Gra Endera

1
Obrazek

Dużo czytam. Bardzo dużo. Uczęszczam do biblioteki średnio trzy razy w tygodniu, wypożyczając około czterech, pięciu książek tygodniowo. Tak było zawsze. Jestem bibliofilem, w najczystszym tego słowa znaczeniu - gdybyście rozcięli mnie na pół, ze środka wysypałyby się przetrawione przez lata litery.
Czemu to piszę. Chcę wyjaśnić jedną rzecz - "Gra Endera" która wyszła spod pióra Orsona Scotta Carda jest bezsprzecznie najlepszą książką, jaką w życiu czytałem. Bez kitu, to nie żart, ani pomyłka. "Gra Endera" to niedościgniony wzór, do którego żadna z innych znanych mi pozycji nie zdołała się nawet zbliżyć. Wiem, że to tylko moja czysto subiektywna ocena... Z tym, że nie tylko moja. Tak twierdzi bardzo dużo osób.

Obrazek

Fabuła... Bardzo trudno opisać tę książkę - ilekroć to robię, w moich ustach historia brzmi śmiesznie i naiwnie. Oto bowiem mamy inwazję kosmitów-robali na ziemię, los całego świata spoczywający w rękach małego chłopca, którego dorośli chcą postawić na czele galaktycznej armii... Brzmi jak fantastycznonaukowa wersja Harry'ego Pottera, prawda?
Spróbujmy jednak raz jeszcze. Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości. Pojedynczy statek kosmitów (zwanych później Robalami, a jeszcze później - Formidami) zawisł nad Chinami. Nim udało się zneutralizować wrogą jednostkę, poczyniła ona ogromne zniszczenia. Tak w skrócie można przedstawić dzieje Pierwszej Inwazji.
Druga Inwazja rozpoczęła się kilkanaście lat później i była ona regularną wojną toczącą się w przestrzeni kosmicznej. Ludzkość musiała przegrać. Musiała. Zdarzył się jednak cud, a to za sprawą geniusza taktycznego Mazera Rackhama, któremu udało się zniszczyć flagowy okręt robali wraz ze znajdującą się nim królową kopca. Bez niej wszyscy inni Robale zamarli, jak ciało pozbawione mózgu.
Ludzkość poczyniła przygotowania na okazję Trzeciej Inwazji. Przede wszystkim utworzono Hegemonię, będącą czymś w rodzaju Unii Europejskiej, tyle, że obejmującej cały świat i sprawującej bardziej radykalne rządy. Wprowadzono prawo populacyjne zabraniające posiadania więcej, niż dwójki dzieci (prawu temu jawnie sprzeciwiło się wiele narodów, m.in Polska). Rosja utworzyła nowy Układ Warszawski, Ameryka zaś wyraźnie odseparowała się ekonomicznie i gospodarczo od reszty świata. Tym niemniej wszystkie narody zawiązały współpracę, tworząc Międzynarodową Flotę, której częścią jest Szkoła Bojowa, mająca na celu szkolenie strategów i żołnierzy, którzy w przyszłości poprowadzą Flotę do walki z Robalami.
Armii potrzebny jest jednak dowódca. I tu właśnie zaczyna się "Gra Endera".

Obrazek

Młody Andrew "Ender" Wiggin jest trzecim (to ważne bowiem, jak pamiętamy, prawo pozwala na tylko dwójkę dzieci) synem Theresy i Jana Pawła Wigginów. Rząd przekonał Wigginów do poczęcia i wychowania trzeciego dziecka z powodu jego rodzeństwa, które rokowało znaczne nadzieje. Peter Wiggin, najstarszy z trójki rodzeństwa mógłby być wyśmienitym strategiem - kto wie? może nawet dowódcą - gdyby nie jego wrodzona skłonność do okrucieństwa. Siostra Endera i Petera, Valentine, była zaś zbyt łagodna i asertywna, co sprawiło, że także nie przeszła testów do Szkoły Bojowej. Ender miał więc być połączeniem cech obu rodzeństwa.

Obrazek

Kiedy Ender trafia do Szkoły Bojowej, od razu rzucony zostaje na głęboką wodę - nauczyciele (pułkownik Graff i major Anderson) w przebiegły sposób izolują chłopca od reszty uczniów, nie chcąc, by zaadaptował się do systemu. Ponadto rozmyślnie rzucają mu kłody pod nogi, narażając nawet na śmierć, wszystko to jednak w białbych rękawiczkach i zgodnie z protokołem. Nie pozwalają mu nawet się poddać (w momencie załamania nerwowego Endera, Graff za pomocą szantażu psychologicznego wymusza na Valentine napisanie do niego listu, co sprawia, że Ender na powrót zasiada do gry). Ważnym czynnikiem jest też tak zwana Gra Fantasy - prosta zręcznościówka, za pomocą której nauczyciele obserwują rozwój psychologiczny uczniów. Na jednym z poziomów gry można natknąć się na minigrę pod tytułem Napój Olbrzyma, w której tytułowy gigant proponuje bohaterowi dwa napoje - niezależnie od wyboru, gracz wypija niewłaściwy, ginąc w straszliwy sposób. W teorii program miał obrazować, na ile uczniowie posiadają zmysł doświadczenia i jak szybko rezygnują z bezsensownych zachowań. W teorii. Bowiem w praktyce Enderowi udało się naruszyć strukturę gry na tyle, by ją przejść i pokonać poziom zwany Napojem Olbrzyma.

