76

Latest post of the previous page:

A mi się zdaje, że współfinansowanie to jest tylko jedna z opcji. Można z niej skorzystać, o ile nie chce się utracić praw autorskich do książki, albo nie. Do wyboru do koloru.

W sumie to niezły pomysł dla osób, które zastanawiają się nad self-publishingiem. Jakby nie było Wydawnictwo ma wychodzone ścieżki u dystrybutorów. Oni rzeczywiście odwalają kawał dobrej roboty.
Nie wspomnę już o szacie graficznej i jakości wydania, to są dzieła sztuki.
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

77
k.sikora pisze:A mi się zdaje, że współfinansowanie to jest tylko jedna z opcji. Można z niej skorzystać, o ile nie chce się utracić praw autorskich do książki, albo nie. Do wyboru do koloru.
Co to znaczy "utracić"? I jakie prawa autorskie, bo mamy je dwojakiego rodzaju, w tym jedne niezbywalne? :)

Nie, żebym miał coś przeciwko publikowaniu w NR, jak komuś pasuje, to niech płaci i publikuje, ale nie kreujmy przy tym mitów :-)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

78
Te prawa autorskie to moja najnowsza obsesja;D

Może czegoś nie pojmuję. Mam nadzieję że mi to ktoś wyjaśni jak krowie na rowie.

Czytam w regulaminach konkursów, że autor przekazuje Wydawnictwu prawa autorskie na pięć lat. Przy założeniu, że zwycięży i dzieło zostanie opublikowane.

Oczywiście fajnie byłoby zwyciężyć i opublikować, ale szkoda byłoby utracić tych praw, nawet jeśli tylko na pięć lat. To znaczy w moim odczuciu to bolesna strata;D
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

79
Jest taki wątek na temat praw autorskich gdzie jest wyjaśnione na czym polega przekazanie praw i jakie są tego formy (w dziale Jak pisać jeśli dobrze pamiętam). Polecam zerknąć. Zwłaszcza, że wydanie książki zawsze się wiąże z przekazaniem praw, bo inaczej wydawca nie mógłby dysponować tekstem:)
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

80
Ja już wolę płacić niż tracić własne prawa autorskie do własnego dzieła. Każdemu normalnemu wydawnictwu i się chyba powierza własne prawa autorskie, a nie oddaje na własność.

81
Powtórzę pytanie: co to znaczy "tracić"??? Piszecie tu jakieś bzdury, tworzycie mity.

Drodzy moi, normalny wydawca podpisuje z autorem umowę, w której na czas jakiś rezerwuje sobie prawa do wydania tekstu. Nie je kradnie, nie zabiera na własność, tylko jakby wypożycza, aby w ogóle mógł książkę wydać. W zamian za tantiemy, czyli pieniądze.

Jeśli wydawca oczekuje, że zrzekniecie się na zawsze na jego rzecz majątkowych praw autorskich - bo osobistych zrzec się nie możecie - to należy mu grzecznie podziękować za rozmowę. Chyba że zaproponuje genialną stawkę za to zrzeczenie się.

Nie wiem, jak jest w NR, ale nie posądzam tego wydawnictwa o takie szalbierstwo, myślę więc, że kreujecie krzywdzące je mity.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

prawa autorskie

82
Szanowni Forumowicze,

to jest, w największym skrócie, tak, że istnieją dwa rodzaje praw autorskich - osobiste i majątkowe. Te pierwsze są niezbywalne. Utwór w tym zakresie jest własnością autora, nikt nie ma bez jego zgody prawa go przerabiać czy prezentować jako swój, nawet gdyby za to zapłacił.

Autorskie prawa majątkowe natomiast to prawo do czerpania korzyści majątkowych z utworu. Pierwotnie przysługują one autorowi dzieła. W momencie podpisywania umowy wydawniczej, autor przenosi autorskie prawa majątkowe na rzecz wydawnictwa, aby mogło ono czerpać zysk z jego eksploatacji - czyli najprościej rzecz ujmując, żeby mogło dzieło wydać i sprzedawać. W zamian za to autor otrzymuje określone w umowie wynagrodzenie. Autorskie prawa majątkowe przekazywane są wydawnictwu na określony w umowie czas, które autor ustala z wydawnictwem.

