O wydawaniu za własne pieniądze.

91

Latest post of the previous page:

Navajero pisze: ...debiut ma się tylko jeden i jak się go zawali ( także w tradycyjnym wydawnictwie)...
Adam, kolejne pytanie z cyklu "jestem ciekawski... :)
Co znaczy, zawaiić debiut w tradycyjnym wydawnictwie?
Napisałem książkę, zrobiłem to najlepiej, jak potrafiłem. Zawodowcy ocenili potencjał, stwierdzili, że jest, zrobili solidną redakcję i korektę, wszystko tak, jak Pan Bóg przykazał. Książka poszła w eter, czytelnikom się albo podoba... albo nie, to oczywiste.
Więc?

O wydawaniu za własne pieniądze.

92
Melfka pisze:
Navajero pisze: Wszędzie na świecie self jest traktowany inaczej niż normalny tryb wydawniczy ( tzn. prestiżowo stoi dużo niżej) z prostego powodu: nie ma tam żadnej selekcji. Płacisz i wydajesz co chcesz.
To nie do końca tak.
W vanicie - owszem, nie ma żadnej selekcji.
W selfie są dwa trendy: ludzie, którzy rzeczywiście napiszą cokolwiek i już chcą publikować (ale tacy to ani się nie przebijają, ani nie są przez nikogo traktowani poważnie), oraz tacy, którzy chcą się uczyć i rozwijać.
Skrót myślowy, na Zachodzie rzeczywiście jest widoczny ten "drugi wymiar" selfu, choć tak czy owak, to raczej nie ten prestiż co wydanie pod znaną marką.
Zodiak pisze:
Navajero pisze: ...debiut ma się tylko jeden i jak się go zawali ( także w tradycyjnym wydawnictwie)...
Adam, kolejne pytanie z cyklu "jestem ciekawski... :)
Co znaczy, zawaiić debiut w tradycyjnym wydawnictwie?
Napisałem książkę, zrobiłem to najlepiej, jak potrafiłem. Zawodowcy ocenili potencjał, stwierdzili, że jest, zrobili solidną redakcję i korektę, wszystko tak, jak Pan Bóg przykazał. Książka poszła w eter, czytelnikom się albo podoba... albo nie, to oczywiste.
Więc?
Wiesz, dobrze by było ( dla dyskusji) gdybyś napisał czy teoretyzujesz, czy to przykład z realu. Bo w tym drugim przypadku, można by precyzyjniej. Wracając do rzeczy: nawet jak wszystko ma się tak, jak napisałeś, każda książka ma inny potencjał. Podobnie jak każdy autor. Czasem trudno to ocenić przed wydaniem. Bywa, że czytelnicy zwrócą uwagę na taki aspekt tekstu ( na plus, albo wręcz przeciwnie), który nie przyszedł do głowy redaktorom. I przykład z realu. Kiedyś pewne wydawnictwo zwróciło się do mnie z prośbą, żebym napisał okładkową polecajkę, oczywiście dostałem tekst. Mimo, że ten był na poziomie druku ( a więc niby wszystko było w porządku), odmówiłem. Dlaczego? Bo książka miała "wady ukryte": w pisaniu brak było oryginalności, nie na poziomie zrzynania pomysłów, czy kopiowania scen, ale stylu pisania. Nie widać było indywidualnego charakteru autora. A detale, choć podane prawidłowo, nie wychodziły poza poziom ogólnie dostępnych w Internecie źródeł. Oceniłem, że ani ksiazka, ani autor się nie przebiją, i że ze względu na wyżej wymienione kwestie, nie będę tego promował swoim nazwiskiem. Książka została wydana, ale jak przewidywałem bez sukcesu. Autor więcej nie pojawił się na rynku. Oczywiście niewykluczone, że kiedyś powróci z lepszym tekstem ( co daj mu Panie Boże), ale każde wydawnictwo do którego się zwróci, będzie rozpatrywało druk kolejnych jego książek, przez pryzmat tej pierwszej. I jeśli będzie dysponowało pozycjami innych autorów, które oceni jako bardziej perspektywiczne, najzwyczajniej w świecie odmówi mu druku. Jeśli zaś debiut przyniesie zysk ( niekoniecznie od razu oszołamiający) i autor zwróci na siebie ( pozytywną) uwagę czytelników, mamy samograj: coraz więcej propozycji, coraz lepsza pozycja w wydawnictwie i na rynku.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

O wydawaniu za własne pieniądze.

