Wspomnienia narkomana

1
Piszemy tekst o narkomanie-mordercy, który opowiada swoją historię policjantom i prokuraturze:



Romek siedział na twardym krześle w dziwnym, oszklonym pomieszczeniu. Widział jakichś nieznanych mu, ubranych na niebiesko ludzi, którzy świecili latarką po jego oczach. Nie miał pojęcia, jak i kiedy się tu znalazł. Wiedział, że musi sobie dać w żyłę.

2
Wiedział, że nie może.



- I co? - spytał jeden z policjantów. - Jesteś z nami? Nie odjeżdżaj. Pamiętaj co nad tobą krąży.

- Dobra - westchnął, po chwili zastanowienia.- Nie ma w końcu gorszego gówna, w jakie mógłbym się wpakować



Krew. Na ścianach. Na podłodze. Wszędzie. Ciało zmasakrowane, pozbawione twarzy. Śmiech. Opętańczy śmień, echem odbijający się po ścianach.

- I czego, kurwa, się śmiejesz? - spytał Romek, patrząc na swojego brata. - Wystarczyłaby mała nauczka, a nie....

- Trzymaj - rzucił w odpowiedzi strzykawkę pod nogi Romka.
wyje za mną ciemny, wielki czas

3
Widok tego małego, kłującego przedmiotu sprawił, że dusza Romka wypełniła się podnieceniem. Przeciętnemu człowiekowi strzykawka kojarzyła się z bólem. Jednak dla Romana była ona ukochanym talizmanem, który przenosił go w inny, lepszy świat za którym bardzo tęsknił.

Inni powtarzali mu, że marnował życie. On jednak myślał inaczej. Dlaczego miał żyć tak jak oni? Ludzie z reguły prowadzili szare życie. Codziennie chodzili do pracy. Potem wracali, jedli obiad i po kryjomu przed znajomymi udawali się do psychoanalityków, którzy leczyli ich z depresji. On natomiast każdego dnia doświadczał boskiej obecności, zatapiając się w morzu niekończącej się rozkoszy. Dlatego kochał narkotyki.

Bez wahania wziął strzykawkę do ręki, zadając sobie ból, który miał przenieść go do niebios.

4
Jednak stało się inaczej niż oczekiwał. Zamiast przyjemności i błogiego spokoju czuł ból. Nagle obok niego pojawił się jego zmarły ojciec. Był cały we krwi, a ze zmiażdżonej głowy powoli wypływał mózg.

- Nie, odejdź, nie zbliżaj się!!! - wrzasnął Romek, gwałtownie odsuwając się od umarlaka. - To nie moja wina, że umarłeś. Po co próbowałeś mnie zatrzymać w domu?

Zombi nic sobie nie robił z jego błagań i nadal się zbliżał. Przerażony chłopak odwrócił się w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stał jego brat.

5
Na miejscu jego brata pojawił się wąż strażacki. Roman rzucił się w jego stronę, mocno złapał i powiedział: ,,Płyń strumieniu, płyyyyń!". Woda trysnęła w stronę Ojca - Zombie i powaliła go na ziemię. Nagle cios w twarz, Romek upadł.
-Kuuuuurwa!!! Do reszty cię posmaliło?! Masz teraz zamiar onanizować się przy mnie? Ogarnij się musimy posprzątać ten syf - odrzekł już trzeźwo bez cienia uśmiechu na twarzy brat Romka.

6
Gdy do Romka dotarło, że wszystko, co działo się w ciągu tych ostatnich kilku sekund było tylko obrazami podsuwanymi mu przez wybujałą wyobraźnię opiatów, zaczął powtarzać sobie, że już nie odpłynie. Był wycieńczony tym ciągiem. Już dawno przekroczył krytyczną granicę. Teraz kurczowo próbował pochwycić umykającą mu sprzed palców rzeczywistość, ale jak to bywa z ćpunami, w ogóle mu to nie wychodziło.
- Już? - brat chwycił go za ramię. - W porządku?
- Możemy kontynuować? - spytał policjant.
Romek kiwnął głową, ale nic nie powiedział. Czuł się bardzo, bardzo źle. Wręcz chujowo.
- Gdzie byłeś tego i tego?
Oczywiście policjant pytał o konkretną datę, ale liczby ginęły w umyśle Romka, zanim się w nim jeszcze pojawiły.
- Nie wiem - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- W ten sposób niczego nie osiągniemy - warknął policjant i wyszedł.
Brat również rozpłynął się w powietrzu, jak i zresztą cały pokój. Powróciło pierwsze gorzkie wspomnienie. Wystarczająco krwawe, żeby chłopak w jednej chwili wytrzeźwiał.

