach, nawet nagrody dostawali. I nie chodzi o takich jak Żukrowski, Dobraczyński czy Czeszko, jednoznacznie podpiętych pod miniony ustrój.

Gdy się czyta, czyta latami, człowiek dorabia się swoich własnych grzesznych przyjemności. Moją jest Lee Child, chociaż łże w różnych sprawach jak pies, a w okolicach lektury piątego tomu miałem pełną jasność, że już nic dobrego od niego nie dostanę. No ale trudno oczekiwać rozwoju od przedstawiciela szkoły regularnego pisania według jednego schematu trzech książek rocznie. Ponieważ już o pisaniu tego i owego się dowiedziałem, wniosek mam taki, że fabryczna produkcja nie może być dobra, nawet jeśli od reguły bywają (nieliczne) wyjątki.

Na Wery dominująca jest ryt pisania jako profesji. Zaś za cechowy egzamin należy uznać zaakceptowanie książki przez wydawnictwo. Książki powinno się pisać jedna po drugiej, najlepiej jedną, dwie rocznie. I w porządku, nie ma się czego czepiać. Ale da się popatrzeć na pisanie inaczej. Mówiłem już o tym nieraz, ostatnio chyba w wątku o rydwanie szczurów. Jako bezinteresowny akt twórczy, wypowiedź nieskrępowaną wymaganiami rynku. Jako realizację wewnętrznej potrzeby. Jako owoc zadawania najważniejszych pytań i udzielania najuczciwszych możliwych odpowiedzi. Może nigdy takie dzieło nie zasłuży na wydanie, może zainteresuje czytelników liczonych raptem palcami obu rąk. A może w ogóle będzie bezwartościowe, z różnych względów. Tak jak „Kryształy czasu”. Z perspektywy człowieka jako twórcy to nie musi mieć znaczenia. Ale profesjonalny ryt zawęża patrzenie.

Wyszedłszy z tego antykwariatu tak sobie myślałem, mając w pamięci papierowe nagrobki niegdyś ważnych, a przynajmniej wydawanych i czytanych pisarzy. Niewątpliwych profesjonalistów.
I tyle.

Proste historyjki

39
Ładne podsumowanie. Ja tylko podkreślę jego część, która wydaje mi się kluczowa dla pisania dobrej literatury:
Leszek Pipka pisze: Ale da się popatrzeć na pisanie inaczej. [...] Jako bezinteresowny akt twórczy, wypowiedź nieskrępowaną wymaganiami rynku. Jako realizację wewnętrznej potrzeby. Jako owoc zadawania najważniejszych pytań i udzielania najuczciwszych możliwych odpowiedzi.
Żeby pisać z potrzeby, chęci powiedzenia czegoś ważnego o świecie, człowieku. Żeby zadawać pytania o istotę człowieczeństwa. I żeby uczciwie podejść do tematu, który się podejmie. Warto próbować udzielić odpowiedzi, ale nie zawsze się da. ;)
Czyli żeby to po prostu było o czymś, a nie fajną, wymyśloną historyjką.

I chyba żeby dobrze pisać, to trzeba przestać biegać z pustymi taczkami, jak w tym dowcipie...

Przychodzi kierownik na budowę i widzi, jak robotnicy biegają z pustymi taczkami w tę i we w tę, w tę i we w tę. Nie rozumie, o co chodzi, więc pyta:
- Panowie, a co wy tak latacie z tymi taczkami?
- Panie kierowniku, taki zap*dol, że nie ma kiedy załadować!

:)
Dzwoń po posiłki!

Proste historyjki

40
Leszek Pipka pisze: I prawdą jest, że fantasy dla młodziaków dziś spełnia tę samą rolę, co za mojego pacholęctwa literatura młodzieżowa. Tamta, nawet z perspektywy czasu wydaje mi się nieskończenie ciekawsza, barwniejsza, oryginalna, wyprowadzająca co prawda na fantastykę, ale niekoniecznie. I tyle.
Pełna zgoda i poparcie
Prawo czy miłosierdzie, mądry wybierze to drugie wypełniając to pierwsze.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”