Temat/wymagany motyw: KOCIOŁ (garnek)
Gatunek: romans
Gatunek: max 10k
Termin: 19 czerwca 2023 r.
Oceniać można przez tydzień od wstawienia, tak więc w tym przypadku ostateczny termin wystawienia oceny to 28 czerwca 2023 r.
Po tym czasie temat zostanie zamknięty, a punkty podliczone.
Każdy oceniający ma do dyspozycji od 0 do 3 punktów dla każdego z tekstów.
[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
2TEKST I
Mięsko zjedz, ziemniaczki zostaw
Mięsko zjedz, ziemniaczki zostaw
– A ty? – Ktoś klepnął go zaczepnie w ramię. – Co o tym myślisz?
Uśmiechnął się sennie, upił łyk ciepłego już piwa.
– Nie mam na ten temat zdania – odparł beztrosko i opuścił grupę przy akompaniamencie lekceważących prychnięć. Podążyłam za nim jak w transie – mnie też mierziło już to gadanie i ludzie, którym brak wiedzy nie przeszkadzał w nieustannym wyrażaniu opinii na każdy możliwy temat.
Przykucnął przy palenisku, dorzucił do kociołka pokrojoną w kostkę paprykę, zamieszał. Nosił okulary w cienkich, złotych oprawkach; w ich szkłach odbijały się płomienie i nie byłam pewna, czy na mnie patrzył.
– Właśnie się w tobie zakochałam – wyznałam bez żenady, przyciskając do dekoltu zimną butelkę.
Zaśmiał się serdecznie, chociaż wcale nie żartowałam. Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby mężczyzna w średnim wieku otwarcie przyznał w towarzystwie, że nie ma opinii na jakiś temat. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Byłam oszołomiona i wypiłam wystarczająco, by nie dbać o konsekwencje swoich słów. Nie mógł zresztą pomyśleć o mnie nic, czego sama już o sobie nie pomyślałam.
– Chcesz spróbować? – zapytał; nie od razu zorientowałam się, że ma na myśli zawartość kociołka. Zajrzałam do środka. Poza papryką, ziemniakami i cukinią na powierzchni pływały jeszcze kawałki kiełbasy.
Cofnęłam się.
– Nie jem mięsa – rzuciłam wyzywająco, gotowa oblać go piwem, jeśli zapyta, czy w takim razie żywię się trawą.
– Następnym razem zrobię wegetariański – obiecał bez ironii.
Następnym razem widzieliśmy się jednak na trekkingu i jedliśmy głównie orzechy, suszone owoce i czekoladę. Z całej grupy byliśmy ostatni na górze i pierwsi na dole, gdzie złapała nas ulewa i przemokliśmy do majtek. W powrotnym busie było tłoczno i parno, stęchłe ubrania kleiły się do naszych przepoconych ciał, oddechy skraplały na szybach. Wziął mnie na kolana, żeby wszyscy się zmieścili. Droga była wyboista, jego uda kościste.
Nie wiem, skąd miał potem jeszcze siłę gotować; nasze zupki chińskie najwyraźniej go obrażały. Kiedy zeszłam po wrzątek, całą kuchnię wypełniał zapach wędzonej papryki i zapiekanego sera. Moje usta zalała ślina.
– Masz ochotę? Zrobiłem za dużo – zagadnął. – Nie ma w tym mięsa.
Zjedliśmy na dywanie przy piecu kaflowym. On w samym podkoszulku i kolorowych bokserkach, ja cała w wełnie, owinięta kocem wcale nie z przyzwoitości. Miałam dreszcze; zrobił mi czarnej herbaty z cytryną i miodem i sączyłam ją niecierpliwie, parząc sobie język. Kiedy wreszcie przejdziemy do rzeczy? Zdjął ze mnie tylko skarpetki, żeby niby rozetrzeć mi przemarznięte, obolałe stopy; z resztą ubrań musiałam poradzić sobie sama.
Ledwo doszłam, ogarnęło mnie niezadowolenie. Co ja właściwie robię – tutaj, z tym gościem? Jakbym znowu była studentką i gździła się pospiesznie w akademiku. Miałam takie niskie standardy; wystarczyło nakarmić mnie zapiekanką, żebym rozłożyła nogi. Przynajmniej pozmywał później naczynia.
Po tym niezręcznym zbliżeniu myślałam, że mi przeszło, ale miesiąc później spotkaliśmy się na spływie kajakowym i na jego widok znowu ścisnęło mnie w żołądku, jakbym nic nie jadła od naszego ostatniego spotkania. Drugiego dnia dostałam okres i wcale nie miałam ochoty wiosłować, byłam marudna i ciągle głodna, nie znajdując ukojenia nawet w czekoladzie.
– To może ja też zostanę i przygotujemy kociołek? – zaproponował. – Bezmięsny, rzecz jasna.
Nazwałam go faszystą, bo nie mógł znieść tego, jak nierówno kroiłam paprykę. Zniecierpliwiony próbował zabrać mi nóż i zaciął się głupio w dłoń; bez zastanowienia przycisnęłam usta do rany, a on nawet nie mrugnął. Nie brzydził się też miesięcznej krwi – i kiedy wszyscy wrócili, przemoczeni i głodni, dopiero rozpalaliśmy ognisko.
Potem zaczęliśmy widywać się regularnie, najczęściej w mojej klitce na dziewiątym piętrze albo gdzieś za miastem, z dala od zgiełku. Wreszcie mogliśmy z uwagą przyjrzeć się naszym ciałom – zbadać ich kształty, poznać faktury i zapachy, namierzyć wszystkie pieprzyki, skatalogować blizny i związane z nimi historie. Ja miałam przebarwienia po trądziku na plecach i brzydko zdarte kolana, on – ślad po złamaniu otwartym na goleni, bruzdy po ospie i długą szramę na przedramieniu. Nasze brzuchy i uda znaczyły rozstępy, jedyny dowód na to, że kiedyś było nas więcej. W jego rodzinnym domu obiady były zawsze dwudaniowe z obowiązkowym deserem, celebrowane przy wspólnym stole; w moim każdy jadł o innej porze, cokolwiek było akurat w lodówce. Jemu matka wciskała dokładki, mnie – kolejne cudowne diety.
– Chcesz jabłko? – pytał ciągle, a ja prawie zawsze odmawiałam; musiałam nie mieć pod ręką nic innego, żeby zdecydować się na jabłko.
Był bardzo skrupulatny – w łóżku, w kuchni, w życiu. Rozbierał mnie tak, jak obierał owoce, powoli i w skupieniu, tworząc długie węże ze skórki. Tak się przynajmniej czułam – więcej niż naga, jakby zdejmował ze mnie nie tylko ubrania, ale i skórę, odsłaniając naczynia krwionośne i zakończenia nerwowe, przez co stawałam się jakaś miękka, niemal bolesna.
W pierwszych tygodniach jeszcze się hamowałam, pozwalałam prowadzić, ograniczałam do całowania, lizania i ssania, zostawiając na jego skórze fioletowe malinki, najpierw w miejscach łatwych do ukrycia, z czasem w coraz bardziej widocznych. Potem zaczęłam go szczypać i drapać, wreszcie gryźć – początkowo tylko kąsać, później wpijać zęby aż do krwi.
– Ale jesteś wygłodniała – komentował ze śmiechem; miał wysoki próg bólu i czasem tylko syknął, jeśli udało mi się go zaskoczyć.
Im dłużej się nie widzieliśmy, tym bardziej stawałam się nerwowa w oczekiwaniu na kolejne spotkanie – skubałam skórki, nie mogłam jeść, budziłam się w nocy. Czułam bóle fantomowe, jakby jego ciało było naturalnym przedłużeniem mojego; miałam dziurę w brzuchu, pustkę zamiast żołądka i wydawało mi się, że wszyscy mogą ją zobaczyć.
