Taniec na krawędzi

1
Tańczę ciągle wokół,
aż powietrze z mych płuc ulatuje.
Wplątane maki w mych włosach
szkarłatem olśniewają niczym krew.



Łapię najpierw jeden oddech - a potem drugi.
Słychać głośny aplauz, liczne tłumy.
Szczęście, jak płynne złoto w mych żyłach,
rozprzestrzenia się po całym ciele.



Jednakże parkiet to szczyt wieży.
Aplauz zamienia się w krzyki trwogi.
Nade mną krążą kruki,
ich pióra, niczym onyks, mienią się w blasku słońca.



Skaczę, aby ich dosięgnąć.
Wtem noga z parkietu się osuwa,
maki z włosów wypadają,
zamiast wzbić się w niebo jak kruki,
me skrzydła - zbyt kalekie, by unieść -
ciągną mnie w dół.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”