Nie Wi(e)działem Wiele

1
Oto czwarta, a więc przedostatnia część mojej serii o podróży na szczyt.

Aktualna kolejność przedstawia się następująco:
1. Widziałem Miasto
2, Widziałem Las
3. Widziałem optymizm
4. To...coś






Nie widziałem wiele


Chyba nie bardzo to przemyślałem.
Niełatwo pieszo dotrzeć do nieba.
Gdy w góry biegiem, sam uciekałem,
myślałem "Więcej mi nie potrzeba."

Tutaj na górze mgła wszystko skrywa.
Trudno rozróżnić niebo od ziemi
a jednolita śnieżna pokrywa
nigdy nie dała poznać swych trzewi.

Pan z piersi oddech każdy wydziera.
Wiatr jest tu Panem. Pan wszechniczego
wściekły i głośny, z siłą napiera.
Pcha do upadku dwieście drugiego.

widzę ja wreszcie światło w tunelu,
czasem tu bowiem mrok światłem bywa.
Wszak ciemnych punktów nie ma tu wielu,
biel monotonna wszystko przykrywa.

wchodzę więc zatem, szukam schronienia,
ale w jaskini ludność się tłoczy.
Trzęsąc się z zimna i ze zmęczenia,
nie wierząc zmysłom, przecieram oczy.

Coś mnie chwyciło ręką dość silną.
Cicho prowadzi gdzieś w głąb ciemności
a w labiryncie, za piątą ścianą,
w oczy mnie razi ogrom jasności.

Widzę, za biurkiem, z lampą oliwną,
siedzi i czyta starzec wąsaty.
stuka w podłogę laską żelazną,
przed biurkiem stały z papieru kraty.

Podszedł i podał mi ciężką laskę,
z miną jak gdyby chciał mnie nią zabić
i głosem kogoś, kto czyni łaskę,
nie wiedzieć czemu, zaczął mnie ganić.

“Szkoła - rzecz prosta, żadne zakręty.
W szkole, by przeżyć - kujesz i kujesz.
A ty, mój drogi…” rzekł trwogą zdjęty.
‘‘Ty coś za bardzo filozofujesz.

Ale zadaniem mym edukacja.
Muszę prostować krzywe twe myśli,
a że niektóre dobre, co racja,
sam uznaj, co ci da więcej korzyści.”

Więc mi pokazał alternatywę,
międzyw podłogę, a w sufit biciem.
Jak on, miałem myśli prostować krzywe,
ale ja sam chciałem rządzić się życiem.

A więc odszedłem z tamtej jaskini,
z mocną, choć ciężką laską z metalu.
Kraty z papieru zerwałem w dłoni,
chociaż nie miałem tego zamiaru.

Jeszcze po chwili się odwróciłem
i choć niedługo nastanie ranek,
z miejsca, gdzie czasu wiele straciłem,
po chwili wziąłem jeszcze kaganek.

Z kagankiem więcej mogłem zobaczyć.
Gdy szedłem dalej, już po staremu,
myślałem “Można coś stamtąd wynieść.
Lecz trzeba po to sięgnąć samemu.”
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”

cron