
Andrzej Sapkowski, „Krew Elfów” – 5/5 (czytał chyba każdy)
(Wyd. SuperNova, 2007)
1. Pierwsze podejście, czy raczej zderzenie z legendą, miałem jako małolat. Wtedy „Krew elfów” zamęczyła i zniechęciła do serii lata. Dzisiaj rozumiem dlaczego – kwestia słownictwa, ze średniowiecza rodem. Komes, wams, minstrel, jarl, kord, nynie, knut, rajfurka, trzos, pośledni, obwieś, utyłać, zydel, sztych, tercja, odtroczyć, juki, łęk, setnik, mytnik, dziesiętnik – nawet dekadę później nie jest to takie proste w odbiorze. Poza tym, mamy tu także szczegółowe pojęcia związane z dawnym ubiorem, jeździectwem, żeglarstwem, fechtunkiem, budownictwem, uzbrojeniem. Nie chcę przez to powiedzieć, że książka jest fabularnym Słownikiem Staropolszczyzny, ale czytać należy będąc przygotowanym, inaczej większość czytelników nie będzie rozumieć do końca o co chodzi w co trzecim zdaniu. Nie bardzo widzę potencjał do czytania np. w metrze. Jednakże przyjęta konwencja językowa jest uzasadniona i, jak mniemam, ma budować klimat epoki.
2. Fabuła jest skokowa, czyli dokładnie taka, jakiej zwykłem nienawidzić. W przypadku „Krwi Elfów” to jednak żaden problem, aż sam się dziwię. Mało tego, głównych bohaterów jest w zasadzie kilku i wygląda, jakbym miał do czynienia ze zbiorem powiązanych opowiadań, w którym główny bohater zmienia się co dwadzieścia stron. Nie zbłądziłem na moment, a nawet rozproszona konstrukcja wydała się bardzo dobrym rozwiązaniem, żeby nie zanudzać wałkowaną w kółko tą samą postacią. Również dzięki owemu rozwiązaniu, dane było mi spojrzeć na świat przedstawiony szerszym polem widzenia, z różnych perspektyw.
3. W scenach przewija się mnóstwo postaci pobocznych, prawie każda nazwana, każda skądś pochodzi. Często rozgrywają się tłumne dialogi. Trzeba czytać z uwagą, ale jak już się przebrnie, pozostaje wrażenie świata kipiącego życiem, wydarzeniami, opiniami. Metoda godna naśladowania. Ponadto, nauczył mnie Sapkowski jak zręcznie opowiadać złożone wydarzenia polityczne w formie dialogów, zamiast toczyć długą i smętną narrację.
4. Sporo polityki, wojennej polityki. Mówiąc w skrócie, chodzi o polityczne szachy w konflikcie federacji z imperium, mniej więcej. Innymi słowy – rozbiegana grupa versus silna jednostka, a gdzieś nad tym wszystkim proroctwa, magia i mroczny rycerz. Wiem, że nie każdy lubi politykę, dlatego przestrzegam, gdyż zajmuje sporo miejsca. Dla dzieci może być za trudno.
5. Nie udały się sceny walki. Choć czytałem uważnie, nie byłem w stanie sobie wyobrazić co się dokładnie dzieje. Najwyraźniej to takie samo wyzwanie jak scena erotyczna. Przyznaję, bez bicia, przekartkowałem trening Ciri.
6. Magowie są przerysowani. Zaklęcia polegają tu na prostym wyciąganiu królików z kapelusza. I właściwie po co organizować wszystkie armie świata, skoro tak naprawdę wystarczy zorganizować czarodziejów i pokonać każdego. „Ciri prychała, bulgotała i pluła, bo mydliny dostały się jej do ust. Potrząsnęła głową, zastanawiając się, czy istnieje zaklęcie umożliwiające mycie się bez wody, mydła i straty czasu.” No właśnie? Magowie używają magii do zapalania świec, a nie umieją się umyć się bez kąpieli? Na szczęście, pod koniec autor spieszy z wyjaśnieniami i co nieco łagodzi odczucie wszechpotęgi, ale i tak mam wrażenie, iż magia ma tu potencjał do rozwiązania każdego problemu, włącznie z dłubaniem w zębach. Brakuje przekonującej mechaniki.
6. Wydawałoby się, że książka o elfach, a tymczasem ciężko nie polubić krasnoludów. Wystarczy przytoczyć fragment rozmowy nastoletniej Ciri z metra ciętym brodaczem i można się domyślić charakteru innych krasnoludzkich mądrości:
7. Reasumując, „Krew elfów”, pierwszy tom sagi wiedźmińskiej, polecić żem rad. Mogę potwierdzić, że Sapkowski to konkret pisarz. Opowieść jest wciągająca i trudno się oderwać. Ma także walor edukacyjny dla adeptów pisarstwa, biorąc pod uwagę język i konstrukcję. Do przeczytania całej sagi zostałem zachęcony, tyko kolejka długa… Może jeszcze wspomnę, że oglądałem serial-kaszanę „The Witcher” (2019), który poprzedza wydarzenia niniejszej książki. Być może dzięki temu, polityka była bardziej przejrzysta.
