Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

1
Ostatni sondaż CBOS-u pokazujący gwałtowny wzrost deklaracji lewicowych poglądów wśród młodych Polaków, a zwłaszcza Polek, może dawać nadzieję środowiskom, ruchom i partiom z lewej strony politycznego podziału. Nadzieja ta nie jest jednak zbyt wielka zważywszy na fakt, że polska lewica znajduje się w defensywie od... 1926 roku.

Początek kryzysu to Przewrót majowy, który poparły środowiska lewicy od chłopskiego PSL-Wyzwolenie przez Polską Partię Socjalistyczną, po komunistów. Nieudolne rządy koalicji Chjeno-Piasta, składającej się ze stronnictw konserwatywno-narodowych PPS nazywał sojuszem „reakcji faszystowsko-monarchistyczno-paryskiej”. Obrazem, który mógłby ilustrować polityczną naiwność środowisk lewicowych może być rozpędzenie demonstracji triumfujących komunistów przez służby porządkowe nowego reżimu, kilkanaście dni po przewrocie. Obóz piłsudczyków nie miał zamiaru wprowadzać lewicowych reform. Sanacja ostro rozprawiła się także z PPS-em, z którego wywodził się Piłsudski, a także wielu jego współpracowników. Socjaliści byli zsyłani do obozów dla więźniów politycznych, w których tortury nie były wcale rzadkością. Taki los spotkał choćby Hermana Liebermana, jednego z przywódców PPS. We wrześniu 1930 roku Lieberman został aresztowany i dotkliwie pobity, a następnie osadzony w więzieniu wojskowym w Brześciu. Wraz z Liebermanem skazani zostali także m.in.. Stanisław Dubois i Adam Ciołkosz z PPS-u, politycy lewicowego stronnictwa chłopskiego PSL „Wyzwolenie” i... były premier Wincenty Witos w rządzie Chjeno-Piasta. Sanacja pogodziła więc politycznych przeciwników osadzając ich w tym samym więzieniu.

Sanacyjny reżim został rozjechany przez niemieckie czołgi we wrześniu 1939 roku. Skompromitowani piłsudczycy uciekli poza granice kraju. Wielu z nich skończyło dosyć żałośnie. Rydz-Śmigły pchany przez zranioną dumę przedostał się w 1941 roku do Polski, by walczyć z okupantem. Zmarł jednak na atak serca ponad miesiąc po powrocie do kraju. Premier Felicjan Sławoj Składkowski, który zasłynął z wprowadzeniem w wojsku czegoś, co moglibyśmy nazwać toi-toiem (starsi mówią sławojka), musiał znosić obelgi w listach od generała Sikorskiego, w których niemiłosiernie poniewierał go jako nieudacznika ponoszącego współodpowiedzialność za wrześniową klęskę. Nie pożyczył mu nawet 100 dolarów na operację, więc Składkowski zmuszony był wyżebrać pieniądze od Franklina Delano Roosevelta. O tych toksycznych relacjach polskiej emigracji pisze Sławomir Koper w książce o wiele mówiącym tytule „Polskie piekiełko . Obraz z życia elit emigracyjnych 1939-1945”.

Co w tym czasie robiła polska lewica? PPS aktywnie zaangażował się w walkę o niepodległość, socjaliści tworzyli oddziały wojskowe m.in. Gwardię Ludową, która wchodziła w skład AK. Walczyli też w Powstaniu Warszawskim."Uspołecznienie własności wielkokapitalistycznej i zorganizowanie sprawiedliwego podziału dochodu społecznego. Zapewnienie masom pracujących współkierownictwa i kontroli nad gospodarką" - tak brzmiał testament Polski Walczącej, a idee te podzielała znaczna część żołnierzy AK.

W wymiarze strategicznym socjaliści poróżnili się z rządem emigracyjnym w Londynie. Zwolennikiem usamodzielnienia się środowisk politycznych działających w kraju był socjalista Kazimierz Pużak. Socjaliści walczyli aż do końca wojny, co ciekawe, połączeni taktycznym sojuszem ze Stronnictwem Narodowym w ramach Rady Jedności Narodowej. Obie siły były przeciwne Polskiej Partii Robotniczej, sztucznemu tworowi, który po wymordowaniu przez NKWD działaczy Komunistycznej Partii Polski, miał stworzyć w wyzwolonej Polsce rząd zależny od Związku Radzieckiego. Jak wiadomo, właśnie ten scenariusz się zrealizował, PPS została przymusowo zjednoczona z PPR, a czołowi działacze niepodległościowej lewicy musieli wyjechać, trafili do aresztów lub zostali zamordowani, jak wspomniany Pużak, którego w 1950 roku zamęczono w więzieniu w Rawiczu.