Obrazek

W tym momencie zakończę spoilery, jeszcze chwila bowiem i streściłbym całą zaskakującą i wielopoziomową fabułę.
Pojawia sie zatem pytanie - na czym polega fenomen tej powieści?
Przede wszystkim - fabuła. Rozsądna i dobrze przemyślana, znalazło sie w niej wszystko, co powinno - ani mniej, ani więcej. Po drugie - bohaterowie. Choć w głównej mierze są nimi małe dzieci, to jednak są to dzieci genialne, starannie wyselekcjonowane spośród innych rówieśników. Wyjątkowe. Tym niemniej, wciąż są to jednak dzieci, więc osoby mające charakter nieco socjopatyczny, impulsywny i kierujący się prostymi zachciankami i uczuciami, co nadaje książce niesamowitego smaku - nie mamy bowiem do czynienia ani z dorosłymi ani z dziećmi, tylko z osobliwą mieszanką obu tych grup wiekowych. Bohaterowie wyposażeni są w wielopoziomową psychikę. Ender to geniusz, który wie, że inni nim manipulują, wciąż jednak na to pozwala mając na uwadze przyszły cel - zwycięstwo w wojnie. Jego brat, Peter, zgorzkniały dzieciak ze zranioną ambicją, który wciąż stara się wykazać swoją wyższość nad Enderem - w tym celu ukrywa się pod pseudonimem Loke i dzięki potędze Internetu zostaje wziętym politykiem. Valentine, która
pomaga Peterowi, w niejasnym poczuciu zdrady wobec Endera. Groszek, jeden z chłopców należących do Armii Smoka, małego oddziału w Szkole Bojowej, którego dowódcą jest Ender - Groszek to czupurny i buntowniczy chłopiec, dorównujący Enderowi inteligencją, który w końcu zostaje jego przyjacielem.
Wśród dorosłych też mamy ciekawe charaktery - choć tylko dwa. Są to wymienieni już nauczyciele Endera, podstarzali cynicy, którym cierpienie Endera nie przysłania wyższego celu, choć istotnie, odczuwają do siebie pewien wstręt za to, co robią, do czego muszą się posunąć, by wyszkolić Endera.

Obrazek

To nie jest tylko science-fiction. Gra Endera to też (a może nawet - przede wszystkim) moralitet, okazujący cierpienie jednostki, w której pokładanych jest tyle nadziei, jednostki manipulowanej i dręczonej, wciąż wystawianej na kolejne próby, by mieć pewność, że nie zawiedzie podczas próby najważniejszej. Introspekcje postaci "Gry Endera" to ważna część książki, niesamowicie wciągające, rozterki bohaterów są tak nam bliskie, że automatycznie zaczynamy im współczuć, zgadzać się z nimi (albo i nie), kibicować im i z zapartym tchem obserwować, jak potoczą się ich losy. Ważną zaletą tej książki jest też to, że... Uczy myśleć. Tak, naprawdę. Obserwując tok myślenia bohaterów sami uczymy się myśleć w podobny sposób, rozkładać problem na czynniki pierwsze, podchodzić do niego w sposób niekonwencjonalny, zauważać możliwe alternatywy i ich możliwe implikacje. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że po lekturze "Gry Endera" mój poziom IQ podskoczył o kilka kresek.

Obrazek

Kiedy już zapoznacie się z "Grą Endera", polecam przeczytać też jej paralelę (książkę równoległą) pod tytułem "Cień Endera", w której akcja obserwowana jest z perspektywy Groszka. Niestety, kolejne części cyklu są już tylko rzadkimi popłuczynami go "Grze", z małym wyjątkiem dla "Mówcy Umarłych" który mimo oczywistych związków z "Grą" (ten sam główny bohater) odchodzi od niej tak daleko, jak to tylko możliwe.
Polecać "Grę Endera" to trochę tak, jakby polecać orgazm. Wszyscy wiedzą, że dobre, więc nie trzeba nawet o tym wspominać. Trudno to opisać, choć przeżycia z tym związane są silne i niesamowite. :)
Radzę, naprawdę radzę. Bez tej książki moje życie byłoby o wiele uboższe.

W artykule wykorzystano fragmenty komiksów z cyklu "Ender's Game" i "Ender's Shadow"

2
Gry Endera nie czytałem, ale miałem w planach... teraz już muszę przeczytać. O.S Carda zawsze podziwiałem i zastanawiam się jakim cudem taki pisarz nie jest szeroko znany (albo raczej - znany poza swoim środowiskiem). Najlepsza z przeczytanych jego książek - "Mistrz Pieśni". Arcydzieło.

Wszystkich gorąco zachęcam do lektury.

3
Lata temu przeczytałem Grę Endera, Mówcę Umarłych i Ksenocyd i nawet mi się wtedy to podobało... dość rzec, że było to moje pierwsze spotkanie z sci-fi. Ale nie wyobrażam sobie wrócić do tego teraz.

