WIADOMOŚĆ
Plan sprowadzenia do domu nowego pieska jako następcy Pikusia zatajono przed siostrą. Miała to być niespodzianka. Mama sięgnęła po nożyczki i zasiadła z małą w saloniku. Po wyrównaniu poszarpanych końcówek włosów siostra znowu przypominała „małą, cywilizowaną, choć krótkowłosą dziewczynkę”. Kiedy zasypiała w swym łóżeczku uśmiechała się nawet nieco.
W swoim łóżku chłopiec rozmyślał o Pikusiu Drugim. Może mała pokocha nowego pieska i z czasem żal po stracie prawdziwego przygaśnie? Czy to jednak pomoże Pikusiowi? Cóż ten piesek zawinił, że każe mu się biegać po krainie pełnej czarodziejów, krasnali i smoków? A jeśli taki smok zechce go zjeść?!
W końcu, zmęczony pytaniami, zasnął.
Przyśniła mu się leśna polanka. Stał w miękkiej, sięgającej łydek trawie i rozglądał się zdziwiony. Skąd się tutaj wziął? Drzewa otaczające polankę szumiały niepokojąco. Szum układał się w melodię, a kiedy się weń wsłuchał wyłowił poszczególne słowa. Czegoś podobnego nigdy jeszcze nie słyszał. Drzewa śpiewały! „Myszmy są sztare dszewa, sztarsze nisz najsztarsze sztwoszenia na szwiecie i szpiewamy naszą sztarą pieszń o szwiecie dszew...”. Zatkał uszy. To było pszeraszające (przepraszam: przerażające). Wtem na polankę padł cień i na trawie osiadł ni mniej ni więcej tylko latający dywan. A na dywanie siedział ni mniej ni więcej tylko Pikuś, we własnej osobie.
- Cześć – powiedział Pikuś.
- Cześć Pikuś – odparł chłopiec
Właśnie uświadomił sobie, że to sen, a we śnie nie należy się niczemu dziwić, nawet temu, że Pikuś mówi.
– Gdzie się podziewałeś? Strasznie się o ciebie martwiliśmy.
Pikuś wyciągnął z kieszeni fajkę (tylko skąd u psa kieszeń?), nabił ją trawą i spojrzał na chłopca.
- Masz zapałki? – zapytał.
- Pikuś, ty palisz?! – zdziwił się chłopiec.
- Nie masz. Trudno – stwierdził Pikuś.
Strzelił pazurami i na ich końcu pojawił się mały, wirujący płomyczek. Następnie odpalił fajkę, zaciągnął się głęboko i wypuścił kłęby wonnego dymu. Dym zasłonił go przed wzrokiem chłopca. A kiedy dym się rozwiał na dywanie zamiast Pikusia siedział ON i ze spokojem pykał fajeczkę.
- Oj, mały, kiepsko sobie radzisz z tymi DRZWIAMI – westchnął ON. – Sam już nie wiem co z tobą począć.
- Gdzie jest Pikuś? – zapytał chłopiec, niezbyt może grzecznie.
- Oj, mały, chyba dam ci ostatnią szansę – ON jakby nie słyszał pytania. – Jeżeli tym razem zawiedziesz, to koniec. Widocznie się pomyliłem.
- Przestań narzekać i powiedz mi gdzie jest Pikuś! Ty przebrzydły staruchu! Gdzie jest nasz piesek?! – chłopiec zdenerwował się nie na żarty.
I z tego zdenerwowania się obudził.
Znowu był w łóżku. Cóż za dziwny sen. Co ten ON mówił o ostatniej szansie? Zresztą, czy można mu wierzyć? Czy w ogóle można wierzyć w sny? Mama zawsze radziła, żeby się nimi nie przejmować. I dlaczego tu tak gorąco?
