Dom nad bagniskiem.

1
dramat - telenowela, tym razem polska.


Katarzyna odemknęła skrzypiące okiennice, wyjrzała na zewnątrz, wokół rozciągał się bagienny krajobraz, kałuże, skarlałe drzewa, bure niebo, generalnie było obrzydliwie. Ale dwudziestosiedmioletnia mieszkanka starej rudery w okropnej okolicy ceniła sobie niezwykle ciszę i spokój. Należała do dziwnego grona ludzi, nazywających samych siebie: Cechem pisarzy. Tak po prawdzie rzec trzeba, że była to okropna zbieranina. hałastra bez łądu i składu, pisząca byle jakie wierszyki, opowiadania, czy co im się w tych łepetynach lęgło. No więc Katarzyna, zwana też Kasiulą przeprowadziła się do owianej tajemnicą okolicy i rozpadającej się rudery, aby napisać dzieło. Dzieło życia, jak mówiła gdy pytano.
- Och Kasiulo! - zawołała posługaczka, przygłupia Helena, która lubiła coś robić i nic za to nei dostawać.
- Czego?! - Warknęła literatka, bazgrząc coś na kawałku papieru toaletowego.
- Obiod! - zaśmiała się Helena.
Wtem wszczął się krzyk, gwałt i harmider gdzieś sprzed domu. Coś wydarzyło się na drodze prowadzącej do domu nad bagniskiem...
LITTERA DOCET.

2
Coś zajęczało rykiem rannego konia, rozgruchotało głośnym trzaskiem kilku łamanych kości i kilku drewnianych szczebli. Następnie huk wozu uderzającego w ziemię na zmianę podwoziem i częścią z siedziskiem dla woźnicy, dodatkowo odbijającym się od przydrożnych drzew. Bite szkło, rozsypywane bagaże. Nagle wszystko ustaje poza wyciem rannego konia. Głośne splunięcie, kilka bluzgów ochrypłym głosem świst kuszy, głośne wzdechnięcie rumaka kończy jego bolesną agonię. I teraz słychać tylko siarczyste przekleństwa i zbliżające się kroki.
Gospodyni spokojnym krokiem podchodzi do drzwi wejściowych odsłuchuje kroki i gwałtownie otwiera drzwi wraz za którymi jedną nogą do przodu i w kolejności twarz plecy twarz dupa wlatuje niewysoka dziwacznie ubrana starowinka.
-Kasiula- ochryple woła babka nie wstając z podłogi- wiedziałaś, że przyjadę? -Splunięcie i wstając komplet przekleństw na obolałą od upadku tyłek.
-Witaj babciu- zwana literatką odpowiada- nie wiedziałam dopóki nie wywróciłaś wozu w takim hałasie na zakręcie. Baabciu czy ty kiedyś wyzbędziesz się tego zamiłowania do szybkiej jazdy? I nauczysz się trzymać konie na wodzy? Zresztą mamy XXI w. kto dziś jeździ bryczkami? Nawet twoje kolezanki czarownice i wiedźmy przesiadły się z bryczek i mioteł do samochodów i na motory.

