7
autor: Janusz 2000
Pisarz domowy
Przeczytałem "V jak Vendetta" Alana Moore'a i Davida Lloyda i jest to dość dziwaczny twór tego brytyjskiego duetu. Akcja toczy się w latach 90. XX wieku w Londynie, gdzie terrorysta o pseudonimie "V" dokonuje zamachów, wymierzonych we władzę, którą tutaj reprezentują faszyści i skrajna prawica zjednoczona z korporacjami. O "V" wiemy tylko tyle, że jest to były więzień obozu koncentracyjnego w Larkhill, do którego trafiają najpierw czarnoskórzy i Pakistańczycy, później działacze ugrupowań lewicowych i homoseksualiści, a na końcu wrogowie reżimu. Wątek tego obozu przewija się przez całą opowieść, ponieważ nie dotyczy tylko ofiar, ale również katów, pojawiających się, jako prowadzący nowe życie praworządni obywatele. Na przykład śledczy w sprawie zamachów terrorystycznych niejaki Finch (zapomniałem jaki miał stopień w policji), na wieść o śmierci swojej kochanki doznaje wstrząsu i wyrusza do osławionego obozu (który jest już opuszczony), po to by... no właśnie nie wiadomo po co. Popełnić samobójstwo? On sam nigdy tego obozu nie widział, ale jego kochanka była tam lekarzem, przeprowadzającym eksperymenty na więźniach. Koniec końców ma on jakąś wizję, ponieważ w ostatnim kadrze widzimy go stojącego nago na środku Stonehenge (sic!). Rozumiem, że jest to symbol czegoś, ale czy od czytelnika komiksu trzeba aż tyle wymagać?
Komiksu "V jak Vendetta" nie polecam, ponieważ robi on duże nadzieje czytelnikowi (przynajkmniej w pierwszej księdze "Europa po burzy"), by później zasypać go tropami, prowadzącymi donikąd. Rysunki też są takie sobie, chociaż trzeba pamiętać, że jest to stylistyka lat 80. i w tamtym czasie mogły uchodzić za komiksowy standard. Moja ocena 5/10.