Kasia Cichopek i czterdziestu rozbójników

1

UWAGA JEDNO PRZEKLEŃSTEWKO




WWWWWWZnów westchnęłam ze wzruszeniem.
-Och jak pięknie- odrzekłam do Marcinka rysując serduszko na zaparowanej szybie salonowego okna.
Długie zimowe wieczory uwielbiam spędzać w salonie. Mimo awarii ogrzewania, płomień domowego ogniska emanował ciepłem partnerskich relacji.
- Marcinku, spójrz jak cudownie jest za oknem, kocham zimową aurę, kocham śnieżek i bałwanki- stwierdziłam wpatrując się w ciecia odśnieżającego bramę osiedlowego śmietnika. - Błagam Cię, podejdź - wciąż namawiałam. - Choć, popatrz jaki śliczny, wieczorny mroczek.
Marcin zaabsorbowany szlifowaniem tanecznych umiejętności zupełnie nie zwracał na mnie uwagi.
- Kurewka!- wrzasnęłam z oburzeniem
Mój ukochany upadł na parkiet wykonując nie czysto podwójnego wywijasa.
- Mam Ci coś ważnego do powiedzenia - stwierdziłam czule, mając mu coś ważnego do powiedzenia.
Marcin spojrzał na mnie, a jego oczy zaszły łezkami.
- Co się stało Kasieńko- zapytał masując dłonią urażony pośladek.
- Kochanie, jestem w ciąży, będziemy mieć dzidziusia- oznajmiłam entuzjastycznie, zakrywając dłońmi usta ze wzruszenia. - Będzie malusi i kochany, będziemy go karmić i ubierać. - wrzeszczałam z radością.- A na dodatek urosną mi cycorki.
Marcin zamarł w bezruchu, spoglądając na taneczne buty.
- Coś nie tak? nie cieszysz się?- zapytałam z niepokojem.
- Nie Kasieńko- odrzekł Marcin - Jestem po prostu zaskoczony- oznajmił. - Przecież to już czwarty raz w tym tygodniu
"-Jak się dowiemy ile on ma lat ?
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"

2
- Naprawdę? – zapytałam. – Ale mamy poniedziałek...
- No właśnie. – Marcin przytulił mnie do swej cudownie wygolonej klatki piersiowej. Był taki słodki i opiekuńczy. – Kochanie, tłumaczyłem ci to już. Po pierwsze, nie można tego sprawdzić, ściskając tester w rączce. A po drugie, to nie jest tester, tylko zapalniczka z dwoma zbiorniczkami.
Poczułam się zawstydzona, a jednocześnie dumna i pełna podziwu. Mój mężczyzna był chyba najmądrzejszym człowiekiem, jakiego dane mi było spotkać. Zaraz po mamusi, koledze z planu filmowego i tej pani z warzywniaka, która doradziła mi czarne banany po przecenie.
- Och, Marcinku, ja naprawdę chciałabym mieć dzidziusia – stwierdziłam, robiąc maślane oczka. – Obiecaj mi, że dziś postaramy się o dzidziusia.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Muszę wymyślić choreografię do Tańca z Gwiazdami.
Odwróciłam się, obrażona. Marcin ostatnio nie miał dla mnie czasu i zajmował się tylko tymi bzdurnymi pląsami. Wydęłam moje cudne, czerwone usteczka i rzuciłam:
- Ciągle tylko ten Taniec z Gwiazdami. Która to już edycja? Pięćdziesiąta czwarta? A w ogóle, z kim ty tańczysz?
- Z tobą, Kasieńko. Mamy finał finałów finałów.
ObrazekObrazekObrazek

3
- Mamy finał finałów- wykrzyczał całej piłkarskiej Polsce Dariusz Szpakowski z charakterystycznym "zachrypem"- to tu, na tym pięknym stadionie Santiago Bernabeu, zmierzą się tuzy europejskiej piłki klubowej, Inter- pogrążony w głębokim śnie o dawnej potędze oraz Bayern, z artystą Robbenem...