[ Dodano: Nie 01 Gru, 2013 ]
-Motocykle- charknięcie- samochody, tfu- i spluw zielonawej flegmy na podłogę.
Kasia z obrzydzeniem odrywa wzrok od spluwek babci i jak najuprzejmiej zwraca się do niej:
-Babciu zasiadałyśmy do obiadu, może usiądziesz z nami- i zapraszającym gestem wskazuje obskurny drewniany stolik w rogu izby jadalnej.
Babka obrzuca Kachę dziarskim spojrzeniem, potem z miną dezaprobaty i kręcąc głową patrzy na stolik, na gar nad ogniem ale podnosi sporej wielkości drąg z ziemi i traktując go niczym laskę udaje się do stołu.
Służebna dokrywa jeszcze jedno nakrycie i podczas gdy serwuje z gara, jak się okazuje gulasz Kacha i Babka oddają się rozmowie.
-Babciu, jaki jest cel twojej wizyty, nie ukrywam że jestem zaskoczona po tym jak zapowiedziałaś się, że nigdy nie pochwalisz mojego wyboru i odmówiłaś wszelkich wizyt na tym.. ekhm.. -tu Kasia spuszcza wzrok i jako cnotliwa młoda dziewczyna rumieni się- ..zadupiu najgorszym.
Babka cały czas świdrującym wzrokiem wpatruje się w młodą przyszłą pisarkę i dopiero po chwili wyrywa się z letargu odpowiadając na pytanie.
-Droga była długa a nie ukrywam, że przez.. tfuu- obrzydliwa flegma ląduje pod nogami służącej- samochody i motocykle również niebezpieczna. Kasiu córciu- zwraca się starając ułożyć schrypiałe struny głosowe aby brzmiały na jak najbardziej zatroskane i milusie- oczywiście dalej nie pochwalam twojego wyboru. Kto to widział, żeby wiedźma, o takich mocach i umiejętnościach trzeba zauważyć, rezygnowała z wygód i przywilejów czarowniczego życia na rzecz trudów i znojów życia na tej pustelni i ten pomysł z książką- Babka niemal odruchowo chciała spluwać z obrzydzeniem ale powstrzymała się tym razem i kontynuuje- Oczywiście cały czas miałyśmy na sabacie oko na twoje poczynania w szklanej kuli i jesteśmy pod wrażeniem, że radzisz tu sobie i że faktycznie nie korzystasz z zaklęć i arkanów sztuki. -Kasia obrusza się na takie podglądactwo i chce protestować jednak Babka nie daje sobie przerwać- Szkoda, że twoja powieść utknęła dawno w miejscu i opowiada o takich głupotach- Książka miała być romansem XXI w. dziejącym się w wielkim mieście a tło miały stanowić ukochane przez autorkę muzea sztuki- Kasiu miłość, romans to bzdury śmiertelnych ty nie jesteś do tego stworzona, a po kolejne nic nie wiesz.- Talerze przed nimi wypełniała stygnąca już mięsno warzywna breja o niezachęcającym kolorze i odrzucającym zapachu. Kasia już przywykła do takiej kuchni ale babka raz po raz łapała, windowała w powietrze i odkładała na stół swoją łyżkę. Ale nie dała po sobie poznać obrzydzenia. Kasia nie jadła z grzeczności niezaczynając posiłku przed starszą osobą.
Katarzyna faktycznie nie mogła mieć pojęcia o miłości między kobietą i mężczyzną. Nigdy nie poznała i nie rozmawiała z żadnym. Wychowywały ją babki z ciotkami. Na sabacie czarownic nie ma mężczyzn. Całą wiedzę o romansowaniu Kasia brała z książek które licznie przeczytała w młodości i na podstawie tych przesłań rodziło się w niej poczucie, że zna to odczucie doskonale. Jednak kilka tygodni temu utknęła na kolejach losu swoich bohaterów i od tamtego momentu choć wielokrotnie siadała przed notatkami i spędzała wiele godzin pustka ogarniała jej wyobraźnie.
-Katarzyno- Babcia po raz kolejny zapikowała łyżką w stronę gulaszu i po raz kolejny odłożyła ją obok talerza- Katarzyno- ochrypłe skrzeknięcie wyrwało młodą pisarkę z zadumy i skoncentrowała wzrok na małej siwej postaci w śmiesznej szacie i szpiczastym kapeluszu, siedzącej naprzeciwko niej- Kasiuu- Babka zmiękła w tonie głosu- apeluje do twojego rozsądku. Dziecko wróć na sabat, na łysą góre. ZNacznie więcej jesteś w stanie dokonać między swoimi niż ukrywając się tu przed wszystkim i wszystkimi i udając, że prowadzisz śmiertelne życie. Ciotki się niepokoją już bardzo. Wkrótce mają zostać spełnione wszystkie przysięgi i wizje z dnia poczęcia. Twoje 21sze urodziny za kilkanaście dni. Stworzenie zdecydowało dla ciebie los i czy tu czy gdziekolwiek indziej będzie się musiało to dokonoać a ty nie uciekniesz przed tym.