Któregoś razu po trzech tygodniach rozłąki zadzwonił, że dostał od kolegi klucze do domku nad jeziorem z dala od wszelkiej cywilizacji; takie miejsca lubiliśmy najbardziej. Całą drogę milczałam obrażona, że nie znalazł dla mnie wcześniej czasu, a on nie naciskał. Dopiero podczas postoju na szybkie siku z czułością przyłożył dłoń do mojej szyi, pogłaskał po policzku, musnął kciukiem kącik ust. Nie byłam jeszcze gotowa na kapitulację – poza skruchą i obietnicą poprawy wymagałam jeszcze zadośćuczynienia.
Objęłam wargami koniuszek jego kciuka, dając mu znać, że możemy rozpocząć negocjacje, a on wpatrywał się we mnie w napięciu, oddychając płytko w oczekiwaniu na warunki zawieszenia broni. Uśmiechnęłam się, oblizałam jego palec wskazujący, ucałowałam środkowy, a potem wzięłam do ust cały serdeczny, zaciskając zęby wystarczająco mocno, żeby zedrzeć obrączkę razem z naskórkiem, kiedy szarpnął się zaskoczony.
===================================================
TEKST II
===================================================
TEKST III
Spojrzał na mnie z urazą – nie z powodu krwi, ale tej obrączki, którą trzymałam w zębach, drwiąco wsuwając w nią koniuszek języka.
– Daj spokój – rzucił wyraźnie poirytowany. – Rozmawialiśmy o tym.
Rozmawialiśmy – to znaczy ja robiłam mu wyrzuty, a on uparcie milczał.
– Zrozumiałem przekaz – podjął z nieco większą pokorą. – Oddaj, proszę.
Pokręciłam głową i z premedytacją połknęłam obrączkę.
– Oszalałaś? – Chwycił mnie za gardło. Uznałabym to za wyraz troski, żebym się czasem nie udławiła symbolem jego małżeńskiej wierności, gdyby nie dodał: – Jak się niby wytłumaczę?
Wzruszyłam ramionami.
– Powiesz, że cię okradli.
Wahał się wyraźnie, czy nie wysadzić mnie na tej pustej drodze w środku lasu; w końcu wziął głęboki oddech i bez słowa odpalił silnik. Rozchmurzył się, kiedy dojechaliśmy na miejsce – domek był mały, ale położony tuż nad wodą. Założyłam mu opatrunek na palec i pływaliśmy nago do zachodu słońca; potem rozpalił ognisko i nastawił kociołek, podczas gdy ja wylegiwałam się w hamaku, dumając nad przyszłością.
Nie mogliśmy tego dalej ciągnąć. Nie potrafiłam się nim dłużej dzielić, grzecznie czekać na ochłapy z pańskiego stołu, zadowalać okruszkami. Weekendy przestały mi wystarczać. Chciałam mieć go na własność, na wyłączność, na wyciągnięcie ręki – czuć siebie w nim i jego w sobie. Byłam nienasycona, wiecznie głodna. Dał mi palec – ale ja chciałam całą rękę.
W końcu zdecydowałam. Ogłuszyłam go kamieniem, rozebrałam do naga i otworzyłam, zanim całkiem uszło z niego życie. Usiadłam na nim, czując ostatnie wstrząsające nim konwulsje i włożyłam ręce głęboko w jego wnętrze, odnajdując serce, które zadrżało w moich dłoniach i zamarło; wgryzłam się w nie, surowe i jeszcze ciepłe, z trudem odrywając kawałki zębami, połykając łapczywie, prawie nie przeżuwając. Ciemna, lepka od słodyczy krew ciekła mi po brodzie i przedramionach, kapiąc na dekolt, brzuch, uda; rozsmarowałam ją sobie w amoku na nagiej skórze – i dopiero zaspokoiwszy pierwszy głód, uspokoiłam się odrobinę, oblizałam palce, złapałam oddech. Nachyliłam się, żeby pogłaskać go czule po policzku i pocałować po raz ostatni, gryząc obojętne wargi i język. Potem niezręcznie wycięłam mięśnie udowe, pokroiłam w kostkę, dorzuciłam do kociołka – i jadłam bez opamiętania i umiaru, straciwszy poczucie czasu. Jak to możliwe, że usta ciągle miałam pełne, a żołądek wciąż wydawał się pusty? Skazana na wieczny niedosyt! Bez wytchnienia szarpałam tkanki zębami, póki nad ranem nie ogarnęła mnie wreszcie błogość – jakbym już nigdy nie miała być głodna.
Resztkami nakarmiłam bezpańskie psy i wróciłam do miasta.
– Słyszałaś? – Ledwo weszłam do socjalu, koleżanka chwyciła mnie za łokieć. Był owocowy czwartek. – Mąż tej rudej z HR-u zaginął. W zeszłym tygodniu pojechał na Mazury dumać nad życiem i nie wrócił.
– Może się utopił? – podsunęła inna ze zgrozą.
– Dumać nad życiem, dobre – zarechotał kolega, siorbiąc kawę z firmowego kubka. – Raczej dymać pojechał.
Uśmiechnęłam się z uprzejmości.
– Już by go znaleźli. Albo chociaż jego rzeczy – wtrącił drugi tonem znawcy, po czym zwrócił się do mnie: – Jak obstawiasz? Utopił się czy poszedł w tango?
Z koszyka pełnego owoców wzięłam jabłko, choć nie czułam głodu. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.
– Nie mam zdania na ten temat – odparłam beztrosko.
===================================================
TEKST II
„Archiwum 10”
— Hę? Czego tu? — zapytała poirytowanym głosem.
— Przepraszam za najście — wydukał — ale zabłądziłem. Pomogłaby mi pani znaleźć drogę do wyjścia?
— Drzwi masz za plecami.
Mężczyzna rozluźnił kołnierz. Był spragniony i głodny. Ucieszył go widok człowieka, ale wcale nie tęsknił za impertynencją wściekłej biurwy.
— Proszę… — dodał pokornie.
— Po pierwsze, nie masz prawa tu przebywać.
— Tak, ale...
— Po drugie — ucięła stanowczo — informuję, że jesteś na ostatnim poziomie Archiwum, głęboko pod ziemią. Mam tu spory kocioł, dlatego radzę wyrażać się precyzyjnie i nie marnować mojego czasu.
Mężczyzna spojrzał na identyfikator przypięty do uniformu. „S. S. Twardowska” – przełknął ślinę. Skądś znał to nazwisko.
— Coś za jeden? — zapytała.
— Mam na imię Piotr.
— Jaki Piotr?
— Przybysz.
— Nie jestem w nastroju do żartów.
— Ani ja — odparł, rozkładając ręce. — Proszę, to moja legitymacja służbowa. — Położył na biurku identyfikator ze zdjęciem.
— Administrator systemu, wydział drugi — przeczytała na głos i badawczo spojrzała na Piotra.
— Od tygodnia wysyłam do was zgłoszenia z prośbą o serwis, i na żadne do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi. Zatem przykro mi, szanowny panie administratorze, mam mnóstwo obowiązków i tym bardziej nie mam dla ciebie czasu. Żegnam. — Skrzyżowała ręce na piersiach i dumnie rozparła się na fotelu.
— Ale mnie właśnie przysłano, by dokonać napraw — skłamał.
— Doprawdy? — uniosła brwi. — Prędzej uwierzę, że złożono cię tu w ofierze. Masz na to jakieś papiery?
— Nie... A-ale tak czy inaczej mogę pomóc. — Piotr poczuł, że przemawia przez niego instynkt samozachowawczy.
— Pozwól, że się nad tym zastanowię. Długo już błądzisz?
— Co najmniej kilka godzin.
— Mhm. Mam nadzieję, że nie załatwiałeś potrzeb fizjologicznych w magazynach?
— Nie, w żadnym wypadku.