Gustaw Świtlicki siedział przed telewizorem w swoim komunalnym mieszkaniu. Za oknem- Nowa Huta szykowała się do nocy letniej, na balkonie- Irena stała, Irena już nie pierwszej świeżości. Rozwieszała na balkonie roboczy kombinezon Gustawa. Człowiek w Kombinacie brudzi się szybciej.

- Gustaw, długo ten mecz będzie? Chciałam taniec obejrzeć?

- Taniec to tu bądziesz miała zara

- To są piłkarskie szachy- z innego, metafizycznego wymiaru, rzucił Szpakowski.

Prawdziwy dramat rozgrywyał się jednak gdzie indziej. Mały Marek, syn operatora maszyny do odlewu stali kolorowej i kobiety polskiej, przeglądał w swoim pokoju, ze łzami w oczach Życie na Gorąco

- Jaka ona jest śliczna! Kasiu, przyjadę. Przyjadę do Warszawy! I go zabije!
Obrazek

4
- Przyjadę!...Kasiu!...Zabiję!... ...Kasiu, Kasiu...!!...Kasiu!- wrzeszczał przerażony Marcin potrząsając mną energiczniej niż podczas klasycznego fokstrota. - Kasiu błagam Cię powiedz coś !
Rozmazany kontur jego twarzy z każdą sekundą nabierał ostrości, każda chwila sprawiała, że był coraz przystojniejszy.
- Skarbie słyszysz mnie ?
- Co się stało?- zapytałam, masując dłonią pulsującą skroń.

Marcin odetchnął z ulgą po czym wytarł rękawem spienioną ślinę wyciekającą z kącika moich ust.
-To było straszne Kasiu- opowiadał z przejęciem- Najpierw zaczęłaś się trząść a w twych ślicznych oczkach widać było jedynie białka. Początkowo myślałem, że to jakaś nowa choreografia więc próbowałem się dostosować. Szło nam świetnie. Jednak po chwili przemówiłaś do mnie obcym głosem, przeraźliwym i zachrypłym... niczym- Marcin zawahał się chwilę po czym dodał z przerażeniem- Dariusz Szpakowski.
Serduszko waliło mi jak oszalałe, wprawiając w drżenie sylikon z mych piersi. Wpatrując się w porysowane klepki parkietu utonęłam w retrospekcyjnym zamyśleniu. „ Przyjadę, Zabiję, Santiago Bernabeu” słyszałam jak by w oddali, cicho, zachryple, niewyraźnie.
-... i wygryzłaś brzuszek misiowi- Usłyszałam od Marcina, wskazującego palcem na szczątki dużego chińskiego pluszaka.
Moja lokowana główka nic z tego nie rozumiała, miałam jednak przeraźliwe uczucie, że ukochanemu grozi poważne niebezpieczeństwo. „ Przyjadę, Zabiję, Jaka ona śliczna...”
"-Jak się dowiemy ile on ma lat ?
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"

5
Miś? Co tu do cholery robił miś? Wyglądał zupełnie jak ten, który...
Powoli rozejrzałam się. Otaczał mnie tłum ludzi, którzy z nieznanej mi przyczyny klaskali i coś krzyczeli. Wśród nich rozpoznałam tę twarz. Chudą twarz niedożywionego chłopca, któremu kupiłam śmiej żelki i załatwiłam wejściówkę na finał finałów finałów. W zamian za to miał po występie rzucić nam misia pod nogi.
Jednak w jego twarzy było coś niepokojącego. Ten wzrok mógłby mnie powalić na podłogę, gdyby nie fakt, że już na niej leżałam.
- Wspaniale! Cudownie! Bajecznie! - odezwała się starsza, dystyngowana pani, siedząca za ogromnym stołem. - Opiszę to w Tele Tygodniu!
Druga, nieco młodsza i ubrana na czarno, dodała:
- Brawo, Kasiu. Figury, które pokazałaś, były bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza ten szpagat na końcu... Możesz już złączyć nogi. Panie Gąsowski, proszę jej pomóc...
Brzydki, łysy gość zaczął ruszać moimi nogami. Tymczasem Marcinek podtrzymywał mnie w swych silnych ramionach. Czułam buchający od niego zapach potu i poczułam nadchodzącą falę pożądania.
- Marcinku... To kiedy zrobisz mi dzidziusia?
Mój szept zabrzmiał nienaturalnie głośno, zaś cały tłum nagle umilkł. Łysy pan zdrętwiał. W wyciągniętej w moją stronę ręce trzymał mikrofon.
- Kasiu... Nie tutaj...