[Dzień poczęcia]
Wigilia najdłuższej nocy. Przełom wiosny i lata. Cały dzień był upalny. Temperatury osiągały maksymalne wskaźniki od bardzo dawna. Aż do wieczora kiedy przyszło wraz z gwałtownym wiatrem i chmurami kilkudziesięciostopniowe ochłodzenie.
Tak ten dzień sprzed dwudziestujeden lat zapamiętają śmiertelni.
Przenieśmy się na Łysą Górę gdzie tradycyjnie w ten dzień przybywają wszystkie sabaty z całego świata.
Już przed południem zaczęły zlatywać się pierwsze czarownice.
Na tradycyjnych miotłach jednak bardzo egzotycznie ubrane i przystrojone w kolorową biżuterię przyleciały wiedźmy z czarnych lądów. Nie zważyły na upały będąc do nich przyzwyczajone. Natomiast szybko zrzucały z siebie polarne futra wiedźmy z jednego i drugiego koła podbiegunowego których środkiem lokomocji były sanie zaprzeżone w pingwiny i lisy polarne. Szybko szukano cienia dla zwierząt aby nie padły od tak dalekich dla ich natury temperatur ale kilkoma zaklęciami pozamieniano je w słupy lodu i zahibernowano do czasu powrotu z imprezy.
Wiedźmy z wyspy pojawiały się osobno. Szkockie rude w kiltach z wzajemną niechęcią traktowały te z terenów rude piegowate blade w melonikach i monookularach z anglii.
Europa też zjawiała się partiami jednak wiedźmy ze starego kontynentu ochoczo i szczerze pozdrawiały delegację z pozostałych regionów. Jedynie wiedźmy z Rumunii zostawały trochę na uboczu i były raczej omijane ze względu na zaostrzone kły wybitnie bladą skórę, szkliste niemal lustrzane oczy i te skrzydełka nietoperza. Nikt nigdy nie wiedział skąd ale pojawiały się niezauważenie lądując na tych niewielkich skrzydełkach.
Północna ameryka przyleciała cała razem na wielkim dywanie i zaskoczyła wszystkich czarnoskórą wiedźmą, po raz pierwszy na sabacie.
Południowa ameryka jak zwykle hucznie manifestowała swoje przybycie wesołym piszczeniem trąbek rytmicznymi bębnami tańcem i sypaniem grudek złota w stronę witających a wiedźmy z Kolumbii dodatkowo sypały i dmuchały każdemu w nos tym swoim białym proszkiem.
Czarownice zlatywały się do wieczora. Niemalże do samej godziny rozpoczęcia tradycyjnych obchodów wigilii najdłuższej nocy.
Jako ostatnio lądowała na deskach surfingowych opalona w blond włosach ekipa z Australii i po krótkich przywitaniach wszystkie wiedźmy zajęły swoje miejsca na polanie łysej góry by zacząć część oficjalną.

