wlasnie czytam sobie....

676

Latest post of the previous page:

Fanliang pisze: (pn 26 kwie 2021, 03:02) jej styl wydaje mi się mało zdyscyplinowany, dużo lania wody i słownej waty.
Ona tak ma we wszystkich książkach. Kiedyś mi to przeszkadzało, ale teraz trochę zmieniła mi się perspektywa. Bo kiedyś mieliśmy epokę neurotyków (Karen Horney) a teraz mamy epokę narcyzmu i to ze skrętem w stronę borderline. Wszystko ma być szybkie, skondensowane i mocne. Przez to tracimy smak. Zamiast zjeść łyżkę rosołu, rozgryzamy kostkę bulionową i zapijamy kubkiem wrzątku. Takie "rozwodnione" pisanie, jak Olgi Tokarczuk, ma jednak w obecnej sytuacji wartość terapeutyczną. Bo to nie jest przecież u niej tak, że ta woda zalewa sens i go nie widać. Jest otulony tą słowną watą, ale tam jest - nie w postaci kostki rosołowej, tylko w postaci rosołu. To wymusza równowagę, pozwala odzyskać smak. Mnie trochę irytuje, bo ja zawsze byłam intelektualnie nieco dwubiegunowa (w rozumieniu potocznym i w odniesieniu do temperamentu, nie do jednostki chorobowej) ale doceniam i widzę w tym sens. Mój umysł woli colę z łychą cukru i frytki z łychą soli, ale jednak dobrze, że jest ktoś, kto gotuje rosół.
Fanliang pisze: (pn 26 kwie 2021, 03:02) Najbardziej zaciekawiły mnie rozważania o narratorze "panoptykalnym"
Ja to w ogóle nie wierzę w takiego narratora! Nie ma takiego punktu widzenia, w którym można by go usadzić. Nie istnieje po prostu. Moim zdaniem, najbliższy tej idei narratora jest właśnie ten, który się Autorce nie podoba - ten zbiorowo wrzeszczący: ja ja ja ja. Czy ktoś w tym zbiorowym (a jednak osobnym, bo pozbawionym dialogu i jakichkolwiek wzajemnych relacji) krzyku usłyszy kakofonię, czy harmonię - to kwestia sposobu słuchania. Ale nawet i taki narrator jest tylko przybliżeniem. Bo żeby faktycznie wiedzieć o czymś wszystko, to punktów widzenia musi być nieskończenie wiele. To niemożliwe, więc zawsze coś pozostanie ukryte, poza zasięgiem, po ciemnej stronie Księżyca.
Fanliang pisze: (pn 26 kwie 2021, 03:02) Aha, i jakoś strasznie mi zgrzyta słowo "bizarny", którego autorka używa z wyraźnym upodobaniem. Pierwszy raz je widzę!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bizarro_fiction
Widocznie słowo dziwaczny było za mało precyzyjne. ;)
Fanliang pisze: (pn 26 kwie 2021, 03:02) A jak Tobie się podoba? Co myślisz?
Najbardziej zainteresowało mnie to, co dotyczy samego, wąsko pojętego, procesu twórczego. Narrator dysocjacyjny, kreacja bohatera, tworzenie jako rodzaj transu. Według mnie, właśnie dla takich zjawisk, takich doświadczeń, niemożliwych do osiągnięcia w inny sposób, warto pisać. Reszta to nieistotne dodatki.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

wlasnie czytam sobie....

677
Thana pisze: (pn 26 kwie 2021, 20:24) Mój umysł woli colę z łychą cukru i frytki z łychą soli, ale jednak dobrze, że jest ktoś, kto gotuje rosół.
Z klawiszy mi to wyjęłaś, Thano. Właśnie miałam odpowiedzieć Fanliang, gdy zobaczyłam Twój komentarz i zrozumiałam, że już nic więcej sensownego nie dodam.
Mnie styl Tokarczuk przydusza swoją koncentracją waty, nie rozumiem go jako całości, choć niektóre zdania, wnioski em masse miewa bardzo ciekawe. Lubię szukać w jej tekstach wątku, choć przeszkadza mi w tym poszukiwaniu nadmiar słów, pewna erudycja na pokaz, zarzucanie czytelnika wieloma skomplikowanymi pojęciami czy porównaniami naraz, przez co żadne z nich nie ma (moim zdaniem) szans wybrzmieć do końca. Jakby ktoś grał na gitarze, za szybko przechodząc do kolejnych akordów... Może i ładnie, ale za szybko.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

wlasnie czytam sobie....