— W takim razie znajdziesz toaletę, idąc dwa razy na północ, dwa razy na wschód, potem jeszcze raz na północ… Czekaj, a może to było odwrotnie? — zamyśliła się.
— Dobrze się pani bawi?
— Prawdę mówiąc, tak — odpowiedziała beznamiętnie. — Nie ma tu zbyt wielu rozrywek.
Piotr nie wiedział co powiedzieć. Czuł, że lada chwila puszczą mu nerwy i wygarnie wrednej babie. Jednak nagle rozległ się dziwny odgłos, dochodzący z głębi Labiryntu. Zabrzmiało to jak obłąkany krzyk.
— Co to było? — zapytał.
— Minotaur, poszukiwacz zaginionych akt, niegdyś przy zdrowych zmysłach.
— To jakiś czubek?!
— Podobno kanibal, ale na pewno pedant. Utrzymuje Archiwum w czystości. Wkurza się, gdy znajdzie jakąś… anomalię.
Piotr wzdrygnął.
— Nie boi się go pani?
— To on boi się mnie… A do wrzasków można przywyknąć.
Twardowska zdała sobie sprawę, że właśnie wystraszyła nieboraka na śmierć.
— Wyluzuj, mordeczko, bo sam zaraz zwariujesz.
— Mordeczko?!
— Ech... Toaletę znajdziesz za tymi drzwiami. — Wskazała dłonią. — Idź już i przestań gadać!
Piotr ugryzł się w język. „Po co mi ta głupia toaleta?! Chcę tylko wyjść, zołzo!”, pomyślał. Poszedł we wskazane drzwi, z mętlikiem w głowie. Znalazł się w skromnie wyposażonym mieszkaniu. Nastrój niczym nie przypominał chłodnego wystroju Archiwum. Cechą wspólną była jedynie czystość, wręcz sterylność. Mężczyzna zdjął buty i stawiał kroki, jakby na dywanie rozsypano pinezki. Nie miał zamiaru pałętać się po cudzej kwaterze, ale nie mógł nie zauważyć rogalików na stole, w salonie, które pałaszował w pośpiechu, z poczuciem winy. Upił pod kranem kilka orzeźwiających łyków wody. Dawno nie smakowała tak dobrze.
— Lepiej? — zapytała, gdy wrócił do biura.
— Tak, dziękuję.
— To bierz się do roboty. Po ostatniej aktualizacji ciągle mam jakiś problem.
— A pani wychodzi?
— Wrócę, jeśli to cię martwi. — I wyszła.
Piotr zasiadł przed komputerem i od razu spojrzał na zegar. Było już po dwudziestej pierwszej, zatem błąkał się po Labiryncie znacznie dłużej, niż sądził. Zalogował się do systemu. Przejrzał logi. Mimo zmęczenia, szybko zrozumiał co jest nie tak z programem. Wygenerował nowy plik konfiguracyjny, którym zastąpił uszkodzonego poprzednika. Gotowe! SEZAM znów działał bez zarzutu. Banał, pięć minut roboty – Piotr nie chciał jednak, aby tak to wyglądało.
Rozejrzał się, czy jest coś jeszcze do zrobienia. Na pulpicie komputera panował nudny porządek, podobnie jak na biurku – żadnych osobistych rzeczy, wyłącznie narzędzia pracy. Otworzył arkusz kalkulacyjny, w którym archiwistka zbudowała rejestr zmian wszelakich z ostatniego tygodnia. „Namęczyła się”, pomyślał. Piotr dokonał niezbędnych modyfikacji i plik nadawał się do importu. Przeprowadził najpierw symulację, dokonał drobnych korekt, a potem całe dziewięćset wpisów wpłynęło do systemu. Drukarka automatycznie zaczęła żmudną pracę.
Piotr był przekonany, że zrobił swoje, z nadwyżką. Przetarł oczy. Założył ręce za głowę. Ziewał. Zaczął krzątać się od ściany do ściany i międlił w myślach słowa Twardowskiej: „to on boi się mnie”.
Ciekawość triumfowała. Uchylił drzwi – te, do których weszła archiwistka. Od razu zaintrygowały go ogniste barwy na ścianie ciemnego korytarza. Szedł najciszej jak się dało. Słyszał coraz wyraźniej dźwięki wirnika oraz buchających płomieni. „Co ona tam trzyma? Smoka?!”, pomyślał. Ukradkiem zajrzał do pomieszczenia.
Na środku stał duży kocioł, wsparty na trzech nogach, a pod nim stos płonących akt. Ujrzał także Twardowską w skąpym roboczym stroju, z poręcznym miotaczem ognia w ręku. Piotr wybałuszył oczy. Szybko połączył kropeczki. Jego uwadze nie umknął fakt, że kocioł z łatwością pomieściłby człowieka. Mężczyzna schował się za ścianą, piorunem. „Cholera! Zauważyła mnie?!”.
Rychło wrócił do gabinetu. „Co robić? Co robić?”, kotłowało mu się w głowie, a wyobraźnia malowała obrazy bulgoczącej zupy. Zakasał rękawy i spojrzał na wejście do Labiryntu. Podjął szybką decyzję – „Idę tam!”. Zabrał z biurka kilka kartek papieru oraz eleganckie pióro.
Pomieszczenia Labiryntu były identyczne, wypełnione rzędami regałów z aktami. Obraz monotonny jak piasek na pustyni. Tym razem jednak Piotr rysował mapę. Regały posiadały swoje oznaczenia – zestaw liczb, poprzedzielanych ukośnikami. Pierwsze człony mogły być unikalne dla danego pomieszczenia, więc zapisywał je na wszelki wypadek. Fakt, że przynajmniej miał jakiś plan, dodawał mu otuchy i odsuwał myśli od widma spotkania z tajemniczym Minotaurem.
Wycieczka po Labiryncie nie trwała jednak długo. W całym kompleksie nagle pogasły światła. Piotr rzucił serią przekleństw pod nosem. Ciemność była nieprzenikniona. Nie mógł liczyć na telefon, jedyne potencjalne źródło światła, który rozładował się już dawno temu. Powrót do biura, po omacku, był jedyną możliwą opcją, jedyną kombinacją pomieszczeń, jaką zdołał zapamiętać.
— Ach, to ty… — rzekła Twardowska, udając zaskoczenie. Siedziała przy komputerze, wciąż w „roboczej bieliźnie”, umorusana od sadzy i popiołu. Czyste miała jedynie dłonie, w których trzymała kieliszek. Na biurku stało odkorkowane wino oraz drugie szkło, obok leżał także miotacz.
— Świetnie się spisałeś — mówiła, popijając alkohol. — Muszę posprawdzać wszystko dokładnie, ale dzisiaj mam już dość... — Położyła brudne stopy na biurku i rozparła się na krześle. — Nie patrz tak, rusz się! Trzeba opić owocną współpracę.
Piotr podszedł do biurka, wyrwany z osłupienia. Broń była w zasięgu jego ręki, a Twardowska zdawała się tym w ogóle nie przejmować. Napełnił więc kieliszek i wypił jednym haustem, po czym nalał znów do pełna. Zastanawiał się, czy po następnej kolejce będzie już na tyle odważny, aby sięgnąć po miotacz.
— Widziałem kocioł… — rzekł.
— No i?
— Co zamierzasz?
— Jeszcze nie wiem. Po tym co zrobiłeś, muszę się zastanowić.
— Więc co z moim wyjściem...? Z Archiwum — doprecyzował.
— To nie takie trudne. Mamy tutaj windę, do nieba.
Piotr zgubił się w jej czarnym humorze i wcale go nie bawił. Za to uśmiechu Twardowskiej trudno było nie zauważyć.
— Zaprowadzisz mnie tam? — zapytał.
— Nie widzę przeszkód. Wygląda na to, że nie zalegam z robotą, mogę więc poświęcić ci więcej czasu.
— Skoro tak… Nie obraź się, ale po pracy wydajesz się dużo przyjemniejszą osobą.