Tradycjnie rozpoczęła najstarsza wiedźma obowiązkowo rezydent Łysej Góry od zawsze. Dwadzieścia jeden lat minęło a Babcia wygląda wciąż tak samo młodo jak wtedy. I to dokładnie ona zaczęła ten, jak się miało wkrótce okazać niezwykły, pełen cudów- i to nawet jak na władające czarną magią i znające arkana sztuki wiedźmy.
Babcia dziarsko wdrapała się na najwyżej wysunięty ponad zgromadzone punkt. Ruchem laski wyczarowała dodatkowe podwyższenie chrząknęła łapiąc oddech i niemal szeptem wydawałoby się rozpoczęła tradycyjne przemówienie.
-Wiedźmy całego świata- naprawdę nie wysilała głosu ale tysiące par uszu na ollbrzymiej polanie dokładnie i wyraźnie słyszało każde słowo- tradycją jest że co roku, w ten dzień, spotykamy się tu. Na szczycie Łysa Góra. Skąd czerpiemy źródło naszej wiedzy i mocy.
Gdzie zgodnie z historią czcimy dzień i miejsce w którym przekazane zostały pierwszym z nas annała i podwaliny do stworzenia czarnoksięstwa na świecie. Wtedy kilka nielicznych, dziś jest tu nas tysiące. Przez lata dumnie i skrupulatnie przekazywałyśmy swą wiedzę i rozszerzałyśmy ów obrządek rozrastając się do niebotycznych rozmiarów zasiedlając każdy zakątek kuli ziemi i dysponując jako zjednoczenie największym pokładem mocy stałyśmy się potęgą nie do doścignięcia!
-spontaniczny aplauuz po tych słowach nie chciał mieć końca, Babcia umiała porwać tłum i nadal ma tą charyzmę.
-Zanim obwieszczę początek wigilii równonocy i zawołam na tradycjną dwudniową ucztę zjednoczonego sabatu mam wam siostry proroctwo do obwieszczenia- tłum zafalował i zaszumiał szeptami. To coś niezwykłego. Dla bywalczyń wręcz zdumiewające, żeby łamano porządek i wtrącano nowość do znanej formuły. Jakie proroctwo? Szeptały głosy.
Babcia uniosła w obu dłoniach szklaną kulę która niewiadomo skąd pojawiła się u niej w rękach.
Niewielki przedmiot tylko dla zwykłego śmiertelnika stanowiłby zagadkę ale każda wiedźma wyraźnie, jak z kilku centymentrów widziała obrazy które przesuwały się po jej zewnętrzu.
[Babcia stuka laską w podłogę, który gest oznacza początek obchodów na zboczu ustawiają się zastawione stoły a gobliny z koszami kwiatów paproci rzucają się do wręczania ich przybyłym czarownicom. I ten obraz zakrywa ciemność i powierzchnia kuli zakrywa się chmurami które zaczynają pędzić jak oszalałe. Błysk i wszystko ustaje. Nie ma stołów. Nie ma imprezy wszystkie oczy są wbite w niebo i w wolno opadający jasny punkt na ciemnym niebie.
Czym dłużej spada tym bardziej widać że to nagie niemowle, o bujnych długich blond lśniących włosach. Dziewczynka opadając nogami w dół uważnie przygląda się zgromadzonym wiedźmom. Nakazuje gest dwóch palców skierowanych ku niebu i wszystkie milkną a niemowlę przemawia.
Właściwe, co niezwykłe przemawia wizja ze szklanej kuli, a te są zawsze bez dźwięku. Tym większe zaskoczenie kiedy do uszu wiedźm całego świata przemawia tkwiący w krwi którą zaprzysięgały i znany z nauk o mocy głos. Pradawny ściszony szept strumienia ziemi.
‘Zgromadzenie jest liczne. Jest silne. Jest potężne. Wszystkie wiedźmy bez zarzutu realizują misję. Nie będziemy dalej rosnąć w liczbę. Jest nas już dość. Każda posiadła olbrzymią moc. I jest to niepokonana potęga na dzisiejszych mapach świata. Jednak przyjdzie czas w którym ktoś będzie chciał sprawdzić naszą potęgę. To będzie zupełne zło. I jednocząc się choćby i w mnogiej dzisiejszej nas liczbie nie odeprzemy ataku. Posyłam jednak moc. Niezwykle potężną broń. Niesamowicie skondensowaną teraz w tym niemowlęciu. Niech rada najstarszym najmie się opieki. NIech nauczy jak każdą z was. Niech pokieruje rozwojem. Abyście nie musiały się lękać nigdy żadnego zła ofiaruję wam to dziewczę.’
Słychać jeszcze szum strumienia ale słowa już są urwane. Gdy dziecię ląduje delikatnie na kwiatach dopiero co zakwitłej paproci i cichym kwileniem przerywa konsternację.]
-Oto pokazałam wam co zobaczyłam i usłyszałam jak nigdy w szklanej kuli. Siostry sabat z okazji przedednia najdłuższej nocy uważam za rozpoczęty. -Babcia kończy i z werwą uderza laską dwa razy o podłoże.
Zrywa się wiatr temperatura spada niebo staję się ciemne i zakrywa pędzącymi szarymi chmurami..

[Powrót do izdebki w chatce na bagnach]

[ Dodano: Sob 14 Gru, 2013 ]
Helena nieporadnie zebrała puste już naczynia ze stołu. Obie panie z trudem skończyły posiłek. Dzieło kulinarne o wyjątkowo podłej urodzie zostawiło w przewodach układu pokarmowego nieprzyjemną mieszankę smaków starego mięsa i podgniłych warzyw, więc Kasiula szybko nalewała w drewniane puchary mocno alkoholowy destylat przyprawiony mieszanką występujących na bagnisku ziół. Intensywność przypraw napitki po wlaniu w gardła skutecznie pozwolił zapomnieć o przykrym doświadczeniu z gulaszem. Dodatkowo wywar, z użytych doń roślin pozwalał zachować pewność, że obejdzie się bez rewolucji w żołądku.
-Niezła rzecz- babka oblizała usta ze smakiem po wychyleniu kielicha do dna.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Piszemy wspólne opowiadania”

cron