Po takim opisie jaki zaserwował autor tematu można by odnieść wrażenie jakbyśmy mieli do czynienia z nie wiadomo jak poważnym i głębokim dziełem sci-fi, a w tym przypadku nie mamy. Porównywanie Gry Endera do Harry'ego Pottera jest dużo bardziej uzasadnione, niż na przykład do Łowcy Androidów (P.K.D.), czy choćby banalnego Neuromancera (W.G.). Różnica między Grą Endera a tym ostatnim wciąż jest bardziej porównywalna do tej jaka istnieje między Harrym Potterem a na przykład sagą o Wiedźminie. Nie wspominając o tym, że zaliczanie Gry Endera do tego samego gatunku co którakolwiek z powieści Dicka to kolejny przykład jak problematyczna może być wielorakość sci-fi.

Nie ujmując Grze Endera, to książka dla dzieci i należałoby o tym wspomnieć. Sądząc po stylu wypowiedzi, autorze tematu, możesz być odpowiednim odbiorcom takiego sci-fi ale podejrzewam, że pewnego dnia albo zdasz sobie sprawę z głupoty tego gatunku, albo trafisz na coś z poważniejszej części nurtu. Ja akurat takiego szczęścia nie miałem i wiele lat żyłem w przeświadczeniu właśnie o tym, że sci-fi to taki gatunek dla 14-latków. Stąd może moje oburzenie, hehe.

[ Dodano: Pią 18 Gru, 2009 ]
odbiorcą* (późno jest)

4
Tadeusz Nowak pisze:Po takim opisie jaki zaserwował autor tematu można by odnieść wrażenie jakbyśmy mieli do czynienia z nie wiadomo jak poważnym i głębokim dziełem sci-fi, a w tym przypadku nie mamy.
Mamy. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy (w końcu książkę czytałeś "lata temu", ale "Gra Endera" operuje na tylu poziomach literackich, że dopiero po głębszym wczytaniu się w to dzieło uświadamiamy sobie, jak misternie zostało skonstruowane.

Różnica między Grą Endera a tym ostatnim wciąż jest bardziej porównywalna do tej jaka istnieje między Harrym Potterem a na przykład sagą o Wiedźminie. Nie wspominając o tym, że zaliczanie Gry Endera do tego samego gatunku co którakolwiek z powieści Dicka to kolejny przykład jak problematyczna może być wielorakość sci-fi.
Tu, przyznam się szczerze, nie rozumiem Twojej wypowiedzi. "Gra Endera" to powieść psychologiczna osadzona w uniwersum sci-fi.
Nie ujmując Grze Endera, to książka dla dzieci i należałoby o tym wspomnieć.
CO? Przepraszam, ale to, co przed chwilą powiedziałeś, to najczystszej wody głupota. Owszem, książka jest bardzo chętnie czytana przez młodzież, jednak pod żadnym pozorem nie można jej określić mianem "książki dla dzieci". Widać, że czytałeś mało uważnie i w interpretacji pozostałeś na najniższym, powierzchownym poziomie. Bo jak "dziecko" ma niby zinterpretować "wizje" Endera, których ten doświadcza podczas Gry Fantasy? Jak dziecko ma zrozumieć zasadę uskoku filotycznego i ansibla? Jak dziecko zorientuje się w psychologicznych zagrywkach Graffa względem uczniów Szkoły Bojowej z Enderem na czele? Jak dziecko zrozumie polityczne implikacje działań Demonstenesa i Locke'a? Jak dziecko zrozumie zasadę działania Małego Doktora (to jest akurat proste)? Książka, w której jeden dziewięciolatek z pełną premedytacją dokonuje brutalnego mordu na innym dziewięciolatku jest według ciebie książką dla dzieci?
Sądząc po stylu wypowiedzi, autorze tematu, możesz być odpowiednim odbiorcom takiego sci-fi ale podejrzewam, że pewnego dnia albo zdasz sobie sprawę z głupoty tego gatunku, albo trafisz na coś z poważniejszej części nurtu.
Drogi autor ma 19 lat i nurt sci-fi zna wyjątkowo dobrze. Zna dzieła Dicka, Dicksona, Lema, Harrisona, Dukaja, Herberta i całej rzeszy autorów parających się fantastyką naukową. I nie uznaje czegoś takiego, jak "głupota gatunku" bowiem w każdym literackim nurcie da się stworzyć coś oryginalnego, nowatorskiego i przełamującego schematy - ot, choćby "1984" Orwella, które przecież w najczystszym, pierwotnym sensie jest sf, dopiero krytycy nie potrafiący zdzierżyć tego, że tak poważna książka jest częścią tak "mało poważnego" gatunku, zaczęli mieszać coś w jej semantyce.

5
Widzę, że rozumiesz też nie każdą cytowaną przez Ciebie wypowiedź. Przesadzasz nieco mówiąc, że Gra Endera to powieść psychologiczna. Przyznam szczerze, że nawet po egzaltacji z pierwszej wypowiedzi nie spodziewałem się podobnych rzeczy. Weźmy proste doświadczenie, najprostszy przykład: "Zbrodnia i kara" (chyba wciąż jest lekturą w średnich więc zakładam, że czytałeś) oraz "Gra Endera". Mam nadzieję, że zgodzisz się, że jest między tymi książkami przepaść jeśli chodzi o głębię analizy psychologicznej. Inaczej chyba nie mamy o czym dyskutować.

