16

Latest post of the previous page:

- Kim jesteś wędrowcze? - powtórzył drżącym głosem.

I tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Wstał z ogromny mętlikiem w głowie, bez sił na podróż. Wiedział jednak, że powinien odejść. Odwrócił się i zmusił się do marszu sądząc, że ucieknie przed nieznanym. Lecz nie było to łatwe, ponieważ miał ogromny problem z utrzymaniem równowagi. Spojrzał ostatni raz na wędrowca, który nie zmieniał swojej pozycji i na ów przedmiot, który dzierżył w swoich rękach, a który tak intrygował Pana Lasu. Ruszył dalej na chwiejnych nogach. Nie odejdziesz! Krew pociekła mu z nosa, lecz nie tym zaprzątał sobie głowę. Jestem uwięziony – pomyślał i upadł.

17
Powiał chłodny wiatr. Szmer suchych liści porywanych w mimowolny taniec zagłuszył szeptane gorączkowo przez wędrowca słowa. Po chwili nie dało się słyszeć żadnego dźwięku wydobywającego się z jego ust, mimo, że szept stawał się co raz głośniejszy. Wiatr przybierał na sile. Niewiele później wędrowiec ciągle jeszcze leżąc, starał się przekrzyczeć wichurę szalejącą dookoła. Nie czuł już strachu, który tak go sparaliżował, lecz świdrujący ból głowy sygnalizował mu skrajne przemęczenie. Nie przejmował się tym jednak. Wywrzaskiwał coraz głośniej słowa modlitwy, nieustannie zagłuszane przez wicher. W końcu pociemniało mu przed oczyma. Świat zawirował wokół niego. Ogarnęła go bezgraniczna ciemność. Z bezwładnej ręki wysunął mu się niewielki przedmiot, opalizujący lekko w leśnym półmroku.
Wędrówka jest przyjemnością samą w sobie i nie o to chodzi by dojść do z góry założonego celu. Bynajmniej.

==,==='=

//`-'

18
Władca Lasu spojrzał na niego półprzytomnym wzrokiem. Wędrowiec nie poruszał się. Leżał na ziemi z rozrzuconymi rękoma. Władca odetchnął. Czar przestał działać. W ostatniej chwili.

Podniósł z ziemi sztylet. Na chwiejących się jeszcze nogach podszedł do wędrowca. Jego wzrok ponownie przykuł tajemniczy, opalizujący przedmiot. Był to kamień. Ale skąd? Skąd wędrowiec wiedział, gdzie szukać? Dlaczego tak bardzo mu na tym zależało?

Władca uśmiechnął się drapieżnie. To już i tak nie ważne. Jest niebezpieczny. Zakończy jego żywot i zabierze mu ten niezwykły kamień...

Uniósł rękę gotową do ciosu. I w tej chwili dostrzegł coś, czego nie zauważył wcześniej. I po raz pierwszy w swoim życiu poczuł strach. A ten pierwszy raz był także ostatni.

Na czole nieznajomego wyrysowano znak. Znak, który nie miał prawa pojawić się na ziemiach Pana Lasu. Znak, który był legendą jeszcze przed pojawieniem się ludów zachodu.

Władca cofnął się z szeroko otwartymi z przerażenia oczami.

- Klątwa Thorona... - wyszeptał.

Powieki wędrowca uniosły się ukazując opalizujące, tak samo jak i kamień źrenice. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

Chwilę później Pan Lasu już nie żył. Podobnie jak i sam las. Został tylko wędrowiec podejmujący swą tułaczkę po świecie.

Dalej, ku przeznaczeniu.
Pisanie to życie a życie to zabawa

19
Gdzieś na skraju lasu otaczającego zapomnianą przez bogów i historię osadę, dwoje dzieci bawiło się beztrosko. Wesołe okrzyki niosły się hen, daleko ponad wierzchołki wiekowych drzew. Wracający po ciężkim dniu pracy drwale mogliby zobaczyć jak mały chłopiec goni za swoją nieco młodszą siostrzyczką. Mogliby zobaczyć jak mała dziewczynka potyka się o wystający korzeń i upada na kolana i łokcie. Jak zanosi się krótkim urwanym nagle płaczem. Nie widzieli tego jednak. Tego dnia wrócili niecałą godzinę wcześniej.

Lucy nie wstała od razu. Małymi rączkami zaczęła ryć w ziemi, wykopując jakiś niewielki przedmiot. Jej brat podbiegł zaciekawiony znaleziskiem, po czym kucnął obok siostry badającej niewielki opalizujący kamyk.

