Pozwólcie, że w wątkach publicystycznych nie będę silił się na próbę recenzji czy oceny tekstu pod względem literackim, a jedynie będę polemizował z tezami, które szczególnie uderzyły mnie w treści. A choć tutaj tekst krótki, to sporo ich było.
Jako ktoś, kto ma do anime od dziecka słabość czuję, rzecz jasna, potrzebę stanąć w obronie gatunku, który tu jest ostrzeliwany, nawet jeśli tylko kapiszonami. Po pierwsze, argument, że przeważnie treść jest miałka można odnieść praktycznie do każdego gatunku filmowego. Mamy ogólnie nadmiar produkcji - powstaje za dużo filmów, za dużo książek, a zwłaszcza - za dużo nagrań. To nie gatunki są złe, w każdym gatunku są tak perły, jak i wieprze.
Po drugie, anime czy manga rzeczywiście nie jest formą, która trafi do każdego - to wie chyba każdy, sam Osamu Tezuka musiał być tego świadomy. I bardzo dobrze. Niech sztuka będzie raczej jak cebulowa, która wielu odpycha, niż jak pomidorówka, który prawie wszyscy lubią.
Po trzecie, ta rzekoma uniwersalność "kultowych polskich filmów"... No błagam! Jesteś pewien, że Japończyków zachwyciłaby "Seksmisja" czy "Psy"? Jakoś żaden z tych filmów nie zrobił międzynarodowej kariery, w odróżnieniu na przykład od "Grobowca świetlików", "Ghost in the shell" czy "Spirited away", które są niepodważalnymi klasykami światowego kina, chociaż powstały jako produkt mocno hermetycznej kultury i realiów. A jakby dobrze poszukać, to są w tym gatunku jeszcze lepsze filmy, zapewniam, nawet mogę coś polecić (pod warunkiem okazania odrobiny otwartości).
Tomek Bordo pisze: (pn 01 mar 2021, 13:01)
*chłopak, który mi się podoba nie zaprosił mnie na urodziny. Mam depresję*
A czy Ty zawsze byłeś stary (jak księżyc w piosence Wojaczka)? Przecież jak ktoś ma lat trzynaście i żyje w dobrym zdrowiu i przyzwoitych warunkach bytowych, to właśnie takie problemy są dla niego jak najbardziej prawdziwe, wręcz egzystencjalne. Pierwsza miłość, pierwsze rozczarowanie... Przecież to może być dla kogoś dużo ważniejsze zagadnienie niż powstanie listopadowe czy strajk w Stoczni Gdańskiej!
Grafomania nie istnieje. Ten, którego nazwali "grafomanem", to po prostu pisarz, którego nie rozumieją.