Myślę, że nawet książki Milana Kundery są bardziej powieściami psychologicznymi, niż Gra Endera.

A na pewno Hermana Hesse.
Widać, że czytałeś mało uważnie i w interpretacji pozostałeś na najniższym, powierzchownym poziomie.
To nie takie oczywiste. Może po prostu czytałem książki o bardziej złożonej, wielopoziomowej treści? Zdaje się, że Eco jest dobrym przykładem wielopoziomowości przekazu utworu. Chyba lepszego przykładu teraz nie wymyślę, ale mam nadzieję, że taki bibliofil jak Ty też coś takiego przeczytał. Chyba, że czytałeś ale mało uważnie i w interpretacji pozostałeś na najniższym, powierzchownym poziomie.
Bo jak "dziecko" ma niby zinterpretować "wizje" Endera, których ten doświadcza podczas Gry Fantasy? Jak dziecko ma zrozumieć zasadę uskoku filotycznego i ansibla? Jak dziecko zorientuje się w psychologicznych zagrywkach Graffa względem uczniów Szkoły Bojowej z Enderem na czele? Jak dziecko zrozumie polityczne implikacje działań Demonstenesa i Locke'a? Jak dziecko zrozumie zasadę działania Małego Doktora (to jest akurat proste)?
Stawiając pytania w ten sposób można by pytać jak dziecko zrozumie paradoks czasowy w serii filmów Terminator i psychologiczne zagrywki maszyn względem ludzi. Jeśli coś jest wystarczająco dobrze przedstawione i nieco spłycone... to naprawdę nie widzę problemu. Polityczne implikacje działań Demostenesa i Locke'a są z tego co pamiętam tak przejaskrawione i nierealistyczne, dziwię się że o tym w ogóle wspominasz.
Książka, w której jeden dziewięciolatek z pełną premedytacją dokonuje brutalnego mordu na innym dziewięciolatku jest według ciebie książką dla dzieci?
W Harrym Potterze też się leje krew.
Drogi autor ma 19 lat i nurt sci-fi zna wyjątkowo dobrze. Zna dzieła Dicka, Dicksona, Lema, Harrisona, Dukaja, Herberta i całej rzeszy autorów parających się fantastyką naukową. I nie uznaje czegoś takiego, jak "głupota gatunku" bowiem w każdym literackim nurcie da się stworzyć coś oryginalnego, nowatorskiego i przełamującego schematy - ot, choćby "1984" Orwella, które przecież w najczystszym, pierwotnym sensie jest sf, dopiero krytycy nie potrafiący zdzierżyć tego, że tak poważna książka jest częścią tak "mało poważnego" gatunku, zaczęli mieszać coś w jej semantyce.
Tylko komu w tym momencie odpowiadasz. Oczywiście, uważam że 1984 Orwella też można uznać za sci-fi i chyba właśnie o to mi chodziło kiedy mówiłem o poważniejszej części nurtu. Lema akurat nie za bardzo lubię czytać, ale też dałoby się niektóre jego książki określić mianem poważnego sci-fi (na marginesie szkoda, że ta powaga często ogranicza się do siania socjalistycznej propagandy). O Dicku właśnie już wspominałem.

Tym bardziej dziwię się skąd zachwyt Grą Endera :)

6
Tadeusz Nowak pisze:Widzę, że rozumiesz też nie każdą cytowaną przez Ciebie wypowiedź. Przesadzasz nieco mówiąc, że Gra Endera to powieść psychologiczna. Przyznam szczerze, że nawet po egzaltacji z pierwszej wypowiedzi nie spodziewałem się podobnych rzeczy. Weźmy proste doświadczenie, najprostszy przykład: "Zbrodnia i kara" (chyba wciąż jest lekturą w średnich więc zakładam, że czytałeś) oraz "Gra Endera". Mam nadzieję, że zgodzisz się, że jest między tymi książkami przepaść jeśli chodzi o głębię analizy psychologicznej. Inaczej chyba nie mamy o czym dyskutować.
Tu się zgodzę, widzę jednak inną przepaść - między nami. Dla mnie powieść musi przede wszystkim wciągnąć czytelnika, przesłanie przekazując mu mimochodem. Nieobca jest mi "Zbrodnia i kara" - nudna jak flaki z olejem. Powieść musi odurzać, a nie odrzucać. Wciągnąć czytelnika, wessać go w świat przedstawiony. Dopiero gry już przykuje uwagę czytelnika, może zacząć przekazywać mu pewne złożone prawdy.
To nie takie oczywiste. Może po prostu czytałem książki o bardziej złożonej, wielopoziomowej treści? Zdaje się, że Eco jest dobrym przykładem wielopoziomowości przekazu utworu. Chyba lepszego przykładu teraz nie wymyślę, ale mam nadzieję, że taki bibliofil jak Ty też coś takiego przeczytał. Chyba, że czytałeś ale mało uważnie i w interpretacji pozostałeś na najniższym, powierzchownym poziomie.
Eco? Faktycznie, nie mogłeś wymyślić lepszego przykładu - pierwsze 100 stron "Imienia Róży" jest chyba testem cierpliwości czytelnika. Patrz wyżej - czytelnik nie przyswoi sobie pewnych treści i przesłania, jeśli podczas lektury wpada w pośredni stan REM.
Stawiając pytania w ten sposób można by pytać jak dziecko zrozumie paradoks czasowy w serii filmów Terminator i psychologiczne zagrywki maszyn względem ludzi. Jeśli coś jest wystarczająco dobrze przedstawione i nieco spłycone... to naprawdę nie widzę problemu. Polityczne implikacje działań Demostenesa i Locke'a są z tego co pamiętam tak przejaskrawione i nierealistyczne, dziwię się że o tym w ogóle wspominasz.
Porównujesz "Gry" i "Terminatora"? Poważnie? Może jeszcze do "Zmierzchu", pójdź na całość! A w ogóle sugestia, że w "Grze Endera" wydarzenia i pewne aspekty są spłycone i uproszczone, zakrawa na kuriozum. Żeby nie być gołosłownym, podam tu jeden przykład. Uprzedzam - spoilery!

