Witam,
Przeczytałem kiedyś - jakieś dwa lata temu chyba Narrenturm.
I o ile czytało mi się to dobrze, zwięźle i wciąga to jakoś miałem wrażenie, że ta akcja się cały czas powtarza. Ktoś go/ich łapie, uwalniają się, ktoś ich/go łapie, uwalniają się itd. itd.
Z jednej strony już mnie końcówka trochę nudziła z drugiej cały czas myślę o sięgnięciu po drugi tom, tylko napiszcze mi, czy to też jest tak podobnie pisane?
Ogólnie po opowiadaniach o Wiedźminie miałem podobne wrażenie, że szkielet jest ten sam, tylko detale się zmieniają w większości.
Jak wasze odczucia po Trylogii husyckiej??
pozdrawiam
g.
2
Ja też czytałem tylko "Narrenturm" i drażniło mnie dokładnie to samo. Dwa takie cudowne ocalenia dałoby się znieść, ale przy piątym czy dziewiątym zaczęły się wątpliwości, czy dalej w to brnąć.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.
4
To jest powieść historyczna. Cały jej urok polega na tym, że wychwytuje się w niej mnóstwo "smaczków" z epoki. Sapkowski podszedł do sprawy bardzo erudycyjnie, nawet nie chcę myśleć ile tysięcy godzin strawił na szukanie źródeł, opracowań, traktatów naukowych... Gigantyczna praca, którą się czuje.
Sama fabuła jest, nie będę ukrywał, dość schematyczna - ale to jest przecież "opowieść drogi". Natomiast za każdym zakrętem autor ukrywa niespodzianki. Wystarczy poszukać - jeśli jakiś element historii Śląska, Polski lub jakiejś rzeczywistej postaci z tamtego okresu był szczególnie zagmatwany i historycy po dziś dzień spierają się o to, jak to napradę było, można być pewnym, że autor wplótł go w fabułę. Każdy epizod może odkryć przed czytelnikiem zabawne, bądź poważne wyjaśnienie jak doszło do pewnych wydarzeń, co działo się ze znanymi z kart historii ludźmi. Sapkowski konfabuluje, ekstrapoluje, bawi się - taką przyjął konwencję.Ale dla pełnego odbioru niezbędna jest gigantyczna wiedza. Myślę, że za ileśtam lat, będę w stanieprzeczytać tę trylogię na nowo i odkryć następne smaczki - takie, które umknęły mi za pierwszym razem. Pojawiająca się raz postać wuja Kopernika umknęła początkowo mojej uwadze. Dopiero czytając Polskę Jagiellonów Jasienicy doceniłem żart. Takich "momentów" jest w powieści mnóstwo. Wystarczy poszukać
Polecam. Ale w żadnym razie, jako czytadło, szkoda czasu.
Sama fabuła jest, nie będę ukrywał, dość schematyczna - ale to jest przecież "opowieść drogi". Natomiast za każdym zakrętem autor ukrywa niespodzianki. Wystarczy poszukać - jeśli jakiś element historii Śląska, Polski lub jakiejś rzeczywistej postaci z tamtego okresu był szczególnie zagmatwany i historycy po dziś dzień spierają się o to, jak to napradę było, można być pewnym, że autor wplótł go w fabułę. Każdy epizod może odkryć przed czytelnikiem zabawne, bądź poważne wyjaśnienie jak doszło do pewnych wydarzeń, co działo się ze znanymi z kart historii ludźmi. Sapkowski konfabuluje, ekstrapoluje, bawi się - taką przyjął konwencję.Ale dla pełnego odbioru niezbędna jest gigantyczna wiedza. Myślę, że za ileśtam lat, będę w stanieprzeczytać tę trylogię na nowo i odkryć następne smaczki - takie, które umknęły mi za pierwszym razem. Pojawiająca się raz postać wuja Kopernika umknęła początkowo mojej uwadze. Dopiero czytając Polskę Jagiellonów Jasienicy doceniłem żart. Takich "momentów" jest w powieści mnóstwo. Wystarczy poszukać

6
Nie lubię Sapkowskiego i najprawdopodobniej nigdy go nie polubię. Jako człowieka i jako pisarza. Ale po Trylogię Husycką sięgnęłam z kilku powodów: akcja rozgrywająca się m.in. na Dolnym Śląsku, trochę historii, reklama. I nie żałowałam, chociaż i mnie denerwowało to, że Reinmar jest co trochę łapany i uwalniany, ciągle go ktoś goni. Najbardziej podobała mi się druga część: "Boży wojownicy". Trzecia jest według mnie najnudniejsza, ale jakoś doczytałam. Jak zwykle drażnił mnie styl Sapkowskiego i niektóre dziwne, wręcz wymyślne pomysły pisarza. Aczkolwiek uważam, że Trylogia Husycka jest o wiele lepsza od sagi o Wiedźminie.