I tutaj dochodzimy do różnicy w podpisywanych umowach - autor może bowiem przekazać wydawnictwu autorskie prawa majątkowe (czyli innymi słowy udzielić licencji) na wyłączność lub nie. Wszystkie wydawnictwa, również nasze, które publikują książki na własny koszt wymagają takiego zapisu o przeniesieniu praw na wyłączność. Taki zapis zabezpiecza wydawnictwo, ponieważ autor w trakcie trwania umowy nie ma prawa zaproponować wydania dzieła innemu wydawcy, nie może też samodzielnie czerpać z niego korzyści majątkowych (a jedynie otrzymywać wynagrodzenie od wydawnictwa, z którym podpisał umowę).

W naszym wydawnictwie istnieje jednak jeszcze taki model (zresztą bardzo popularny), w którym koszty wydania książki dzielone są między wydawcę a autora. W takim przypadku autor wkłada własne środki w wydanie książki, co znacznie zmniejsza ryzyko wydawnictwa w kontekście ewentualnej porażki finansowej, ale w zamian za to autor nie przenosi autorskich praw majątkowych na wyłączność wydawnictwa. W praktyce oznacza to, że może w każdej chwili czerpać samodzielnie zyski z dzieła bądź zaproponować jego wydanie innemu wydawnictwu.

Z jednej strony różnym autorom pasują różne modele, z drugiej wydawnictwo w jednych książkach widzi większy potencjał sprzedażowy niż w innych, stąd ostateczny wybór modelu wydawniczego przez strony jest wypadkową wielu czynników.

Pozdrawiam serdecznie

Sebastian Czekalski
Wydawnictwo Novae Res

83
Novae Res pisze:wydawnictwo w jednych książkach widzi większy potencjał sprzedażowy niż w innych, stąd ostateczny wybór modelu wydawniczego przez strony jest wypadkową wielu czynników.
To ja mam pytanie: co wpływa na ów potencjał sprzedażowy (co może zrobić autor, żeby ten potencjał podnieść)? Rozumiem, że książki, która jest po prostu zła, nie wydacie w ogóle, nawet jeśli autor zapłaci, tak? W potencjalnego bestsellera zainwestujecie sami, bez finansowego udziału autora, tak? Czyli oferta współfinansowania jest dla takich bardziej ryzykownych średniaków? Zatem jakie książki są mniej, a jakie bardziej ryzykowne z Waszego punktu widzenia? Co powinni zrobić autorzy, żeby być niezbyt ryzykownymi?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

84
Novae Res pisze:W naszym wydawnictwie istnieje jednak jeszcze taki model (zresztą bardzo popularny), w którym koszty wydania książki dzielone są między wydawcę a autora. W takim przypadku autor wkłada własne środki w wydanie książki, co znacznie zmniejsza ryzyko wydawnictwa w kontekście ewentualnej porażki finansowej, ale w zamian za to autor nie przenosi autorskich praw majątkowych na wyłączność wydawnictwa. W praktyce oznacza to, że może w każdej chwili czerpać samodzielnie zyski z dzieła bądź zaproponować jego wydanie innemu wydawnictwu.
Brzmi interesująco, naprawdę. Pozostaje jedno pytanie - a właściwie to kilka pytań w jednym - o szczegóły. Czyli ile taka rozrywka kosztuje i w w jakim mniej więcej nakładzie są wydawane książki współfinansowane przez autora? Byłbym wdzięczny za te informacje.

Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że autor przenosi autorskie prawa majątkowe na wydawnictwo także przy współfinansowaniu... A tu proszę, jednak nie.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

85
Mich'Ael pisze:Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że autor przenosi autorskie prawa majątkowe na wydawnictwo także przy współfinansowaniu... A tu proszę, jednak nie.
Nie ma się czym podniecać. Wielkiego pola manewru ci to nie daje, żaden poważny wydawca w typie Nasza Księgarnia, Znak, WL czy Prószyński w to nie wejdzie. Zacznie od sprawdzenia, czy masz w ręku wszystkie prawa, nim podejmie rozmowę o przyjęciu tekstu do druku.
Realnie daje to tylko szansę na wydanie samemu ebooka :)
Ostatnio zmieniony pt 30 mar 2012, 09:29 przez Romecki, łącznie zmieniany 1 raz.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