— Ha, ha, naprawdę? Ja nie gryzę, a przynajmniej nie surowego mięsa.
Piotr zachłysnął się winem.
— To kiedy możemy ruszać? — zapytał.
— Dzisiaj już nigdzie nie pójdziesz. Archiwum zamiera po dziesiątej. A nawet gdyby, to nie chce mi się.
— Więc czeka nas wspólna noc?! — palnął w emocjach.
— Na to wygląda…
Twardowska zatopiła palec w winie, a potem pocierała nim brzeg kieliszka. Drgające szkło wydało przyjemny, wysoki dźwięk. Przyglądała się uważnie rozmówcy. Zasugerowała, aby dolał jej wina. Piotr stanął przed dylematem: broń, czy trunek? Ponownie wybrał trunek, wyborny zresztą.
— Chyba, że wolisz nocować w Labiryncie — ciągnęła dalej.
— Nie, wolałbym nie.
— Zatem ustalone.
Uścisnęli sobie dłonie. Kobieta szybko dopiła wino z kieliszka. Wstała i zarzuciła miotacz na ramię. Przy wylocie lufy błysnął łuk elektryczny. Piotr miał złe przeczucia. Nie wiedział co konkretnie zostało ustalone. Żałował, że wybrał wino. Teraz pozostało mu tylko je dopić.
— Za mną! — powiedziała.
Nie czekała na odpowiedź.
Piotr patrzył na stertę popiołu i szczątki niedopalonych akt.
— Co to w ogóle za miejsce? — zapytał.
— To? Hmm… Improwizowana spalarnia dokumentów. Logistyka od dawna nie nadąża tu za biurokracją, nie wspominając o finansach. No, wskakuj do gara! — skinęła głową.
Piotr nie był przekonany co do tego pomysłu.
— A co jeśli odmówię? — zapytał.
— To śpisz na podłodze, brudasom pościeli nie udostępniam.
Milczeli. Twardowska przewróciła oczami.
— Ech… Potrzymaj! — Zniecierpliwiona rzuciła miotacz prosto w ręce Piotra. Szybko zdjęła bieliznę i popędziła po drabince wprost do kotła. Woda zakryła ją do piersi. Kobieta kucnęła i zamoczyła także głowę.
— Huff! — wyłoniła się spod tafli i otarła twarz. — Doskonała… Wchodzisz, czy wychodzisz?
Pojutrze Piotr przyszedł do pracy nieco wcześniej niż zwykle. Pochyłym korytarzem udał się do Archiwum i zgodnie z instrukcją dotarł do windy towarowej. Na panelu sterującym wybrał ostatnie piętro – dziesiąte. W teczce niósł plik wymaganych dokumentów oraz „pożyczone” pióro…
===================================================
TEKST III
Niebo powoli robiło się coraz bardziej granatowe. Słońce schodziło coraz niżej, a księżyc się wznosił, gwiazdy powoli budziły się do życia. Strumień cicho szumiał, kilka nieuważnych kaczek zapuściło się się zbyt blisko przełomu. Teraz uparcie starały się pokonać silny nurt wody, by dopłynąć do bezpieczniejszego miejsca. Młody mężczyzna obserwował je w zadumie. Pomyślał, że jest jak jedna z tych kaczek. Zbliżał się do punktu bez powrotu, jeszcze walczył, ale powoli zaczynało brakować mu sił. Tylko z czym walczył?
Wrócił myślami do ich pierwszego spotkania. To było poprzedniej wiosny, kiedy powódź zmusiła ludzi z Delty to szukania schronienia na wyżynach. Ona, brudna, wychudzona i w łachmanach, stała w kolejce po jedzenie, które wydawali ochotnicy. On stał przy kotle z gulaszem i nalewał danie do misek. W pierwszej chwili była po prostu kolejną uciekinierką, nie zwracała niczyjej uwagi ale potem spojrzał jej w oczy. Wielkie i tak niesamowicie zielone sprawiły, że jego serce zamarło na chwilę. Nigdy wcześniej nie widział takich oczu, nie umiał o nich zapomnieć. Na Festiwalu Żniw, gdy spotkali się ponownie.
Wyglądała wtedy zupełnie inaczej, już nie była chuda i brudna. Nabrała przyjemnych kształtów, twarz odzyskała kształt serca, a jej długie włosy, które zaplotła w warkocz, okazały się być koloru miedzi. Miała jasną cerę upstrzoną piegami i usta różanego koloru. Pomyślał, że w jesiennym słońcu wygląda jak bogini płodności. A potem się odezwała, z całej rozmowy zapamiętał tylko imię, bo utonął w brzmieniu jej głosu. Tamtego dnia nie było ważne co mówiła, ale jak. Jak akcentowała słowa, jak się śmiała. Bogowie, jej śmiech był jak kryształowe dzwoneczki jakich używano w świątyni.
Gdy na chwilę zgubił ją w tłumie, serce mu stanęło i natychmiast, bez namysłu, ruszył na poszukiwania. Gdy słońce zaszło, ze smutkiem pomyślał, że może wróciła do domu i nie zatańczą dzisiejszego wieczoru na zabawie. Wtedy usłyszał ten niesamowity dźwięk, jej śmiech. Była na placu wśród tańczących dziewcząt, po chwili przyłączyli się do nich chłopcy. Też chciał iść tańczyć, ale nogi go nie słuchały, jakby wrosły w ziemię. Stał i patrzył, starał się zapamiętać jak najwięcej z tego jak się poruszała, jak blask ognia odbijał się w jej włosach. Tamtego wieczora po raz pierwszy poczuł zazdrość. Zazdrościł dziewczętom, które trzymały ją za ręce, chłopcom, którzy kładli dłonie na jej talii by podnieść ją w powietrze.
Od tego czasu zaczął szukać z nią kontaktu. W dni targowe krążył, niby bez celu, po Placu, ale w rzeczywistości cały czas jej szukał. Gdy ją spotykał, najpierw tylko się witali, potem wymieniali grzeczności, a następnie zaczęli ro zmawiać po kilka minut. Na różne tematy, o pogodzie, o wypadku na budowie nowej szkoły, o kolejnym zarządzeniu wójta, żegnali się i rozchodzili. Z upływem czasu ich rozmowy trwały coraz dłużej, spacerowali po placu targowym aż do jego skraju. Tam się rozstawali, a on, stojąc przy handlarzu z naczyniami. Przystawał przy straganie i udawał, że ogląda żeliwny kociołek, a w rzeczywistości ukradkiem obserwował jak ona odchodzi. Im dalej była, tym bardziej chciał za nią pobiec.
Na spotkania mieszkańców zawsze przychodził ostatni i czekał przy wyjściu Domu Spotkań, aż ona będzie wychodzić. Którejś soboty, po długim przemówieniu wójta, zaproponował jej spacer. Poszli nad strumień, krążyli do zachodu słońca, aż dotarli do stawu w pałacowym parku. Głupio było mu przyznać, że nigdy wcześniej tu nie był, a jeszcze bardziej, że tamtego dnia pierwszy raz widział łabędzie. Powiedziała mu wtedy, że te ptaki łączą się w pary na całe życie. To było coś o czym myślał do następnego dnia targowego, gdy znów zaprosił ją na spacer.
Szybko stało się to ich zwyczajem. Krążyli wspólnie po miasteczku rozmawiając, czasem docierając nad staw, by w milczeniu obserwować łabędzie. Nie przeszkadzała mu cisza, z nią nie była niezręczna jak z innymi dziewczętami. Czuł się szczęśliwy po prostu będąc obok niej.