678
Thana pisze: (pn 26 kwie 2021, 20:24) Wszystko ma być szybkie, skondensowane i mocne. Przez to tracimy smak. Zamiast zjeść łyżkę rosołu, rozgryzamy kostkę bulionową i zapijamy kubkiem wrzątku. Takie "rozwodnione" pisanie, jak Olgi Tokarczuk, ma jednak w obecnej sytuacji wartość terapeutyczną. Bo to nie jest przecież u niej tak, że ta woda zalewa sens i go nie widać. Jest otulony tą słowną watą, ale tam jest - nie w postaci kostki rosołowej, tylko w postaci rosołu. To wymusza równowagę, pozwala odzyskać smak. Mnie trochę irytuje, bo ja zawsze byłam intelektualnie nieco dwubiegunowa (w rozumieniu potocznym i w odniesieniu do temperamentu, nie do jednostki chorobowej) ale doceniam i widzę w tym sens. Mój umysł woli colę z łychą cukru i frytki z łychą soli, ale jednak dobrze, że jest ktoś, kto gotuje rosół.
To ciekawe, co mówisz. Wydaje mi się, że wszystko zależy od rodzaju odbiorcy i są czytelnicy, którzy niekoniecznie poszukują rzeczy "szybkich i mocnych". Ostatnio słuchałam ciekawego zestawu porad pisarskich na YouTube, i jedna z nich była mniej więcej taka: jeśli czujesz, że to co piszesz, jest nudne, nie przyspieszaj, a zwolnij; rozejrzyj się, przyjrzyj się scenie albo sytuacji, wniknij głębiej. Możliwe, że to, co piszesz, jest nudne, bo nie ma się w co zagłębić, bo rzecz nie została odpowiednio przemyślana i przedstawiona czytelnikowi w całym jej bogactwie. Idąc za Twoim porównaniem: są różne rodzaje rosołu, może być tłusty i treściwy – przez co nie mam na myśli skondensowanego – a może być chudziutki i wodnisty, i mnie ten zbiór esejów trochę się z takim cienkim rosołkiem kojarzy. Jest sens, na szczęście, ale sens to przecież minimum; forma kuleje, więc ja się męczę i nudzę jako czytelnik.
Thana pisze: (pn 26 kwie 2021, 20:24) Ja to w ogóle nie wierzę w takiego narratora! Nie ma takiego punktu widzenia, w którym można by go usadzić. Nie istnieje po prostu. Moim zdaniem, najbliższy tej idei narratora jest właśnie ten, który się Autorce nie podoba - ten zbiorowo wrzeszczący: ja ja ja ja. Czy ktoś w tym zbiorowym (a jednak osobnym, bo pozbawionym dialogu i jakichkolwiek wzajemnych relacji) krzyku usłyszy kakofonię, czy harmonię - to kwestia sposobu słuchania. Ale nawet i taki narrator jest tylko przybliżeniem. Bo żeby faktycznie wiedzieć o czymś wszystko, to punktów widzenia musi być nieskończenie wiele. To niemożliwe, więc zawsze coś pozostanie ukryte, poza zasięgiem, po ciemnej stronie Księżyca.
Zgadzam się na 100%, bardzo trafnie ujęte.
Thana pisze: (pn 26 kwie 2021, 20:24) Najbardziej zainteresowało mnie to, co dotyczy samego, wąsko pojętego, procesu twórczego. Narrator dysocjacyjny, kreacja bohatera, tworzenie jako rodzaj transu. Według mnie, właśnie dla takich zjawisk, takich doświadczeń, niemożliwych do osiągnięcia w inny sposób, warto pisać. Reszta to nieistotne dodatki.
Tak, to była (na razie, bo jeszcze nie skończyłam książki) najciekawsza część tego wszystkiego. Ja bym chętnie dowiedziała się jeszcze więcej bardziej praktycznych, przyziemnych rzeczy, o edytowaniu, łączeniu scen, szukaniu imion etc.

Dodano po 11 minutach 54 sekundach:
Czarna Emma pisze: (wt 27 kwie 2021, 09:47) Mnie styl Tokarczuk przydusza swoją koncentracją waty, nie rozumiem go jako całości, choć niektóre zdania, wnioski em masse miewa bardzo ciekawe. Lubię szukać w jej tekstach wątku, choć przeszkadza mi w tym poszukiwaniu nadmiar słów, pewna erudycja na pokaz, zarzucanie czytelnika wieloma skomplikowanymi pojęciami czy porównaniami naraz, przez co żadne z nich nie ma (moim zdaniem) szans wybrzmieć do końca.
No właśnie, to jest bardzo dobrze powiedziane. To jest ten brak dyscypliny – ta niemożność zrezygnowania z jakiejś skomplikowanej dygresji czy pojęcia na rzecz przejrzystości i precyzji tekstu. Nie wiem, z czego się to bierze – albo wszystko, co świadczy o erudycji, wygląda dla autorki na tyle dobrze, że szkoda tego zmarnować i nie wrzucić do tekstu, albo te eseje to jest rodzaj "głośnego myślenia", gdzie autorka po prostu nie zauważa tego, że czytelnik nie jest w stanie podążać niestrudzenie za jej myślami.

