(narracja mojeog bohatera). Dobrze, że mamy trzech
Kiedy policjanci wyprowadzali mnie z sali, błysk fleszy oślepiał mnie tak mocno, że drobiłem w łańcuchach z zamkniętymi oczami. Wepchnęli mnie do volkswagena i zatrzasnęli drzwi. Dziennikarze przylegli do szyby jak muchy, pstrykając ostatnie fotki, które pewnie zapełnią tabloidy w całym kraju. Adamczyk, łatwo trafił do mnie. Złapał wszystkie dowody, niczym sroki za ogony, i poprowadził sprawnie śledztwo. No cóż, Mała była piękna, sprawa nagłośniona i w końcu człowiek wypłynął, na moim grzbiecie. Dałbym wszystko, aby prawdziwy morderca siedział tutaj, zamiast mnie, ale cos w głowie powtarzało mi, że się jeszcze spotkamy.
Radiowóz ruszył, a za nim, biegiem, grupa dziennikarskich hien. Policjant siedzący obok kierowcy poinformował przez radio dyspozytorkę, że konwój ruszył, zameldował o stanie więźnia i rzucił słuchawkę na deskę rozdzielczą.
Długo myślałem, jak uciec. Tylko po co? Dać się ścigać przez cały kraj? To już lepiej zgrywać rolę męczennika. Z drugiej jednak strony, zemsta była by słodka. Tylko, pozostaje pytanie: skoro policja nie trafiła na prawdziwych zabójców, to jak ja miałbym ich zlokalizować?