6
"Moja głowa/ płaska i plazmowa,/ emituje cały rok,/ reklamowy blok/ w którym Pan i Pani,/ w sobie zakochani,/ obejmują świat,/ niczym mózgu płat."

Leżałam już od paru chwil, leciały reklamy a w studio ktoś puszczał CKOD. Tak powiedział jeden chłopak, taki nawet ładny, z grzywką. Nie znam się na tej nowej muzyce. Lubię klasykę- Mozart, Chopin, piwnica pod baranami. Lubię pisać litsty piórem. To co napisane piórem wygląda tak jakby... e, y, kulturalniej- Kasia uśmiechnęła się szeroko, ale tylko do swoich myśli, Marcin pomógł jej wstać. Pogłaskał ją po pyzatej buzi i poszedł do garderoby. Umówili się przed występem że skoczy do lewiatana i kupi topiony ser na spaghetti carbonara- ulubiony wykwint Kasi.

Pół godziny później Kasia siedziała w garderobie. Czesała włosy, przeprowadzała ostatnie poprawki swojego serialowego fejsu, zjadła dietetycznego suchara i puściła cichego bąka.

-Hi, hi, hi.

Śmiała się w ten słodki, mieszczański sposób.

I wtedy: tu du, tu, tu du, du du! Kasia usłyszała kroki. Lampa jarzeniowa rzucała ostre światło, jak w metrze, mimo tego w garderobie to cień stał się dominującym motywem. Było zimno, nie było okien, pomieszczenie znajdowało się pod ziemią.

W takich momentach przez głowę przechodzą wszystkie najgorsze obrazy z kronik policyjnych, świat jest jakby podświetlony na niebiesko a powietrze nie jest bezwonne i bezbarwne. Jest mdlące i... bezbarwne ale ta bezbarwność jest złowroga. Zwyczajnośc jest zapowiedzią zła, jest grozą. Jak w filmach tego gościa co zrobił Znaki i Szósty zmysł.

Moja intuicja podpowiada mi, że to nic złego. Pewnie chodzą ludzie z ekipy technicznej, sprzątaczka. No to telewizja jest przecież - uspokajała się Kasia. Usłyszała jeszcze kilka kroków. Chwila ciszy. I znowu kroki. Ale inne, cięższe, pewniejsze, ktoś szedł jak bokser do walki, pewnie w kapturze i ze słuchawkami w uszach. Ten osobnik musiał mieć ciężkie, wojskowe obuwie. Słyszała coraz wyraźniej aż drzwi garderoby zrobiły bach.

Stał w nich Krzysztof Ibisz.

- Posłuchaj Kasia, wyjeżdżam do Kosowa. Nie pytaj dlaczego. Po prostu... a nie, powiem Ci. Zaczęło się w Katowicach, podziemna organizacja " Aborcja terapeutyczna", której głównym hasłem jest wycięcie w pień celebrytów, zebrała już dwa miliony na broń i specjalistów. Jestem na czarnej liście. Ty też. I Marcin. W zasadzie to, ee, Marcina już mają. Dopadli go na dziale mięsnym w lewiatanie.

- Ale on miał kupić serek topiony! Łeee...