Ender gra w Grę Fantasy, która w impresjonistyczny sposób analizuje jego psychikę. Ostatni poziom gry, Koniec Świata, to wieża, w której znajduje się wąż i lustro, w którym Ender widzi swojego znienawidzonego brata Petera. Cokolwiek chłopiec zrobi, czegokolwiek nie spróbuje - jego komputerowy awatar ginie. Dopiero interwencja jego siostry (który przysyła mu list z zapewnieniami, że chłopiec wcale nie jest taki, jak Peter) sprawia, że Ender przechodzi ten etap - zamiast zabijać węża, całuje go. Gad przekształca się w jego siostrę, która bierze go za rękę i razem patrzą w lustro, gdzie widzą smoka i jednorożca.
Mnogość interpretacji tego fragmentu jest ogromna. Przede wszystkim - dlaczego Koniec Świata? Czy Ender pragnie Armageddonu? A może chce skończyć ze swoim dotychczasowym życiem, z krzywdzeniem innych dzieci? Albo coś jeszcze innego? A wąż, będący symbolem zdrady? Tu możemy założyć, że jest on symbolem Valentine, jego siostry, którą podświadomie i irracjonalnie oskarża o opuszczenie, choć nie jest to jedyna interpretacja. A lustro? Ender boi się, że jest taki, jak sadystyczny Peter? Czy też wie, iż musi się taki stać, by wygrywać, co budzi jego głęboki sprzeciw? A może podświadomie dąży to tego by się nim stać, ponieważ brat jest dla niego symbolem władzy i siły? I w końcu - czemu smok i jednorożec? Smok jest symbolem siły, a jednorożec - odradzającej się nadziei, choć nie są to jedyne możliwości. Interpretatorzy mają tu pełne pole do popisu.
W tej książce nie ma nic przypadkowego, wszystkie elementy składają się w misterny ciąg, mozaikę, którą wciąż można odczytywać na różne sposoby. Tak, wciąż uważam, że nie zrozumiałeś, bądź zbagatelizowałeś "Grę Endera".
W Harrym Potterze też się leje krew.
Tak... Źli zabijają dobrych, dobrzy złych - jak w każdej bajce. Harry'ego Pottera znam do bodaj 5 tomu (bo ile można czytać cykl, w którym każda książka jest oparta na takim samym schemacie?) i nie ma w niej niczego, co choćby równało się z bójką Endera i Stilsona czy starciem z Bonzem. Choć na pozór te wydarzenia są mało spektakularne, to przecież Ender jest dzieckiem, który zabił inne dziecko. Nie chciał tego, budziło to jego głęboki sprzeciw, ale zrobił to, ponieważ musiał to zrobić. Nie zawahał się, choć mógł zawołać nauczycieli, mógł uciekać. Ale to byłoby odwlekanie wyroku, w końcu bo go dorwali. Harry w takiej sytuacji skończyłby jako mokra plama na ścianie, bo dzieciak z blizną na czole jest bohaterem, a bohaterowie tak właśnie kończą. Ender nie jest bohaterem - jest strategiem, który najpierw sprowokował przeciwnika w ten sposób, by ten musiał walczyć z nim jeden na jednego, a potem wykorzystał całą swoją przebiegłość i wszystkie przewagi, żeby dotkliwie pobić przeciwnika. Nie przepędzić czy dać mu nauczkę - bo pokonany przeciwnik wróciłby z przyjaciółmi i nie dał się więcej sprowokować. Ender musiał pobić go tak, by strach przed nim stłumił chęć odwetu. Nie powodował nim gniew czy strach, a chłodna kalkulacja. I to jest właśnie wstrząsające i przemawiające do wyobraźni.

"Gra Endera" jest wielkim dziełem i tego zdania będę bronił do grobowej deski.