- Pokaż mi! - rozkazał młodszej siostrze, wyciągając w jej stronę ręce.

- Zostaw! - Lucy odsunęła się. - Ja to znalazłam.

Brat rzucił się na nią wyrywając kamyk, który rozświetlił się nagle przenikliwym blaskiem. Pod naporem atakującego, Lucy zwaliła się na ziemię. Ręce brata dosięgnęły kamienia.

Tego co wydarzyło się zaraz potem, dziewczynka nijak nie potrafiła sobie przypomnieć. Wszystkim co pamiętała było bezwładne nagle ciało braciszka i jej krzyk. Przeraźliwy krzyk, niosący się w czystym powietrzu daleko poza granice drzew.
Wędrówka jest przyjemnością samą w sobie i nie o to chodzi by dojść do z góry założonego celu. Bynajmniej.

==,==='=

//`-'

20
Dotychczasowe "wypowiedzi" zebrane całość.



W lesie unosiła się trupia mgła. Wydarzenia zeszłej nocy spowiły tutejszą krainę nastrojem zgrozy i przygnębienia. Fakt, iż kupcy rejon ten od wielu lat omijali szerokim łukiem wcale nie dziwił. Otępienie umysłowe tutejszej ludności, lasy zamieszkiwane przez arkany, bądź wilkołaki wskazywały, iż powodów do dziwoty nie brakowało.

Najbardziej tajemniczy był tu strach. Nie wiązał się on jednak z potworami: wilkołaka dało się ubić z kuszy posrebrzanym bełtem, arkany zaś - zwabić w zasadzkę i unieszkodliwić podobnym sposobem. Ale strach pozostawał... Był ulotny, a zarazem niemalże namacalny. Towarzyszył każdej przeprawie przez las. Każdemu krokowi, każdemu oddechowi, każdej myśli – nieustępliwy, wszechobecny, wręcz irracjonalny. A co więcej – wydawał się tropić i prześladować podróżnych jeszcze długo po opuszczeniu mrocznej puszczy.

To właśnie pozwalało mu odpocząć. Ten tajemniczy i prawie namacalny strach stał się jego schronieniem przed tym, czego obawiał się najbardziej. W miejscu, które wszyscy omijali, on znajdował spokój i wytchnienie. Otulony w ciemność, przesyconą zapachem strachu, mógł pozostawać bez ruchu przez całe godziny obserwując głupców, którzy postanowili przeprawić się przez ten ciemny las. Las, który należał tylko do niego.

Las, którego omijały wojny i epidemie. Lecz nie ominął go pewien człowiek. Człowiek, od którego wszystko się zaczęło.



- Kolejny tępy popapraniec - powiedział półszeptem Władca Lasu w kierunku nadchodzącego człeka. O dziwo, nie był on wyposażony w żadną broń. Na jego twarzy nie było widać choćby małego przebłysku strachu, aczkolwiek z każdą sekundą przyspieszał kroku. W końcu zatrzymał się. Kucnął.

Energicznymi ruchami zaczął odgarniać liście. Grzebał w ziemi najwyraźniej czegoś szukając. Zagłębiał się coraz dalej w glebę, lecz bez żadnego rezultatu. Te chwilowe niepowodzenia w poszukiwaniach, nie zniechęcały go jednak i wciąż się trudził aby w końcu znaleźć to czego szukał. Władca Lasu z zaciekawieniem przyglądał się temu intrygującemu osobnikowi.

Był inny. Niepodobny do tutejszej hołoty. Jego spojrzenie było pełne determinacji i pewności siebie. Przyjemny strach emanujący od wszystkich, którzy do tej pory odważyli się wejść do lasu, teraz nie był wyczuwalny. Wędrowiec zachowywał się raczej jak zwierze nieświadome zagrożenia, w jakim się znalazło. Nieświadomy czy aż tak głupi? Zastanawiał się Władca Lasu.

Wędrowiec ani na chwilę nie przestawał szukać. Ciągle rozgarniając liście w wokół siebie, podnosił na krótko głowę i rozglądał się, jakby sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Niemal kwadratowa twarz z wydatnym nosem i wąskimi ustami pozostawała bez wyrazu. Małe, ale silne dłonie o krótkich palcach przeszukiwały, centymetr po centymetrze, ziemię ukrytą pod liśćmi.