Kasia gorzko zapłakała.
Obrazek

7
Najgorsze było wspomnienie ich rozstania. Bez buziaka, bez wyszeptanego „wrócę jak najszybciej”. To, co wykrzyczała mu przed jego wyjściem, tłukło się echem w jej głowie. Miał pretensje o to, co powiedziała wtedy, do mikrofonu – słyszały to ponad cztery miliony telewidzów!
- Nie cztery miliony, tylko dwie osoby, rozumiesz?! – wrzasnęła wtedy podczas przerwy reklamowej. – Wszyscy wiedzą, że nikt tego nie ogląda! Rodziny uczestników mają wejście na salę. Te dwie osoby to babcia reżysera, co złamała nogę i konkubent Iwony Pawlovic, który jest cieciem i ma telewizor w portierni!
Marcin zacisnął pięści i poczerwieniał na twarzy.
- Nie mam ochoty na spaghetti. Kupię parówki.
Kasia przez cały czas miała nadzieję, że Marcinowi przejdzie złość i mimo wszystko na kolację zjedzą spaghetti carbonarra. Teraz jednak dałaby wszystko, żeby tylko jej ukochany wrócił – obojętnie, z serkiem czy parówkami.
- Bo w lodówce mam tylko Danio za sałatą – chlipała.
ObrazekObrazekObrazek

8
Chlip, chlip. Kasia przeżywała dramat. Gdzie jest on, on ci? Mój ci, mój ci on, Marcinko z Warszawko?



"Ustawiłem na stoliku armię
małych żołnierzyków

Skierowałem ich lufą do słońca

W radiu diabli nadali

Komunikat z centrali,
że pięć
sekund zostalo do końca"

Studio dawnego radia Alter Tunes. Warszawa. Na biurku leżały stosy dolarów i- dla żartu- usypana góra cukru pudru. Wnętrze złożone z tanich materiałów. Tekturowe standardy, umowna solidność. Szyba odzielająca studio od pomieszczenia realizacji dźwięku pomazana różową farbą. Zniszczona była żaluzja. Na podłodze walały się kolorowe kondomy. Przy biurku siedział młody chłopak, nawet przystojny, z grzywką. Liczył kasę. Ubrany w mundur jak ze star treka tylko że fioletowy. Na pagonach- naszywki z wizerunkiem warholowskiej Marylin Monroe.
Do studia weszło dwóch facetów. Większy wyglądał jak zmarnowana wersja zmarnowanego Mickiego Rourka. Drugi- jak Kubuś puchatek ze świńskim nosem (niedosłownie). Koksu i znany felietonista Krytyki politycznej.

- Viva hejt!- zasalutowali generałowi
- Viva hejt!- odpowiedział Patryk Kęsa, menedżer zespołu Out of tunes polskiej odpowiedzi na indie-pop.
- Czekamy na przemówienie. Zasadniczo, sala pełna.

Kęsa skinął głową.

-Koksu skocz i powiedz, że Patryk zaraz wyjdzie.

Popatrzył przez chwilę tępo na ścianę. Przyklejono tam mapy Polski i Warszawy, mapy jak w CSI kryminalnych zagadkach Nowego Jorku. Zaznaczono na nich nocne kluby, modne miejsca, agencje modelingu, agencje towarzyskie.

Popatrzył i poszedł ze znużonym wyrazem na zdemolowanej twarzy, zabawić salę- na plecach świecił napis ułożony z cekinów- Aborcja terapeutyczna.

Kęsa patrzył na Znanego felietonistę. Zapytał:
- Macie go?
- Zawsze mieliśmy.

Wysłuchaszy odpowiedzi z gatunku tych błyskotliwych, wstał i wyszedł pierwszy. Znany felietonista Krytyki politycznej wyłączył odtwarzacz. "Armia zbawienia" zabrzmiała tu po raz ostatni. Opuścił studio.

Kęsa wkroczył do sali wypełnionej ludźmi stylu wszelakiego. Byli czytelnicy periodyków historycznych (okulary, garnitury z kurzu, kozie brody), offowi filmowcy (ciuchy z lumpa ale dobrej jakości i dobrych marek), fani Borysa Dejnarowicza (transparenty Borys na prezydenta) oraz Zaremba, który kiedyś napisze opus magnum czyli Wielką Biografię Jarosława Kaczyńskiego. No i masa innych: w dziwnych strojach, okularach kujonkach, zrobione na retro dziewczęta w baletkach.

Sala zaczęła bić brawo.

Kęsa stanął na mównicy. Punktowe światło.

- To nie kwestia zazdrości,
ani czarnej miłości,
to nie przez brak pieniędzy,
ani chęć bycia trendy,
to jest już kwestia smaku,
pogwałconej godności,
mam już dość życia w braku,
jakiejkolwiek jakości,

w telewizji od rana,
leci słodka śmietana,
jeśli szukasz bergmana,
znajdziesz tylko adama.