93
Melfka pisze: Do reszty dyskutujących
Dlaczego wiele osób w dyskusji używa "self" i "vanity" zamiennie? To dwa różne modele, więc zrównywanie ich z sobą jest trochę irytujące i wprowadza chaos do dyskusji.
Myślę, że to wynika albo z niewiedzy, albo z chęci zamaskowania tej subtelnej różnicy. Zależy, kto te dwa pojęcia miesza i myli ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

O wydawaniu za własne pieniądze.

94
Navajero pisze: Wiesz, dobrze by było ( dla dyskusji) gdybyś napisał czy teoretyzujesz, czy to przykład z realu.
I jedno i drugie :)
Już gdzieś na forum pisałem, że mam problem z wydaniem drugiej książki, dlatego zastanawiałem się, co może zrobić autor (w moim przypadku jest już za późno, bo książka wisi na rynku już prawie 2 lata), żeby... No właśnie, żeby co? Jak już pisałem, autor robi to, co do niego należy, stara się napisać jak najlepszy tekst, na więcej ma już znikomy wpływ. Ok, może się udzielać w sieci, jeździć na spotkania (po debiucie chyba wątpliwa metoda na promocję?), może grać, tańczyć i śpiewać, ale wszystkie te działania chyba znacząco nie podniosą sprzedaży książek? A sprzedaż jest chyba kluczem do skucesu?

O wydawaniu za własne pieniądze.

95
Udzielanie się autorów w przestrzeni publicznej jest przereklamowane, oczywiście, daje pewien efekt, ale raczej w postaci "twardego" elektoratu niż w ogóle wzrostu ilości czytelników, a co za tym idzie wyników sprzedaży. Tu raczej działa marketing szeptany ( na który wpływa przede wszystkim jakość tekstu) i ten klasyczny, za którym stoją pieniądze. Tak, poziom sprzedaży to podstawa, bo normalne wydawnictwa w odróżnieniu od vanity nie żerują na autorach, a ciągną zyski ze sprzedaży. Nie ma zysków, nie opłaca się wydawać. Co można zrobić? Przede wszystkim napisać lepszy tekst i iść z nim do innego wydawnictwa, bo poprzednie raczej się już nie skusi...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

O wydawaniu za własne pieniądze.

96
A co z tą pierwszą jest nie tak? Słaba sprzedaż, kiepskie recenzje, brak promocji, zła dystrybucja?

Self-promotion raczej efektów współmiernych do wysiłków nie przyniesie, to raczej taki narcyzm niż działanie marketingowe ;-)

Po dwóch latach to już raczej mniej więcej wiadomo, więc jeśli nie możesz wydać drugiej, to znaczy, że ta pierwsza nie spotkała się z życzliwą oceną i nie dała jakichś w miarę zadowalających rezultatów, jeśli chodzi o sprzedaż.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

O wydawaniu za własne pieniądze.

97
MaciejŚlużyński pisze: A co z tą pierwszą jest nie tak? Słaba sprzedaż, kiepskie recenzje, brak promocji, zła dystrybucja?
Chciałbym Ci odpowiedzieć na to pytanie, ale chyba nie jestem w stanie :)
Wydawnictwo duże (chyba jednak za duże jak na start). Brak promocji... Tego nie wiem, na jakiś tam targach byłem, coś podpisywałem... :) Czy promowali książkę jakoś usilnie? Wątpię, chyba jednak mają kogo promować. Zła dystrybucja? Raczej nie, bo są duzi, podobno sieć dystrybucyjną mają dobrze rozwiniętą. Kiepskie recenzje? Powiem tak, recenzje są różne, jedne pochwalne, inne mniej, jeszcze inne krytyczne. Sprzedaż? Nie rzuca na kolana, przynajmniej nie rzucała w tamtym roku, bo za ten rok nie mam jeszcze raportu. Ale, podobno (czytałem gdzieś taką opinię), na książce debiutanta rzadko się zarabia, może na drugiej, a już prędzej na trzeciej.

