Własne wydawnictwo - koszta, ryzyko, samobósjwo

1
Pewnie przewijał się już podobny temat, ale na pewno nie w ostatnim czasie.

Wiadomo, że rynek książki jest trudny, nikt nie czyta, pisarze umierają z głodu, wydawcy padają jak muchy. Ale może jednak nie?

Zastanawia mnie, jaki jest próg wejścia w ten biznes - przy założeniu, że wydawnictwo jest raczej małe, nie ma biura (prowadzić je można z poziomu smartfona i laptopa w dużym pokoju na piętrze) i setek pracowników do wykarmienia, a grafik, gość od dtp, redaktor i korektor to freelancerzy. Ile trzeba zainwestować, żeby zacząć, a ile zainwestować, żeby się utrzymać? Czy największe koszta to jednak dystrybucja? Ile trzeba sobie liczyć za druk jednego egzemplarza? Pięć złotych? Mniej? Więcej?

W zeszłym roku albo dwa lata temu na rynku pokazało się wydawnictwo Pauza. I wciąż istnieje, o dziwo.
Ładnym przykładem wydawcy-pisarza jest Rafał Kosik (choć on akurat trafił na żyłę złota cyklem "Felix, Net i Nika", setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy).

Mnie byłoby o tyle łatwo (tak, myślę o byciu pisarzem-wydawcą, jeszcze nie dzisiaj, i pewnie nie za 2-3 lata, ale może za 5-6?), że mógłbym sprawy składu i grafiki organizować we własnym zakresie. Mógłbym też w pewnym stopniu robić za sito dla nadesłanych tekstów.

W ogóle mam pewną teorię na temat wydawania książek - wydaje mi się, że to się mocno rozproszy w najbliższych latach, to znaczy że będziemy mieli przynajmniej kilku pisarzy-wydawców, którzy będą wydawać głównie siebie samych, ewentualnie kilku kolegów po piórze. No bo czy takiemu Twardochowi potrzebne jest jeszcze wydawnictwo, które by go promowało? Albo Mrozowi? Ten drugi to w ogóle obrotny chłopak, choć pisze tak sobie. A kiedy samemu wydaje się swoje książki, to można liczyć na troszkę większy kawałek tortu niż te mityczne 6-10% (nawet jeżeli postaci takie jak Twardoch czy Mróz odkrawają obecnie większy procent). Sprzyjać temu będą trendy w postaci ebooków i audiobooków (niższe koszta, łatwiejsza dystrybucja).

Wyprowadźcie mnie z błędu, zachęcam do dyskusji.

Własne wydawnictwo - koszta, ryzyko, samobósjwo

2
Nie wymieniłeś kosztów marketingowych, a to nie są drobne sumy.
Żeby sprzedać (nawet świetną) książkę, trzeba uświadomić potencjalnemu nabywcy jej istnienie.
No i magazyn, bo w małym biurze... ;)
Jeśli mnie pamięć nie myli Andrzej Pilipuk wyliczał koszta na 250.000 - 300.000.
Co robienia wielu rzeczy samodzielnie. Da się - przykładem choćby Władysław Zdanowicz.
Ja jednak wychodzę z założenia, że produkt jest profesjonalny, kiedy pracują przy nim profesjonaliści.

A skoro przywołałeś Pauzę to zacytujmy założycielkę wydawnictwa (z wywiadu na stronie Lubimy Czytać):
Tak, zainwestowałam oszczędności i jestem na początku własnej drogi. Pracuję z domu, czasem na kuchennym stole, czasem na biureczku mojego synka, nie mam gabinetu ani biura. Nie mam też inwestora ani pracowników. Sama chodzę na pocztę i nadaję przesyłki, sama drukuję i wysyłam umowy i kontrakty, sama prowadzę korespondencję i negocjacje, sama administruję profil na Facebooku i Instagramie. W ustawieniu dystrybucji wsparł mnie mój mąż, który ma wieloletnie doświadczenie w sprzedaży. Chociaż bardzo mi pomógł na początku, nie pracuje ze mną, zajął się tylko kilkoma umowami. Ma swoją własną pracę na pełen etat, na co dzień jestem ze wszystkim sama.
Wszystkie biznesy mają ciężkie początki, ale ja po prostu nie widzę takiego trybu pracy w działalności, która ma być profesjonalna. Za duże ryzyko zmęczenia materiału, kolosalne ryzyko popełnienia kosztownej pomyłki przy takim obciążeniu jednej osoby różnorakimi zadaniami.
I chociaż wydawnictwu życzę jak najlepiej, to... czarno to widzę. Choć może przez rok odniosło sukces - nie śledzę sprawy.

A, jeszcze jedno. Skoro padł przykład Pauzy, która funkcjonuje nadal po roku, to pamiętać trzeba o drugiej stronie medalu - wszystkich wydawnictwach, które istnieją już tylko na starych stronach w sieci.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Własne wydawnictwo - koszta, ryzyko, samobósjwo

3
Óp,
czym innym będzie opcja 1: pracuję gdzieś na etacie i chcę sobie wydać książkę, więc minimalizuję koszty, nie płacę ZUS-u, wydaję tylko swoją książkę, załóżmy, jedną rocznie, na zwrot kosztów czekam ile trzeba, bo mam na bieżąco wpływy z etatu - od opcji 2: zakładam wydawnictwo na 5-6 książek rocznie (jeśli dystrybutor ma Cię traktować poważnie, to i 10 jest mało, uwierz), a co za tym idzie, pojawia się Wydawnicza Machina, którą trzeba puścić w ruch.
Opcja 1 to mogą być koszty rzędu 10 000 zł na książkę, przy założeniu 1000 egz. bez wielkiego marketingu i wydatków na pensje, biuro, etc.
Opcja 2 to pewno minimum 150-200 tysięcy, a i to może nie zapewnić płynności finansowej, bo np. Empik płaci po 180 dniach plus rytualne spóźnienie, więc bywa, że i po roku :) o korektach na minus nawet nie wspomnę :)

Powiem tak: bylem wydawcą, patrzę na rynek i dziś od tej wydawniczej strony - w życiu bym się nie zdecydował teraz na opcję 2, za dużo wiem o mankamentach takiego biznesu :-)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wydawnictwa”

cron