:orcs-cheers:

FL
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816

wlasnie czytam sobie....

679
Się właśnie zapoznaję z Alejo Carpentierem. A że to ktoś tu na Wery go mi wskazał, to... dziękuję <3 Świetne, jak na razie (przeczytałam "Królestwo z tego świata"). Bardzo, bardzo moje klimaty.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

wlasnie czytam sobie....

680
Adrianna pisze: (śr 28 kwie 2021, 20:33) Się właśnie zapoznaję z Alejo Carpentierem. A że to ktoś tu na Wery go mi wskazał, to... dziękuję Świetne, jak na razie (przeczytałam "Królestwo z tego świata"). Bardzo, bardzo moje klimaty.
Bardzo się cieszę! <3

Zaczęłam czytać 3 nowe książki:

1. Max Beerbohm Zulejka Dobson, satyra z początków wieku XX na życie studenckie w Oksfordzie. Bardzo zabawnie napisane, sama przyjemność.
2. Lona Manning Przeciwny wiatr (A Contrary Wind), współczesna wariacja na temat Mansfield Park Jane Austen. Zainteresował mnie blog autorki, a raczej artykuł o tym, jak to współcześni miłośnicy Austen próbują ze wszystkich sił nie tyle przypisać jej radykalne jak na jej czasy poglądy (które być może miała), ile oddać jej hołd za rzekome zdecydowane potępienie rasizmu i niewolnictwa w jej utworach. Na razie książkę czyta się dobrze.
3. Okada Tetsu Początki europejskiej kuchni w okresie Meiji, czyli narodziny kotleta (tytuł w wolnym tłumaczeniu). Jak to można było przewidzieć, i na co liczyłam, książka pęka w szwach od rozmaitych ciekawych historii o tym, co się działo w japońskiej gastronomii po tym, jak w 1872 roku cesarz Meiji uroczyście przełamał tabu i zjadł wołowinę w puszce :D

FL
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816

wlasnie czytam sobie....

681
Ja teraz czytam zbiór reportaży Filipa Springera "Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast".
Niektóre smaczki są przepiękne, na przykład opowieść o studni nieszczęścia w Pile. Fragment:

5 maja 1893 roku u zbiegu Kleine Kirchenstrasse i Grosse Kirchenstrasse wystrzelił z hukiem w niebo słup wody. Tylko cudem nikt z pracowników firmy studniarskiej Hermanna Heinricha Hutha nie doznał poważniejszych obrażeń. Teraz wszyscy oni biegali wokół, desperacko próbując zatamować wyciek. (...) Do miasta zaczęto więc ściągać kolejnych fachowców. Zaproponowali oni zaczopowanie otworu workami z piaskiem, kamieniami i płytami chodnikowymi. Ciśnienie wody rozrzucało je jednak po okolicy, powodując dalsze zniszczenia. Po dwudziestu trzech dniach walki z żywiołem z Berlina przyjechał asesor górniczy profesor Georg Franke. Postanowił on zamknąć studnię poprzez jej pogłębienie i obudowanie. To rozwiązanie również lepiej brzmiało w teorii, niż wyglądało w praktyce. Po pięciu kolejnych dniach robotnikom udało się bowiem pogłębić studnię o niewiele ponad metr.

I tak dalej... Powiem Wam tylko, że w listopadzie walka z ową studnią trwała nadal, a kilkanaście okolicznych kamienic legło w gruzach... :D
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

wlasnie czytam sobie....