86
Thana pisze:
Novae Res pisze:wydawnictwo w jednych książkach widzi większy potencjał sprzedażowy niż w innych, stąd ostateczny wybór modelu wydawniczego przez strony jest wypadkową wielu czynników.
To ja mam pytanie: co wpływa na ów potencjał sprzedażowy (co może zrobić autor, żeby ten potencjał podnieść)? Rozumiem, że książki, która jest po prostu zła, nie wydacie w ogóle, nawet jeśli autor zapłaci, tak? W potencjalnego bestsellera zainwestujecie sami, bez finansowego udziału autora, tak? Czyli oferta współfinansowania jest dla takich bardziej ryzykownych średniaków? Zatem jakie książki są mniej, a jakie bardziej ryzykowne z Waszego punktu widzenia? Co powinni zrobić autorzy, żeby być niezbyt ryzykownymi?
Na potencjal sprzedazowy wplywa wiele czynnikow. Tematyka tekstu, obecne tredny rynkowe, rodzaj czytelnika, ktory dokonuje zakupu. Zauwazylem jednak, ze autor nie moze pisac "z pradem", bo z tego wychodzi czesto mialki tekst. Autor musi czuc to, co pisze i jednoczesnie wpisac sie w aktualne czytelnicze gusta. No ale w chwili obecnej przykladowo o wiele lepiej rokuje literatura kobieca niz filozoficzna, lekka rozrywka niz ciezkie refleksje, obyczajowki.

Odpowiadajac dalej - nie, zlej, oczywiscie w naszej ocenie, ksiazki nie opublikujemy. W cos, w co bardzo wierzymy i mamy srodki inwestujemy sami. Mozna rzeczywiscie powiedziec, ze oferta ze wspolfinansowaniem jest oferta dla "bardziej ryzykownych sredniakow", ale sredniakow pod katem marketingowym, a nie jakosci tekstu. W ogole wspofinansowanie w Novae Res nie wzielo sie od razu. Poczatkowo publikowalismy na wlasny koszt ksiazki, ktore byly wg nas wartosciowe. Redaktor naczelny wydawnictwa mial bliski kontakt z wydawnictwem slowo/obraz terytoria, poniewaz jego promotorem na studiach doktoranckich byl prof. Rosiek - prezes SOT. Chcielismy wydawac tak samo jak SOT same ambitne teksty, ale mlodych POLSKICH debiutantow. Okazalo sie to jednak katastrofa finansowa i wowczas padl pomysl wspolfinansowania. Tak wiec to nie jest tak, ze jak proponujemy wspolfinansowanie, to uwazamy tekst za zawsze sredni - on moze otrzymac propozycje wspolfinansowania wlasnie dlatego, ze jest swietny literacko, ale czasem niezsprzedawalny na rynku popularnym.

Mniej ryzykowne sa ksiazki dla kobiet, ktore sa glownymi kupujacymi, dobre kryminaly, thrillery, najslabiej sprzedawalne sa smutne i depresyjne obyczajowki (jakkolwiek niosace czesto wielka wartosc poznawcza), poezja (ktorej w ogole nie wydajemy), no i jakies takie filozoficzne rozwazania. Czesto maja duza wartosc i warto je z tej racji wydac, ale na wieksza sprzedaz nie liczymy.


Autor niezbyt ryzykowny to autor znany, ceniony, taki, na ktorego ksiazki czekaja czytelnicy :) A u debiutantow to taki, ktory pisze sprzedawalne ksiazki. My tez nie jestesmy do konca wyrocznia - moze sie okazac, ze tekst, ktory sklasyfikowalismy jako mniej sprzedawalny, sprzedaje sie bardzo dobrze i odwrotnie. Ale jak ktos wydal u nas 2, 3 czy wiecej ksiazek widac, jaki ma potencjal. Wczesniej to jedynie prognozy.