A Deo rex, a rege lex.
7
Ja osobiście uważam Sapkowskiego za świetnego pisarza, i dla tego sięgnąłem po trylogię. Książek historycznych nie lubię, więc Narrenturm też nie przypadł mi do gustu. Wolę dwa tomy opowiadań( według mnie lepsze od pięcioksiągu) Teraz czytam Bożych, i wrażenie ogólnie pozytywne. Właściwie to czytałem Narr żeby wiedzieć o co chodzi w Bojownikach.
8
Trylogia husycka to równia pochyła (i jest to zdanie kogoś zakochanego w sadze o Wiedźminie). O ile pierwszy tom jeszcze był nawet dobry, tak kolejne to ciągłe - złapali go / uratowali / złapali / uciekł / ktoś inny go złapał / znowu uciekł i tak przez dwa tomy, a na końcu na odwal pozbywamy się postaci i wątków i kończymy tak, że pozostaje tylko huknąć się z rozmachu w czoło.
Lux Perpetua to było jedno z większych książkowych rozczarowań w moim życiu. Jakby nie styl ASa, który uwielbiam to dla samej fabuły raczej bym nie dociągnął do końca.
Lux Perpetua to było jedno z większych książkowych rozczarowań w moim życiu. Jakby nie styl ASa, który uwielbiam to dla samej fabuły raczej bym nie dociągnął do końca.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.
http://narreweid.blogspot.com/
http://narreweid.blogspot.com/
9
W Trylogii husyckiej najgorsze jest zakończenie (z którymi chyba ogólnie Sapkowski ma problemy zwykle) :-) najlepsza część to według mnie "Boży bojownicy".
[img]http://i72.photobucket.com/albums/i182/ThePetro/promobar_zps2b9a5402.png[/img]
(...) Dla Historii liczy się tylko wielki cel, przymyka oczy na środki, które doprowadziły do niego. Wywyższa zwycięzców, gardzi pokonanymi. - Zbigniew Nienacki.
(...) Dla Historii liczy się tylko wielki cel, przymyka oczy na środki, które doprowadziły do niego. Wywyższa zwycięzców, gardzi pokonanymi. - Zbigniew Nienacki.
10
Ciężko oceniać te powieści bez wspomnianej już ogromnej wiedzy historycznej. Na końcu każdej książki jest mały wykaz źródeł; w wakacje dwa lata temu zabrałam się za drążenie i wydrążyłam sobie po prostu dziurę w mózgu, doszukując się ciekawostek historycznych, a nawet oglądając niektóre mapy. Ale nie mogę wyjść z podziwu. To, co znalazłam (a niewiele tego jest) pokrywa się perfekcyjnie ze światem przedstawionym u Sapkowskiego. Poza tym ten średniowieczny klimat, cudowny i wypieszczony, no i bohaterowie (co jak co, Szarleja i Samsona da się lubić). Intryga i elementy fantasy także są bardzo dobre. Nic nie jest tak dobre, jak "Wiedźmin", ale mimo to - warto przeczytać. Na te książki jednak trzeba poświęcić mnóstwo czasu i zachodu, pobieżnie ich przewertować nie ma sensu.
12
Należało nie zaczynać wątku o Trylogii
Samiśta tego chcieli. Jedziemy 

AS pozostaje moją pierwszą poważną fascynacją literacką, moją pierwszą miłością. Nic już tego nie zmieni. Sam popełniłem na tym forum fanfik osadzony fabularnie w Narrenturm
Niestety, muszę jednak zgodzić się z giefregiem. Trylogia nie trzyma ani poziomu pentaksięgu, ani opowiadań z Geraltem w roli głównej. Ileż ja się oczytałem recenzji Trylogii na esensji.pl ... szkoda gadać.
