Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

1
Kiedy sny na poduszce tańczyły flamenco,
falbaną sukienki przeganiając niepokój,
stukanie obcasami nie było udręką.

W wyciszonej muzyce sennych kastanietów,
odgrodzony od świata przez ramion ostrokół,
edenem stawał się biały kaftan – opiekun.

Odpływałeś w cichy bezkres zapomnienia
czasu, kiedy weszłam bezbronna i naga,
piękniejąc od zachwytu twojego spojrzenia.

Wtedy podarowałeś mi szpilki, czerwone,
zbyt duże - to pierwsza twoja zniewaga -
nosiła je tamta, czy masz coś na obronę?

Dziś nie jesteśmy razem, lecz patrząc przez kratę,
już nie wiem, czy widzę niewinnego człowieka.
Mój rozsądek, twój szał, jak świśnięcie batem.

Sarnookie, blade kochanki obłąkanych,
wieczorami kładą ci dłonie na powiekach,
przywołując sny szeptem - zaśnij ukochany.

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

3
piękniejąc od zachwytu twojego spojrzenia
Piękniejąc przez zachwyt Twojego spojrzenia.
Tak bym napisał, choć na poezji nie znam się wcale.
Wtedy podarowałeś mi szpilki, czerwone,
Podarowałeś mi burzy rytm czytania.
Mój rozsądek, twój szał, jak świśnięcie batem.
To doskonałe.

Ogólnie świetne. Podobało mi się. Gratulacje.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

4
Panowie, Navajero i Godhand,
pięknie dziękuję za wgląd i miłe słowo.
Godhand pisze: piękniejąc od zachwytu twojego spojrzenia


Piękniejąc przez zachwyt Twojego spojrzenia.
Tak bym napisał, choć na poezji nie znam się wcale.
Szczerze mówiąc, zastanawiałam się jakiego w tej frazie użyć przypadku - dopełniacza, czy biernika. I w dalszym ciągu nie jestem pewna, jak brzmi poprawniej.

Co do
Godhand pisze: Wtedy podarowałeś mi szpilki, czerwone,


Podarowałeś mi burzy rytm czytania.
masz rację, jednak i tu nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Jakaś sugestia?


A te literki (jako rzecze Quin...)
Navajero pisze: Ładne.
Godhand pisze: Ogólnie świetne. Podobało mi się. Gratulacje.
- cud, miód, rachatłukum i małmazja razem wzięte - „zrobiły mi” dzisiejszy wieczór.

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

5
Mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony oryginalne sformułowania, bogactwo skojarzeń, piękny język i środki umiejętnie dobrane do przekazywanej treści, z drugiej - ten kulejący rytm i niezgrabne rymy. Aż z ciekawości policzyłam sylaby i niby jest tam jakaś regularność, nawet niby te siedem pierwszych sylab może się kojarzyć z połamanym rytmem flamenco, niby wiem, co chciałaś osiągnąć, ale spróbuj to przeczytać na głos. Ja grzęznę, nie ma tego kastanietowego poślizgu, o który chyba Ci chodziło.
Może warto byłoby spróbować pozbyć się rymów - sporo tutaj wymuszają, usztywniają i psują - a skupić się na rytmie. Lepiej dobrze zrealizować jeden element, niż dwa tak sobie.

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

6
To jest bardzo trudny wiersz. Podchodzę do niego któryś już raz i szczerze mówiąc nadal mam wątpliwości czy obrazy, które wyświetlają mi się przy czytaniu są rzeczywistym zamysłem Autorki, czy jedynie moim własnym.
Niemniej wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z miłością a raczej z zabiciem tej miłości, bardzo gorącej, żywiołowej skoro uderza w hiszpański rytm. Tylko nie wiem czy ta miłość wypaliła się sama, czy doszło do tragedii (ta czerwień kojarzy mi się z krwią), jednak jak by nie patrzeć ta miłość umiera (dłonie na powiekach).
Podoba mi się bardzo stopniowanie napięcia uzyskane poprzez rym i rytm. Tutaj muszę zwrócić uwagę na bardzo dobry rym (flamenco - udręką, kratę - batem itd).
Jak już napisałam wcześniej, nie wiem czy odczytałam dobrze. Tak ''zobaczyłam'' i taki obraz do mnie przemawia, trafia.

Pozdrawiam.

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

10
Jim Skalniak pisze: Uważamy, że rytm i rym, jeśli mają być, to winny być zgodne z jakimś naturalnym, instynktownym wyczuciem - nawet bez wczytywania się.
Jim, cała moja skromna osoba z jeszcze skromniejszą „bożą iskrą”, czyli talentem (jeżeli w ogóle jest) zadrżała od pluralis maiestaticus. Wprawdzie nie powiem, żeby ta dostojna forma od razu powaliła na kolana, ale swoje wrażenie zrobiła. A jakże… i także natychmiast podsunęła mi chęć zastosowania (czy tylko dla równowagi?) pluralis modestiae, czyli: uważamy, że zgodnie z naszym naturalnym, instynktownym wyczuciem wiersz popłynął harmonijnie, nawet jeżeli znalazły się w nim jakieś (to jest rymu i rytmu) zawahania.