2. Fabuła jest skokowa, czyli dokładnie taka, jakiej zwykłem nienawidzić. W przypadku „Krwi Elfów” to jednak żaden problem, aż sam się dziwię. Mało tego, głównych bohaterów jest w zasadzie kilku i wygląda, jakbym miał do czynienia ze zbiorem powiązanych opowiadań, w którym główny bohater zmienia się co dwadzieścia stron. Nie zbłądziłem na moment, a nawet rozproszona konstrukcja wydała się bardzo dobrym rozwiązaniem, żeby nie zanudzać wałkowaną w kółko tą samą postacią. Również dzięki owemu rozwiązaniu, dane było mi spojrzeć na świat przedstawiony szerszym polem widzenia, z różnych perspektyw.
3. W scenach przewija się mnóstwo postaci pobocznych, prawie każda nazwana, każda skądś pochodzi. Często rozgrywają się tłumne dialogi. Trzeba czytać z uwagą, ale jak już się przebrnie, pozostaje wrażenie świata kipiącego życiem, wydarzeniami, opiniami. Metoda godna naśladowania. Ponadto, nauczył mnie Sapkowski jak zręcznie opowiadać złożone wydarzenia polityczne w formie dialogów, zamiast toczyć długą i smętną narrację.
4. Sporo polityki, wojennej polityki. Mówiąc w skrócie, chodzi o polityczne szachy w konflikcie federacji z imperium, mniej więcej. Innymi słowy – rozbiegana grupa versus silna jednostka, a gdzieś nad tym wszystkim proroctwa, magia i mroczny rycerz. Wiem, że nie każdy lubi politykę, dlatego przestrzegam, gdyż zajmuje sporo miejsca. Dla dzieci może być za trudno.
5. Nie udały się sceny walki. Choć czytałem uważnie, nie byłem w stanie sobie wyobrazić co się dokładnie dzieje. Najwyraźniej to takie samo wyzwanie jak scena erotyczna. Przyznaję, bez bicia, przekartkowałem trening Ciri.
6. Magowie są przerysowani. Zaklęcia polegają tu na prostym wyciąganiu królików z kapelusza. I właściwie po co organizować wszystkie armie świata, skoro tak naprawdę wystarczy zorganizować czarodziejów i pokonać każdego. „Ciri prychała, bulgotała i pluła, bo mydliny dostały się jej do ust. Potrząsnęła głową, zastanawiając się, czy istnieje zaklęcie umożliwiające mycie się bez wody, mydła i straty czasu.” No właśnie? Magowie używają magii do zapalania świec, a nie umieją się umyć się bez kąpieli? Na szczęście, pod koniec autor spieszy z wyjaśnieniami i co nieco łagodzi odczucie wszechpotęgi, ale i tak mam wrażenie, iż magia ma tu potencjał do rozwiązania każdego problemu, włącznie z dłubaniem w zębach. Brakuje przekonującej mechaniki.
6. Wydawałoby się, że książka o elfach, a tymczasem ciężko nie polubić krasnoludów. Wystarczy przytoczyć fragment rozmowy nastoletniej Ciri z metra ciętym brodaczem i można się domyślić charakteru innych krasnoludzkich mądrości:
„— Hmm... Ale teraz... Ludzi jest przecież dużo więcej niż... Niż was.
— Bo mnożycie się jak króliki — zgrzytnął zębami krasnolud. — Nic, tylko byście się chędożyli, w kółko, bez wyboru, z kim popadło i gdzie popadło. A waszym kobietom wystarczy byle siąść na męskich portkach, by im brzuch urósł... Czegoś tak pokraśniała, myślałby kto: maczek polny? Chciałaś rozumieć, tak czy nie? To i masz szczerą prawdę i wierną historię świata, którym włada ten, kto sprawniej rozłupuje innym czaszki i w szybszym tempie nadmuchuje baby. A z wami, ludźmi, trudno konkurować, zarówno w mordowaniu, jak i w chędożeniu…”
7. Reasumując, „Krew elfów”, pierwszy tom sagi wiedźmińskiej, polecić żem rad. Mogę potwierdzić, że Sapkowski to konkret pisarz. Opowieść jest wciągająca i trudno się oderwać. Ma także walor edukacyjny dla adeptów pisarstwa, biorąc pod uwagę język i konstrukcję. Do przeczytania całej sagi zostałem zachęcony, tyko kolejka długa… Może jeszcze wspomnę, że oglądałem serial-kaszanę „The Witcher” (2019), który poprzedza wydarzenia niniejszej książki. Być może dzięki temu, polityka była bardziej przejrzysta.
„— Koty lubią spać i odpoczywać na intersekcjach. Wiele krąży opowieści o magicznych zwierzętach, ale tak naprawdę kot, oprócz smoka, jest jedynym stworzeniem umiejącym chłonąć moc. Nikt nie wie, po co kot ją chłonie i jak wykorzystuje…”