7
Czuję się osobiście dotknięty stwierdzeniem, że jako dziecko nie rozumiem co to jest dobra i zła lektura. Jako "dziecko" uważam, że nie zmienię zdania co do Carda. Również naczytałem się Lema, Orwella, Dicka i paru innych. Czytałem też przytoczone dzieło Eco, oraz "Zbrodnię i Karę". I absolutnie zgadzam się z Misiaelem - jeżeli komuś brakuje (wiedzy? przenikliwości?) żeby zobaczyć w SF coś poza bajką dla dzieci to już nie moja wina. Lema też możemy odczytać jak opowiadanko o łażących kupach złomu, rakietach czy "dziwnych stworach", ale nie o to chodzi. Głębia książki nie wynika ze stopnia zagmatwania fabuły, ale raczej z przekazania jak najprostszym (przystępnym) językiem właśnie owych "kilku poziomów".
Nie czytałem? Być może, ale wnioskuję po kilku innych książkach tego autora.


btw. A Sapkowskiego przyrównujesz do Goethego?

1986: Nebula i Hugo za najlepszą powieść (Gra Endera) - fakt, za książkę dla dzieci :)

8
Ja nie wiem jak wy docieracie na te wyższe poziomy przekazu skoro najprostszego zdania nie jesteście przyswoić. Nie wnikam czy dla kogoś powieść psychologiczna jest nudą i flakami z olejem czy nie. Mówię tylko, że powieść psychologiczna to powieść psychologiczna a Gra Endera z tym gatunkiem nie ma nic wspólnego. Ale to tylko jeden z przykładów niezrozumienia, a ja osobiście nie widzę sensu przytaczania kolejnych, bo dyskusja nie ma żadnego sensu, jeśli do kogoś nie dociera, co się napisało. Naprawdę przykro mi teraz, że w ogóle wdałem się w tę dyskusję. Idę poczytać Flaki. Z olejem :)

9
Drogi Tadku, nie chodzi o to, czy ktoś rozumie, czy nie. Chodzi tylko i wyłącznie o Twoje irytujące wypowiedzi eks katedra, w stylu: "tylko ja wiem, co to jest prawdziwa literatura, a to co wy czytacie, to dziecinada i gówniarstwo, bo zapewne dzieciakami i gówniarzami jesteście."

Mam na myśli takie wypowiedzi jak:
Tadeusz Nowak pisze:Nie ujmując Grze Endera, to książka dla dzieci i należałoby o tym wspomnieć. Sądząc po stylu wypowiedzi, autorze tematu, możesz być odpowiednim odbiorcom takiego sci-fi ale podejrzewam, że pewnego dnia albo zdasz sobie sprawę z głupoty tego gatunku, albo trafisz na coś z poważniejszej części nurtu.
Mówiąc inaczej. Twoja wypowiedź nie jest niczym innym, jak nadymaniem egona. Gdyby nie ostatni akapit, to wszystko było ok - powiedziałeś co uważasz w sposób kulturalny i być może masz nawet rację. Ale końcówka była niska. Równie dobrze możesz napisać ślepemu: "pewnie twój świat wewnętrzny jest bardzo rozległy, bo cóż ci zostało, ale kto wie, może kiedyś, gdy nauka się rozwinie, uda się wyleczyć twoją ślepotę i zobaczysz drzewa i ich soczyste kolory, tak jak ja."

Bo czemu innemu służyła ta końcówka, jeśli nie dowartościowaniu się?
Leniwiec Literacki
Hikikomori

10
Tadeusz Nowak pisze:Naprawdę przykro mi teraz, że w ogóle wdałem się w tę dyskusję.
Ja pochodzę ze "starej szkoły" dyskusji internetowych (wówczas jeszcze wyłącznie usenetowych) i uważam, że niesprawiedliwa była ta osobista wycieczka:
Tadeusz Nowak pisze:pewnego dnia albo zdasz sobie sprawę z głupoty tego gatunku, albo trafisz na coś z poważniejszej części nurtu.
gdyż zasadą jest, że dyskutujemy z argumentami, jednocześnie nie osądzając osoby adwersarza, gdyż wtedy dyskusja staje się pyskówką, tak jak dzieje się tutaj. A Misiael dał się sprowokować.

Fakty są takie, że Gra Endera jest w dziesiątce najwyżej ocenianych książek przez użytkowników największego (i jedynego z prawdziwego zdarzenia) portalu książkowego w Polsce. Jestem przekonany, iż dzieci stanowią w nim ogromną mniejszość. Książka została oceniona przez bez mała dwa tysiące użytkowników i pewnie każdemu z nich można wytknąć dziecinny gust, ale zaraz obok jest Kapuściński, Orwell... nie przystaje ta dziecinność, a oceniały zapewne w większości te same osoby.
http://biblionetka.pl/stats.aspx (miejsce dziewiąte w skali najwyżej ocenionych książek wydanych w języku polskim)

Misiael, świetny pierwszy post, miło się czytało i oglądało, dobra robota (niezależnie od upodobań literackich).