Pozdrawiam

[ Dodano: Pią 30 Mar, 2012 ]
Mich'Ael pisze:
Novae Res pisze:W naszym wydawnictwie istnieje jednak jeszcze taki model (zresztą bardzo popularny), w którym koszty wydania książki dzielone są między wydawcę a autora. W takim przypadku autor wkłada własne środki w wydanie książki, co znacznie zmniejsza ryzyko wydawnictwa w kontekście ewentualnej porażki finansowej, ale w zamian za to autor nie przenosi autorskich praw majątkowych na wyłączność wydawnictwa. W praktyce oznacza to, że może w każdej chwili czerpać samodzielnie zyski z dzieła bądź zaproponować jego wydanie innemu wydawnictwu.
Brzmi interesująco, naprawdę. Pozostaje jedno pytanie - a właściwie to kilka pytań w jednym - o szczegóły. Czyli ile taka rozrywka kosztuje i w w jakim mniej więcej nakładzie są wydawane książki współfinansowane przez autora? Byłbym wdzięczny za te informacje.

Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że autor przenosi autorskie prawa majątkowe na wydawnictwo także przy współfinansowaniu... A tu proszę, jednak nie.
Koszt takiej rozrywki uzalezniony jest od wielu czynnikow - potencjalu tekstu, jakosci dostarczonego materialu i zwiazanymi z tym pracami redakcyjnymi i korektorskimi, trudnosc skladu tekstu (DTP), planowana dystrybucja i promocja. Minimalny naklad poczatkowy, jaki sie u nas ukazuje, to 400 egzemplarzy. To wystarcza, aby zaspokoic pierwsze zapotrzebowanie dystrybutorow - Azymutu, Olesiejuka, L&L (w tym Empik), Wikru i Edypa, zostaje tez troche na zaczytanych.pl plus okolo 20-30 egzemplarzy na cele promocyjne. Naklad poczatkowy to jednak tylko preludium. Najbardziej zalezy nam na dodrukach. Jak pierwsze zatowarowanie chwyta, to pojawiaja sie kolejne zamowienia z rynku - to jest nasz glowny plus - to, co sie sprzedaje drukujemy blyskawicznie i uzupelniamy zapotrzebowanie magazynow.

Autor, tak jak napisalem wczesniej, przy wspolfinansowaniu przenosi autorskie prawa majatkowe na wydawnictwo - bez tego wydawnictwo nie moze dokonywac sprzedazy ksiazek. Nie przenosi ich jednak na wylacznosc, czyli dalej dowolnie nimi dysponuje. Udziela jedynie wydawnictwu niewylacznej licencji na wykorzystywanie dziela na czas trwania umowy.

Pozdrawiam

[ Dodano: Pią 30 Mar, 2012 ]
Romek Pawlak pisze:
Mich'Ael pisze:Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że autor przenosi autorskie prawa majątkowe na wydawnictwo także przy współfinansowaniu... A tu proszę, jednak nie.
Nie ma się czym podniecać. Wielkiego pola manewru ci to nie daje, żaden poważny wydawca w typie Nasza Księgarnia, Znak, WL czy Prószyński od sprawdzenia, czy masz w ręku wszystkie prawa, zaczyna rozmowę o przyjęciu tekstu do druku.
Realnie daje to tylko szansę na wydanie samemu ebooka :)
Romku,

nie jest to prawda. W przypadku niewylacznego przekazania autorskich praw majatkowych wydawnictwu, czyli udzielenia niewylacznej licencji, autor dalej wszystkie prawa zachowuje w reku.

Pozdrawiam

87
Novae Res pisze:Mniej ryzykowne sa ksiazki dla kobiet, ktore sa glownymi kupujacymi, dobre kryminaly, thrillery, najslabiej sprzedawalne sa smutne i depresyjne obyczajowki (jakkolwiek niosace czesto wielka wartosc poznawcza), poezja (ktorej w ogole nie wydajemy), no i jakies takie filozoficzne rozwazania.
A co z fantastyką? Jest taki tekst w przedostatnim SF - "Po deszczu każdy wilk śmierdzi mokrym psem" Anety Jadowskiej. Autorka planuje całą sagę. Są elementy i kryminału, i literatury kobiecej, jest humor... ale to jest fantastyka. Jak ocenilibyście takie połączenie? Jak w ogóle wygląda sytuacja w przypadku rozmaitych hybryd gatunkowych? I jeszcze: skoro mile widziana jest literatura "lekka", to jaki typ humoru najlepiej się sprzedaje? Czy np. absurd dobrze rokuje, czy raczej nie (zakładając, oczywiście, że byłby dobrej jakości)? Czy prawdą jest, że czytelnicy wolą powieści, niż zbiory opowiadań? I ostatnie pytanie: jakie są Wasze bestsellery (konkretne tytuły, przy których trafiliście w dziesiątkę)?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