Zaintrygowany Władca Lasu podszedł bliżej. Ujrzał jak krew zaczęła powoli sączyć się z krótkich palców przybysza, lecz on grzebał dalej jakby tego nie zauważył. Powoli zaczynał się nim nudzić, lecz nagle wędrowiec wstał i energicznym ruchem schował coś do kieszeni. Bynajmniej znalazł to czego szukał. Instynktownie rozejrzał się i ruszył dalej w głąb lasu. Władca Lasu miał wrażenie, że przybysz wie, że jest obserwowany. Nie mylił się.

Jego palce ociekały krwią mieszającą się z resztkami ziemi ciągle je oblepiającej.

- Jeszcze tylko trzy – wycedził przez zęby wędrowiec. Włożył rękę do kieszeni i upewnił się, że ma go przy sobie. Wchodząc coraz głębiej w las, zszedł z wydeptanej ścieżki i pogrążył się w plątaninie leśnej roślinności. Raz po raz, giętkie gałązki porastające niższe partie drzew i wysokich krzewów smagały jego kwadratową twarz. Nie dbał o to. Teraz najważniejszym było dotrzeć do pozostałych trzech. Widział, że ma na to jeszcze tylko kilka godzin. Może trzy, cztery, ale nie więcej. Już teraz było tu dość ciemno. Rozłożyste gałęzie wysokich drzew bezlitośnie strzegły dostępu do leśnego runa pochłaniając sporą cześć światła dnia. Ciemność jest twoim sprzymierzeńcem, a światło moim. Wiem, że na mnie patrzysz łachudro. Mam to gdzieś.

- Słyszysz?! Mam cie gdzieś, Władco!

- A ja, głupcze, mam ciebie na końcu ostrza - znikąd wyłonił się Pan Lasu, odziany, jak zwykł się ubierać, w brązową skórznie, przykrytą długim, ciemnym płaszczem.- Jak myślisz, co jest dla mnie cenniejsze ? Ty, czy twe skarby ?

- Suczy synu, pytał mnie będziesz, wystawiał na próbę ?

- Waż na swe słowa, człowieku - palcem wskazał grotę, spod której ziała wilgoć i smród zgniłych zwłok.

- Czymże jest ta nora, domem mrocznego widma ? Postrachu ludzi ? A może... - zawahał się. Spojrzał w niebieskie oczy i na ostrze, które wyraźnie pragnęło pozbyć się kolejnego motłocha.

I właśnie wtedy zalała go fala strachu. Las wyczuł jego wahanie na widok ostrza, niepokój maskowany gniewem, poczucie zagrożenia. Negatywne emocje kryły się w wędrowcu od samego początku, odkąd zagłębił się w puszczę, ale dopiero teraz, w spotkaniu z Panem Lasu, jęły się ukazywać. Las przyciągał je do siebie. I budził je, wyodrębniał i nakierowywał, potęgował aż po nieskończoność – tak, że nikt nie był w stanie się im oprzeć. Nikt.

Niepokój. Lęk. Zgroza. Przerażenie. Uczucia towarzyszące człowiekowi od zarania dziejów, które, odpowiednio wykorzystane, stają się włóczniami przeszywającymi ciało.

Wędrowiec, sparaliżowany nimi niczym dziecko, osunął się na kolana. Padł na ziemię i skulił się, drżąc i szepcząc modlitwy. W jego wybałuszonych oczach szalało bezgraniczne przerażenie, twarz wyrażała panikę. Szczękał zębami, rozbieganym wzrok omiatał okolicę, jakby w poszukiwaniu źródła zagrożenia. Chciał krzyczeć, zerwać się, uciec. Chciał – ale nie mógł, blokowany przez własne przerażenie, skuwające go niczym lodowy kokon.

Mężczyzna w czarnym płaszczu spoglądał na tę scenę beznamiętnie. Milczał. Wiedział bowiem, że wędrowiec już należy do Lasu.

Lasu, który nie drzemał. Żadne słow, żaden dźwięk nie mógł umknąć uwadze czujnym Pasterzom Puszczy. Zerwał się wiatr.

Przyjemny zapach strachu emanujący od wędrowca napełnił nozdrza Pana Lasu. Klęczący wędrowiec ciągle drżał i przyciskając głowę do ziemi bełkotał jakieś słowa. Przesiąknięty zapachem zgnilizny i strachu wiatr, przyniósł coś jeszcze. Słowa. Niewyraźne i jakby obce, jednak wdarły się w umysł Władcy i utkwiły tam niczym garść małych sztyletów w kawałku mięsiwa. Znów to poczuł - niepokój. Patrzył na nędzną sylwetkę tego śmiertelnika i nie mógł zrozumieć, co go powstrzymuje przed wypatroszeniem tego głupca. Sztylety. Kolejny powiew wiatru. Znów poczuł ich ostrza w głowie. Cofną się. Wydawało mu się, że każdy otaczający go liść bezlitośnie powtarza niezrozumiałe mu słowa.