Paradoksalnie, okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej był polem popisu dla lewicowej opozycji, zarówno w kraju jak i na emigracji. Socjaliści krytykowali komunistów z ZSRR za to, że byli przeciwnikami demokracji, co jasno wyrażali w swych ideologicznych deklaracjach, jak i ustrój PRL będący zaprzeczeniem robotniczej demokracji. Jako zwolennicy swobód obywatelskich nie mogli też być obojętni wobec powszechnej inwigilacji i zastraszania społeczeństwa. Mówi o tym działacz PPS Adam Ciołkosz w przemówieniu z 12 stycznia 1954 w Nowym Jorku, skierowanym do przedstawicieli związku polskich socjalistów:

„W sumie komunizm odbiera wolność, zaś socjalizm przynosi wolność. Socjalizm jest najwyższą formą demokracji. W dzisiejszym stanie rzeczy komunizmu w ogóle nie można uważać ani za socjalizm, ani za następny po socjalizmie etap rozwoju społecznego. Komunizm jest potworną karykaturą socjalizmu, jest jego zaprzeczeniem”.

Emocjonalny ton Ciołkosza z pewnością można odczytywać przez pryzmat tego, co stało się z wieloma działaczami PPS w Polsce. Musiał wiedzieć wtedy, że Pużak został skatowany na śmierć przez funkcjonariuszy komunistycznego reżimu. W swym wywodzie kładzie jednak wyraźny nacisk na demokratyczny i wolnościowy element lewicy, który władzom PRL był kompletnie obcy.

Z perspektywy 2021 roku, brzmi to dziwnie i zaskakująco. Socjaliści przeciw PRL? Jak to? Ale przecież dziennikarze, politycy, księża, wszyscy oni nie lubią socjalizmu i socjalizm obalili. Śledząc propagandę zarówno liberalnych jak i prawicowych mediów na temat Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i roku 1989 można właśnie tak pomyśleć. Polacy odrzucili jarzmo komunistów i socjalizmu dzięki konserwatywno-liberalnym politykom „Solidarności”, biskupom oraz postkomunistom, brzmi oficjalna linia. „Gazeta Wyborcza” ciepło wyrażała się o Kwaśniewskim i Millerze wprowadzającym Polskę do Unii Europejskiej. „Gazeta Polska” wychwalała braci Kaczyńskich. „Newsweek” wskazywał na Unię Wolności i liberałów od Bieleckiego i Tuska. Zwycięzcą był też oczywiście kościół, który wynegocjował bardzo korzystny konkordat, religię w szkołach, ustawę antyaborcyjną w 1993 roku, przywileje w skupie ziem i dostęp do częstotliwości radiowych na preferencyjnych zasadach (z czego skorzystało choćby „Radio Maryja”). Z perspektywy przemian w III RP rzeczywiście zwycięzcami byli liberałowie, prawica i kościół. Ich workiem treningowym był natomiast PRL i socjalizm, w który bili bez zastanowienia przy każdej okazji. W antykomunistycznej histerii każdy chciał być pierwszy. Niewiele osób pamięta, ale w walce o ujawnienie tajnych współpracowników obok Macierewicza na pierwszej linii występowali politycy Platformy Obywatelskiej, a nie PiS-u, o czym pisze Robert Krasowski w książce „Czas Kaczyńskiego: polityka jako wieczny konflikt”. W 2007 roku PO chciała ujawnienia wszystkich teczek. Weto postawił prezydent Lech Kaczyński.

Propagandowy beton stężał i trudno obecnie mówić o tej prostej i dla wielu szokującej prawdzie. Wystarczy spojrzeć na fakty. PRL najostrzej i najczęściej był krytykowany z pozycji lewicowych. Masowe protesty i strajki organizowali robotnicy. Wsparcie ze strony inteligencji, raczej liberalnej i niechętnej „robotniczej tłuszczy”, były przypadkami rzadkimi, najczęściej wtedy, gdy sama inteligencja padała ofiarą represji komunistycznego reżimu – jak w 1968 roku. Inteligencja razem z hierarchami kościoła była zwykle siłą reakcyjną lub w najlepszym wypadku hamulcowymi dla zbyt radykalnych robotników. Takie nastawienie polskich elit wobec klasy ludowej sięga wielu lat wstecz. W artykule „Demokracja i reakcja w Powstaniu Styczniowym” Wincenty Banaś pisze o dwóch stronnictwach – czerwonym i białym. Biali to zamożna szlachta i elity kościoła, czerwoni szlachta zubożała i prowincjonalni księża. Wtedy jedną z najważniejszych linii podziału była kwestia uwłaszczenia chłopów. To że pewna część inteligencji popierała progresywne dążenia jest w miarę oczywiste, jednak ciekawy jest wątek ubogiego kleru, który w XIX wieku również stanął po tej stronie. W grudniu 1862 duchowieństwo wiejskie poparło dążenia chłopów i skrytykowało zachowawczą postawę elit, które szukały sojuszu z Francją, by nie musieć oglądać się na poparcie wsi dla powstania. Banaś cytuje uchwałę:

„Usiłowanie obudzić sympatie zagranicznej szlachty na korzyść interesów naszego kraju jest chimerą, ponieważ państwa monarchistyczne ruchu rewolucyjnego potęgować nie mogą z własnych względów; wszystkie wysiłki w sprawie oczynszowania chłopów, kiedy obcy rząd dla podtrzymania swego wpływu ustawicznie różni ze sobą mieszkańców kraju – prawo o nadaniu ziemi na własność, które jedynie może tę sprawę rozstrzygnąć, odkłada na przyszłość – pozostaną z małymi zmianami bezpłodne”.

Decydujący był tu czynnik ekonomiczny. Jak zauważa Banaś, kler z wyższych warstw niekiedy dorównywał zamożnością magnatom i wielkim obszarnikom. Ciekawe jest natomiast zakończenie tej historii. To carski ukaz dał chłopom wolność, czemu sprzeciwiały się polskie elity. W konsekwencji uwłaszczenia chłopi musieli spłacić okup carowi, który wziął na siebie obowiązek wypłacenia odszkodowań właścicielom ziemskim o czym przypomniał Michał Rauszer autor książki „Bękarty pańszczyzny”, w audycji TOK FM w rocznicę uwłaszczenia. Jak mówi Ruszer, chłopi w Królestwie Polskim płacili okup za zniesienie pańszczyzny do wybuchu I wojny światowej, mimo że został on spłacony już w 1906 roku według oficjalnych dokumentów.

Jak widać, współpraca elit inteligenckich z kościołem ma w naszym kraju długą historię.

Najbardziej spektakularnym przejawem sprzeciwu robotników wobec PRL był oczywiście sierpień 1980 nazywany karnawałem Solidarności. Wtedy robotnicy sformułowali jeden z najbardziej lewicowych programów politycznych w historii Polski, zmierzający w stronę demokratycznego socjalizmu. Nie wszystkie środowiska opozycyjne były przychylne strajkom na Wybrzeżu. Do zaprzestania protestów wzywał m.in. kardynał Stefan Wyszyński.

Szansa na odrodzenie lewicy w Polsce została przekreślona 13 grudnia 1981 roku. Reżim komunistyczny pokazał kły. Stan wojenny, a potem reformy komunistów rozpoczęły budowę nowego systemu. III RP nie zaczęła się w 1989 roku, a w latach 80-tych. To wtedy komuniści powołują urząd Rzecznika Praw Obywatelskich, Naczelny Sąd Administracyjny i stopniowo liberalizują gospodarkę. Nową myśl dobitnie sformułował pierwszy sekretarz generał Wojciech Jaruzelski, który w kontekście kolei stwierdził, że to, co jest nierentowne, należy likwidować – a więc nie liczyła się funkcja społeczna połączeń kolejowych, a to czy generują zysk – trudno o bardziej dobitny przykład myślenia, które zdominowało III RP.

Okrągły Stół jest tylko zawarciem umowy i potwierdzeniem tego, co było już od kilku lat wdrażane. Nowa Polska nie będzie lewicowa, liberałowie, prawica, kościół i postkomuniści uwłaszczą się na tym, co zostało z PRL. Robotnicy z „Solidarności”, którzy walczyli o demokratyczny socjalizm, pracownicy PGR-ów i zwykli ludzie musieli ponieść koszty transformacji. Od tego czasu protesty były tłumione zarówno przez rządy postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne z podobną bezwzględnością. Co prawda nie strzelano do rolników, tak jak w 1937 roku, gdy sanacja krwawo rozprawiła się z strajkiem chłopskim, ale armatki wodne, a nawet gumowe kule, były standardową odpowiedzią na protesty pracowników.