12
Pada, przecież już to przecież ustaliliśmy, że moje wypowiedzi są przesycone nadymanym ego, kompleksem boga i chwaleniem się rozmiarami penisa. A dla mnie po prostu Gra Endera nie jest żadnym wyznacznikiem poziomu wartości intelektualnych w sci-fi. To mniej więcej wyraża końcówka. A wjazd na styl wypowiedzi jest taki sam jak Twój wjazd na moje przerośnięte ego. O ile Ty możesz nie trawić nadymania się, o tyle ja nie trawię groteskowej egzaltacji w recenzjach, typu:
Misiael pisze:Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że po lekturze "Gry Endera" mój poziom IQ podskoczył o kilka kresek.
Tony
Tony pisze:zasadą jest, że dyskutujemy z argumentami, jednocześnie nie osądzając osoby adwersarza, gdyż wtedy dyskusja staje się pyskówką, tak jak dzieje się tutaj. A Misiael dał się sprowokować.
Wydaje mi się, że podałem dość jasne argumenty bez wycieczek personalnych, a na tę ostatnią pozwoliłem sobie już poza merytoryczną dyskusją, bo rzeczywiście uważam, że egzaltacja z jaką autor tematu podszedł do pisania tej recenzji jest godna wypomnienia.

Przechodząc do ważniejszych spraw:
Tony pisze:Fakty są takie, że Gra Endera jest w dziesiątce najwyżej ocenianych książek przez użytkowników największego (i jedynego z prawdziwego zdarzenia) portalu książkowego w Polsce. Jestem przekonany, iż dzieci stanowią w nim ogromną mniejszość. Książka została oceniona przez bez mała dwa tysiące użytkowników i pewnie każdemu z nich można wytknąć dziecinny gust, ale zaraz obok jest Kapuściński, Orwell... nie przystaje ta dziecinność, a oceniały zapewne w większości te same osoby.
Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja naprawdę nie uważam, że Gra Endera to książka kiepska, słabo napisana czy niezasługująca na nagrody i wysokie noty. Wręcz przeciwnie, sądzę że to bardzo dobry utwór, ale nie z tych powodów, które wypisał Misiael w swojej recenzji. Praktycznie względem każdej wymienionej zalety książki dałoby się wskazać tę samą w innej powieści (co zresztą już zrobiłem - wielopoziomowa narracja: jakakolwiek powieść Eco, głębia psychologiczna bohaterów: jakakolwiek powieść Dostojewskiego). Gra Endera to przede wszystkim sci-fi przygodowe i jej wielkość nie polega na żadnej głębi, czy wielopoziomowości, ale po prostu na tym, że czyta się ciekawie a przedstawione wydarzenia wciągają jak łażenie po bagnach.
Padapada pisze:Książki nie czytałem, ale po takiej recenzji, na pewno po nią sięgnę.
I dokładnie o to mi chodzi. Sam po takiej recenzji chętnie sięgnąłbym po Grę Endera, ale tak się złożyło, że sięgnąłem po nią już wcześniej, więc na recenzję mogę zareagować jedynie ogólnym WTF.

Kończąc już temat wycieczek osobistych, najwyraźniej tak bardzo się nie pomyliłem, więc nie wiem skąd to całe wzburzenie.
Misiael pisze:"Gra Endera" jest wielkim dziełem i tego zdania będę bronił do grobowej deski.
... tak mi dopomóż Bóg :P

13
Tadeusz Nowak pisze:...nie trawię groteskowej egzaltacji....
..egzaltacja z jaką autor tematu podszedł do pisania tej recenzji...
"Egzaltacja" to bardzo ładne słowo, tylko czemu go nadużywasz? Moja recenzja (artykuł, gwoli ścisłości) jest wyznacznikiem mojego punktu widzenia. Ja rozumiem, że twoja racja jest racją najtwojszą i nikt nie ma prawa jej podważyć, ba! - nikt nie ma prawa nawet twierdzić inaczej, bo inaczej jest gówniarzem i idiotą. Ok, spotykałem już takich ludzi. W swoim poprzednim poście wykazałem, czemu uważam "Grę Endera" za dzieło sztuki. Przedstawiłem konkretne i sensowne argumenty, poparłem je streszczeniami fragmentów książki i propozycją ich możliwych interpretacji. W odpowiedzi usłyszałem (przeczytałem), że na niczym się nie znam i nie rozumiem Twoich argumentów. Myślałem, że merytoryczna dyskusja polega na wysłuchiwaniu argumentów drugiej osoby i obronie swoich, ale taki dorosły, dojrzały, bystry i - najważniejsze! - nieegzaltowany czytelnik jak ty najwyraźniej twierdzi inaczej.
Powracając do meritum - jak odniesiesz się do moich argumentów przedstawionych w poprzednim poście? Praktycznie pokazałem Ci palcem elementy książki, które posiadają "głębię" o której mówiłem w artykule. Ty zignorowałeś to - z jakiego powodu, ciekaw jestem niepomiernie? Może dlatego, że nie potrafiłeś skonstruować merytorycznego kontrataku, ponieważ zabrakło argumentów? Cóż, w takiej sytuacji faktycznie najłatwiej jest się obrazić na cały świat.
Praktycznie względem każdej wymienionej zalety książki dałoby się wskazać tę samą w innej powieści (co zresztą już zrobiłem - wielopoziomowa narracja: jakakolwiek powieść Eco, głębia psychologiczna bohaterów: jakakolwiek powieść Dostojewskiego)
"Gra Endera" nie jest wyjątkowa dlatego, że wyprzedza inne, wymienione przez Ciebie książki pod względem wielopoziomowości fabuły (choć przeważającej większości co najmniej im dorównuje) tylko z powodu mistrzowskiego zbilansowania zawartych w niej elementów rozrywkowych i ambitniejszych. O to będę się bił, jeśli przyjdzie co do czego.
Gra Endera to przede wszystkim sci-fi przygodowe i jej wielkość nie polega na żadnej głębi, czy wielopoziomowości, ale po prostu na tym, że czyta się ciekawie a przedstawione wydarzenia wciągają jak łażenie po bagnach.
to, że ty nie widzisz żadnej głębi ani wielopoziomowości, nie znaczy, że jej tam nie ma.
Padapada pisze:Książki nie czytałem, ale po takiej recenzji, na pewno po nią sięgnę.
I dokładnie o to mi chodzi. Sam po takiej recenzji chętnie sięgnąłbym po Grę Endera, ale tak się złożyło, że sięgnąłem po nią już wcześniej, więc na recenzję mogę zareagować jedynie ogólnym WTF.
Może najpierw niech Padapada przeczyta "Grę" i stwierdzi który z nas, według niego, ma rację. Bo jak na razie to Twoje argumenty przegrywają w tej dyskusji.
Kończąc już temat wycieczek osobistych, najwyraźniej tak bardzo się nie pomyliłem, więc nie wiem skąd to całe wzburzenie.
Misiael pisze:"Gra Endera" jest wielkim dziełem i tego zdania będę bronił do grobowej deski.
... tak mi dopomóż Bóg :P
Znowu obrażasz. Bardzo Cie proszę, wstrzymaj się z dosrywkami, przynajmniej do ukończenia kursu "Jak nie robić żeny."