Osobiście myślę, że książka dość niefortunnie została zaklasyfikowana jako kryminał, a jest rasowym thrillerem albo nawet horrorem. Niektórzy znajomi twierdzii, że nie sięgnęliby po książkę, gdyby wiedzieli, że tak mało w niej kryminału, że jest aż tak mocna. I tak sobie myślę, że ani nie dotarłem do fanów kryminału, bo to nie jest kryminał (ergo, miłośnicy tego gatunku są w zasadzie rozczarowani), ani fanów czegoś cięższego, bo po książkę zwyczajnie nie sięgneli. A dlaczego wydawca zaklasyfikował książkę do kryminałów? Akurat wydawał taką serię (która, nota bene, już umarła) i tak po prostu wyszło, jakoś mu to spasowało...

No ale nic, póki co walczymy dalej :)
Dzięki za odpowiedzi.

O wydawaniu za własne pieniądze.

98
Navajero pisze: Udzielanie się autorów w przestrzeni publicznej jest przereklamowane, oczywiście, daje pewien efekt, ale raczej w postaci "twardego" elektoratu niż w ogóle wzrostu ilości czytelników, a co za tym idzie wyników sprzedaży.
tu się znacząco mylisz... bardzo wielu nowych czytelników dochodzi po spotkaniach na konwentach, postach na fb i tumblerze, dzięki aktywności medialnej autora..
ale to temat już nie raz omawiany... prawda?
Brniesz w mgłę, a pod stopami bagno, uważaj - R.Pawlak 28.02.2018

O wydawaniu za własne pieniądze.

99
Znam takich co się strasznie promują w ten sposób, a znaczących rezultatów nie mają :) Ale nie będę kruszył kopii.
Zodiak pisze:Ale, podobno (czytałem gdzieś taką opinię), na książce debiutanta rzadko się zarabia, może na drugiej, a już prędzej na trzeciej.
Nie, to bzdura. Jeśli pierwsza nie chwyci, kolejne też nie zarobią. Dobry debiut przynosi zysk, choć oczywiście nie taki jak znane nazwisko, ale widać, że jest perspektywa. Zwróć uwagę na wznowienia debiutanckich książek, to się nie bierze znikąd. Gdyby nie było zysku, nikt nie zawracałby sobie głowy nowymi wydaniami ( a jeszcze częściej dodrukami).
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

O wydawaniu za własne pieniądze.