IMHO, Sapkowski Trylogią husycką zapragnął napisać powieści podobne w stylu do książek jednego ze swoich ulubionych autorów, a mianowicie Umberta Eco. Ogromna, niektórzy pisali nawet, że benedyktyńska kwerenda, pozwoliła pokazać średniowieczny Śląsk w detalu, kolorze i całym bogactwie. Tyle tylko, że nie każdy jest fanem Eco...
Większość czytelników niestety nie posiada takiej erudycji, znajomości historii, obyczajów i estetyki średniowiecza, jak profesor z Bolonii, a nawet ekonomista z Łodzi. Biedny kur(...), czytelnik dostał dzieło opasłe i naszpikowane podtekstami, nawiązaniami, postodernistycznym patchworkiem i... po kilkudziesięciu stronach odpadł.
Spróbujmy uporządkować dyskusję:
Zarzutów do Trylogii jest kilka - pierwszy - fabularny. Rzeczywiście Reynevan co i rusz popada w tarapaty. Wystatczy wspomnieć choćby rozdział jedenasty Bożych Bojowników -w którym to, że pozwolę sobie zacytować - Reynevan zostaje - kolejno - napadnięty, uratowany, pojmany, nakarmiony i porwany, mandragora zaś - za sprawą pewnego księdza - zasianą jest na południowym podnóżu Karkonoszy.
Pozwolę sobie zacytować jeszcze minirecenzję z Esensji.pl :
Esensja - 50 najlepszych powieści... ]Esensja - 50 najlepszych powieści fantastycznych[/URL]
Co okazało się problematyczne, to bohater i schemat fabularny, których Sapkowski użył. W liniowej powieści drogi giną niemal wszystkie aspekty nieprzeciętnego talentu narracyjnego autora, który w „Wieży Jaskółki” uwodził czytelnika znakomitymi klamrami fabularnymi i prowadzeniem opowieści w retrospekcjach, a akcja zbyt łatwo wpada w monotonię kolejnych pościgów, porwań i ucieczek oraz obowiązkowych fabularnych wypełniaczy między nimi. W AS-owym bildungsroman jest natomiast za wiele młodzieńczej naiwności (by nie rzec głupoty) Reynevana, a za mało płynącej z kolejnych doświadczeń dojrzałości, by dać satysfakcję czytelnikom, którzy chcą o bohaterze czytać, a nie analizować go jako figurę z kart tarota.
Podkreślę tylko, że Sapkowski nigdy fabularnie mocno nie stał - podobne zarzuty można wysunąć do Sagi. Nawet udzielający się na tym forum Romek Pawlak, pisał o tym co nieco (chodziło o Chrzest ognia, w którym bohaterowie idą, idą i idą...). Warto zauważyć, że niektóre schematy fabularne powtarzają się tak w Sadze jak i w Trylogii. Bo czyż to nie czasem w Sadze, wiedźmin błądzący po pieczarach księstwa Toussaint, "przypadkowo" dowiaduje się o miejscu przebywaniua Vilgefortza? I czy to nie czasem Reynevan, "przypadkowo" znajdując się w grangii w Dębowcu, nie dowiaduje się o konfidencie, który wydał jego brata? I jednemu i drugimeu udaje zasłyszeć informację, które pchają fabułę do przodu.
Drugi zarzut - odnosi się do bohatera - co by nie mówić Reinmar z Bielawy to nie jest, żaden monsterslayer, żaden kafar, żaden zabijaka, jak Biały Wilk. Główny protagonista nie budzi - ,że ośmielę się powiedzieć w liczbie mnogiej - w Nas - tych samych emocji, tej samej ekscytacji. Nie jest wzorowanym na Philipie Marlowe, twardzielem, odgrodzonym od świata pancerzem cynizmu, posiadającym swój własny kodeks etyczny, moralne dylematy itd.
AS w Trylogii, na pierwszy plan wysunął bakałarza medycyny. I niestety, choć profesja lekarska jest ze wszech miar godną społecznego szacunku, to jednak nie jest tak nośna literacko jak choćby najemny zabójca potworów.
A co z postaciami drugoplanowymi? Również nie jest lepiej.
Czy można, pytam się, czy w ogóle jest to możliwe, nie kochać Jaskra? Albo tego skur... Bonharta? Czy można nie ulec szczerości, jowialności, prostocie obyczajów Yarpena Zigrina?