88
Novae Res pisze:Jak pierwsze zatowarowanie chwyta, to pojawiaja sie kolejne zamowienia z rynku - to jest nasz glowny plus - to, co sie sprzedaje drukujemy blyskawicznie i uzupelniamy zapotrzebowanie magazynow.
Tym razem na czyj koszt?
Thana pisze:I ostatnie pytanie: jakie są Wasze bestsellery (konkretne tytuły, przy których trafiliście w dziesiątkę)?
Albo inaczej: ile najwięcej egzemplarzy sprzedaliście jednego tytuły wydanego w trybie POD?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

89
Novae Res pisze:
Romek Pawlak pisze:
Mich'Ael pisze:Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że autor przenosi autorskie prawa majątkowe na wydawnictwo także przy współfinansowaniu... A tu proszę, jednak nie.
Nie ma się czym podniecać. Wielkiego pola manewru ci to nie daje, żaden poważny wydawca w typie Nasza Księgarnia, Znak, WL czy Prószyński w to nie wejdzie. Zacznie od sprawdzenia, czy masz w ręku wszystkie prawa, nim podejmie rozmowę o przyjęciu tekstu do druku.
Realnie daje to tylko szansę na wydanie samemu ebooka :)
Romku,

nie jest to prawda. W przypadku niewylacznego przekazania autorskich praw majatkowych wydawnictwu, czyli udzielenia niewylacznej licencji, autor dalej wszystkie prawa zachowuje w reku.

Pozdrawiam

Nie zrozumieliśmy się chyba :) ja nie napisałem, że autor nie zachowuje praw w takiej sytuacji, bo je zachowuje. Stwierdziłem jedynie, że praktyka wydawców jest taka, że wydawcy, którzy na rynku się liczą, z reguły chcą mieć wyłączne prawo dysponowania tekstem - jeśli więc ktoś ma książkę w NR, to np. Prószyński na pewno jej nie weźmie na zasadach dzielenia praw z NR. Odrzuci, choćby mu się książka podobała, poczeka, aż wygaśnie umowa z NR.
Jeśli jest inaczej, chętnie się dowiem, czekam na przykłady koedycji NR z takimi wydawnictwami :D

To nic osobistego, naprawdę, ale operowanie sloganem o niewyłączności o tyle jest moim zdaniem śliskie, że choć zgrabnie to brzmi, to nie współgra z rzeczywistością wydawniczą...
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

90
Romek Pawlak pisze::
Nie ma się czym podniecać. Wielkiego pola manewru ci to nie daje, żaden poważny wydawca w typie Nasza Księgarnia, Znak, WL czy Prószyński w to nie wejdzie. Zacznie od sprawdzenia, czy masz w ręku wszystkie prawa, nim podejmie rozmowę o przyjęciu tekstu do druku.
Realnie daje to tylko szansę na wydanie samemu ebooka :)
Też tak mi się wydaje. Czy zdarzyło się, że ktoś wydał POD, a później jego książkę zapragnął ktoś wydać po raz drugi, tym razem bez współfinansowania?
W praktyce niewyłączne przekazanie praw majątkowych niczego autorowi nie daje - bo co miałby zrobić z wydaną, obecną na rynku książką? Wysyłać do wydawnictw tzw. tradycyjnych? W jakim celu?