Drażnili go inni mężczyźni, bo, gdy z początkiem jesieni, zaczęła pracować karczmie, nagle wszyscy chcieli z nią rozmawiać, zaczepiali w knajpie i na ulicy. Dlatego tam chodził, stawał przy barze, czasem bronił przed natarczywymi klientami i zagadywał, gdy mieszała w kociołku grzane wino. Kończyła pracę, gdy było już ciemno, wtedy szli do ostatniej latarni, tej za Sklepem Frederika. Potem skręcali w lewo i odprowadzał ją aż do chaty pod lasem. Czasem, gdy wracał, stawał przy latarni obok sklepu i obserwował jej dom. Czekał aż w oknach zgasną światła. Dopiero wtedy wracał do domu.
Jesień przeminęła, spadł śnieg. Po powrocie z Zimowego Festynu zaprosiła go do środka. Z bijącym sercem odmówił. Powiedział, że już późno, a ona na pewno jest zmęczona po całym dniu pracy. Od tego czasu zaczęła go ignorować. Zabolało go to, bo nie rozumiał dlaczego ona to robi. W końcu szwagier ze śmiechem go uświadomił. Postanowił kupić jej prezent i przeprosić. Na targu udało mu się kupić piękną filiżankę z namalowanymi łabędziami i popędził do jej domu.
On przeprosił, ona przeprosiła. Zaczęli rozmawiać. Powiedziała, że to nie jego wina, to ona założyła pewne rzeczy i było jej wstyd. Tęskniła za nim, położyła mu dłoń na policzku, a on pochylił głowę. Oparła swoje czoło o jego, uśmiechnęła się. Serce waliło mu młotem, potarł nosem jej nos. Powoli, delikatnie dotknął ustami jej różanych ust. Najpierw pocałunek przypominał dotyk skrzydeł motyla, ale po chwili objął ją mocniej. Nie chciał przestać jej całować, ale zaczynało brakować mu powietrza. Gdy oderwali się od siebie z trudem łapał oddech. Uśmiechali się do siebie. Jego sny i tak już jej pełne, zyskały nowy wymiar. Od tego dnia, co noc budził się zdyszany i cały spocony, wszystkie jego mięśnie były naprężone bardziej niż linki do wieszania prania, aż do bólu. Po za tym, wszystko wróciło do normy. Nadeszła wiosna.
Ponownie skupił się na kaczkach, ale nagle je zobaczył. Dwa łabędzie z młodymi. Wrócił myślami do dnia, gdy pierwszy raz widzieli łabędzie i wtedy go olśniło. Miłość. To właśnie z nią walczył. Momentalnie zrozumiał czego od niej chce. Pragnął wspólnego życia, przyszłości. Ruszył szybkim krokiem w kierunku Placu Targowego, stamtąd do Sklepu Frederika, ostatnia latarnia, w lewo. Gdy stanął przed zielonymi drzwiami chatki, jego serce biło jak skrzydła kolibra. Otworzyła drzwi i zaprosiła go do środka. Stanął przed nią, emocje ścisnęły mu gardło. Z trudem wykrztusił z siebie:
- Kocham cię.
- Co?
- Kocham cię. Jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą kobietą na świecie. Chcę z tobą spędzić resztę życia. Zostań moją żoną i matką moich dzieci!
- Naprawdę?
- Tak. Kocham cię, nigdy nikogo tak nie kochałem. Gdy cię nie widzę czuję pustkę w sercu, tylko z tobą jestem szczęśliwy. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Bądźmy razem na zawsze, jak łabędzie!
Uśmiechnęła się promiennie, dotknęła dłonią jego policzka.
- Nawet nie wiesz ile czekałam na te słowa.
Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy, pochylił się nad nią i dotknął czołem jej czoła. Pomyślał, że mógłby teraz umrzeć.
- Kocham cię.
- Co?
- Kocham cię. Jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą kobietą na świecie. Chcę z tobą spędzić resztę życia. Zostań moją żoną i matką moich dzieci!
- Naprawdę?
- Tak. Kocham cię, nigdy nikogo tak nie kochałem. Gdy cię nie widzę czuję pustkę w sercu, tylko z tobą jestem szczęśliwy. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Bądźmy razem na zawsze, jak łabędzie!
Uśmiechnęła się promiennie, dotknęła dłonią jego policzka.
- Nawet nie wiesz ile czekałam na te słowa.
Nigdy nie czuł się tak szczęśliwy, pochylił się nad nią i dotknął czołem jej czoła. Pomyślał, że mógłby teraz umrzeć.
Czarownica mieszała wywar w żeliwnym kociołku. Serce kochającego prawdziwą miłością, to był ostatni składnik eliksiru młodości. Będzie musiała się stąd wyprowadzić, bo sprawa zajęła zbyt dużo czasu, ale teraz będzie miała czas. Mnóstwo czasu, na odnalezienie swojej prawdziwej miłości, spokojnie nalała eliksiru do filiżanki z namalowanymi łabędziami.
===================================================[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
3Jak wiadomo, mam dwie osobowości: dobrotliwą i empatyczną oraz szyderczą i cyniczną. Zgadnijcie, która będzie oceniać te teksty?
No oczywiście, że ta empatyczna.
Jedynka: hmm... Czy ktoś tu fantazjuje o kobiecie, która pożre go żywcem? Osobliwe. Mamy na początku wegankę a potem wpierniczyła biednego chłopa. Tak się kończą te wegańskie diety.
Myślę jednak, że czegoś tu zabrakło( i nie chodzi mi o opisy pikantnych scen, a raczej o zbudowanie jakiejś historii), a to krwawe i kanibalistyczne zachowanie bohaterki ma to zrekompensować i wypełnić tę lukę, bo już nie chciało się, albo nie potrafiło inaczej. To droga na skróty i przez pokrzywy.
Dam 1 pkt za usilne próby kreacji jakiejś dynamiki relacji między tymi postaciami, której jednak się nie powiodły.
Dwójka: tak, ten romans mi się podoba, udało się z kreacją postaci pani Twardowskiej. Myślę, że facetów by pociągała - działa na wyobraźnię, od razu nie zdradza swoich intencji, a wręcz sprawia wrażenie wcale niezainteresowanej. Od chłodu i tajemnicy, do subtelnej uwodzicielskości, od strachu do kąpieli w kotle, funduje mu roller cloaster i robi to bardzo dobrze - w sposób wyważony, dawkując napięcie, uwodzi go, nie tracąc dobrego smaku oraz klasy, a jest przy tym bardzo pociągająca.
Dam 2,5 pkt; nie daję 3, żeby autor nie spoczął na laurach.
Trójka.
Mężczyzna pisany z perspektywy egocentrycznej, zachwyconej sobą narratorki, która chyba mało wie o facetach i ich bardzo zrazem pragnie; ów facet -postać nierealistyczna. Problem z kreacją postaci, brak umiejętności wczucia się w psychikę mężczyzny, przez co i to rozwijanie się relacji jest no takie sztuczne, odrealnione, deklaracje zbyt przejaskrawione padają.
Trochę czuć styl retro, język poetycki, choć bez powtórzeń się nie obeszło i pewnej dozy, tak to nazwijmy, nadmiaru. Końcówka plot-twist na potrzeby kotła, nie wybrzmiewa tu za bardzo.
Praca u podstaw - wczuwanie się w cudze psychiki, zalecana.
1 pkt za włożony wysiłek i poetycki retro - język.
No to tyle
No oczywiście, że ta empatyczna.
Jedynka: hmm... Czy ktoś tu fantazjuje o kobiecie, która pożre go żywcem? Osobliwe. Mamy na początku wegankę a potem wpierniczyła biednego chłopa. Tak się kończą te wegańskie diety.
Myślę jednak, że czegoś tu zabrakło( i nie chodzi mi o opisy pikantnych scen, a raczej o zbudowanie jakiejś historii), a to krwawe i kanibalistyczne zachowanie bohaterki ma to zrekompensować i wypełnić tę lukę, bo już nie chciało się, albo nie potrafiło inaczej. To droga na skróty i przez pokrzywy.