Co natomiast dostajemy w Trylogii? Ograny schemat osiłka i szelmy, jakimi są Samson Miodek i Szarlej. To niestety już było. Chociażby w Kajko i Kokoszu, w Asterixie i Obelixie, a na polu fantastyki w Fafrydzie i Szarym Kocurze, Fritza Leibera. Tak, tak - AS w powieści historycznej, nie dał nam nawet oryginalnych postaci drugoplanowych. Żal.
Zarzut trzeci odnosi się do wspomnianego przeze mnie obranego przez Sapka, kierunku erudycyjnego, który wydaje się - mocno nie każdemu może pasować.
Zarzut czwarty - najbardziej raniący serce - do stylu. Pamiętacie niewymuszony humor z Sagi? Cięte riposty, Jaskra, Geralta, pyskatą Yennefer? No, to zapomnijcie o tym w powieściach husyckich.
Rozbudowane dialogi, które zaczynają nużyć. Bo cóż z tego, że czytelnik dowiaduje się o historii, niuansach religijnych i politycznych? Jaki z tego pożytek? Dla potwierdzenia zarzutu zacytujmy raz jeszcze Bożych Bojowników, rozdział trzeci tym razem.
Swego czasu Jakub Ćwiek wypowiadał się kiedyś (zdaje się, że na Esensji, ale odnośnika nie potrafiłem odnaleźć) , że Sapkowskiemu najtrudniej będzie uciec od własnego stylu - od tego cynicznego, ponurego świata, od militariów, własnych bohaterów. I niestety - wydaje się, że jego słowa okazały się prorocze.
Pomijając wszystko uważam Trylogię husycką, za dzieło warte przeczytania. W porównaniu z dokonaniamy innych pisarzy wypada dobrze, a może nawet bardzo dobrze.
Choć oczywiście jak każdy fan czekam, na zwyżkę jego formy, na kolejne wciągające - jak żagnica pod wodę - opowiadania. Pamiętacie W leju po bombie? Battle dust? Muzykantów? Maladie? Ten facet potrafi pisać, nawet poza wiedźmińskim światem. Musi sobie tylko to przypomnieć.
Ja tam trzymam za niego kciuki.
Pozdrawiam.


Od razu zaznaczę, że Sapkowskiego przeczytałem wszystko, literalnie wszystko. Posiadam wydanie kolekcjonerskie wiedźmina, papierowe wydanie w języku angielskim, wydanie pierwsze Trylogii, wydanie kolekcjonerskie Trylogii, wydanie niemieckie Trylogii papierowe, wydanie niemieckie na kindla, cały polski - teraz już - ośmioksiąg Wiedźmina na kindla, a jeśli wydadzą Trylogię na czytnik elektroniczny to również zakupię bez mrugnięcia okiem. Łącznie ze Żmiją, oraz Maladie, choć papierowe wydania kurzą się na półce. Ostatnio, 21 maja, w czwartek, ukazał się Sword of Destiny, Sapka w krajach anglosaskich. Tak, tak - też kupiłem. Posiadam również wszystkie audiobooki Sapkowskiego jakie ukazały się w języku polskim, angielskim i niemieckim. Szczęśliwie Weryfikatorium, jest anonimowe, więc nie wyślecie mnie na badania psychiatrycznegieferg pisze:Trylogia husycka to równia pochyła (i jest to zdanie kogoś zakochanego w sadze o Wiedźminie). O ile pierwszy tom jeszcze był nawet dobry, tak kolejne to ciągłe - złapali go / uratowali / złapali / uciekł / ktoś inny go złapał / znowu uciekł i tak przez dwa tomy, a na końcu na odwal pozbywamy się postaci i wątków i kończymy tak, że pozostaje tylko huknąć się z rozmachu w czoło.
Lux Perpetua to było jedno z większych książkowych rozczarowań w moim życiu. Jakby nie styl ASa, który uwielbiam to dla samej fabuły raczej bym nie dociągnął do końca.

