Tło w fantasy w kontekście kultur pochodzenia twórców na przykładzie elfów Tolkiena oraz Koniunkcji Sfer w świecie Wiedźmina Sapkowskiego
Na początku wypada uczynić kilka zastrzeżeń: nie jestem kulturoznawczynią, nie mam wykształcenia filologicznego, nie wgłębiałam się jakoś bardzo w biografie ani Tolkiena, ani Sapkowskiego. Jak zahaczę o psychologię, to nie naukową, a bardziej z klimatu tradycji Jungowskiej (nieświadomość kolektywna), którą spokojnie można traktować jako zbiór intuicji człowieka, który interesował się kulturą i antropologią, a nie jakieś naukowo udowodnione zjawisko. Zbiór niniejszych przemyśleń powstał w wyniku rozmyślań o fabule w Śródziemiu i w uniwersum Wiedźmina (książkowym, w gry nie grałam), w oparciu o jakieś tam lektury, jakieś tam subiektywne wrażenia i przebłyski. Czyli, w skrócie: nie znam się, ale się wypowiem.
Truizmem jest, że nie da się oddzielić dzieła od twórcy. Zazwyczaj w różnych biografiach tropi się wątki inspiracji z indywidualnej historii życia, przekazów rodzinnych, wydarzeń historycznych, ewentualnie umieszcza się twórczość danego autora na tle ogólnego „Ducha epoki” i analizuje się jego (jej) inspiracje, odróżnianie się itd. względem swojego pokolenia i oznaki buntu (lub naśladownictwa) względem pokolenia poprzedniego. Dużo rzadziej (a przynajmniej ja się rzadziej z tym spotykam) omawia się twórczość autora na tle kultury, w której wzrasta, oddziaływanie tej kultury na podnoszoną problematykę, metafory, zdarzenia, punkty zwrotne w fabule, zwłaszcza w kontekście chwytów stosowanych w tle. Co mam na myśli o „chwytach w tle”: czym innym jest świadome użycie metafory dla zobrazowania jakiegoś istniejącego zjawiska, czy to z dziedziny psychiki, czy polityki („Czarnoksiężnik z Archipelagu” i konfrontacja Geda z Cieniem czy „Folwark zwierzęcy”) i celowe budowanie wokół tego całego tekstu, a czym innym umieszczenie czegoś w tle jako detalu, który ma być elementem światotwórczym, podczas inne zjawiska i postaci mają być wyeksponowane bardziej, jako właściwa fabuła. Niemniej jednak, chociaż są to elementy tła czy świata przedstawionego, można je traktować nie tylko jako element autorskiej wyobraźni, ale jako wyrażenie przez twórcę zjawiska, zwanego przez Junga „nieświadomością kolektywną”.
„Nieświadomość kolektywna” (albo „nieświadomość zbiorowa”) to termin, który Jung ukuł dla zjawiska, że w zbiorowości, którą łączy wspólna historyczna pamięć, więzy, pewne obrazy czy postacie pojawiają się częściej i w sposób bardziej wyrazisty niż inne. Nie jest to celowe, często w ogóle nie jest uświadomione, ale u osób wtajemniczonych uruchamia wrażenie, że „jest w tym coś znajomego” i budzi pewne uczucia. Taki obraz czy postać często wyraża dużo więcej dla danego kręgu kulturowego niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Jako nieświadoma część zbiorowej pamięci nie jest kontrolowana, nie wiadomo też, w jaki sposób się objawi. Zamierzam przeanalizować postacie elfów u Tolkiena oraz Koniunkcję Sfer (oraz idącą za tym kreację świata przedstawionego) Sapkowskiego jako emanacje zbiorowej nieświadomości kultur pochodzenia autorów.
Zacznijmy od elfów Tolkienowskiego świata. W obszarze świadomej intencji twórcy, mamy metaforę upadku, najpierw Valara, potem elfa oraz idące za tym zepsucie, degradację, skarlenie, wreszcie akt pokory i nadziei na ponowną odbudowę świata. W obszarze nieświadomości kolektywnej kultury pochodzenia twórcy odczytuję wątek elfów jako zmetaforyzowaną historię kolonializmu z punktu widzenia kolonizatorów. Idąc tym tropem, prześledźmy ogólną drogę Tolkienowskich elfów: obudzeni w Śródziemiu, dotarli na Wyspy. Ich własny język zmieszał się z językiem Valarów. Po wiekach rozwoju kultury, wyruszyli z powrotem. Zakładali królestwa, traktując je z automatu jako uprawomocnione, a siebie samych jako przedstawicieli oświeconego porządku, broniącego innych przed złem. Będąc w Śródziemiu, wzbudzali podziw, nawet wśród innych elfów, nie mówiąc już o ludziach. Wyjątkowo szlachetni, nieśli oświecenie, uczyli kunsztów, ich język stał się językiem elit. Oświecali i bronili, cywilizowali ludzi. Poza ich siedzibami panowała ciemność, wieczne zagrożenie, czyste zło. Nawet nazewnictwo (Elfowie Wysokiego Rodu) i wygląd (wysocy, wyjątkowo piękni, z blaskiem Drzew w oczach) wyróżniali ich wśród ludów, do których przybyli. W świecie Śródziemia ustanowili klarowną hierarchię, kto komu miał służyć. A gdy nawet zaprzyjaźnione królestwa ludzi stawały się autonomiczne (jak Numenor), wyznacznikiem ich „dobrego sprawowania się” była przyjaźń z elfami. W kronice upadku Numenoru jako jeden ze zwiastunów przyszłej katastrofy został wyróżniony moment, w którym władcy Numenoru porzucili język elficki na rzecz języka ludzi. W ogóle, porzucenie języka elfów czy wykształcanie się nowego języka w wyniku zmieszania języka elfów i ludzi jest traktowane jako oznaka oddalania się od źródeł wiedzy i upadku. Podczas ważnych ceremonii (takich jak koronacja Aragorna) formuła koronacyjna Elendila zostaje wygłoszona w języku elfickim – mimo że to był język innej rasy (dziś zaś spadkiem po kolonializmie jest to, że język kolonizatorów pozostaje językiem urzędowym wielu państw kolonizowanych). W ogóle, kwestia ras wpisuje się mocno w metaforę: XIX wiek był czasem, w którym dyskurs rasowy mocno przybrał na sile, by osiągnąć apogeum w pierwszej połowie XX wieku. Wydaje mi się, że nieprzypadkowo zatem łączenie się ras i status ich potomstwa czy przejmowanie języka „rasy wyższej” przez „rasę niższą” są tak istotne w tym świecie. Wreszcie, ostatnia część podróży elfów: powrót, niby do własnej krainy, a jednak smutny i gorzki. Skończył się ich czas, znajomość języka stawała się coraz rzadsza, musieli porzucić to, co wybudowali, a ci, których tyle nauczyli i tak ich rozwinęli, nie będą o nich nawet pamiętać.