91
Thana pisze:
Novae Res pisze:Mniej ryzykowne sa ksiazki dla kobiet, ktore sa glownymi kupujacymi, dobre kryminaly, thrillery, najslabiej sprzedawalne sa smutne i depresyjne obyczajowki (jakkolwiek niosace czesto wielka wartosc poznawcza), poezja (ktorej w ogole nie wydajemy), no i jakies takie filozoficzne rozwazania.
A co z fantastyką? Jest taki tekst w przedostatnim SF - "Po deszczu każdy wilk śmierdzi mokrym psem" Anety Jadowskiej. Autorka planuje całą sagę. Są elementy i kryminału, i literatury kobiecej, jest humor... ale to jest fantastyka. Jak ocenilibyście takie połączenie? Jak w ogóle wygląda sytuacja w przypadku rozmaitych hybryd gatunkowych? I jeszcze: skoro mile widziana jest literatura "lekka", to jaki typ humoru najlepiej się sprzedaje? Czy np. absurd dobrze rokuje, czy raczej nie (zakładając, oczywiście, że byłby dobrej jakości)? Czy prawdą jest, że czytelnicy wolą powieści, niż zbiory opowiadań? I ostatnie pytanie: jakie są Wasze bestsellery (konkretne tytuły, przy których trafiliście w dziesiątkę)?
Fantastyka to rownorzedny sprzedazowo gatunek wzgledem innych. Ma swoich fanow, wlasne miejsce na polkach ksiegarskich - nie mamy nic przeciwko fantasy. Sa wydawnictwa, ktore specjalizuja sie wlasnie w tym gatunku i dobrze prosperuja - vide Fabryka Slow. Absurd to juz jest pewnego rodzaju nisza i w popularnej swiadomosci jest chyba glownie kojarzony z Monthy Pytonem. Nie chcialbym sie wypowiadac autorytatywnie, poniewaz nie mam dostatecznej wiedzy w tym zakresie. Z moich obserwacji wynika, ze rzeczywiscie czytelnicy wola powiesci niz opowiadania.

Na chwile obecna nie odwazylbym sie powiedziec, ze mamy jakies bestsellery, bo byloby to naduzycie. Jestesmy mlodym wydawnictwem, budujemy marke, pomagamy polskim debiutantom, czyli pracujemy "od podstaw" i na bestsellery przyjdzie czas - do tego dazymy. Zeby wypromowac autora potrzeba czasu. To rzadko kiedy dzieje sie na jednej, dwoch ksiazkach. Mysle, ze jest kilku, kilkunastu autorow, przy ktorych "trafilismy w dziesiatke" i rokuja bardzo dobra sprzedaz na przyszlosc. Ten, kto sledzi poczynania naszego wydawnictwa, bedzie wiedzial o jakich autorow chodzi, ale postanowilismy na forum nie wymieniac nazwisk, bo moze to nie zawsze byc na reke poszczegolnym autorom. Zdradze jedynie, ze na chwile obecna ksiazki tych autorow sprzedaja sie w tysiacach egzemplarzy. Jak dojdziemy do odpowiedniej wysokosci sprzedazy i bedzie mozna mowic o bestsellerze na skale kraju, na pewno sie Panstwu pochwale.

[ Dodano: Nie 01 Kwi, 2012 ]
padaPada pisze:
Novae Res pisze:Jak pierwsze zatowarowanie chwyta, to pojawiaja sie kolejne zamowienia z rynku - to jest nasz glowny plus - to, co sie sprzedaje drukujemy blyskawicznie i uzupelniamy zapotrzebowanie magazynow.
Tym razem na czyj koszt?

Wszystkie dodruki realizowane sa na koszt wydawnictwa.
Thana pisze:I ostatnie pytanie: jakie są Wasze bestsellery (konkretne tytuły, przy których trafiliście w dziesiątkę)?
Albo inaczej: ile najwięcej egzemplarzy sprzedaliście jednego tytuły wydanego w trybie POD?
My nie publikujemy w trybie POD. W ogole zauwazylem, ze sa straszne pomylki, jezeli chodzi o interpretacje znaczenia tego skrotu. Nawet na polskiej Wikipedii sa jakies bzdury, zle przetlumaczone teksty zagraniczne (vide anglojezyczne przypisy do tekstu na polskiej Wikipedii). Moze wiec ja zaczne od zrodla, zeby wyjasnic, czym tak naprawe jest POD. Cytuje anglojezyczna Wikipedie:

Print on demand (POD), sometimes called, in error, publish on demand, is a printing technology and business process in which new copies of a book (or other document) are not printed until an order has been received (which means books can be printed one at a time). "Print on Demand" developed only after digital printing began,[1] because it was not economical to print single copies using traditional printing technology such as letterpress and offset printing.