AS pozostaje moją pierwszą poważną fascynacją literacką, moją pierwszą miłością. Nic już tego nie zmieni. Sam popełniłem na tym forum fanfik osadzony fabularnie w Narrenturm

Niestety, muszę jednak zgodzić się z giefregiem. Trylogia nie trzyma ani poziomu pentaksięgu, ani opowiadań z Geraltem w roli głównej. Ileż ja się oczytałem recenzji Trylogii na esensji.pl ... szkoda gadać.
IMHO, Sapkowski Trylogią husycką zapragnął napisać powieści podobne w stylu do książek jednego ze swoich ulubionych autorów, a mianowicie Umberta Eco. Ogromna, niektórzy pisali nawet, że benedyktyńska kwerenda, pozwoliła pokazać średniowieczny Śląsk w detalu, kolorze i całym bogactwie. Tyle tylko, że nie każdy jest fanem Eco...
Większość czytelników niestety nie posiada takiej erudycji, znajomości historii, obyczajów i estetyki średniowiecza, jak profesor z Bolonii, a nawet ekonomista z Łodzi. Biedny kur(...), czytelnik dostał dzieło opasłe i naszpikowane podtekstami, nawiązaniami, postodernistycznym patchworkiem i... po kilkudziesięciu stronach odpadł.
Spróbujmy uporządkować dyskusję:
Zarzutów do Trylogii jest kilka - pierwszy - fabularny. Rzeczywiście Reynevan co i rusz popada w tarapaty. Wystatczy wspomnieć choćby rozdział jedenasty Bożych Bojowników -w którym to, że pozwolę sobie zacytować - Reynevan zostaje - kolejno - napadnięty, uratowany, pojmany, nakarmiony i porwany, mandragora zaś - za sprawą pewnego księdza - zasianą jest na południowym podnóżu Karkonoszy.
Pozwolę sobie zacytować jeszcze minirecenzję z Esensji.pl :
Esensja - 50 najlepszych powieści... ]Esensja - 50 najlepszych powieści fantastycznych[/URL]
Co okazało się problematyczne, to bohater i schemat fabularny, których Sapkowski użył. W liniowej powieści drogi giną niemal wszystkie aspekty nieprzeciętnego talentu narracyjnego autora, który w „Wieży Jaskółki” uwodził czytelnika znakomitymi klamrami fabularnymi i prowadzeniem opowieści w retrospekcjach, a akcja zbyt łatwo wpada w monotonię kolejnych pościgów, porwań i ucieczek oraz obowiązkowych fabularnych wypełniaczy między nimi. W AS-owym bildungsroman jest natomiast za wiele młodzieńczej naiwności (by nie rzec głupoty) Reynevana, a za mało płynącej z kolejnych doświadczeń dojrzałości, by dać satysfakcję czytelnikom, którzy chcą o bohaterze czytać, a nie analizować go jako figurę z kart tarota.
Podkreślę tylko, że Sapkowski nigdy fabularnie mocno nie stał - podobne zarzuty można wysunąć do Sagi. Nawet udzielający się na tym forum Romek Pawlak, pisał o tym co nieco (chodziło o Chrzest ognia, w którym bohaterowie idą, idą i idą...). Warto zauważyć, że niektóre schematy fabularne powtarzają się tak w Sadze jak i w Trylogii. Bo czyż to nie czasem w Sadze, wiedźmin błądzący po pieczarach księstwa Toussaint, "przypadkowo" dowiaduje się o miejscu przebywaniua Vilgefortza? I czy to nie czasem Reynevan, "przypadkowo" znajdując się w grangii w Dębowcu, nie dowiaduje się o konfidencie, który wydał jego brata? I jednemu i drugimeu udaje zasłyszeć informację, które pchają fabułę do przodu.
Drugi zarzut - odnosi się do bohatera - co by nie mówić Reinmar z Bielawy to nie jest, żaden monsterslayer, żaden kafar, żaden zabijaka, jak Biały Wilk. Główny protagonista nie budzi - ,że ośmielę się powiedzieć w liczbie mnogiej - w Nas - tych samych emocji, tej samej ekscytacji. Nie jest wzorowanym na Philipie Marlowe, twardzielem, odgrodzonym od świata pancerzem cynizmu, posiadającym swój własny kodeks etyczny, moralne dylematy itd.
AS w Trylogii, na pierwszy plan wysunął bakałarza medycyny. I niestety, choć profesja lekarska jest ze wszech miar godną społecznego szacunku, to jednak nie jest tak nośna literacko jak choćby najemny zabójca potworów.