Skoczka.

Marcin Prokop steczkowskiej,
w waniliowej czułości,
zrobił loda takiego,
trochę symbolicznego.

Wiwat Kęsa, wiwat!- oto ryk ludu.

Generał kontynuuował.

W Katowicach przed wczoraj,
raczej późnym wieczorem,
grupa kilku odważnych,
skończyła z telewizorem,
Robert Varga w Warszawie,
czując prąd rewolucji,
palił Grocholi książki przy kolumnie zygmunta...

Huurra! Kęsa, Kęsa, Kęsa!

Sala wiwatowała. Kilku facetów w czernii zbierało podpisy na rzecz ruchu poparcia pewnego Pewnego Polityka.

W tym momencie determinizm tej historii wypełnił się. Wypełnił dzięki wkroczeniu do gry nieoczekiwanego elementu. Nieoczekiwanego ale, jednak, spodziewanego. Niesamowitego ale- koniecznego. Drzwi sali rozerwał strzał, prawdopodobnie, dubeltowej strzelby. Kop w to, co zostało z dwuskrzydłowych bla bla i ukazał się on. Mały rudy chłopak trzymający w kościstych rączkach strzelbę.

- Where is this shit?- zapytał w stylu Brucea Willisa. Zapytał o Marcina.
Obrazek

9
-Cela śmierdzi- powiedział Marcin spoglądając z obrzydzeniem na niedomyte kubki po herbacie.
- Zamknij ryj frajerze – wrzasnęła Jola Er, ostrząc arogancko tipsa prowizorycznym pilnikiem. – Myślisz, że to jest kurwa zabawa? Wszyscy tu zdechniemy, aborcja to nasze przeznaczenie.

„Cień krat mi tu twarz w pół przecina
Nie pachnie już maj saską kępą
Przeklinam dziś ojca i syna
Za los poświęconym tym sępom „

Brudne dźwięk bluesa przecinał ciężkie od potu powietrze. Powietrze gęste, a jednak na tyle przejrzyste by dostrzec w nim myśli. Myśli czarne. Czarne jak kawa.
- Jestem na TAK!- wrzasnął Kuba Wojewódzki.
- To świetnie – odrzekł Tomasz Jacyków.
Zimny zgrzyt stali natychmiast rozproszył entuzjazm. W progu celi stanął postawny mężczyzna w mundurze i granatowej bejsbolówce ozdobionej srebrnym orłem. Młodszy inspektor Bazyli Łupież. Zasłużony strażnik miejski, który nigdy nie spał.
- Hakiel!... pójdziesz ze mną- powiedział stanowczo.
Marcin ruszył w stronę Komisarza wlokąc za sobą ciężką dyskotekową kulę.
- Mnie!... Weź mnie!- wrzeszczał z nadzieją Tomasz przygryzając zalotnie wargę.

„ Oh głupia Ty głup…”

- Zamknij się Maryla- nakazał Bazyli przekrzykując echo więziennej ballady . – Na Ciebie też przyjdzie pora

***

- Gdzie jest Kasia ? - Zapytał Pewny, rażąc Marcina światłem odbitym od kieszonkowego lusterka.
Komisarz Łupież notował przebieg przesłuchania w podręcznym skórzanym kapowniku.
- Teraz Ty go przyciśnij Bazyli – rozkazał mały chłopiec o wychudzonej twarzy. – Zaraz nam wszystko wytańczy.
- Nic nie powiem!- Krzyknął Marcin ciskając w gówniarza topionym serkiem.
"-Jak się dowiemy ile on ma lat ?
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"