Many traditional small presses have replaced their traditional printing equipment with POD equipment or contract their printing out to POD service providers. Many academic publishers, including university presses, use POD services to maintain a large backlist; some even use POD for all of their publications.[2] Larger publishers may use POD in special circumstances, such as reprinting older titles that are out of print or for performing test marketing.[3]

Nie tlumacze tekstu na polski, bo zakladam, ze jest on zrozumialy. Powyzsze swiadczy o tym, ze POD to po prostu technologia druku i biznesowe do niego podejscie. Tekst drukowany jest dopiero w momencie, kiedy pojawia sie na niego zapotrzebowanie ze strony nabywcy. Idealnym na to polskim przykladem jest wydawnictwo Zlote Mysli. Oni wydaja glownie w formie e-bookow, ale wybrane tytuly oferuja rowniez w druku - wlasnie na zadanie (print on demand). Ktos zamawia, oni drukuja i wysylaja na podany adres. Ksiazki mozna kupic tylko na ich stronie - nigdzie indziej. Ani w sieciach, ani w ksiegarniach, zadnych sklepach tradycyjnych. Nie drukuja nakladow. To klasyczne POD. Innym przykladem jest projekt Wyczerpane.pl warszawskiej drukarni SOWA. Oni maja katalogi w niektorych ksiegarniach z ksiazkami oraz swoja strone, na ktorej zebrali tytuly, najczesciej takie, ktore juz zostaly wyczerpane na rynku. Jezeli jednak pojawia sie zapotrzebowanie na dany tytul, czytelnik moze go zamowic i oni wowczas go drukuja i wysylaja. I to sa klasyczne przyklady POD. Nie mam pojecia, ile mozna sprzedac w ten sposob, ale wiem, ze Zlote Mysli samych ebookow sprzedaja w tysiacach. Fakt, ze oni maja specyficzna literature - praktyczne poradniki, ksiazki typu Know-How itd.

My drukujemy naklad poczatkowy w wysokosci minimum 400 egzemplarzy i przesylamy do dystrybucji. Jak widzimy, ze dystrybucji zaczyna brakowac egzemplarzy robimy kolejny druk. To nie jest POD, tylko wypracowana przez nas technika, ktora pozwala uniknac wysokich jednorazowych nakladow i zastapic je czestymi szybkim dodrukami. Sprawdza sie to bardzo dobrze, nie zamrazamy kapitalu w papierze, nie wydajemy tak duzych pieniedzy na magazynowanie. Uwierzcie mi Panstwo, ze publikujac ok. 15 tytulow w miesiacu, to sa bardzo duze koszty. Druk to zaden problem, problemem jest sprzedaz nakladu. Skonczyly sie czasy, ze ksiegarz bierze wszystko - jest za duzo nowych tytulow i musi on decydowac, co chce postawic na polce. Dlatego tez nie ma znaczenia, czy wydawnictwo wydrukuje nawet i 5000 egzemplarzy - jak ksiegarz tego nie postawi na polce, to ksiazki leza w magazynie, a potem zasilaja siec "Taniej Ksiazki", gdzie sprzedawane sa po cenie druku. Jaki to ma sens? To psucie rynku.

[ Dodano: Nie 01 Kwi, 2012 ]
Romek Pawlak pisze:
Novae Res pisze:
Romek Pawlak pisze:
Nie ma się czym podniecać. Wielkiego pola manewru ci to nie daje, żaden poważny wydawca w typie Nasza Księgarnia, Znak, WL czy Prószyński w to nie wejdzie. Zacznie od sprawdzenia, czy masz w ręku wszystkie prawa, nim podejmie rozmowę o przyjęciu tekstu do druku.
Realnie daje to tylko szansę na wydanie samemu ebooka :)
Romku,

nie jest to prawda. W przypadku niewylacznego przekazania autorskich praw majatkowych wydawnictwu, czyli udzielenia niewylacznej licencji, autor dalej wszystkie prawa zachowuje w reku.