Trudno nazwać rok 1989 demokratyczną przemianą, skoro społeczeństwo nie wyraziło zgody na program gospodarczy wdrażany pod hasłem „terapii szokowej”. Nie odbyło się żadne referendum, żadna partia nie miała tego w programie. Zabrakło też silnego głosu sprzeciwu lewicy. Okazało się, że w nowej Polsce potrzeba mediów i pieniędzy, a odradzający się PPS nie miał ani jednego, ani drugiego. Skutki społeczne tamtych decyzji, które podjęły polityczne elity „Solidarności” - liberałowie i prawica razem z postkomunistami, przyklepane dodatkowo przez kościół, ponosimy do dziś.

Nie oznacza to, że skoro jest tak źle pod względem praw pracowniczych, dostępu do władzy zwykłych ludzi i sprawiedliwej redystrybucji, lewica która jest krytyczna wobec tych przemian, ma i będzie miała łatwe zadanie. Społeczny gniew po niesprawiedliwej transformacji zagospodarowała w dużej części prawica, natomiast liberałowie żywią się częściowym sukcesem gospodarczym Polski, który ta zawdzięcza wspólnemu europejskiemu rynkowi. Wzmacniają też poczucie dumy u kilkunastu, może 20 procent polskiego społeczeństwa, które w ciągu ostatnich 30 lat znacznie się wzbogaciło. Wszyscy natomiast bili i biją w PRL i socjalizm jak w bęben, choć to strajki robotników dały im moralne uzasadnienie wprowadzenia przemian i to na ich garbie doszli do władzy. Pomijają także skomplikowaną sytuację Polski po 45 roku, a także głębokie zacofanie kraju, który został ponadto zrujnowany przez wojnę.

Jeśli jednak przyjrzeć się historii i losom polskiej lewicy, widać, że jest obok poszkodowanych w transformacji ustrojowej, pracowników czy kobiet – którym stopniowo ograniczano prawa – największym przegranym polskiej historii, nie tylko ostatnich 30, ale nawet 100 lat. Nie ma mowy o odwróceniu trendu bez sojuszy. Być może młode kobiety doszły do wniosku, że z obecnymi elitami ich interesy zawsze będą zaniedbywane. Jeśli lewicę zaczną budować także ci, którzy zarabiają mniej niż średnia krajowa, ci których nie stać na kredyt mieszkaniowy, których nie stać na prawnika, drogie leczenie czy mieszkanie w mieście, przez co tracą czas na męczące dojazdy, ci którzy z różnych powodów są przez państwo Polskie traktowani jak obywatele drugiej kategorii, być może wtedy polska lewica przejdzie do ofensywy, po raz pierwszy od niemal stu lat.

Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

2
Tysiąc wątków, i nie chce mi się pisać ściany, ale:
- lewica doszła do władzy i daje np. 500+ oraz ma w realizacji albo planach stoi innych planów socjalnych
- w ogóle co to dziś znaczy "lewica", "prawica"? Szefem jednej z podobno lewicowych partii jest magnat prasowy (Muza).
To tak tylko na marginesie, bo o głównej tezie to mi się ani chce, ani nie miałbym wiedzy dyskutować :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

3
Zgadzam się, że obecny rząd ma na koncie kilka ustaw, które były pozytywne z punktu widzenia lewicy. Niestety nie jest to rząd lewicowy, bo pogwałcenie swobód obywatelskich, anty-pracownicze tarcze antykryzysowe itd.

Z SLD sytuacja jest bardziej skomplikowana. Lewicowi byli raczej z nazwy, teraz przechodzą przemianę na lepsze, ale słusznie zauważyłeś - Czarzasty jest magnatem i jest z formacji, która cisnęła u nas ostry neoliberalizm ;).

Różne są definicje, dla mnie jednak nie ma lewicy bez wolnościowego i demokratycznego filaru, tak jak nie ma lewicy bez choćby korekty kapitalizmu (socjaldemokraci są jak najbardziej lewicą).

Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

4
Szczęśliwym jest człowiek, mający mocno zarysowany światopogląd. Łatwiej mu się ogląda przeszłość, łatwiej adaptuje do logicznego schematu bieżące wydarzenia. Może sobie pominąć fakt istnienia różnych narracji, może sobie darować badanie związków między nimi. Ba, może przyjąć gotowe kalki językowe, w przeciwieństwie do poglądów zawsze nacechowane ideologicznie.
Można za źródło wiedzy uznać akordowego wyrobnika, z trudnością mieszczącego się nawet w kategorii „popularyzator historii”, o porządnym zapleczu myślowym i metodologicznym nawet nie wspominając. Albo przenikliwego, błyskotliwego publicystę, dobrze łapiącego puls czasu, ale obciążonego tą samą przypadłością, co wszyscy analitycy: nędzną sprawdzalnością prognoz, powykrzywianych jeszcze ideowym filtrem.