10
Pociąg odjechał.
Dworzec wyglądał tak, jakby przeszła przez niego trąba powietrzna i tsunami jednocześnie. Odrapane, zawilgocone ściany straszyły nie tylko widokiem, ale i smrodem. Wzdłuż tunelu płynęła strużka ścieków. Na suficie spały nietoperze. Gdyby ktoś krzyknął, najpierw rozległoby się głośne, dudniące echo. Następnie owe nietoperze z łopotem odleciałyby w siną dal.
„Słoneczko późno dzisiaj wstało...”
Dwoje ludzi wyszło na ulicę, spoglądając w niebo zasnute ołowianymi chmurami. To nie były zwykłe chmury. To był smog, który wirował i zdawał się opadać coraz niżej.
- Masz te swoje Katowice – burknął Ibisz. – Nie mogę uwierzyć, że dałem się na to namówić.
W pociągu nasłuchali się już miejskich legend o tym miejscu. Gdyby na Europę nałożyć mapę Śródziemia, tu właśnie znajdowałby się Mordor. W kranach podobno leciała czarna woda, którą piły tylko szczury, a zaraz po tym zdychały na dżumę. I to by tłumaczyło, dlaczego od momentu wyjścia z pociągu nie spotkali żywego ducha.
„Słoneczko nasze, rozchmurz buzię, bo nie do twarzy ci w tej chmurze...”
- Och, Kaśka, zamknij się.
- Nie mów tak brzydko. Musimy być mili i zgodni, ponieważ przyjechaliśmy uratować Marcinka.
- Jak mam nie mówić brzydko? Pakujemy się bestii prosto w zęby!
- Spójrz na to z innej strony. To ostatnie miejsce, w których by się nas spodziewali.
- Oczywiście. Ale jeśli już nas złapią, to lepiej, żebyś nie wiedziała, jakimi metodami zabijają. Człowiek ląduje na stole operacyjnym. Bynajmniej nie po to, żeby mu wstrzyknąć botoks!
Tak sobie gawędząc, ruszyli w drogę, popijając Nałęczowiankę kupioną jeszcze w Warszawie.

(przepraszam za stereotypowy obraz miasta;))

11
Katowice oczami gwiazd rodzimego szoł biznesu- celebrytów o starannie zaprojektowanych twarzach w klinikach chirurgii plastycznej, gwiazd opakowanych sznytem propagowanym przez Cosmopolitan i Logo- rzeczywiście musiały wydać się nieświeże. Jednak posiada ta metropolia pewien ciężki industrialny urok. Unosi się nad nią pewne niespełnione marzenie o drugim Manchesterze. Dają o sobie znać wielkomiejskie zapędy.

Kasia i Ibisz pytali przechodniów o Spodek, ewentualnie, Stadion Śląski.

Okolice przystanku mpk.

- Śląski, proszę pana to jest w Chorzowie. Ale w sumie blisko. Niech pan wsiadzie w...

Ale Ibisz już nie słuchał, podbiegły do niego dwie roześmiane dziewczyny- seksowniejsza miała na ramieniu fioletową ekologiczną torbę. Tego samego koloru, sytuację mijał autobus, z reklamą najnowszej zmodyfikowanej genetycznie jogobbelli, którą jakiś naukowiec zrobił z Człowieka Jagody.

- Hi, hi, ale pan nabrał masy. Mamy tu pana książkę. Może maźnie pan jakiś autografik?
- Jasne. Dla kogo? Ej! a ja Cię chyba skądś znam, czekaj, kurwa!

Ibisz zdążył tylko wepchnąć Kasie do- akurat- zamykającego drzwi niskopodłogowca.

Rozpoznał twarz jednej z dziewczyn. Pseudonim Lili Crane, stała bywalczyni klubu Chłodna 25. Ex menedżer zespołu Myslovitz. Kochanka Artura Rojka.

- Wiesz co Bernadetta ma w torebce? Wielkie seledynowe dildo! Ale nie tylko- zaśmiała się i dała klapsa Ibiszowi w botox.
- Idziemy!- zakomenderowała.

Szli razem ale Ibisz jakby nie szedł, jakby tylko ćwiczył kroki, snuł się jak jakaś niedorozwinięta ciamciaramcia.

- Widziałam Lady Pyzę!- powiedziała odpalając czarnego slima. - Niestety zrobiliscie chujowy risercz. Jej lovely Marcin w Warszawie bawi. U nas jest tylko eksterminacja. Głupi trochę ruch z waszej strony.