Wędrowiec nie zaprzestawał swych tajemniczych modłów. Ciągle czuł otaczający go lodowy kokon strachu.

Znów poczuł sztylety, lecz tym razem o wiele silniejsze. Nie potrafił zrozumieć co się dzieje. Precz! Usłyszał to bardzo wyraźnie w swojej głowie i aż go zachwiało. Wędrowiec modlił się dalej, lecz tym razem Pan Lasu rozumiał każde wypowiedziane słowo. Wzbudziło to w nim niepokój, lecz już postanowił co ma zrobić. Przyłożył ostrze do szyi tej nędznej osoby. Las się uspokoił. Nie było słychać najmniejszego szmeru. Zostaw go! Tym razem upadł.

Kolana ugięły się pod nim i Pan Lasu klęczał teraz obok wędrowca. Bezradny jak niemowlę. Zasłaniał uszy drżącymi dłońmi w nadziei, że to uchroni go przed bólem.

- Kim jesteś wędrowcze? – wycedził przez zęby Władca.

Tajemniczy przybysz nie odpowiadał. Wydawało się, że go nie słucha. Pogrążony we własnych słowach, bezustannie powtarzanych, ściskał w dłoniach jakiś przedmiot. Władca nie mógł zrozumieć co to takiego. Trudno mu było skupić myśli.

- Kim jesteś wędrowcze? - powtórzył drżącym głosem.

I tym razem nie otrzymał odpowiedzi. Wstał z ogromny mętlikiem w głowie, bez sił na podróż. Wiedział jednak, że powinien odejść. Odwrócił się i zmusił się do marszu sądząc, że ucieknie przed nieznanym. Lecz nie było to łatwe, ponieważ miał ogromny problem z utrzymaniem równowagi. Spojrzał ostatni raz na wędrowca, który nie zmieniał swojej pozycji i na ów przedmiot, który dzierżył w swoich rękach, a który tak intrygował Pana Lasu. Ruszył dalej na chwiejnych nogach. Nie odejdziesz! Krew pociekła mu z nosa, lecz nie tym zaprzątał sobie głowę. Jestem uwięziony – pomyślał i upadł.

Powiał chłodny wiatr. Szmer suchych liści porywanych w mimowolny taniec zagłuszył szeptane gorączkowo przez wędrowca słowa. Po chwili nie dało się słyszeć żadnego dźwięku wydobywającego się z jego ust, mimo, że szept stawał się co raz głośniejszy. Wiatr przybierał na sile. Niewiele później wędrowiec ciągle jeszcze leżąc, starał się przekrzyczeć wichurę szalejącą dookoła. Nie czuł już strachu, który tak go sparaliżował, lecz świdrujący ból głowy sygnalizował mu skrajne przemęczenie. Nie przejmował się tym jednak. Wywrzaskiwał coraz głośniej słowa modlitwy, nieustannie zagłuszane przez wicher. W końcu pociemniało mu przed oczyma. Świat zawirował wokół niego. Ogarnęła go bezgraniczna ciemność. Z bezwładnej ręki wysunął mu się niewielki przedmiot, opalizujący lekko w leśnym półmroku.

Władca Lasu spojrzał na niego półprzytomnym wzrokiem. Wędrowiec nie poruszał się. Leżał na ziemi z rozrzuconymi rękoma. Władca odetchnął. Czar przestał działać. W ostatniej chwili.

Podniósł z ziemi sztylet. Na chwiejących się jeszcze nogach podszedł do wędrowca. Jego wzrok ponownie przykuł tajemniczy, opalizujący przedmiot. Był to kamień. Ale skąd? Skąd wędrowiec wiedział, gdzie szukać? Dlaczego tak bardzo mu na tym zależało?

Władca uśmiechnął się drapieżnie. To już i tak nie ważne. Jest niebezpieczny. Zakończy jego żywot i zabierze mu ten niezwykły kamień...

Uniósł rękę gotową do ciosu. I w tej chwili dostrzegł coś, czego nie zauważył wcześniej. I po raz pierwszy w swoim życiu poczuł strach. A ten pierwszy raz był także ostatni.

Na czole nieznajomego wyrysowano znak. Znak, który nie miał prawa pojawić się na ziemiach Pana Lasu. Znak, który był legendą jeszcze przed pojawieniem się ludów zachodu.