Kpię. Nie zgadzam się bowiem z takim przedstawieniem historii lewicy (nawet biorąc pod uwagę potrzebę syntezy, to i tak zawiera uproszczenia i ewidentne głupoty, zupełnie też oderwana jest od warunków historycznych). Ale zupełnie poważnie zauważam, że mimochcąc tekst dotyka problemu, jaki ma każdy średnio myślący człowiek: mianowicie mieszczenia się między narracjami. Bo żadna z nich nie opisuje świata, jakim jest, każda przywołuje złudzenia i chciejstwo. Żeby daleko nie sięgać, to i w tym felietonie mamy wielce zabawną tezę – wygłaszaną śmiertelnie poważnie - o socjalizmie jako najwyższej formie demokracji. Jasne. A „Krótka historia WPK(b)” jest biblią i najlepszym przewodnikiem po uszczęśliwianiu ludzkości. Oba twierdzenia są równoważne co do prawdy, jaką zawierają.

Więc nie. Lewica z prawicą są jak czkawka, trzęsąca naprzemiennie ludzkością od stu lat z dobrym hakiem, gdy ta biedna ludzkość stoi w przedpokoju dobrostanu, skrobiąc się w głowę i myśląc, jak sobie poradzić z jednym i drugim, by jutro było co włożyć do garnka. Do czasu, aż zupełnie nowa jakość (technologia, informacja, techniki władzy, koncentracja bogactwa, ruchy ludnościowe z zapleczem religijnym, zagrożenie z kosmosu) zmiecie je obie.

Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

6
slacker pisze: (pn 08 mar 2021, 16:43) Z czym w tym przedstawieniu się nie zgadzasz?
Ze wszystkim. No, z prawie wszystkim. Tak to już jest, że to, co dla jednych stanowi teoretyczny konstrukt z książek, inni przeżyli na własnej skórze. Otóż ten krótki kurs historii lewicy wygląda jak żywcem przepisany z podręcznika historii Wapińskiego Romana, profesora zresztą, z którego miałem wątpliwą przyjemność osobiście się uczyć. Jaka formacja ideowa dostarczyła skrzydeł, pod którymi ów podręcznik pan profesor spłodził, jaka była wartość merytoryczna opisu wydarzeń i okoliczności, to chyba nie muszę dodawać.
A już zupełnie zabawnie wygląda misiowanie się z tak zwaną klasą robotniczą, skalkowane jeden do jednego chyba z Kalendarza Robotniczego (tak, było coś takiego) AD 1974.

Jest w tej narracji nowy element, oczywiście, mianowicie dodanie wkładu PPS, który w tamtym wykładzie, z oczywistych względów, został skrzętnie pominięty. Dziś najwyraźniej został dopięty do sztandarów lewicy jako oczywiste i głębokie źródło tradycji, co wydaje się usprawiedliwione, no bo jak się powoływać na doszczętnie skompromitowanych komunistów?

Dopiąć to sobie można wszystko, ale większy humanizm socjalistycznego nurtu w żaden sposób nie przykryje faktu, że obie idee są szczeniakami jednego miotu, wychowanymi na marksowskich dogmatach. W tym samym koszyku co rewolucjoniści z Moskwy, Tirany, Pekinu, Phnom Penh i Phenianu. A że między szczeniakami odbywa się zacięta walka o dostęp do matczynego cycka, to i nie dziwi pryncypialna krytyka. Bodaj czy nie Słonimski pozwolił sobie na uwagę, że największymi antysemitami są Żydzi. Nawiasem mówiąc Stalin był, paradoksalnie, zbawcą Sowietów. Znacznie bardziej krwawą łaźnię Bogu ducha winnym ludziom urządziłby wyeliminowany w porę „towarzysz” (a jakże!) Lew Trocki. Ten to się dopiero nie pieścił!

Tak więc trzeba sporego zaczadzenia umysłu, żeby za dobrą monetę brać teoretyczne fantazmaty, zweryfikowane negatywnie przez historię i to w świecie, którego nie potrafią opisać nawet nauki ścisłe. Świecie, który na naszych oczach dynamicznie się zmienia, zadając kłam większości prognoz. Świecie, na co zwrócił już uwagę Romek, gdzie nominalna prawica wykonuje lewicowy program polityczny i odwrotnie.