Ibisz poczuł silne mdłości.
Obrazek

12
Tymczasem Kasia, z nosem przyklejonym do drzwi autobusu, popychana przez pasażerów, patrzyła na oddalające się i malejące sylwetki Krzysia i dziewczyn. Pośpiesznie nałożyła na głowę kaptur. Krzysiu mówił coś o tym, że to ze względów bezpieczeństwa. Nie posłuchała go od razu. Twierdziła, że jej loki oklapną. Dopiero teraz zrozumiała, jak można być samotnym i zagubionym w tłumie ludzi. Jak można się bać.
Nie wiedziała, dokąd powinna pojechać, dlatego wysiadła na najbliższym przystanku. Kręciła się bez celu po chodniku, patrząc na chyboczące się szyldy i sople zwisające z dachów. Przechodnie szli głównie w jednym kierunku, taszcząc torby, walizki i plecaki.
Jakiś dzieciak klepnął ją po plecach.
- Raz... Dwa... Trzy... Skisłaś!
Uśmiechnął się szyderczo i pobiegł w długą.
Co się tu właściwie działo?
Nagle poczuła silną dłoń zaciskającą się na jej ustach oraz ramię obejmujące jej talię. Wciągnięto ją na klatkę schodową, w szyję ukłuto igłą...
***

Obudziła się w sali o niebieskich ścianach. Siedziała na zydelku, a przed oczami miała mroczki.
- Mam mroczki przed oczami... – powiedziała słabo.
- Chyba tylko jednego.
Pochylił się nad nią jakiś mężczyzna.
- Marcin! – zawołała Kasia z nadzieją. Nie był to jednak jej Marcinek, ale jeden z tych bliźniaków, z którym czasem całuje się na planie filmowym.
- Powiedz mi, co się dzieje, gdzie ja jestem? Gdzie twój brat? Ciebie też porwali?
- Nie. To ja porwałem ciebie...
Kasia nic z tego nie zrozumiała.
- Ach, jakaś ty głupiutka. Nigdy nie miałem brata. Pochodzę z biednej rodziny. W „M jak miłość” gram na dwa etaty, żeby mieć z czego żyć. Wiesz... Wy wszyscy robicie karierę. Gracie w wielu filmach, zostajecie prowadzącymi programów rozrywkowych, tańczycie w „Tańcu z Gwiazdami”...
- Ale ty chyba też tańczyłeś...
- Cicho, kiedy mówię. Co mamy zrobić my, biedniejsi i mniej zdolni celebryci? Ano właśnie... Przykro mi Kasiu, bo jesteś naprawdę sympatyczną osóbką. Ale ja bardziej zasłużyłem na sławę, niż ty.

13
Ciepły blask stuwatowej żarówki otulał największy z trzech pokoi komunalnego mieszkania.
- Sezon grzewczy w pełni- mruknął pod nosem Gustaw podciągając spocony siatkowy bezrękawnik.
- Irena kanapkę mi zrób... Irena!... No gdzież to durne babsko polazło, drugi dzień bez kolacji.
Wieczór mijał spokojnie, wolny dzień Gustaw spędzał jak zwykle, maczając parówkę w chrzanie. Przysypiając co chwilę, czerpał z uroków niezobowiązującego tele-relaksu.