Władca cofnął się z szeroko otwartymi z przerażenia oczami.

- Klątwa Thorona... - wyszeptał.

Powieki wędrowca uniosły się ukazując opalizujące, tak samo jak i kamień źrenice. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

Chwilę później Pan Lasu już nie żył. Podobnie jak i sam las. Został tylko wędrowiec podejmujący swą tułaczkę po świecie.

Dalej, ku przeznaczeniu.

Gdzieś na skraju lasu otaczającego zapomnianą przez bogów i historię osadę, dwoje dzieci bawiło się beztrosko. Wesołe okrzyki niosły się hen, daleko ponad wierzchołki wiekowych drzew. Wracający po ciężkim dniu pracy drwale mogliby zobaczyć jak mały chłopiec goni za swoją nieco młodszą siostrzyczką. Mogliby zobaczyć jak mała dziewczynka potyka się o wystający korzeń i upada na kolana i łokcie. Jak zanosi się krótkim urwanym nagle płaczem. Nie widzieli tego jednak. Tego dnia wrócili niecałą godzinę wcześniej.

Lucy nie wstała od razu. Małymi rączkami zaczęła ryć w ziemi, wykopując jakiś niewielki przedmiot. Jej brat podbiegł zaciekawiony znaleziskiem, po czym kucnął obok siostry badającej niewielki opalizujący kamyk.

- Pokaż mi! - rozkazał młodszej siostrze, wyciągając w jej stronę ręce.

- Zostaw! - Lucy odsunęła się. - Ja to znalazłam.

Brat rzucił się na nią wyrywając kamyk, który rozświetlił się nagle przenikliwym blaskiem. Pod naporem atakującego, Lucy zwaliła się na ziemię. Ręce brata dosięgnęły kamienia.

Tego co wydarzyło się zaraz potem, dziewczynka nijak nie potrafiła sobie przypomnieć. Wszystkim co pamiętała było bezwładne nagle ciało braciszka i jej krzyk. Przeraźliwy krzyk, niosący się w czystym powietrzu daleko poza granice drzew.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

21
Wiekowe dęby i buki, z każdym krokiem coraz bardziej wypierane były przez smukłe, acz równie potężne iglaki. Wędrowiec kierowany mocą Znaku, czuł że jeszcze jakieś dwa tygodnie wytężonego marszu, i będzie mógł uwolnić kolejną część kraju od spaczenia i wynaturzenia rozsiewanych przez Niebiański Okruch. Tym razem poszło dość łatwo, bowiem fragment kamienia który odnalazł przed dwoma dniami, spadł w dzikiej puszczy, z dala od ludzkich siedzib. Moc Okrucha wywołała tam wiele szkód, jednak teraz gdy została uwięziona, natura wypleni resztki chaosu i zapanuje równowaga. Pomyśleć tylko do czego mogłoby dojść gdyby ten biedny głupiec ze skażonym umysłem, odnalazł kamień przed Wędrowcem.
-Hej, ty. Kimkolwiek jesteś, wiesz, co Freud pisał o snach o lataniu? Znaczą one, że naprawdę śnimy o seksie.

-Naprawdę? Powiedz mi zatem, co znaczą sny o seksie?

N. Gaiman "Dom lalki"



http://i12.tinypic.com/314tbh5.jpg - R`lyeh na Google Maps

22
Tymczasem zaszło słońce. Noc rozpoczęła swe mroczne panowanie. Wędrowiec nie zatrzymywał się. Pośpiech był nader wskazany.

Od strony zalesionych wzgórz rozległo się wycie wilków. A może to nie wilki? Podróżnik całkowicie je zignorował.
- Będą musiały obejść się smakiem - pomyślał, uśmiechając się delikatnie.
Ścieżka zwierząt, którą kroczył powoli poczęła zamieniać się w regularną drogę. Dawniej musiał biec tędy jakiś trakt. Aż do czasu pojawienia się Okruchu.

Śpieszył naprzód, nie baczywszy na gęstniejący mrok

23
Znalazł miejsce, w którym powinien znajdować się kolejny kamień, lecz odgarnięta ziemia uświadomiła mu, że ktoś był przed nim.
- Musiał tu być niedawno – powiedział i przyspieszył kroku.
Teraz był myśliwym, który chce doścignąć upatrzoną przez siebie zwierzynę. Lecz nie przewidział tego, że z myśliwego może stać się zwierzyną.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Piszemy wspólne opowiadania”