Stężenie dziaderstwa w gronie obecnie rządzących nie ulega najmniejszej wątpliwości, nie trzeba mieć doktoratu, żeby to widzieć. Z drugiej strony, patrząc na osoby rzekomo kierujące ruchem protestu, podające się za jego delegatów, można dostać gęsiej skóry na myśl o perspektywie, rysującej się na POTEM, gdy dziadersów się pogoni. Lewicowe szczęście i dobrobyt w wersji copyright by Marta Lempart? Cóż, nie ma we mnie entuzjazmu...

Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

7
Leszek Pipka pisze: (pn 08 mar 2021, 13:58) Żeby daleko nie sięgać, to i w tym felietonie mamy wielce zabawną tezę – wygłaszaną śmiertelnie poważnie - o socjalizmie jako najwyższej formie demokracji. Jasne. A „Krótka historia WPK(b)” jest biblią i najlepszym przewodnikiem po uszczęśliwianiu ludzkości.
Jest to cytat z Adama Ciołkosza, który w tekście pokazuje krytyczny stosunek socjalistów do komunistycznego reżimu w Polsce. Opatrzyłem go komentarzem, że Ciołkosz jest nadal wstrząśnięty tym, co władza zrobiła z jego przyjaciółmi z partii - Pużak został skatowany w więzieniu i zmarł - nie była to śmierć szybka jak od strzału w głowę, bo umierał w potwornych męczarniach kilka dni. Zarówno Ciołkosz jak i Pużak całe życie poświęcili budowie demokracji w Polsce - porównywanie ich życiorysów z propagandową agitką reżimu komunistycznego - który zniszczył ich życia - jest błędną interpretacją historii.
Leszek Pipka pisze: (wt 09 mar 2021, 14:36) krótki kurs historii lewicy wygląda jak żywcem przepisany z podręcznika historii Wapińskiego Romana
Problem polega na tym, że przywołane tu fakty znaleźć można w podręcznika historii i WOS-u układanych już w demokratycznej Polsce - od ruchu socjalistycznego w XIX wieku po budowę sądownictwa i liberalizowania gospodarki przez komunistów w latach 80-tych.

Cytowani autorzy z komunistami też nie mają nic wspólnego. Krasowski to dziennikarz o konserwatywnych poglądach, Rauszer gdy upadał PRL chodził pewnie do szkoły średniej, Wincenty Banaś zmarł w 1940 roku.
Leszek Pipka pisze: (wt 09 mar 2021, 14:36) Jest w tej narracji nowy element, oczywiście, mianowicie dodanie wkładu PPS, który w tamtym wykładzie, z oczywistych względów, został skrzętnie pominięty.
Czy chadekom z CDU przypisuje się zbrodnie nazistów? Nie. Politykom CDU nie zarzuca się zbrodni nazistów, mimo że były nazista Kiesinger, członek CDU, był kanclerzem Niemiec w latach 60-tych.

Widzę tu więc odwrotny zabieg, do polskiej lewicy powstałej po 2015 roku, czy z Razem czy Wiosny, które odwołują się do PPS, próbuje się przykleić zbrodnie stalinowskie. To brzmi jak mem ze strony "prawicowe poczócie hómoru", ale jest niestety powtarzane przez poważnych publicystów w Polsce.
Leszek Pipka pisze: (wt 09 mar 2021, 14:36) Tak więc trzeba sporego zaczadzenia umysłu, żeby za dobrą monetę brać teoretyczne fantazmaty, zweryfikowane negatywnie przez historię
Żaden system nie został zweryfikowany przez historię - były i są kraje kapitalistyczne radzące sobie źle i wpadające w kryzysy, są badacze, którzy uznają, że powojenny cud gospodarczy Europa zachodnia zawdzięcza socjalistycznym reformom. Kapitalizm ukształtował się w czasie odkryć geograficznych i początku podbojów kolonialnych, na których zachód się wzbogacił. Socjalizm w wersji radzieckiej wprowadzano zazwyczaj albo w państwach postkolonialnych albo po prostu znacznie biedniejszych od krajów zachodnich już w średniowieczu.