100
Navajero pisze:
Melfka pisze:
Navajero pisze: Wszędzie na świecie self jest traktowany inaczej niż normalny tryb wydawniczy ( tzn. prestiżowo stoi dużo niżej) z prostego powodu: nie ma tam żadnej selekcji. Płacisz i wydajesz co chcesz.
To nie do końca tak.
W vanicie - owszem, nie ma żadnej selekcji.
W selfie są dwa trendy: ludzie, którzy rzeczywiście napiszą cokolwiek i już chcą publikować (ale tacy to ani się nie przebijają, ani nie są przez nikogo traktowani poważnie), oraz tacy, którzy chcą się uczyć i rozwijać.
Skrót myślowy, na Zachodzie rzeczywiście jest widoczny ten "drugi wymiar" selfu, choć tak czy owak, to raczej nie ten prestiż co wydanie pod znaną marką.
Wybacz, ze skrótem myślowym będę walczyć ;).
Ale zgadzam się, że to nie ten sam prestiż i wielu autorów wydających (albo planujących wydać) w obu modelach przyznaje, że publikować tradycyjnie chcą dla prestiżu, natomiast self-publishing jest tak naprawdę prowadzeniem własnej działalności gospodarczej (czyli jak opisałam powyżej).
MaciejŚlużyński pisze:
Melfka pisze: Do reszty dyskutujących
Dlaczego wiele osób w dyskusji używa "self" i "vanity" zamiennie? To dwa różne modele, więc zrównywanie ich z sobą jest trochę irytujące i wprowadza chaos do dyskusji.
Myślę, że to wynika albo z niewiedzy, albo z chęci zamaskowania tej subtelnej różnicy. Zależy, kto te dwa pojęcia miesza i myli ;-)
Możliwe. ;)
Ja osobiście nie mam nic przeciwko dobrze zrobionemu selfowi - może trochę po amerykańsku, ale podoba mi się idea ciężkiej pracy na własny suckes i kontroli nad projektem i wszystkimi jego etapami. Ale nawet w Stanach się zaznacza, że self-publisher to nie tylko pisarz, ale i przedsiębiorca prowadzący firmę, no i w wielu przypadkach widać tę ciężko pracę, żeby ulepszyć warsztat, itd. W Polsce niestety tego nie widać - i podejście autorów wydaje się inne i brak rozbudowanej "infrastruktury".
Natomiast model vanity to zło wcielone, bo bazuje na przekonywaniu potencjalnych autorów, że debiutant musi płacić, że to tylko część kosztów, że za wyłożone pieniądze dostanie taki sam pakiet "usług" jak w tradycyjnym wydawnictwie, plus taki sam zasięg. Dodatkowo (i to już moje prywatne zdanie) vanity nienajlepiej świadczy o autorze. W przypadku selfa mogę podziwiać chęć pracy, bycia samodzielnym/niezależnym (mówię o tym trendzie, gdzie self-publisher nie wydaje swojej pierwszej książki tuż po jej napisaniu, ale pracuje na warsztatem, rozwija się, itd.), a może i nawet jakość powieści. Natomiast co podziwiać w przypadku kogoś, kto wydał w vanity? Zasobność portfela?
O pisaniu i innych nałogach

O wydawaniu za własne pieniądze.

101
Melfka pisze: Ja osobiście nie mam nic przeciwko dobrze zrobionemu selfowi - może trochę po amerykańsku, ale podoba mi się idea ciężkiej pracy na własny suckes i kontroli nad projektem i wszystkimi jego etapami.
Ja też uważam, że to droga szlachetna i warta propagowania, zwłaszcza przy obecnych możliwościach technologicznych (ebook, druk cyfrowy).
Melfka pisze: Natomiast model vanity to zło wcielone, bo bazuje na przekonywaniu potencjalnych autorów, że debiutant musi płacić, że to tylko część kosztów, że za wyłożone pieniądze dostanie taki sam pakiet "usług" jak w tradycyjnym wydawnictwie, plus taki sam zasięg.
Święte słowa.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

O wydawaniu za własne pieniądze.

102
Navajero pisze: Znam takich co się strasznie promują w ten sposób, a znaczących rezultatów nie mają :) Ale nie będę kruszył kopii.
No właśnie... Na przykład: taki fanpage na FB może ma sens, jeśli autor jest już rozpoznawalny (fanpage...). Piszę z perspektywy czytelnika (na razie), więc mogę się mylić. Tu należałoby chyba zadać pytanie: dlaczego sięgam po debiut literacki? Dlaczego chcę wydać pieniądze na nieznanego mi wcześniej autora? Najczęściej dlatego, że książkę polecił mi ktoś znajomy. Albo po prostu mam nadzieję na coś "z mojej bajki". W drugim przypadku - zanim zdecyduję kupić - chętnie zerknę na darmowy fragment i na recenzje. Co ciekawe, w recenzjach nie przywiązuję wielkiej wagi do opinii: podobało się/nie podobało się, raczej szukam dodatkowych informacji. Tak czy inaczej, najpierw jakoś muszę na debiutanta trafić. Czasem zwraca moją uwagę zapowiedź na którymś z portali literackich. Czasem też zwykłe przeszukiwanie księgarni "po gatunkach" lub "po nowościach".

Czy na decyzję o kupieniu książki ma wpływ nazwa wydawnictwa? Tak. Do pewnego stopnia. Nie inwestuję w self ani w vanity. Być może kogoś krzywdzę, może odbieram sobie szansę trafienia na perełkę, ale jakoś muszę wybrać. Najłatwiej mi zaufać tradycyjnym wydawcom. Zwłaszcza od czasu, kiedy zaczęłam się rynkiem wydawniczym interesować i wiem jak gęste sito musi przejść książka, by ukazać się drukiem. Pewnie - tu także trafiają się rozczarowania, jednak ryzyko mniejsze.