7
Dopiero teraz spostrzegł, że policjant podlewa kwiaty, zupełnie jak ten gość, którego stuknął i pomyślał jeszcze, że tamten tak zabawnie harczał..Na kajdankach usiadła mucha, coś majstrowała chwile swoimi łapkami, poczym odleciawszy na biurko mocowała się z okruszkiem chipsa.Jakże Romek zazdrościł jej teraz tego owadziego zycia..Mógłby zwyczajnie odlecieć przez uchylone okno i brzęczeć o wolności.
-No jak,zaczniesz mówić?-spytał policjant
-Ja, ja muszę pogadać z moim dilerem
-Z dilerem nagadasz się w pierdlu smarkaczu! Będziecie razem kiblować aż miło-wrzasnął gliniarz.
Do pokoju weszła policjantka, niosąc tryumfalnie swój obfity biust i kubek z kawą. Romek zapłakał :)
bruno

8
Policjantka, choć ponętna i niezwykle atrakcyjna, nie była tak łagodna, jak mu się wydawało. Trzasnęła kubkiem pełnym kawy o stół tak mocno, że ten niemal się roztrzaskał, a część gorącego napoju wylądowała na spodniach Romka. Mężczyzna wrzasnął i poderwał się z krzesła, jednak natychmiast spoczął na nim z powrotem, widząc twardą minę policjantki. Kobieta oparła ręce o stół i pochyliła się do przodu, eksponując rowek między swoimi obfitymi piersiami.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

9
Dziwny wyraz na twarzy Romka mógł ujawniać wiele emocji. Szerokie spektrum uczuć przemknęło niczym rzymski rydwan po nieregularnym kształcie twarzy mężczyzny. Najpierw lekkie, drżące zmarszczki pojawiły się na czole, przeszły szybko przez nasadę nosa, zahaczyły o podkrążone oczy i wywaliły się z impetem na kącikach ust tworząc wykrzywiony, komiczny uśmiech. Grymas ten mógłby uchodzić za piękny okaz szyderczej kpiny mimicznej, gdyby nie powoli kumulująca się w prawej części ust ślina, która malowniczo poczęła kapać na ubranie. Niefortunnie ów płyn jamy gębowej, zdemaskował był tym samym kiełkującą w umyśle przesłuchiwanego pierwotną, wzmożoną chęć nagłej kopulacji. Tak, biologia święci triumfy - sztuczna, biurokratyczna i ubrana w garniturek cywilizacja usuwa się na bok, gdy do gry zaczynają wchodzić odwieczne popędy, diabelska i jakże ludzka fizjologia bierze górę. Znika wstyd, granice upadają - działaj, działaj matko naturo!

10
Policjantka odsunęła się z niechęcią. Ślina z kącika ust Romka wylądowała z cichym chlapnięciem na podłodze. Chłopak w nieświadomym widzie wyciągnął ręce w stronę znikającego z jego pola widzenia biustu.
- Łapy przy sobie - warknął policjant - marna kreaturo. Gadaj albo ugotuję Ci jaja!!!
Szarpnął ramieniem Romka. Chłopak spojrzał na niego jak przez mgłę.

11
- Pieprz się! - wycedził mu prosto w twarz. - Niczego nie powiem!
Policjant uśmiechnął się tylko. Jednak w jego oczach było coś niepokojącego - coś, co sprawiło, że Romek poczuł chłód na plecach.
- W takim razie...
- Nie pozostawiasz nam wyboru - dokończył za niego facet w białym fartuchu, który wszedł właśnie do pokoju.
- Pozwól, że ci przedstawię, doktor Peter Halls.
Niziutki, wychudziały facecik zgiął się w pół jak marionetka. To musiał być jego teatralny ukłon...

Myśli Romka powędrowały w kierunku skórzanej walizeczki, którą doktor Halls zaciskał w dłoni. Co u licha w niej było?

Już wkrótce miał się przekonać...
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

12
Doktorek położył walizkę na stole i powoli acz zdecydowanie odpiął stalowe zamki. Podniósł wieko tak jakby od niechcenia a następnie odwrócił walizkę tak, aby zatrzymany mógł zobaczyć jej zawartość.

"Jezu nazarejski" - przemknęło przez myśl Romkowi na widok tego co zobaczył.

Koks w torebeczkach, Kwas i Heroina w gotowych do użytku, jednorazowych strzykaweczkach poukładana równiutko jak w szkolnym piórniku. Romek patrzył na zawartość teczki jak patrzy się na skrzynię ze skarbem. Ręce zaczęły mu drżeć. "Nie to tylko majaki, majaki" - powiedział w myślach do siebie. Nie dokończył jednak swojego wywodu kiedy odezwał się doktorek:

- Dostaniesz, jak powiesz.
Hej!

13
Minęło parę dłuższych chwil.

- To bez sensu - odezwał się zniecierpliwiony policjant. - Spójrz na niego. Pieprzony narkoman! Najniższa forma życia! Chcesz trochę? To masz!

Niebieski chwycił torebkę z białym proszkiem, i wsypał całą zawartość do ust Romka. Więzień wcale nie protestował. Przyjął podarunek z ochotą.