Inna sprawa jeżeli wypowiedziałeś się w imieniu większej grupy, a nawet tylko MargotNoir (której dziękuję za komentarz, chociaż nie podzielam jej zdania, w szczególności co do sugestii pozbawienia wiersza rymów, bowiem tak głęboka ingerencja w przypadku onirycznego, niedopowiedzianego, niejasnego przesłania, byłaby wręcz brutalną amputacją), to istotnie pluralis maiestaticus nie ma zastosowania, a jest tylko zwyczajnym (by nie rzec banalnym) użyciem liczby mnogiej, a to znaczy, że cały mój powyższy wywód jest… „od czapy”.

W końcu, jak weźmiemy pod uwagę słynny filmowy cytat – nobody`s perfect - forma i treść tekstu o przyjaźni z kochankami obłąkanych mnie zadowala, a nawet ośmielam się wyartykułować, że jest to jeden z moich wierszy, z których jestem dostatecznie zadowolona.

Elka, Tobie także dziękuję za czytanie, komentarz oraz dostrzeżenie tych niedokładnych rymów, do których i ja mam całkiem przyjemny stosunek, ale przede wszystkim za wniknięcie w aurę i sens sennej, niepokojącej, wieloznacznej, raczej pesymistycznej opowieści o szaleństwie; niekoniecznie o psychicznym podłożu.

Trwają święta Bożego Narodzenia - na dalszą ich część życzę Wszystkim pogody ducha, miłości, radości z obecności wiernych przyjaciół i kochającej rodziny.

n

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

13
Nebbio, po prostu jak się wypowiadam/my na tematy, które uważamy za szczególnie ważne załącza się mi/nam jakaś taka dodatkowa osobowość, odbierająca tej pierwszej część kontroli nad sobą, a zatem autonomiczność. Stąd taki "wielogłos" w niektórych mych/naszych postach. Może to przemawia jakaś kwantowa SUPERŚWIADOMOŚĆ, a może to po prostu choroba psychiczna?
"Naucz się, że można coś innego roznosić niż kiłę. Można roznieść światło, tak?"
Robert Brylewski

Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych [P]

14
Raczej nie ośmielę się uważać tego co napisałam za szczególnie ważne, może inaczej - ważne dla mnie - w chwili powstawania, ot; jakaś myśl, temat, problem tak mocno wgryzał się w podświadomość, tkwił i zakłócał inne ważne sprawy, że musiałam, koniecznie musiałam, w ten, czy inny sposób wyrzucić go z siebie. To nie znaczy, że „pozbywanie” może być byle jakie. Nie, staram się, by każdy z tych nurtujących mnie tematów dostał formę, kształt, opakowanie, środki stylistyczne mu przynależne oraz przesłanie na jakie (IMO) zasługuje. Oczywiście, raz jest lepiej, raz gorzej. Na szczęście - jak na razie - nie mam problemu z poczuciem humoru ani autoironią, i ponownie - jak na razie - przerośnięte, nadmuchane ego mi nie grozi.
Jim Skalniak pisze: Nebbio, po prostu jak się wypowiadam/my na tematy, które uważamy za szczególnie ważne
A ja tak już mam, że zawsze wypowiadam się indywidualnie i zawsze artykułuję swoje niezależne poglądy i opinie, nawet jeżeli nie jest to dobrze widziane. Chyba, że ktoś, lub jakaś grupa mnie poprosi o przedstawienie jej zdania, co zdarza się rzadko i niechętnie przyjmowane jest z mojej strony, bowiem nie ma we mnie genu wodza. Stado, czyli tłum napawa mnie strachem. Raczej lepiej czuję się „zosobniała”, ot , jeżeli wierzyć w reinkarnację, to w poprzednim wcieleniu z pewnością byłam eremitką, a może nawet rekluzą?

Kiedyś popełniłam o pewnej w trzynastowiecznej rekluzie, Weridianie, taki tekścik:

Viridis

rówieśniczko rozmawiającego
z ptakami
dla którego róże zrezygnowały
z kolców
włoska Weridiano
tak odmienna
od antycznej Diany i
słowiańskiej Dziewanny
pątniczko i rekluzo
dobrowolnie
zamurowana trzydzieści lat

czy nigdy
nie chciałaś zejść
z tej ścieżki>


(Weridiana – pątniczka do wielu europejskich sanktuariów oraz słynna pustelniczka z przełomu XII/XIII wieku. W 1221 roku, na własne życzenie zamurowana w celi w Castelfiorentino w Toskanii. Odwiedzał ją i zasięgał porady sam św. Franciszek z Asyżu, wsłuchując się w słowa ledwie słyszalne przez niewielki otwór w ścianie, stanowiący jedyną łączność ze światem zewnętrznym).

Jim, kłaniam się z podziękowaniem i uśmiechem.
n
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”

cron