O wydawaniu za własne pieniądze.

103
Zodiak pisze: Już gdzieś na forum pisałem, że mam problem z wydaniem drugiej książki,
Ale problem na czym polega? Dotychczasowe wydawnictwo kręci nosem w sensie odmówiło? To spróbuj do innych, skoro u nich Cię nic nie trzyma. A jak podpisali umowę i się nie wywiązują to może spróbuj ponaciskać?
Wydawnictwa promują różnie i różnie sobie autorzy z tym radzą. Niektórzy prężnie działają w mediach społecznościowych, innym wystarcza to co zrobi wydawnictwo. Kwestia chyba tego, na co jest się zdecydowanym.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

O wydawaniu za własne pieniądze.

104
Melduję się w kwestii debiutów. Informacja, że książka jest debiutem młodego bądź starszego autora, wcale mi nie przeszkadza. Liczy się jej tematyka oraz bezpośredni kontakt z tekstem, czyli kartkowanie egzemplarza, jaki mam w ręku. I nie, wcale nie zaczynam od osławionego pierwszego zdania, licząc na to, że wbije mnie w podłogę księgarni :D Czytam sobie parę fragmentów ze środka i na tej podstawie decyduję, czy kupię, czy odłożę. Informacje na tylnej stronie okładki czasem bywają użyteczne, fragment pochlebnych recenzji tamże traktuję jak chwyt reklamowy.
Natomiast wydawnictwo ma dla mnie znaczenie. Mimo wszystkich zmian, jakie przeorały rynek wydawniczy, nadal mam zaufanie do pewnych wydawnictw, licząc, że nie wydają gniotów. I to się potwierdza, na szczęście. To jednak nadal jest rodzaj znaku jakości, takie przejście przez sito w dobrym wydawnictwie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

O wydawaniu za własne pieniądze.

105
Rubia pisze: Natomiast wydawnictwo ma dla mnie znaczenie. Mimo wszystkich zmian, jakie przeorały rynek wydawniczy, nadal mam zaufanie do pewnych wydawnictw, licząc, że nie wydają gniotów. I to się potwierdza, na szczęście. To jednak nadal jest rodzaj znaku jakości, takie przejście przez sito w dobrym wydawnictwie.
Zgadzam się w całej rozciągłości.
Chociaż duże wydawnictwa czasami chyba nie czytają wielu tekstów, które może i byłyby warte uwagi i debiutantom zostają te mniejsze, mniej znane, ale uważniejsze.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

O wydawaniu za własne pieniądze.

106
To nie tyle chodzi o kwestię czytają/ nie czytają ( bo to sugeruje złą wolę) co mozliwości "przerobu" nadsyłanych tekstów. A tych, w przypadku dużego wydawnictwa są tysiące. I żadna firma nie może pozwolić sobie na odedelegowanie do czytania owych, w 99% grafomańskich prób, zespołu dobrych redaktorów. Więc czyta to jedna, czasem dwie osoby, a bywa, że czynność ta powierzana jest ( przynajmniej w jakiejś cześci) firmowym cycatkom, to znaczy paniom o obwodzie biustu wielokrotnie większym od ilorazu inteligencji, jakich w żadnym wydawnictwie nie brakuje... Dlatego z uporem maniaka podkreślam od lat, że najlepiej ( dla autora) byłoby, gdyby startując do wydawnictwa, coś już sobą reprezentował. Na przykład miał wydane drukiem jedno - dwa opowiadania. Bo to zawsze robi wrażenie, stanowiąc niejako gwarancję, że petent nie jest kolejnym grafomanem z przerostem ambicji. A bywa, że wydawcy ( wielu z nich czytuje pisma w których ukazują się debiutanckie opowiadania) sami nawiązują kontakt z autorem dobrego tekstu, proponując mu współpracę.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Wróć do „Wydawnictwa”