Dam 1 pkt za usilne próby kreacji jakiejś dynamiki relacji między tymi postaciami, której jednak się nie powiodły.
Dwójka: tak, ten romans mi się podoba, udało się z kreacją postaci pani Twardowskiej. Myślę, że facetów by pociągała - działa na wyobraźnię, od razu nie zdradza swoich intencji, a wręcz sprawia wrażenie wcale niezainteresowanej. Od chłodu i tajemnicy, do subtelnej uwodzicielskości, od strachu do kąpieli w kotle, funduje mu roller cloaster i robi to bardzo dobrze - w sposób wyważony, dawkując napięcie, uwodzi go, nie tracąc dobrego smaku oraz klasy, a jest przy tym bardzo pociągająca.
Dam 2,5 pkt; nie daję 3, żeby autor nie spoczął na laurach.
Trójka.
Mężczyzna pisany z perspektywy egocentrycznej, zachwyconej sobą narratorki, która chyba mało wie o facetach i ich bardzo zrazem pragnie; ów facet -postać nierealistyczna. Problem z kreacją postaci, brak umiejętności wczucia się w psychikę mężczyzny, przez co i to rozwijanie się relacji jest no takie sztuczne, odrealnione, deklaracje zbyt przejaskrawione padają.
Trochę czuć styl retro, język poetycki, choć bez powtórzeń się nie obeszło i pewnej dozy, tak to nazwijmy, nadmiaru. Końcówka plot-twist na potrzeby kotła, nie wybrzmiewa tu za bardzo.
Praca u podstaw - wczuwanie się w cudze psychiki, zalecana.
1 pkt za włożony wysiłek i poetycki retro - język.
No to tyle

[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
4Tekst I
Część, która jest romansem o dziwo mi się podobała. Fajna dynamika relacji, fajne skupienie na szczegółach - a to w opisach fizycznych, a to w odwołaniach do przeszłości czy otoczce seksu.
Twist z zeżarciem chłopa mi to zepsuł. Przesunął fajny, dojrzale poprowadzony romans bez słodkiego pierdzenia w stronę groteski. Postawił problem (to nienasycenie, konieczność dzielenia się) i rozwiązał go byle jak. Język fajny, sprawny, czytało się dobrze.
2 punkty (jeden poszedł za tę końcówkę)
Tekst II
Wsadzenie chłopa i baby gdzieś razem to nie jest romans. Napisane z grubsza okej (choć mnie szybko żarcik o demoniczności pani Twardowskiej zaczął nudzić) ale przede wszystkim brakuje mi tu budowania relacji. Historii, napięcia emocjonalnego między bohaterami (ona mu mówi, co ma robić, on to robi, bo się boi nie zastąpi charakterów). Tak, ostatecznie spodobała mu się i wskoczyli razem do kotła (czy tam raczej na odwrót), tylko że jakby zrobili to od razu to na jedno by wyszło, bo de facto nic się w tych postaciach w międzyczasie nie wydarzyło. W gruncie rzeczy na zakończeniu mogłaby ta historia dopiero zacząć się rozkręcać.
1 punkt za względną sprawność językową i za to, że na koniec nie było twistu "ktoś kogoś zjadł".
Tekst III
Co jest z tymi twistami na zakończenie? Tak bardzo nie wiadomo, jak zakończyć romans? Albo jak wykorzystać kociołek?
Dobra, zostawmy koniec, skupmy się na romansie. Dla mnie zbyt mdło i słodko. To opisy piękna panny nużące do bólu. W sensie, okej, one są nawet miejscami ładnie skonstruowane i gdy coś takiego pojawi się w powieści/dłuższym opowiadaniu to spoko. Obraz zauroczenia, zrozumiałe. Ale gdy to stanowi de facto całą treść opowiadania, to już mamy kłopot. Brakuje mi tu charakterów (tak, niby na koniec dostajemy twist, że ta lalka to tak naprawdę wyrachowana wiedźma, ale tak naprawdę to niewiele zmienia, bo też musimy wziąć to szybko na wiarę, w żaden sposób jej osobowość nie jest pokazana). Pan bohater to w ogóle jest sprowadzony do gapienia się i walenia serca.
Językowo nie powala - trochę niechlujności, trochę przegadania - ale też bez dramatu.
1 punkt za zaistnienie romansu.
Obstawiam:
I - ledwo
II - silva
III - Max
Część, która jest romansem o dziwo mi się podobała. Fajna dynamika relacji, fajne skupienie na szczegółach - a to w opisach fizycznych, a to w odwołaniach do przeszłości czy otoczce seksu.
Twist z zeżarciem chłopa mi to zepsuł. Przesunął fajny, dojrzale poprowadzony romans bez słodkiego pierdzenia w stronę groteski. Postawił problem (to nienasycenie, konieczność dzielenia się) i rozwiązał go byle jak. Język fajny, sprawny, czytało się dobrze.
2 punkty (jeden poszedł za tę końcówkę)
Tekst II
Wsadzenie chłopa i baby gdzieś razem to nie jest romans. Napisane z grubsza okej (choć mnie szybko żarcik o demoniczności pani Twardowskiej zaczął nudzić) ale przede wszystkim brakuje mi tu budowania relacji. Historii, napięcia emocjonalnego między bohaterami (ona mu mówi, co ma robić, on to robi, bo się boi nie zastąpi charakterów). Tak, ostatecznie spodobała mu się i wskoczyli razem do kotła (czy tam raczej na odwrót), tylko że jakby zrobili to od razu to na jedno by wyszło, bo de facto nic się w tych postaciach w międzyczasie nie wydarzyło. W gruncie rzeczy na zakończeniu mogłaby ta historia dopiero zacząć się rozkręcać.
1 punkt za względną sprawność językową i za to, że na koniec nie było twistu "ktoś kogoś zjadł".
Tekst III
Co jest z tymi twistami na zakończenie? Tak bardzo nie wiadomo, jak zakończyć romans? Albo jak wykorzystać kociołek?

Dobra, zostawmy koniec, skupmy się na romansie. Dla mnie zbyt mdło i słodko. To opisy piękna panny nużące do bólu. W sensie, okej, one są nawet miejscami ładnie skonstruowane i gdy coś takiego pojawi się w powieści/dłuższym opowiadaniu to spoko. Obraz zauroczenia, zrozumiałe. Ale gdy to stanowi de facto całą treść opowiadania, to już mamy kłopot. Brakuje mi tu charakterów (tak, niby na koniec dostajemy twist, że ta lalka to tak naprawdę wyrachowana wiedźma, ale tak naprawdę to niewiele zmienia, bo też musimy wziąć to szybko na wiarę, w żaden sposób jej osobowość nie jest pokazana). Pan bohater to w ogóle jest sprowadzony do gapienia się i walenia serca.
Językowo nie powala - trochę niechlujności, trochę przegadania - ale też bez dramatu.
1 punkt za zaistnienie romansu.
Obstawiam:
I - ledwo
II - silva
III - Max
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
5Tekst I
Romans jest... nawet jeśli bardziej fizyczny i zakazany jak romantyczny. (+ 1 pkt)
Kocioł(ek) też jest... (+ 1 pkt)
A ponieważ nie ma trzeciego kryterium pod ocenę, to pójdę za ogólnym wrażeniem oraz osobistymi upodobaniami i dam... (+ 0,5 pkt)
Urwałam połówkę za narrację. Niby wszystko inne fajnie, ale cały czas miałam wrażenie, że narratorka siedzi przede mną i gada, gada, gada... Za bardzo retrospekcyjnie, sprawozdaniowo – za mało bezpośrednich interakcji (dopiero na końcówce, przy rozmowie ze współpracownikami) poczułam się wciągana w akcję. Wszystko poprzednie było jak bajka czytana przez kogoś innego. Też kształt tego romansu nie do końca mi leżał.
Natomiast klamra kompozycyjna, zgrabne, zwięzłe zdania i ładne obrazowanie poprzez bogactwo słów – jak najbardziej są na plus.
