Większość społeczeństwa odpowie, że tak. Ludzie nawet przez chwilę nie zastanowią się i nie próbują stanąć z drugiej strony barykady. Barykady, którą budują sami. Nieświadomie prowadzą do konfliktów religijnych, jak i politycznych, a większość spotkań w gronie rodzinnym, kończy się kłótniami, wyzwiskami – porównywalnymi do czasów komuny. Zderzenie ludzi patrzących dalej niż ich własny czubek nosa z biorcami społecznymi, zazwyczaj kończy się nieporozumieniem. Dzieli społeczeństwo, rodziny.
Odnoszę wrażenie, że Kościół wykorzystuje ludzi do swoich celów. Poprzez wiernych próbuje wpływać na politykę państwa. Niektórzy księża, pod groźbą grzechu, narzucają swoje zdanie. Pozwolę sobie na więcej. Kościół polski ma problem z dostosowaniem się do decyzji obecnego papieża. Unika nie tylko cytowania Głowy Kościoła, ale i pozwala sobie poprzez przemilczanie na ich negowanie. Są i też tacy katolicy (księża), którzy życzą mu szybkiej śmierci...
Nie dziwi mnie, że dużo ludzi odsuwa się od wiary. Ci, którzy szukają odpowiedzi, znajdą właściwą drogę. A czy do tego jest potrzebna wiara? Otóż wydaje mi się, że niekoniecznie. Teraz pewnie niejeden zdeklarowany katolik zgrzyta zębami. Trudno. Nie moje zęby, nie mój ból.
Obracam się głównie wśród osób wierzących. Widzę też, że większość z nich robi to tylko na pokaz. Dewoci pełną gębą. Z przykrością zauważam ich przeważająca większość. Nikt nie dostrzega, że zasady, którymi kieruje się Kościół, stoją w miejscu, a świat z impetem pędzi do przodu. Prostym przykładem wysuniętej przeze mnie tezy jest spowiedź. Dawniej ludzie wysłuchani przez kapłana, odczuwali wewnętrzny spokój. To im wystarczyło. Teraz to samo zapewni wizyta u psychiatry. Wiem, zbyt drastyczne porównanie. Ale czy w rozliczeniu nie zyskujemy podobnej ulgi?
Jako dziecko miałam problem z omawianiem wierszy na lekcji języka polskiego. To było dla mnie zbyt łatwe zadanie. Szukanie zastosowanych rymów, środków artystycznych doprowadzało mnie do szału. No i te ciągłe napominanie nauczycielki – bo przecież miałam mówić tylko o tym, co autor miał na myśli. Nic ponadto. (Ukłon w stronę mojej polonistki z czasów podstawówki. Wiele jej zawdzięczam. I wybaczam przymuszanie do uczenia się na pamięć wyrazów ze słownika ortograficznego – na takich wsiach nikt nie słyszał o dysleksji).
Piszę wiersze, może dlatego moje spostrzeżenia są w tym tonie...
Piszę wiersze, może dlatego moje spostrzeżenia są w tym tonie...
Pytanie zawarte w tytule można porównać do innego. Czy osoba wytatuowana jest zła? Może właśnie takie zestawienie pokaże absurd sytuacji.
Moim rodzicom tatuaże kojarzyły się tylko i wyłącznie z więzieniem. Takie zasady też mi wpajali. Czas płynie, a postrzeganie otoczenia i świata rozwija się wraz z wiekiem i doświadczeniem życiowym jednostki. Tak też jest ze mną. Mój tatuaż wywołał niemałe zgorszenie. Mama stwierdziła, że jej się nie podoba. Wuj nie odzywał się do mnie przez ponad rok. Unikał nawet kontaktu wzrokowego. Tak, pouczające doświadczenie.
Wniosek – jesteśmy zamkniętym społeczeństwem, o spowolnionej reakcji na przyswajanie świata. Wykorzystujemy wiarę jako tarczę obronną przed nieznanym. Boimy się nowego, więc uznajemy to za zagrożenie.
Reasumując, katolik nie jest jednostką miary. Na podstawie wyznawanej religii nie można definiować dobrych ludzi. Natomiast można założyć, że wpajane zasady mogą pomóc ukształtować charakter młodego człowieka. A co jako dorosły z tymi zasadami pocznie? Nie mi oceniać. Mamy wolną wolę i jedno życie.