Człowiek skryty w ciemnościach

1
W lesie unosiła się trupia mgła. Wydarzenia zeszłej nocy spowiły tutejszą krainę nastrojem zgrozy i przygnębienia. Fakt, iż kupcy rejon ten od wielu lat omijali szerokim łukiem wcale nie dziwił. Otępienie umysłowe tutejszej ludności, lasy zamieszkiwane przez arkany, bądź wilkołaki wskazywały, iż powodów do dziwoty nie brakowało.
wyje za mną ciemny, wielki czas

2
Najbardziej tajemniczy był tu strach. Nie wiązał się on jednak z potworami: wilkołaka dało się ubić z kuszy posrebrzanym bełtem, arkany zaś - zwabić w zasadzkę i unieszkodliwić podobnym sposobem. Ale strach pozostawał... Był ulotny, a zarazem niemalże namacalny. Towarzyszył każdej przeprawie przez las. Każdemu krokowi, każdemu oddechowi, każdej myśli – nieustępliwy, wszechobecny, wręcz irracjonalny. A co więcej – wydawał się tropić i prześladować podróżnych jeszcze długo po opuszczeniu mrocznej puszczy.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem

3
To właśnie pozwalało mu odpocząć. Ten tajemniczy i prawie namacalny strach stał się jego schronieniem przed tym, czego obawiał się najbardziej. W miejscu, które wszyscy omijali, on znajdował spokój i wytchnienie. Otulony w ciemność, przesyconą zapachem strachu, mógł pozostawać bez ruchu przez całe godziny obserwując głupców, którzy postanowili przeprawić się przez ten ciemny las. Las, który należał tylko do niego.
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

4
Las, którego omijały wojny i epidemie. Lecz nie ominął go pewien człowiek. Człowiek, od którego wszystko się zaczęło.



- Kolejny tępy popapraniec - powiedział półszeptem Władca Lasu w kierunku nadchodzącego człeka. O dziwo, nie był on wyposażony w żadną broń. Na jego twarzy nie było widać choćby małego przebłysku strachu, aczkolwiek z każdą sekundą przyspieszał kroku. W końcu zatrzymał się. Kucnął.
wyje za mną ciemny, wielki czas

5
Energicznymi ruchami zaczął odgarniać liście. Grzebał w ziemi najwyraźniej czegoś szukając. Zagłębiał się coraz dalej w glebę, lecz bez żadnego rezultatu. Te chwilowe niepowodzenia w poszukiwaniach, nie zniechęcały go jednak i wciąż się trudził aby w końcu znaleźć to czego szukał. Władca Lasu z zaciekawieniem przyglądał się temu intrygującemu osobnikowi.

6
Był inny. Niepodobny do tutejszej hołoty. Jego spojrzenie było pełne determinacji i pewności siebie. Przyjemny strach emanujący od wszystkich, którzy do tej pory odważyli się wejść do lasu, teraz nie był wyczuwalny. Wędrowiec zachowywał się raczej jak zwierze nieświadome zagrożenia, w jakim się znalazło. Nieświadomy czy aż tak głupi? Zastanawiał się Władca Lasu.

Wędrowiec ani na chwilę nie przestawał szukać. Ciągle rozgarniając liście w wokół siebie, podnosił na krótko głowę i rozglądał się, jakby sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Niemal kwadratowa twarz z wydatnym nosem i wąskimi ustami pozostawała bez wyrazu. Małe, ale silne dłonie o krótkich palcach przeszukiwały, centymetr po centymetrze, ziemię ukrytą pod liśćmi.
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

7
Zaintrygowany Władca Lasu podszedł bliżej. Ujrzał jak krew zaczęła powoli sączyć się z krótkich palców przybysza, lecz on grzebał dalej jakby tego nie zauważył. Powoli zaczynał się nim nudzić, lecz nagle wędrowiec wstał i energicznym ruchem schował coś do kieszeni. Bynajmniej znalazł to czego szukał. Instynktownie rozejrzał się i ruszył dalej w głąb lasu. Władca Lasu miał wrażenie, że przybysz wie, że jest obserwowany. Nie mylił się.

8
Jego palce ociekały krwią mieszającą się z resztkami ziemi ciągle je oblepiającej.

- Jeszcze tylko trzy – wycedził przez zęby wędrowiec. Włożył rękę do kieszeni i upewnił się, że ma go przy sobie. Wchodząc coraz głębiej w las, zszedł z wydeptanej ścieżki i pogrążył się w plątaninie leśnej roślinności. Raz po raz, giętkie gałązki porastające niższe partie drzew i wysokich krzewów smagały jego kwadratową twarz. Nie dbał o to. Teraz najważniejszym było dotrzeć do pozostałych trzech. Widział, że ma na to jeszcze tylko kilka godzin. Może trzy, cztery, ale nie więcej. Już teraz było tu dość ciemno. Rozłożyste gałęzie wysokich drzew bezlitośnie strzegły dostępu do leśnego runa pochłaniając sporą cześć światła dnia. Ciemność jest twoim sprzymierzeńcem, a światło moim. Wiem, że na mnie patrzysz łachudro. Mam to gdzieś.

- Słyszysz?! Mam cie gdzieś, Władco!
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

9
- A ja, głupcze, mam ciebie na końcu ostrza - znikąd wyłonił się Pan Lasu, odziany, jak zwykł się ubierać, w brązową skórznie, przykrytą długim, ciemnym płaszczem.- Jak myślisz, co jest dla mnie cenniejsze ? Ty, czy twe skarby ?