Sumarycznie: 2,5 pkt
Tekst II
Romans jest... no, prawie! Bo widzimy tylko pierwsze spotkanie i wiemy, że zaistniała kontynuacja znajomości. (+ 0,5 pkt)
Kocioł – jest! I to nie byle jaki! I jak kreatywnie wykorzystany...
(+ 1 pkt)
Ogólne wrażenie? Bardzo pozytywne. Przede wszystkim (na ten moment przynajmniej) facet przeżył i jest zadowolony. Uśmiałam się szczerze z ich interakcji. Oboje bohaterów fajnie zarysowani (mają charakterki). (+ 1 pkt)
Tylko jakby było więcej tego romansu faktycznie, to byłaby całościowo wyższa punktacja.
Sumarycznie: 2,5 pkt
Tekst III
Romans... jest, ale jakby go nie ma. Bo jednostronny ten romans. 50% to 50%. (+ 0,5 pkt)
Kocioł(ek) jest. (+ 1 pkt)
Ogólne wrażenie? – Pomysł niezły, ale wykonanie trochę słabe. Mężczyzna wygląda bardziej na zauroczonego czarem, zaklęciem, niż na prawdziwie i głęboko kochającego. To zauroczenie, nie zaś prawdziwa miłość (więc tutaj jest dziura fabularna). Jak powiedziano wcześniej, brakuje pokazania czarownicy – jej charakteru oraz nadania cech istoty żywej. Znów jest to bardzo retrospekcja i streszczenie, więc wydaje się ona baaardzo wyblakła. On wcale nie lepszy ze swoim zaślepieniem i stereotypowym zachowaniem. Są papierowi. Dopiero na finale odrobinkę żywsi się stają (a przynajmniej ona). I czy ona nie powinna ociupinkę bardziej zabiegać o jego względy, by rzeczywiście wzbudzić w nim uczucia...? (+ 0,25 pkt)
Sumarycznie: 1,75 pkt
(No i co żeście się wszyscy tak zawzięli na ten kanibalistyczny motyw? On wewnątrz romansu pasuje jak wół do karety! Znaczy się... Wszyscy ładnie wybrnęli, a najładniej poradziła sobie osoba od tekstu numer dwa, ale hej!, tego nie było w wymaganiach – i słusznie!
Autorzy...?
Gdyby nie tematyka tekstu drugiego, to obstawiałabym tak:
I - silva
II - Max
III - ledwo
Ale to grzech odbierać Silvie jej królestwo
, więc zostanę przy:
I - Max
II - silva
III - Iedwo
Romans jest... nawet jeśli bardziej fizyczny i zakazany jak romantyczny. (+ 1 pkt)
Kocioł(ek) też jest... (+ 1 pkt)
A ponieważ nie ma trzeciego kryterium pod ocenę, to pójdę za ogólnym wrażeniem oraz osobistymi upodobaniami i dam... (+ 0,5 pkt)
Urwałam połówkę za narrację. Niby wszystko inne fajnie, ale cały czas miałam wrażenie, że narratorka siedzi przede mną i gada, gada, gada... Za bardzo retrospekcyjnie, sprawozdaniowo – za mało bezpośrednich interakcji (dopiero na końcówce, przy rozmowie ze współpracownikami) poczułam się wciągana w akcję. Wszystko poprzednie było jak bajka czytana przez kogoś innego. Też kształt tego romansu nie do końca mi leżał.
Natomiast klamra kompozycyjna, zgrabne, zwięzłe zdania i ładne obrazowanie poprzez bogactwo słów – jak najbardziej są na plus.
Sumarycznie: 2,5 pkt
Tekst II
Romans jest... no, prawie! Bo widzimy tylko pierwsze spotkanie i wiemy, że zaistniała kontynuacja znajomości. (+ 0,5 pkt)
Kocioł – jest! I to nie byle jaki! I jak kreatywnie wykorzystany...

Ogólne wrażenie? Bardzo pozytywne. Przede wszystkim (na ten moment przynajmniej) facet przeżył i jest zadowolony. Uśmiałam się szczerze z ich interakcji. Oboje bohaterów fajnie zarysowani (mają charakterki). (+ 1 pkt)
Tylko jakby było więcej tego romansu faktycznie, to byłaby całościowo wyższa punktacja.
Sumarycznie: 2,5 pkt
Tekst III
Romans... jest, ale jakby go nie ma. Bo jednostronny ten romans. 50% to 50%. (+ 0,5 pkt)
Kocioł(ek) jest. (+ 1 pkt)
Ogólne wrażenie? – Pomysł niezły, ale wykonanie trochę słabe. Mężczyzna wygląda bardziej na zauroczonego czarem, zaklęciem, niż na prawdziwie i głęboko kochającego. To zauroczenie, nie zaś prawdziwa miłość (więc tutaj jest dziura fabularna). Jak powiedziano wcześniej, brakuje pokazania czarownicy – jej charakteru oraz nadania cech istoty żywej. Znów jest to bardzo retrospekcja i streszczenie, więc wydaje się ona baaardzo wyblakła. On wcale nie lepszy ze swoim zaślepieniem i stereotypowym zachowaniem. Są papierowi. Dopiero na finale odrobinkę żywsi się stają (a przynajmniej ona). I czy ona nie powinna ociupinkę bardziej zabiegać o jego względy, by rzeczywiście wzbudzić w nim uczucia...? (+ 0,25 pkt)
Sumarycznie: 1,75 pkt
(No i co żeście się wszyscy tak zawzięli na ten kanibalistyczny motyw? On wewnątrz romansu pasuje jak wół do karety! Znaczy się... Wszyscy ładnie wybrnęli, a najładniej poradziła sobie osoba od tekstu numer dwa, ale hej!, tego nie było w wymaganiach – i słusznie!
Uwaga! Spoiler!Nie, żebym miała coś do kanibali... :ups: ...no ale co za dużo motywu i na siłę, to niezdrowo!
)Autorzy...?
Gdyby nie tematyka tekstu drugiego, to obstawiałabym tak:
I - silva
II - Max
III - ledwo
Ale to grzech odbierać Silvie jej królestwo

I - Max
II - silva
III - Iedwo
𝓡𝓲
[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
6Tekst 1
Kurczę no, podobało mi się
I nawet ta końcówka, mocno groteskowa, taka od czapy. niepasująca do tego, co zaserwowano wcześniej, też mi się spodobała.
Ale całość podana w bardzo przyjemnej formie, nie wprost, lecz gdzieś pół kroku z tyłu, sprawna językowo (mimo drobnych potknięć),
Najbardziej spodobał mi się fragment
Nasze brzuchy i uda znaczyły rozstępy, jedyny dowód na to, że kiedyś było nas więcej.
I nie, nie mam rozstępów, ale myślę, że to zdanie fajnie wyłuskuje wszystko to, co ciekawe w tym tekście
Fabularnie najpierw jeden zgrzyt z obrączką, bo jednak wcześniej nie mamy żadnej choćby wzmianki na temat jej istnienia, a później drugi (ale taki mimo wszystko krwisty i apetyczny) ze sceną gotowania. Pointa stanowiąca również ciekawą klamrę całości.
2,5 pkt
Tekst 2
Na początku niemal czysty dialog. Brakowało mi trochę tła dla całości i jakiegoś gruntu dla całej historii. Ok, lekka forma, lekki temat, zgrabna nonszalancja i to działa, ale zabrakło jednak jakiegoś ciężaru, tak dla równowagi. Więc ogólnie podobała mi się lekkość, ale zabrakło jakiegoś punktu podparcia
2 pkt
Tekst 3
O ile w poprzednim tekście na początku był czysty dialog, tak tu jest czysta narracja. Równowaga w przyrodzie musi być
Niemniej trochę za dużo egzaltacji gdzieś tu się wkradło i tu z kolei tego ciężaru jest za dużo (a weź, kurde, dogódź takiemu czytelnikowi
). Sam pomysł na fabułę też nie do końca mnie ujął. Albo inaczej, nie to, że nie ujął, po prostu może gdyby poprawić trochę balans tekstu, tu wyciąć, tam dopisać - kto wie. Chociaż znów, gdyby końcówkę przepisać i zmienić jej wydźwięk, byłaby to ciepła, przegadana, ale jednak przyjemna historia. A tak po długim ciepłym wstępie dostajemy nożem w serce. Ajć 
1 pkt
Kto jest kim?