- Żryj, skurwielu! Jakże piękne będą twoje sny. Może zobaczysz w nich własną matkę, którą zarżnąłeś!
- Wystarczy, Norman - doktor położył dłoń na ramieniu policjanta, i mocno zacisnął. - Spróbujmy innej metody. Odsuń się.

Policjant zrobił jak mu kazano. W międzyczasie, doktor oddał się własnym myślom.

Rozkosz. Czuł napływającą rozkosz. Dokładnie tak jak za pierwszym razem, gdy testował działanie prądu na ludzkim ciele. Ciekawe ile wytrzyma ten ćpun? Jakie powinien ustawić natężenie, 250 V? Nie to zbyt dużo. Powinien zacząć spokojnie, nie chce przecież go zabić. Zaczniemy od setki.

- Romualdzie, słyszysz mnie? Rom... Ocuć go do cholery!
Niebieski, z zadowoleniem na twarzy, wymierzył chłopakowi siarczysty policzek.
- Nie śpij! Doktor chce z tobą porozmawiać.

Powoli rozchylił ołowiane powieki...
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...

14
Pokój przesłuchań zmienił się teraz nie do poznania. Zamiast nudnej kanciapy chlapniętej od niechcenia groszkową farbą, Romek ujrzał nieduży salonik w babcinym stylu. Różowo-białe, pożółkłe tapety w kwiecisty, barokowy deseń, bardzo modny w polskich domach za komuny. Krzesła zmieniły się w musztardowo-żółte fotele nakryte dzierganymi na szydełku narzutami. Obleśne co prawda, ale za to wygodne, dokładnie takie, jakie miała w domu jego babcia.

Romek uśmiechnął się do siebie w myśli.

Tymczasem doktorek poprzypinał do Romka elektrody i z dziecinną fascynacją począł rozsmakowywać się w swoim kunszcie.
100V - Więzień praktycznie nie zareagował. Zryty przez lata ćpania mózg nie był w stanie zarejestrować krótkiego porażenia prądem.

- Romeczku! - Przywitała go wchodząc do pokoju babcia. Niska, pomarszczona, pulchna kobiecina z wielkimi jak melony, zasuszonymi cycami. - jak ty wyglądasz wnusiu - dodała bardzo przejęta.
- Zajebiście - odpowiedział trochę do niej a trochę do siebie - Ostatnia jazda w życiu i będę słuchał teraz babcinego ględzenia.
- Jak ty się do mnie odzywasz? - obrzuciła go. - Twoja matka w grobie się przewraca!
- Lepiej powiedziałabyś kto ją kropnął!
- Józek spod piątki - odpowiedziała wzruszając ramionami tak jakby nie było to teraz istotne - jak ty się zeszmaciłeś, dziecko. A taki był z ciebie mądry chłopczyk...

150V sprawiło, że babcia zniknęła razem z osobliwą dekoracją pokoju przesłuchań. Mózgownica Romka rejestrowała porażenie prądem jak tylko sama chciała.
Hej!

15
Romek stracił przytomność.
Kiedy się obudził, nagle zrozumiał beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazł. Ale nie chciał się poddawać, gdyż właśnie tego nauczyła go ulica. Wiedział, że musi rozpocząć grę na czas.
- Potrzebuję jeszcze paru minut, żeby zebrać myśli - powiedział do oficera śledczego.
- W porządku. Możesz się namyślić - odrzekł śledczy, po czym rozprostował plecy o oparcie krzesła.
Po kwadransie głuchej ciszy Romek miał już przygotowaną linię obrony. Stwierdził, że zabił, bo kolega groził mu śmiercią, gdyby tego nie zrobił, a poza tym przekupił go porcją heroiny. Podał nazwisko.
- Więc twierdzisz, że to Marianek wydał ci takie polecenie? - zapytał policjant.
- To nie było polecenie, lecz groźba.
- Dlaczego, do kurwy nędzy, nie poszedłeś z tym na policję? Masz współudział. I tak za to bekniesz, ale może załatwię ci piętnaście lat mniej. Wiesz ile to piętnaście lat? Będziesz siedział na ochronce, gdzie nikt nie zajrzy ci w tyłek. Załatwimy ci odwyk, żebyś nie cierpiał. Opowiadaj ze szczegółami. Chcę wiedzieć wszystko. Co powiedział ten pierdolony Marianek?
- Że mam go załatwić.
- Jak to powiedział? Mów konkretnie.
- Zabij go, bo jak nie, to ja zabiję ciebie.
- Tak właśnie powiedział? - policjant zaczął się wydzierać.
- Tak.
- Gdzie to powiedział?
- Na ulicy.
- Na jakiej ulicy?
- Na Słowackiego.
- Kłamiesz. Marianek nie kręci się po Słowackiego!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Piszemy wspólne opowiadania”