Tak, argumenty z cyklu "socjalizm to był w PRL" czy "będziemy mieli drugą Grecję" były już obalane tysiące razy, a mimo to nadal są publikowane w opiniotwórczych mediach (500 plus miało zrujnować państwo). Ale nie jest ważne, że to nie ma nic wspólnego z danymi czy faktami, ważne, że wytwarza to w ludziach reakcję niechęci, a u starszych łączy się ze wspomnieniem życia w biednym kraju, w którym nie było wielu podstawowych swobód. Rozumiem to, ale nie będę udawał, że coś nie jest czystą propagandą, gdy nią po prostu jest. Bo nie jest tak, że wraz z upadkiem komunizmu propaganda się skończyła.
Leszek Pipka pisze: (wt 09 mar 2021, 14:36) na co zwrócił już uwagę Romek, gdzie nominalna prawica wykonuje lewicowy program polityczny i odwrotnie.
Mit socjalistycznego PiS-u jest dosyć popularny, wiem. Socjalizm nie polega na tym, że są świadczenia socjalne czy wielkie budowy. Socjalizm dąży do jak największego wpływu pracowników i obywateli na decyzje podejmowane w firmach i państwie. Redystrybucja i inwestycje publiczne to sprzątanie po zaniedbaniach i niedomaganiach kapitalizmu.

Druga kwestia - nie określamy partii na podstawie realizacji kilku postulatów tylko całościowego programu i głoszonej ideologii. Jeśli partia realizuje program lewicowy jest lewicowa.

To wszystko, co mam do powiedzenia. Do reszty ogólnych przemyśleń nie mogę się odnieść, bo nie do końca rozumiem, o co Ci chodzi (np. z "mieszczeniem się pomiędzy narracjami" czy "wykrzywieniu ideowymi filtrami").

Historia wielkiego przegrywu. Losy polskiej lewicy od II do III RP (i czy wróci do władzy - spoiler: raczej nie)

8
Nie kwestionuję faktów, choć ograniczenie historii tylko do nich (użyteczne dla ogarniania dziejów) jest oczywistym redukcjonizmem. Gdy się jej przygląda, gdy się ją bada, nie ma problemu (poza oczywistym współczynnikiem własnych poglądów badacza). Problem się zaczyna, gdy trzeba tę historię zrelacjonować, zwłaszcza, gdy ta relacja czemuś ma służyć. Jeśli udowodnieniu tezy, a tym bardziej poparciu jakiejś idei, to zaczynamy mieć do czynienia z narracją.
Narracja bywa mniej lub bardziej zwulgaryzowana, w zależności od tego, czemu służy i do kogo jest skierowana. To wyjaśnia, dlaczego są pewne podobieństwa między podręcznikami, a także kwestię używanego języka.

Narracja ma poniekąd sporo wspólnego z bańką społeczną i obyczajową, zaś śledzenie Twoich wypowiedzi (zwłaszcza w dyskusji z Szopenem) prowadzi do nieuchronnego wniosku, że w takiej bańce siedzisz. Jak każdy, ja też. Trzeba ogromnej wiedzy, żeby poruszać się swobodnie między narracjami, ale minimum tego, co można zrobić, to chociaż zauważyć ich istnienie.

