33
autor: polish
Zbanowany
Wybiegli na ulice "poszarpaną ludzką zadymą", w powietrzu wirowały strzępy kolorywych folderów zapewniających, że nowy świat będzie lepszy i obfitszy w "komfort tylko dla Ciebie", "prawdziwe doznania", oraz wszelkie dobra luksusowe i cymesy. Kobiety i mężczyźni biegli bądź uciekali, niektórzy tarzali się. Ze śmiechu. W błotach. Marek patrzył jak oczarowany, jak wtedy gdy poraz pierwszy w życiu zagrał w Final Fantasy IX, w grę która "jako pierwsza w pełni potrafi wykorzystać technologie technikolor abyś mógł cieszyć się całą gamą barw tak żywych jak w terarium oraz palmiarium".
- Marek, uciekajmy, Marek!
Ola była przerażona gdyż w tłumie dostrzegła ludzi związanych z ku klux klanem, poza tym w siedzibie AT zorientowano się, że kogoś brakuje i już motory pościgowe grzały silniki.
Marek zauważył, że ktoś jedzie na koniu, czarnym mustangu, tak to Napoleon w Polsce zdobywa Europę po raz wtóry. Kiedy był już obok Marka, musiał trochę zwolnić, tłum gęstniał, przepuszczał tylko taksówki, nie wiedzieć czemu. Ola wzięła Mareczka na barana a ten jębnął strzelbą Napoleona w twarz, cios zwalił go z konia, gdyż dał nam- Polpakom, przykład zwyciężania dobry.
[ Dodano: Sob 01 Sty, 2011 ]
Zawżdy gdy azali wsiadali na konia: małe zabiedzone dziecię z Nowej Huty- mścicielek rudzielek, oraz zboczona trzeciorzędna aktorka dorabiającą w nocnych klubach jako Czarna Mamba Ola Szwed, z siedziby dawnej rozgłośni Alter tunes, wyskoczyły dwie srebrne Hondy z różową czaszką na przedzie, oraz cekinowym napisem na grzbiecie- motocyklistów- treść jego: Aborcja Terapeutyczna, takoż napastnikom było na imię.
Czarny mustang niejako spłoszony rzucił się w cwał, kłus czy zwał jak zwał. W każdym razie zaczął biec, tratując przygodnych ludzi i zwierzęta. Za nim czarne Hondy z piskiem opon. A za Hondami z ziemi zbierał się Napoleon i myślał, że gdzie jak gdzie ale w Polsce o wpierdol nietrudno.
[ Dodano: Sob 01 Sty, 2011 ]
Teraz to, proszę państwa- krzyczał znany komentator sportowy z charakterystycznym zachrypem- niesłychane ma miejsce wydarzenie. Tu na ulicy Marszałkowskiej biegnie czarny koń, na jego grzbiecie dostrzegam, tak na pewno, mały Irlandczyk chyba a obejmuje go, czyżby... tak naga piękność, czarna perła, czarna mańka, proszę państwa tego jeszcz... Oż chu...- śmigłowiec dostał wsteczny podmuch ale czegoś takiego w ogóle nie ma, to chyba te dmuchawy powietrza z Krakowskiego przedmieścia- przepraszam państwa małe kłopoty techniczne, ale! Otóż biegną, koń genialnie potrafi przewidywać zachowania tłumu i mija przeszkody jak slalomowe tyczki, za nim ołł, dwie hondy mkną zostawiając za sobą tylko zakrzywioną czasoprzestrzeń, budynki uginają się dotykając prawie asfaltu, miejscami powstają małe trąby powietrzne. Ale, proszę państwa, mustang z rudym chłopcem i czarnulą biegnie prędko, przemknął właśnie obok stoiska z prasą, teraz wirują kartki w powietrzu, to zamieć papierowa, białe kartki, żółte kalendarze, hondy wbijają się w te "tumany makulatury" i już wpadają z piskiem opon w zakręt a mustang ułamek sekundy wcześniej pognał parkiem, między drzewiami, przeskakując z gracją barierki, >poszukując wewnętrzną częścią kopyt łagodnych rogów<. Wybiegł znów na ulice ale na przeciw niego jadą już... Och nie! Dwa czołgi, dwa szerokie Twarde, co zrobi, co zrobi koń, co zrobi Irlandczyk Keane, tfu, chłopiec, chłopiec z Nowej Huty, właśnie się dowiedziałem, ale oto w jednym z czołgów obraca się wieżyczka, mustang mknie już trochę wolniej jakieś 200 metrów do zderzenia... prooszeeę paańs...- czas w takich momentach trochę zwalnia, jesteśmy ciągle na tym planie ale wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, mała dziewczynka stoi pod drzewem i patrzy na sytuację liżąc truskawkowego lizaka, słyszy miarowy, ciężki łomot pracującego śmigła, widzi jak czarny koń wbiega na ulice, w tle szumiący jak las tłum ludzi, za koniem wyskoczyły właśnie dwa motocykle, słyszy przeciągły ryk silnika, upuszcza ze strachu lizak, koń biegnie jednak dalej, ale jaki potężny, smukły, silny, zasłania dziewczynce świat, zrobił dwa kłusy(?),a mała dostrzegła że czarna kobieta przyciskająca twarz do pleców rudego chłopca zamknęła oczy, chłopiec wyciągnął zza pleców strzelbę, lizak był już w połowie drogi między upapraną rączka a asfaltem, wieżyczka czołgu obracała się jak mucha w smole w kierunku mustanga już, już prawie ma konia na muszce, dziewczynka przyglądająca się temu mrugnęła ze zdenerwowania, w tym momencie hondy zawyły i obie stanęły dęba jadąc prosto na konia a może na czołgi, szum ludzi po drugiej stronie się wzmogł, słychać sytuację tak, jak gdyby wsadzono głowę pod wodę. Marek już mierzył w gościa na wieżyczce, lizak opadał, strzał, hondy o krok, śmigłowiec żniwał się. Tłum ludzi, śmigłowiec, hondy już o krok, pocisk leci, lizak upada na asfalt robiąc w nim jakby czerwony otwór, a kula robi dziurę w głowie operatora karabinu, mustang nagle podrywa się do skoku i leci, leci w powietrzu nad czołgami, ludzie zamarli i wyglądają jak posągi z Wys. Wielkanocnej. Huk, to drugi twardy wystrzelił spóźniony pocisk, który trafił idealnie w jedną hondę, Mustang dotknął już przednimi kopytami asfaltu, a druga honda roztrzaskiwała się o pancerz czołgu. Dym, kurz, czas wraca do normy, mała dziewczynka z płaczem biegnie powiedzieć mamie że chce drugiego lizaka a mustang mknął ku wschodzącemu słońcu.