682
Springer jest dobry, choć nierówny - jego książka o Jande mnie rozczarowała :)

A ja sobie właśnie przeczytałem dwie książki popularnonaukowe, to może też się podzielę opiniami :)
"Wyobrażone życie. Wyprawa na egzoplanety w poszukiwaniu inteligentnych istot pozaziemskich, stworzeń lodu i zwierząt supergrawitacyjnych",Trefil, Summers
Miałem sporą chrapkę na tę książkę, ze względu na fakt, że prezentuje owe światy wyobrażone - i to rzecz napisana przez naukowców, więc trzymająca się nauki, logiki, etc. Z jednej strony spekulacje i odrobina imaginacyjnego szaleństwa, z drugiej jednak wciąż pozostawanie po stronie nauki, a nie durnot rodem z marnej fantastyki 🙂
I cóż, to jest niezły przegląd, bardzo poukładany wykład ale... zbyt grzeczny. Dostajemy pakiet założeń, aby dyskusja o egzoplanetach odbywała się w oparciu o naukę, a potem powoli odchodzimy od światów, i co za tym idzie, form życia bliskich temu, co znamy, aż do zupełnie niewyobrażalnych - które jednak wciąż jest w kręgu starych motywów, jak życie maszynowe, w plazmie czy krzemowe.
To wszystko ma sens, jest ciekawe, robi w głowie porządek - i to jest ważne w sytuacji, kiedy egzoplanety to już nie trzy ciekawostki i sensacje jak planety Wolszczana, lecz grubo ponad 4000 globów o niesamowicie różniących się parametrach.
Zabrakło mi jednak rozpracowania tych światów, pogłębienia wizji, to są rzeczy wbrew tytułowi ledwie wzmiankowane, choć nadal interesujące. Widzę tu jednak zawód podobnego charakteru co w serialu "Obce światy" Netflixa (gdzie nawet na planecie Złotowłosej, czyli tej bardzo żywej ekologicznie, bogatym systemie, dostajemy wgląd w praktycznie dwa gatunki zwierząt, jeden przypominający grzyby - i tyle. Bogactwo co się zowie.). Te światy są po prostu słabo opisane, pomijając aspekt parametrów czysto fizycznych - tu zawodzi fantazja, a może decyduje brak odwagi, niechęć do narażenia się na krytykę typu "skoro nie wiemy, jakie są te światy, nie można racjonalnie spekulować?". No, ale książka to zapowiada, poczułem się więc trochę rozczarowany. To bardziej pozycja dla osób dopiero zagłębiających się w temat, choć napisana przystępnie (może za bardzo 😃), rzetelnie i w sumie na tyle ciekawie, że jednak nie cierpiałem w trakcie lektury.
Przeciwnie z "Fabryką planet. Planety pozasłoneczne i poszukiwanie drugiej Ziemi" Tasker.
O rany, jaka to jest dobra książka! A nawet trzy wykrzykniki - !!! - bo warto. Ta książka obiecuje pokazanie, w jaki sposób egzoplanety (i w ogóle planety w innych układach słonecznych) się rodzą, od pierwotnego obłoku, z którego powstaje gwiazda, po układ z planetami krążącymi na stabilnych orbitach. To jest książka dużo trudniejsza w odbiorze, wymaga większego skupienia, za to w genialny moim zdaniem sposób pokazuje całą mechanikę gwiezdnej kołyski, w wyniku której dostajemy Układ Słoneczny albo gwiazdy i planety Alfy Centauri 🙂 autorka napisała sporych rozmiarów monografię, w której jest wszystko. Także to, co streszczają w skrótowy sposób autorzy "Wyobrażonego życia". Wspomina nawet o możliwości życia, choć robi to na marginesie, skupiając się jednak na pokazaniu, jakie mechanizmy stoją za tym, że dana planeta albo trafia do strefy, w której może być życie, albo wypada z niej lub formuje się gdzie indziej.
Tasker pokazuje zresztą dużo więcej: mechanikę, która powoduje, że te warunki są zmienne w czasie - i to nie tylko takie oczywiste, jak przechodzenie gwiazdy typu Słońce w czerwonego karła, ale też np. kurczenie się gazowych olbrzymów. Siedzimy w warsztacie jakiegoś Planetotwórcy i podglądamy go przy robicie - naprawdę, byłem zachwycony.
Krótko mówiąc: świetna książka. Naprawdę, jeśli Tasker napisze cokolwiek jeszcze, kupuję w ciemno, choćby pisała o poezji sufickiej, bo ma imponującą umiejętność łączenia sporej dawki wiedzy z pisaniem w sposób klarowny i pozwalający laikowi temat ugryźć. A zarazem nie szuka popularności zniżając się do czytelnika tak masowego, jak zrobili to (szkodząc książce) autorzy "Wyobrażonego życia".
Konkludując: można przeczytać obie, żadna nie zaszkodzi, ale z tych dwóch to zdecydowanie lepsza jest "Fabryka planet".
Obrazek
Obrazek
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

wlasnie czytam sobie....

683
Romecki, super, że o tym napisałeś. "Wyobrażone życie" mam, ale jeszcze nie czytałam. "Fabryka planet" jakoś mi umknęła. Kupię sobie! :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

wlasnie czytam sobie....

685
Czytam "Fabrykę planet". Bardzo ciekawa, ale irytują mnie te metafory dla przedszkolaków. Ciekawe, czy w oryginale też to tak brzmi?
No i niestety widać, że korekta od czasu do czasu przysypiała. :/
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Wróć do „Czytelnia”