A co z postaciami drugoplanowymi? Również nie jest lepiej.
Czy można, pytam się, czy w ogóle jest to możliwe, nie kochać Jaskra? Albo tego skur... Bonharta? Czy można nie ulec szczerości, jowialności, prostocie obyczajów Yarpena Zigrina?
Co natomiast dostajemy w Trylogii? Ograny schemat osiłka i szelmy, jakimi są Samson Miodek i Szarlej. To niestety już było. Chociażby w Kajko i Kokoszu, w Asterixie i Obelixie, a na polu fantastyki w Fafrydzie i Szarym Kocurze, Fritza Leibera. Tak, tak - AS w powieści historycznej, nie dał nam nawet oryginalnych postaci drugoplanowych. Żal.
Zarzut trzeci odnosi się do wspomnianego przeze mnie obranego przez Sapka, kierunku erudycyjnego, który wydaje się - mocno nie każdemu może pasować.
Zarzut czwarty - najbardziej raniący serce - do stylu. Pamiętacie niewymuszony humor z Sagi? Cięte riposty, Jaskra, Geralta, pyskatą Yennefer? No, to zapomnijcie o tym w powieściach husyckich.
Rozbudowane dialogi, które zaczynają nużyć. Bo cóż z tego, że czytelnik dowiaduje się o historii, niuansach religijnych i politycznych? Jaki z tego pożytek? Dla potwierdzenia zarzutu zacytujmy raz jeszcze Bożych Bojowników, rozdział trzeci tym razem.
Cholernie przykro mi to pisać, fanowi, którego fascynacja graniczyła z obłędem, ale IMHO po Wiedźminie, Sapek zaczął pisać coraz gorzej. Humor stał się wymuszony (nieszczęsne buty Amadeja Baty - w Bożych Bojownikach), nieciekawa Żmija, pisany na siłę, pod publikę, z nudów Sezon burz?- Nie imputuj mi, proszę - zacisnął wargi Reynevan ani perfidii, ani braku własnego zdania. Owszem, zbliżył mnie do husytów fakt, że Peterlin dla nich zginął, wiem, jakim mój brat był człowiekiem, bez wahania staję po stronie, po której się opowiadał. Ale ja mam swój rozum, swój własny. Sprawę przemyślałem i osądziłem w duszy. Komunię z Kielicha przyjąłem z pełnym przekonaniem. Albowiem popieram cztery artykuły, popieram naukę Wiklefa, popieram husytów w kwestii liturgii i interpretacji Biblii. Popieram ich światopogląd i program budowania sprawiedliwości społecznej. - Sprawiedliwości, przepraszam, jakiej?
- Omnia sunt communia, Szarleju! Wszystko wspólne, w tych słowach mieści się cała sprawiedliwość boska. Nie ma wielkich, nie ma małych, nie ma bogaczy, nie ma biedoty. Wszystko wspólne! Komunizm! Czyż to nie brzmi pięknie?
- Dawno nie słyszałem czegoś równie pięknie brzmiącego.
- Dlaczego taki sarkazm?
- Nie przejmuj się. Brzmij dalej. Czym to jeszcze ujęli cię wiklefiści? - Całą duszą i sercem popieram zasadę sola Scriptura.
- Aha.