- Suczy synu, pytał mnie będziesz, wystawiał na próbę ?

- Waż na swe słowa, człowieku - palcem wskazał grotę, spod której ziała wilgoć i smród zgniłych zwłok.

- Czymże jest ta nora, domem mrocznego widma ? Postrachu ludzi ? A może... - zawahał się. Spojrzał w niebieskie oczy i na ostrze, które wyraźnie pragnęło pozbyć się kolejnego motłocha.
wyje za mną ciemny, wielki czas

10
I właśnie wtedy zalała go fala strachu. Las wyczuł jego wahanie na widok ostrza, niepokój maskowany gniewem, poczucie zagrożenia. Negatywne emocje kryły się w wędrowcu od samego początku, odkąd zagłębił się w puszczę, ale dopiero teraz, w spotkaniu z Panem Lasu, jęły się ukazywać. Las przyciągał je do siebie. I budził je, wyodrębniał i nakierowywał, potęgował aż po nieskończoność – tak, że nikt nie był w stanie się im oprzeć. Nikt.

Niepokój. Lęk. Zgroza. Przerażenie. Uczucia towarzyszące człowiekowi od zarania dziejów, które, odpowiednio wykorzystane, stają się włóczniami przeszywającymi ciało.

Wędrowiec, sparaliżowany nimi niczym dziecko, osunął się na kolana. Padł na ziemię i skulił się, drżąc i szepcząc modlitwy. W jego wybałuszonych oczach szalało bezgraniczne przerażenie, twarz wyrażała panikę. Szczękał zębami, rozbieganym wzrok omiatał okolicę, jakby w poszukiwaniu źródła zagrożenia. Chciał krzyczeć, zerwać się, uciec. Chciał – ale nie mógł, blokowany przez własne przerażenie, skuwające go niczym lodowy kokon.

Mężczyzna w czarnym płaszczu spoglądał na tę scenę beznamiętnie. Milczał. Wiedział bowiem, że wędrowiec już należy do Lasu.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem

11
Lasu, który nie drzemał. Żadne słow, żaden dźwięk nie mógł umknąć uwadze czujnym Pasterzom Puszczy. Zerwał się wiatr.
wyje za mną ciemny, wielki czas

12
Przyjemny zapach strachu emanujący od wędrowca napełnił nozdrza Pana Lasu. Klęczący wędrowiec ciągle drżał i przyciskając głowę do ziemi bełkotał jakieś słowa. Przesiąknięty zapachem zgnilizny i strachu wiatr, przyniósł coś jeszcze. Słowa. Niewyraźne i jakby obce, jednak wdarły się w umysł Władcy i utkwiły tam niczym garść małych sztyletów w kawałku mięsiwa. Znów to poczuł - niepokój. Patrzył na nędzną sylwetkę tego śmiertelnika i nie mógł zrozumieć, co go powstrzymuje przed wypatroszeniem tego głupca. Sztylety. Kolejny powiew wiatru. Znów poczuł ich ostrza w głowie. Cofną się. Wydawało mu się, że każdy otaczający go liść bezlitośnie powtarza niezrozumiałe mu słowa.



Wędrowiec nie zaprzestawał swych tajemniczych modłów. Ciągle czuł otaczający go lodowy kokon strachu.
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

13
Znów poczuł sztylety, lecz tym razem o wiele silniejsze. Nie potrafił zrozumieć co się dzieje. Precz! Usłyszał to bardzo wyraźnie w swojej głowie i aż go zachwiało. Wędrowiec modlił się dalej, lecz tym razem Pan Lasu rozumiał każde wypowiedziane słowo. Wzbudziło to w nim niepokój, lecz już postanowił co ma zrobić. Przyłożył ostrze do szyi tej nędznej osoby. Las się uspokoił. Nie było słychać najmniejszego szmeru. Zostaw go! Tym razem upadł.

14
Kolana ugięły się pod nim i Pan Lasu klęczał teraz obok wędrowca. Bezradny jak niemowlę. Zasłaniał uszy drżącymi dłońmi w nadziei, że to uchroni go przed bólem.

- Kim jesteś wędrowcze? – wycedził przez zęby Władca.

Tajemniczy przybysz nie odpowiadał. Wydawało się, że go nie słucha. Pogrążony we własnych słowach, bezustannie powtarzanych, ściskał w dłoniach jakiś przedmiot. Władca nie mógł zrozumieć co to takiego. Trudno mu było skupić myśli.
Jak mam ręką dotknąć życia, skoro drugą dotykam wieczności?

15
- Kim jesteś wędrowcze? - powtórzył drżącym głosem.

I tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Wstał z ogromny mętlikiem w głowie, bez sił na podróż. Wiedział jednak, że powinien odejść. Odwrócił się i zmusił się do marszu sądząc, że ucieknie przed nieznanym. Lecz nie było to łatwe, ponieważ miał ogromny problem z utrzymaniem równowagi. Spojrzał ostatni raz na wędrowca, który nie zmieniał swojej pozycji i na ów przedmiot, który dzierżył w swoich rękach, a który tak intrygował Pana Lasu. Ruszył dalej na chwiejnych nogach. Nie odejdziesz! Krew pociekła mu z nosa, lecz nie tym zaprzątał sobie głowę. Jestem uwięziony – pomyślał i upadł.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Piszemy wspólne opowiadania”