14
To, że Gra Endera osadzona jest w realiach s-f w niczym jej nie umniejsza.

Tadeuszu, masz prawo uważać, że Gra Endera jest płytka i nie ma w niej głębszego sensu. Ale skoro Misiael go widzi, to znaczy, że dla niego istnieje. Recenzja jest zbiorem OSOBISTYCH przekonań autora o przeczytanej pozycji. A skoro Misiael dostrzegł w książce głębię, to jak najbardziej miał prawo do tego, żeby swój zachwyt wyrazić.

Proste.

Ja czytałam tę książkę na trzecim roku studiów. Bardzo mi się podobała. Dlaczego?
Bo jest dobrze napisana. Bo nie jest tylko i wyłącznie przygodówką, a zawiera nieco treści psychologicznej (co się rzadko w s-f zdarza... niestety). Wyraźniej widać ją w "Mówcy Umarłych".
Ale nie posunę się do stwierdzenia, że jest to najlepsza książka, jaką przeczytałam.
Jest za to z pewnością jedną z lepszych, jakie napisano w nurcie s-f.

Słów kilka jeszcze o Orsonie S. Cardzie. Jest to pisarz interesujący. Cykl o Alvinie Stwórcy jest dobrym przykładem tego, że (Card) potrafi stworzyć coś ciekawego, oryginalnego, niebanalnego.
To, że pisze w takim, a nie innym gatunku niczego nie zmienia. Dukaj, Lem, Le Guin i in. też tworzą/tworzyli sajenzfikszyn i jakoś nikt nie odmawia ich dziełom walorów filozoficzno-psychologicznych.

P.S. Misiael, nie zgodzę się z tobą na pewno w jednym - nie masz jeszcze wyrobionego gustu literackiego. Bo ten ewoluuje przez całe życie (o ile człowiek czyta).

Pozdrawiam was wsjich :)
"To, co poczwarka nazywa końcem świata, reszta świata nazywa motylem." Lao-Cy, Księga Drogi i Cnoty

"Litterae non erubescunt." Cyceron

15
Pika pisze:Bo nie jest tylko i wyłącznie przygodówką, a zawiera nieco treści psychologicznej (co się rzadko w s-f zdarza... niestety).
Dukaj, Lem, Le Guin i in. też tworzą/tworzyli sajenzfikszyn i jakoś nikt nie odmawia ich dziełom walorów filozoficzno-psychologicznych.
Doprawdy ;)

Ok, nie wykraczamy już poza nurt sci-fi, bo w ten sposób nigdy się nie dogadamy. Cała sprawa sprowadza się do tego, że od czasu mojego zainteresowania twórczością Philipa K. Dicka, książki autorów takich jak Orson Scott Card w moim przekonaniu nie mają już prawa być głębokie. Niech będzie, że każdy ma swoją zajawkę, choć wciąż uważam, że OBIEKTYWNIE można stwierdzić, że istnieje przepaść pomiędzy głębią postaci (nie tylko) w powieściach tych dwóch autorów sci-fi. A argumentów nie zamierzam podawać, jeśli ktoś czytał Dicka i nie załapał jego wyższości nad Cardem to sądzę, że jedynie nie dorósł do twórczości tego pierwszego. Przepaść to jedyne słowo jakie ciśnie mi się na usta w tym zestawieniu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Czytelnia”