- Do Pisma Świętego niczego dodawać nie trzeba i nie można, Pismo jest dostatecznie przejrzyste, by każdy wierzący mógł pojąć je bez komentarza z ambony. Między wiernymi a Bogiem nie potrzeba pośredników. Przed Stwórcą wszyscy są równi. Autorytet papieża i kościelnych dostojników uznawać można tylko wówczas, gdy jest on zgodny z wolą Najwyższego i Pismem Świętym. W szczególności zaś majątek został księżom powierzony celem pełnienia obowiązków nałożonych przez Chrystusa i Pismo. Jeśli księża z obowiązków tych się nie wywiązują, jeśli grzeszą, majątek należy im odebrać. - O! - ożywił się Szarlej. - Odebrać? Tak mi brzmij. Takie brzmienie mi lube! - Nie drwij. Czy nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego właśnie tu, w Czechach, w Pradze, z roznieconej przez konstancjeński stos iskry rozgorzał taki pożar? Powiem ci: czy wiesz, ilu było duchownych w praskiej diecezji? Sześć tysięcy. Ile było klasztorów? Sto sześćdziesiąt. Czy wiesz, że w samej Pradze co dwudziesty człowiek nosił habit lub sutannę? A ile było w Pradze far? Czterdzieści i cztery. Wrocław, przypomnę, ma dziewięć. W samej tylko katedrze Świętego Wita było równo trzysta kościelnych stanowisk. Czy przedstawiasz sobie majątek, wyciągany z prebend i annat? Nie, Szarleju, tak dłużej być nie mogło i nie może. Sekularyzacja dóbr kościelnych jest absolutnie konieczna. Kler panuje nad zbyt potężną własnością doczesną. Nie chodzi tu już o przykazania Chrystusowe, o powrót do ewangelicznego ubóstwa, do sposobu życia Jezusa i apostołów. Tak ogromna koncentracja majątku i władzy musi powodować gniew i napięcia społeczne. To się musi skończyć, ich bogactwo, ich zdzierstwa, ich pycha, ich buta, ich władza. Muszą wrócić do tego, czym byli, czym nakazał im być Chrystus: ubogimi i pokornymi sługami. I nie Joachim z Fiore pierwszy na to wpadł, nie
Ockham, nie Waldhauser, nie Wiklef i nie Hus, lecz Franciszek z Asyżu. Kościół musi się odmienić. Zreformować. Z kościoła magnatów i polityków, pyszałków i głupców, obskurantów i hipokrytów, z kościoła inkwizytorów, z kościoła kroczących na czele krucjat zbrodniarzy, kreatur takich, jak choćby nasz wrocławski biskup Konrad, musi przeobrazić się w kościół Franciszków. - Ty się marnujesz po szpitalach. Powinieneś być kaznodzieją. Względem mnie ściągnij jednak nieco cugle. W Taborze mamy kaznodziejów dość, ba, w nadmiarze nawet, do przesytu, bywa, potrafi się przy kazaniu śniadanie cofnąć. Miejże więc litość nad jajecznicą z selerem i wyhamuj nieco. Zaraz jeszcze gotóweś wjechać na symonię i rozpustę. - A bo to i prawda! Nikt nie przestrzega kościelnych ślubów ani reguł! Od Rzymu po sam dół, po najbardziej zapadłą parafię, nic, tylko świętokupstwo, rozwiązłość, pijaństwo, demoralizacja. Dziwić się, że powstają analogie do Babilonu i Sodomy, że są skojarzenia z antychrystem? Że krąży powiedzenie: omne malum a dero? Dlatego jestem za reformą, choćby i najradykalniejszą.
Swego czasu Jakub Ćwiek wypowiadał się kiedyś (zdaje się, że na Esensji, ale odnośnika nie potrafiłem odnaleźć) , że Sapkowskiemu najtrudniej będzie uciec od własnego stylu - od tego cynicznego, ponurego świata, od militariów, własnych bohaterów. I niestety - wydaje się, że jego słowa okazały się prorocze.
Pomijając wszystko uważam Trylogię husycką, za dzieło warte przeczytania. W porównaniu z dokonaniamy innych pisarzy wypada dobrze, a może nawet bardzo dobrze.
Choć oczywiście jak każdy fan czekam, na zwyżkę jego formy, na kolejne wciągające - jak żagnica pod wodę - opowiadania. Pamiętacie W leju po bombie? Battle dust? Muzykantów? Maladie? Ten facet potrafi pisać, nawet poza wiedźmińskim światem. Musi sobie tylko to przypomnieć.

Pozdrawiam.
13
ha, nie wiedziałam, że Eco to jeden z ulubionych pisarzy Sapkowskiego... ale to by się zgadzało: jako fanka Eco, z twórczości Sapkowskiego najbardziej lubię Trylogię, za tę erudycyjność i klimat właśnieslavec2723 pisze:IMHO, Sapkowski Trylogią husycką zapragnął napisać powieści podobne w stylu do książek jednego ze swoich ulubionych autorów, a mianowicie Umberta Eco. Ogromna, niektórzy pisali nawet, że benedyktyńska kwerenda, pozwoliła pokazać średniowieczny Śląsk w detalu, kolorze i całym bogactwie. Tyle tylko, że nie każdy jest fanem Eco...

I Maladie - też cudo