Tyle Tolkien. Przejdźmy do Sapkowskiego i świata Sagi o Wiedźminie. Trudno określić, gdzie jest, z jakich krain właściwie się składa, gdzie zaczyna i gdzie kończy. I co ważne, panuje w nim chaos. Nie tylko chaos spowodowany wojną z Nilfgaardem (to jest to celowe skojarzenie autora, odpowiednik buntu Melkora i Feanora u Tolkiena), ale ogólną konstrukcją świata. Jest wiele ras (co ciekawe, samo to, jak intuicyjnie kwestie rasowe wykreowane przez Tolkiena przyjęły się w świecie innych pisarzy, wskazuje, jak szeroką zbiorowość obejmowała ta zbiorowa metafora), krain, ale chaos panuje na poziomie dużo ogólniejszym. Przykładowo: nazwisko Yennefer brzmi „z Vengerbergu”, co brzmi średniowiecznie, ale Tissaia de Vries brzmi już (dla naszego ucha) dużo bardziej współcześnie. Są wykłady o genetyce i rzemieślnicze cechy. Las Brokilon pozostaje jednym z ostatnich dzikich i nieujarzmionych miejsc, a jednocześnie istnieje dosłowny Kraniec Świata. I to pomieszanie z poplątaniem, w którym nijak nie można wyróżnić jakiejś sensownej chronologii rozwoju, zaczęło się od katastrofy zwanej Koniunkcją Sfer, która sprawiła, że z różnych porządków mitologicznych i narracyjnych wyłoniły się stworzenia, które w nowym świecie mogły stać się pełnoprawnymi członkami i/lub potworami. W obszarze celowej metafory Saga jest opowieścią o wygranej z germańskim porządkiem (bitwa pod Brenną). W obszarze emanacji Jungowskiej nieświadomości jest to opowieść o tym regionie Europy po katastrofie, która wymieszała wszystko: wszystkie sfery społeczne, grupy etniczne, obyczaje itd. - a więc po II wojnie światowej.
Elfy, choć piękne i gdzieniegdzie jeszcze w blasku dawnej świetności, nie panują, nie przodują w cywilizacji, pozostaje im jedynie wspominanie dawnej chwały. Są celowo degradowani w swoim statusie społecznym (urawniłowka). Nie wnoszą już do świata niczego nowego. Pozostały im opowieści. Driady, jak grupy etniczne z wyraźnie zaznaczoną odrębnością, powoli zmniejszają swoją liczebność. Wampiry, które mogą okazać się sprzymierzeńcami, o ile przejmą nasze wartości i styl życia – i tak dalej, można wymyślać dalej w odniesieniu do ludzi, czarodziejów i czarodziejek itd. Istotą jest to, że zapanował chaos. Nie ma jednolitej hierarchii społecznej, jednolitego użycia wspólnego języka, obyczajów, wyglądu. Nie wiadomo, kto stoi wyżej, a kto niżej. Kto ma chronić, a kto zagraża. Po Koniunkcji Sfer (katastrofie, jak podkreślał Regis) wszyscy są zagubieni; próbują żyć według reguł swoich dawnych grup, ale tych dawnych grup już nie ma, zostały rozbite lub warunki życia tak się zmieniły, że nie można już żyć jak dawniej (jak powiedział jeden z elfów: „Nas ziemia obdarowywała” – już nie obdarowuje, więc muszą głodować). I choć od katastrofy minęło już trochę czasu, porządek wciąż jeszcze nie wyłonił się z tego chaosu – jedyna możliwość zjednoczenia istnieje wokół zagrożenia.
Niewątpliwie jesteśmy kształtowani przez pamięć historyczną, narracje o porządku świata (takim jak powinien być, takim jaki jest), powinności, tożsamości i inne. Pewne historie wybrzmiewają bardziej, inne mniej, pewne liczą się bardziej, inne mniej. Z ich połączenia powstają obrazy, które w pewnej grupie odbiorców znajdują natychmiastowe, intuicyjne zrozumienie – choć ci odbiorcy, zapytani „dlaczego?”, nie zawsze potrafiliby na to odpowiedzieć.
Tło w fantasy
1"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva
"Between the devil and the deep blue sea".
"Between the devil and the deep blue sea".