Zamieściłeś felieton, a więc rodzaj wypowiedzi indywidualnej – i z tego poziomu również ja się wypowiadam. Że forma felietonu pozwala na wiele, to i nadgryzłeś mnogość zagadnień, co w moim przypadku wywołuje chęć zakwestionowania nieomal każdego zdania. I to już od pierwszego stwierdzenia, bo choć dobór zjawiska uruchamiającego refleksję – znowu – jest dowolny, to: kogo obchodzi rosnący odsetek deklaracji lewicowych poglądów u młodzieży? Kogo obchodziły kuce Korwina poza śmieszkami z Wykopu i Kwejka? Jak prędko wymarły, zanim zmieniły się w popkulturowy mem? Teraz będzie inaczej? Taka systematyczna dyskusja po kawałku byłaby zadaniem tytanicznym i nikomu niepotrzebnym. Pas. Tylko kilka okruchów.
slacker pisze: (wt 09 mar 2021, 19:47)Jest to cytat z Adama Ciołkosza, który w tekście pokazuje krytyczny stosunek socjalistów do komunistycznego reżimu w Polsce.
No a jaki mieli mieć? W Międzynarodówkach tylko skakali sobie do oczu, gdy ideowi bracia postawili na skuteczność (z powodzeniem), awansowali do roli najbliższych i najbardziej znienawidzonych wrogów. Ty byłbyś obojętny, gdyby rzeźnicy wypatroszyli Ci najbliższego przyjaciela? Zdziwko?
Nie, nie dezawuuję postaci Pużaka, nie wyśmiewam się z jego życia, ani tym bardziej męczeńskiej śmierci. Dziwię się tylko naiwności, którą i Ty powtarzasz.
slacker pisze: (wt 09 mar 2021, 19:47)Czy chadekom z CDU przypisuje się zbrodnie nazistów? Nie. Politykom CDU nie zarzuca się zbrodni nazistów, mimo że były nazista Kiesinger, członek CDU, był kanclerzem Niemiec w latach 60-tych.
Naprawdę? To ma być wzór dla rozgrzeszenia lewicy? Znaczy Mietek Moczar był mężem stanu, nie należy mu zaglądać w biografię, bo pełnił ważne funkcje państwowe? To jest, pardon, argument z … peryferiów myślowych, nieuwzględniający ani zasad etycznych, ani splotu okoliczności historycznych, pomijający też fakt, że byli i są liczni, którzy mieli państwu niemieckiemu za złe taką konfigurację personalną.
slacker pisze: (wt 09 mar 2021, 19:47)Socjalizm dąży do jak największego wpływu pracowników i obywateli na decyzje podejmowane w firmach i państwie.
Nie, co do „państwa” i „obywateli” to mamy do czynienia z demokracją. I to w czysto teoretycznej formie, nieuwzględniającej na przykład technologii i globalizmu. Socjalizm zaczyna się przy „pracownikach” i „firmach”. Bo jego paradygmat mieści się gdzieś wokół pojęć własności i wolności, wspólnotowości i indywidualizmu. Co czyni go utopią en bloc, skądinąd szlachetną z pobudek, ale możliwą do zastosowania tylko w mikroskali i w ograniczonych warunkach. W polskiej rzeczywistości przerabianą zresztą, o czym zapewne w podręcznikach nie piszą. Miałem możliwość obserwowania tych „struktur poziomych”, Rad Pracowniczych i kolektywnego kierownictwa, ba, nawet szczerych entuzjastów, którzy to wymyślali. Wiatr wolnego rynku zdmuchnął wyprodukowane mrzonki. I kolejne zagadnienie, warte osobnej opowieści: o tym, jak dopieszczeni materialnie inteligenci wymyślają sposoby na ulżenie doli „biednym robotnikom”. I co z tego wynika.

Warto sobie poczytać o Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, sztandarowym projekcie socjalistów. Jak stała się – kosztem tych, dla których ją stworzono – matecznikiem inteligencji, od opozycjonistów do najtwardszych komuchów (Bierut) i jak zmarginalizowała element autentycznie robotniczy. Jeszcze ciekawsze było siłowe uszczęśliwianie robotników teatrem, co jawnie obnaża utopijność założeń socjalistów. Jak przyszło do utrzymania instytucji, to i tak trzeba było iść po kasę do znienawidzonego reżimu.

Zaś jeśli chodzi o subtelne różnice w łonie lewicy, o czym już wyraźnie pisałem, to chyba nikt na serio nie bierze koncepcji Saint-Simona, Rousseau czy Owena, bo one skończyły się z tamtym światem, w którym powstały. Istotny jest tylko Marks, bo następcy mogli się zgadzać z jego tezami albo je negować, ale zawsze się do niego odnosili. Jedni odnieśli się bardzo konsekwentnie, a potem już poszło...
Porządkowanie polityczne świata podług „czystości” względem powstałych ongiś parametrów jest ślepą uliczką, współczesny świat miksuje wszystko ze wszystkim, można się co najwyżej sprzeczać o liczbę dominujących tendencji w mieszaninach.

Osobistych poglądów Krasowskiego nie znam, ale patrząc na to, skąd przychodzi, gdzie publikuje, jego układ towarzyski i okres formowania profilu wydawnictwa trudno uwierzyć, iżby był konserwatystą. Liberał to najłagodniejsze określenie, w moim odbiorze liberał zdecydowanie skręcający w lewo, co w najmniejszym stopniu nie przekreśla – również mojej prywatnej – opinii, że jest bystry. Zmiana kursu też nie dziwi, zważywszy, że guru Krasowskiego, Marcin Król rozliczył się ze swoimi wyborami książką o wymownym tytule „Byliśmy głupi”.

Jakie będą skutki redystrybucji 500+ to się jeszcze okaże, na razie na pewno nie osiągnięto oficjalnego alibi – wzrostu dzietności. Co było od początku oczywiste.
slacker pisze: (wt 09 mar 2021, 19:47)Redystrybucja i inwestycje publiczne to sprzątanie po zaniedbaniach i niedomaganiach kapitalizmu.
No i to jest bodaj jedyna myśl, z którą byłbym w stanie się zgodzić.
Ponieważ kolejny raz powtórzyłem argumentację, pozbawiając ją tylko literackich ozdobników, również na tym zakończę dyskusję w sprawie felietonu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”