Pozdrawiam

Nie zrozumieliśmy się chyba :) ja nie napisałem, że autor nie zachowuje praw w takiej sytuacji, bo je zachowuje. Stwierdziłem jedynie, że praktyka wydawców jest taka, że wydawcy, którzy na rynku się liczą, z reguły chcą mieć wyłączne prawo dysponowania tekstem - jeśli więc ktoś ma książkę w NR, to np. Prószyński na pewno jej nie weźmie na zasadach dzielenia praw z NR. Odrzuci, choćby mu się książka podobała, poczeka, aż wygaśnie umowa z NR.
Jeśli jest inaczej, chętnie się dowiem, czekam na przykłady koedycji NR z takimi wydawnictwami :D

To nic osobistego, naprawdę, ale operowanie sloganem o niewyłączności o tyle jest moim zdaniem śliskie, że choć zgrabnie to brzmi, to nie współgra z rzeczywistością wydawniczą...
Byc moze, ze tej samej ksiazki nie bedzie chcialo wziac, ale jakby prawnie nic nie stoi temu na przeszkodzie. No ale tutaj raczej korzysci widzialbym inne. Zalozmy, ze taki Proszynski zainteresuje sie tworczoscia Autora, spodoba mu sie pierwsza ksiazka i chce przejac wylaczna licencje do drugiej. Wowczas Autor, dysponujac dalej prawami do swojej pierwszej ksiazki, ma pelne prawo wykorzystywania jej do promocji tej drugiej. Moze dowolnie publikowac fragmenty, prowadzic odczyty glosowe, slowem nie musi o nic pytac wydawnictwa ani prosic o zgode. Co wiecej, moze np. samodzielnie sprzedawac swoja pierwsza ksiazke, moze zrobic audiobooka itp. A zainteresowanie wydawanymi przez nas debiutami ze strony innych wydawnictw jest spore. Przykladowo (to akurat nie jest zadna tajemnica) debiutujaca u nas autorka "Zamowienia z Francji" swoja nowa ksiazke publikuje w "Naszej Ksiegarni" ("Dworek pod lipami", czerwiec 2012 - info z oficjalnej strony wydawnictwa NK) czy przyklad autorki debiutujacej u nas powiescia "Uciec przed cieniem", ktora opublikowala wlasnie nowa powiesc pt. "Uklad z Panem Bogiem" w Replice. Ja nie jestem prawnikiem, wiec moja wiedza jest na pewno ograniczona, ale widze duze korzysci w nieoodawaniu wydawnictwu praw na wylacznosc.[/fade]

[ Dodano: Nie 01 Kwi, 2012 ]
Romek Pawlak pisze:
Novae Res pisze:Jestesmy bodaj jedynym wydawnictwem, ktore prowadzi z Wami jakikolwiek dialog, nie potraficie nawet tego uszanowac.[/fade]
Abstrahując od reszty zagadnień, prosiłbym jednak nie popadać w demagogię. Wydawców, którzy podjęli rękawicę i dyskutują ze swoimi czytelnikami oraz, bywa, autorami, nie brakuje. Jedni mają własne fora, inni np. postawili na profile facebookowe.

Natomiast pozwolę sobie w ramach merytorycznej wymiany myśli zauważyć, że większości potencjalnych autorów nie zachwyca fakt, iż NR oczekuje współfinansowania. Autorom zasadniczo chodzi bowiem nie o to, aby do swej twórczości dopłacali, ale wręcz przeciwnie: aby ktoś im za nią zapłacił :)
Nie zauwazylem, aby jakiekolwiek inne wydawnictwo rozmawialo z autorami na tego typu forach, jak np. Weryfikatorium, Wydawnictwa i ich obyczaje itd. Fora zakladane przez wydawcow czy profile na FB (ktore rowniez i nasze wydawnictwo posiada) to nie jest to samo. Tam w kazdej chwili mozna skasowac niewygodna wypowiedz. Chodzilo mi tylko o to, a nie o szeroko rozumiana komunikacje miedzy Wydawca a otoczeniem biznesowym.

My tez bysmy woleli od razu placic wszystkim autorom, ale z roznych racji, o ktorych pisalem na tym forum, nie utrzymalibysmy tego finansowo.

Pozdrawiam

Wróć do „Wydawnictwa”

cron