- Katarzyna Seniuk dzień dobry Państwu zapraszam na specjalny raport Wiadomości- zabrzmiał stonowany głos prowadzącej. – W związku z coraz liczniejszymi atakami antycelebrystycznej grupy „ Aborcja Terapeutyczna” prezes Telewizji Polskiej, Włodzimierz Ławniczak zaniechał emisji wszystkich programów rozrywkowych oraz seriali obyczajowych.
-Krok ten ma na celu uspokojenie ekstremistów, oraz zapewnienie bezpieczeństwa celebrytom publicznej Telewizji. - powiedział prezes na zwołanej dziś rano konferencji prasowej.
Gustaw nie przejmując się nazbyt serwowanymi rewelacjami, kolejny raz znużył parówkę w słoiku.
-…mimo że komercyjne stacje nadal emitują swoje najpopularniejsze produkcje, z powodu braku celebrytów do programów zapraszane są inne osoby sektora publicznego.
Urokliwe popiersie blond prowadzącej zastąpił materiał filmowy.
- Mimo, że zdjęcia do czołowego show telewizji Polsat odbyły się bez opóźnień, atmosfera na planie "Jak Oni Śpiewają" nie była dziś tak gorąca jak zwykle. – oznajmił męski przeponowy głos uzupełniający reportaż. – A teraz skrót fenomenalnego występu prof. Władysława Bartoszewskiego, który wykonał piosenkę z własnego repertuaru „ Goń ze stołka dyplomatołka.”…
- Gdzież ta durna baba – mruczał pod nosem Gustaw – W dupie się po przewracało od tych kolorowych gazet.
- … bojówki uzbrojonych gospodyń domowych ostro sprzeciwiają się prześladowaniu gwiazd showbiznesu. Nieoficjalnie mówi się o powstaniu kontrgrupy o nazwie „ trzeci stopień cellulitu” na czele której stoi niejaka Irena Ś…
"-Jak się dowiemy ile on ma lat ?
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"

14
W pierwszej chwili zapanowała śmiertelna cisza. A już w następnej rozpoczął się hałas.
Zaczęło się od tej niskiej okularnicy w czapeczce w kratę i żakieciku podobnym do mundurka szkolnego. To ona pierwsza szepnęła: „O żesz kurwa!”. Zaraz po niej wszystkie panienki na sali piszczały, a mężczyźni, niczym bohaterowie, kładli je na ziemię i osłaniali własnymi ciałami. Ci, którzy nie mieli w sąsiedztwie pięknych pań, które mogliby uratować, wywrócili krzesła i rzucali zza nich ukradkowe spojrzenia.
Generał skamieniał. Na szczęście jego świetnie wyszkoleni ochroniarze równocześnie wyjęli giwery, wymierzyli w rudego i krzyknęli chórem:
- Rzuć broń, gówniarzu!
Ten, niezrażony ich zachowaniem, podniósł strzelbę dziadka do oka i nacisnął spust. Usłyszał tylko lekkie pyknięcie.
- O kuźwa, miałem tylko jeden nabój.
Ochroniarze momentalnie dopadli go, wyrwali z rąk strzelbę i wyprowadzili z sali, podtrzymując go na ramionach. Generał jeszcze przez chwilę się wahał, po czym spojrzał na przerażony tłum.
- Eee... Nie lękajcie się, ludzie, choć cuda w tej budzie. Nie mówcie nikomu i idźcie do domu.
Pośpiesznie opuścił salę.
Marek, pchnięty gwałtownie do przodu, wylądował twarzą w górce cukru pudru. Ochroniarze usadzili go na krześle, nałożyli kajdanki na ręce wykręcone do tyłu i zaświecili lampą w oczy. Generał zapalił Viceroy’a i zbliżył twarz do twarzy jeńca.
- Jak masz na imię, drogie dziecko?
- Ma... Marek.
Mężczyzna dmuchnął w niego dymem papierosowym.
- Marek. Dla kogo pracujesz? Skąd wiesz o naszym tajnym zebraniu? Co miałeś na myśli, mówiąc „Where is this shit?” i dlaczego do jasnej cholery wciąż się oblizujesz?
- Cukier... jest słodki.
Generał wyprostował się i obszedł biurko naokoło.
- Bezczelny jest.
Wtem drzwi się otworzyły i wpadł wyraźnie ucieszony Koksu.
- Dzwonili z centrali! – oznajmił. – W Katowicach zdjęli Ibisza. Poddali torturom w burdelu i wszystko wyśpiewał. Wsadził Kasię Cichopek do autobusu linii 114 i tyle ją widzieli.
- Nie złapali jej?
- Wysłali po nią Wielkiego Brata Mroczka. I on... też zniknął.
Generał w zamyśleniu zaciągnął się dymem.

15
Tymczasem w pobliskim lesie spóźniona żaba z lekka pohukiwała, ranny szpak szwilił ścichapęk, a młodniak brzozowy drzemał z lekka szumiąc.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll
ODPOWIEDZ

Wróć do „Piszemy wspólne opowiadania”