Trudny wybór, ale spróbujmy:
1 - Max
2 - Silva
3 - Ledwo
Kurczę no, podobało mi się

Ale całość podana w bardzo przyjemnej formie, nie wprost, lecz gdzieś pół kroku z tyłu, sprawna językowo (mimo drobnych potknięć),
Najbardziej spodobał mi się fragment
Nasze brzuchy i uda znaczyły rozstępy, jedyny dowód na to, że kiedyś było nas więcej.
I nie, nie mam rozstępów, ale myślę, że to zdanie fajnie wyłuskuje wszystko to, co ciekawe w tym tekście

Fabularnie najpierw jeden zgrzyt z obrączką, bo jednak wcześniej nie mamy żadnej choćby wzmianki na temat jej istnienia, a później drugi (ale taki mimo wszystko krwisty i apetyczny) ze sceną gotowania. Pointa stanowiąca również ciekawą klamrę całości.
2,5 pkt
Tekst 2
Na początku niemal czysty dialog. Brakowało mi trochę tła dla całości i jakiegoś gruntu dla całej historii. Ok, lekka forma, lekki temat, zgrabna nonszalancja i to działa, ale zabrakło jednak jakiegoś ciężaru, tak dla równowagi. Więc ogólnie podobała mi się lekkość, ale zabrakło jakiegoś punktu podparcia
2 pkt
Tekst 3
O ile w poprzednim tekście na początku był czysty dialog, tak tu jest czysta narracja. Równowaga w przyrodzie musi być



1 pkt
Kto jest kim?
Trudny wybór, ale spróbujmy:
1 - Max
2 - Silva
3 - Ledwo
Rem tene, verba sequentur (Trzymaj się tematu, a słowa przyjdą same)
Katon Starszy, zwany Cenzorem
Katon Starszy, zwany Cenzorem
[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
7Tekst 1- przyjemnie się to czytało, podobał mi się sposób podania plot twistu, że facet jest żonaty, nie do końca kupuję końcówkę - 2,5 pkt - ledwo
Tekst 2 - za mało romansu, za dużo gadania i żartów, czytało się dość przyjemnie, ale nie porwało - 1,5pkt - silva
Tekst 3 - czytało się to jak streszczenie jakiejś historii, zupełnie nie zainteresowało, plot twist na koniec wyskakuje znikąd, nic w opisie relacji nie sugerowało, że jej bardzo zależało, aby on się zakochał - 0,5 pkt - Max
Tekst 2 - za mało romansu, za dużo gadania i żartów, czytało się dość przyjemnie, ale nie porwało - 1,5pkt - silva
Tekst 3 - czytało się to jak streszczenie jakiejś historii, zupełnie nie zainteresowało, plot twist na koniec wyskakuje znikąd, nic w opisie relacji nie sugerowało, że jej bardzo zależało, aby on się zakochał - 0,5 pkt - Max
[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
8Tekst I - W sumie świetnie napisany tekst, chociaż romansów nie trawię, dałam się wciągnąć w historyjkę. Fajne i subtelne opisy, sugestywne. Dialogi trochę zdawkowe i prozaiczne w tym wszystkim. Końcówka skręcona pod takim kątem, że mnie trochę odepchnęło - ale po zastanowieniu każde inne zakończenie byłoby mniej widowiskowe i szokujące - a to w pewnym sensie daje więcej rozrywki niż banalne rozstanie. Jednak ucięłabym tekst wcześniej (bez biura w którym wszyscy raczej mieliby podejrzenia i nie powinna móc tam wrócić i rozmawiać na ten temat). 2,5 pkt
Tekst II - Totalna abstrakcja, ale zachęcająca. Trochę pogubiłam się przy dialogach - fajnie brzmią, ale w pewnym momencie dwa razy zaczyna ta sama postać od nowej linijki. Fajnie prowadzone śledzenie sytuacji bohatera, rozłożenie akcji i informacji oraz pomysłowe rozwiązanie "strasznej zagadki". W sumie niepokojąca atmosfera romansu modliszki. Ostatniej sceny jednak nie zrozumiałam. 2 pkt
Tekst III - Typowy romans, chyba najlepiej spełnia założenia zadania, w tym względzie. Niestety chociaż intencje podmiotu wydają się szczere, to sam opis jest dość jednostajny. Relacja trąca trochę zeznaniem formalnym kogoś na policji, nie czuć natężenia emocji i nie skupia się na kluczowych scenach, jakby je faktycznie przeżywał. Wyczuwam w tym kobiecą rękę. Końcówka intrygująca bardziej od całości. 1,5 pkt
Przepraszam ale z regulaminu bitew wynika inny system oceniania niż stosowany przez powyżej komentujących - do tego próbowałam się dostosować (0,5 - 3 pkt.) Jeżeli jest opcja to proponuje aktualizować regulamin albo coś?
Kto co napisał nie zgaduję, bo jeszcze za mało znam styl poszczególnych twórców
Przepraszam z góry jeżeli złamałam jakiś konwenans.
Tekst II - Totalna abstrakcja, ale zachęcająca. Trochę pogubiłam się przy dialogach - fajnie brzmią, ale w pewnym momencie dwa razy zaczyna ta sama postać od nowej linijki. Fajnie prowadzone śledzenie sytuacji bohatera, rozłożenie akcji i informacji oraz pomysłowe rozwiązanie "strasznej zagadki". W sumie niepokojąca atmosfera romansu modliszki. Ostatniej sceny jednak nie zrozumiałam. 2 pkt
Tekst III - Typowy romans, chyba najlepiej spełnia założenia zadania, w tym względzie. Niestety chociaż intencje podmiotu wydają się szczere, to sam opis jest dość jednostajny. Relacja trąca trochę zeznaniem formalnym kogoś na policji, nie czuć natężenia emocji i nie skupia się na kluczowych scenach, jakby je faktycznie przeżywał. Wyczuwam w tym kobiecą rękę. Końcówka intrygująca bardziej od całości. 1,5 pkt
Przepraszam ale z regulaminu bitew wynika inny system oceniania niż stosowany przez powyżej komentujących - do tego próbowałam się dostosować (0,5 - 3 pkt.) Jeżeli jest opcja to proponuje aktualizować regulamin albo coś?
Kto co napisał nie zgaduję, bo jeszcze za mało znam styl poszczególnych twórców

Przepraszam z góry jeżeli złamałam jakiś konwenans.
[19 czerwca 2023] ledwo vs Max vs silva.silvera
9Pewnie działam wbrew protokołowi, ale pomysł zawarty w Tekście III - zainteresował mnie tak bardzo, że w myślałam o nim w nocy i dzisiaj rano - to chyba znak i zasługuje na dodatkowe 0,5 punkta. Co prawda eliksir chyba nie będzie działał, bo miłość nie brzmiała jak prawdziwa, ale przepis wydaje się doskonały
... wypróbuję 


[ZAKOŃCZONA] ledwo vs Max vs silva.silvera
10TEKST I - ledwo - punktów: 13
TEKST II - Max - punktów: 12
TEKST III - silva.silvera - punktów: 7,25
Wygrywa:
ledwo
Gratulacje!
TEKST II - Max - punktów: 12
TEKST III - silva.silvera - punktów: 7,25
Wygrywa:
ledwo
Gratulacje!