W pokoju panował nieznośny upał. Chłopiec odrzucił kołdrę, ale na niewiele się to zdało. Wstał i otworzył okno na całą szerokość. Do pokoju wtargnął wiatr. Powietrze było suche i rozgrzane, jakby domek znalazł się nagle na środku pustyni. Wychylił się przez parapet. Kikut starej wierzby ciemniał przed domem, a nad nim unosił się pucołowaty krążek księżyca. Domki po drugiej stronie ulicy zamajaczyły niewyraźnie. Ich ukośne dachy przypominały stojące w szeregu piramidy. Do pokoju wpadły drobinki piasku. Pidżama przykleiła się chłopcu do ciała. Krople potu ściekały po czole. Koło pnia wierzby poruszyło się coś ciemnego. Wychylił się mocniej i ze zdziwienia omal nie wypadł do ogródka. To był wielbłąd! Spacerował sobie dookoła drzewa! Nie mógł to być koń, bo żaden koń nie ma garbu na plecach.
- Uff – odetchnął z ulgą.
Wszystko stało się jasne. Nadal śnił. To sen o śnie i o przebudzeniu.
- Sen czy nie, ale muszę się napić naprawdę – stwierdził.
Tego upału nawet we śnie nie można było wytrzymać. A przecież w lodówce stała Cola kupiona w supermarkecie. Ruszył do kuchni. Kuchnia na szczęście była w tym śnie. Była też lodówka, a w niej schłodzona butelka. Przytknął ją do ust i pił długimi łykami, a potem wydał z siebie przeciągłe „Aaaaach”. Tego właśnie potrzebował. Pociągnął jeszcze jeden łyk i wtedy coś wpłynęło mu do ust ze strugą napoju. Coś małego i na dodatek to coś ruszało się mu na języku. Poczuł skurcz żołądka. Chyba nie robal? Szybko wypluł resztkę napoju do zlewu. Niestety, to był robal. Na szczęście nie z tych najobrzydliwszych tłustych białych robali, które pełzają po zepsutym mięsie, albo mieszkają w jelitach niektórych ludzi i wyjadają stamtąd resztki jedzenia (Uwaga! Jeżeli ciągle jesteście głodni, to mogą być one!). Ten robal przypominał małego żuczka i miał niebieski kolor. Żuczek zamachał małymi nóżkami, przewrócił się na bok i wstał. Stanął niepewnie na dwóch nóżkach, dwoma następnymi (a może to były rączki) przetarł sklejone skrzydełka, spojrzał na wystającą znad krawędzi zlewu, ogromną twarz chłopca i zapytał.
- To ty?
To był sen, więc chłopiec zareagował prawidłowo.
- To ja – odpowiedział.
Postanowił iść na całość.
- Następnym razem proszę mnie tak gwałtownie nie wypluwać. Mogłem się połamać – powiedział gniewnie żuczek. – Albo co gorsza uderzyć w głowę i zapomnieć wiadomość.
- Przepraszam, mam nadzieję, że nie zrobiłeś sobie krzywdy? – zatroskał się chłopiec.
- Nie wygląda na to – odparł żuczek.
Zrobił kilka przysiadów i pompek, przetruchtał dookoła zlewu jakby to była bieżnia na blaszanym stadionie i zakończył skomplikowanym układem gimnastycznym.
- Pancerzyk mam cały, chityna wytrzymała. Wiadomość też pamiętam – powiedział.
- Co to za wiadomość? – spytał chłopiec.
Nie pytał o tę chitynę, bo to mogły być jakieś intymne sprawy żuczków. Żuczek przybrał urzędowy ton.
- Wiadomość dla ciebie. Bardzo ważna. Proszę pokwitować.
Spojrzał wyczekująco.
- Kwituję – odparł chłopiec.
- Dziękuję – rzekł żuczek. – Oto wiadomość. DZIŚ W NOCY. STOP. TAM GDZIE POPRZEDNIO. STOP. BĄDŹ. STOP. DRZWI CZEKAJĄ. STOP.
- I co? – spytał chłopiec.
- To wszystko – odparł żuczek. – No to spływam!
Wskoczył do kratki odpływowej i znikł. Chłopiec włożył głowę do zlewu i wrzasnął za żuczkiem.
- Ale od kogo jest ta wiadomość?!
Z rury odpowiedziało tylko niezrozumiałe bulgotanie, a potem zapadła cisza.
- Co się stało? – odezwał się zaspany głosik za plecami chłopca.
Odwrócił się i ujrzał siostrę.
- Znowu robisz jakieś epserymety? Zaraz obudzisz mamę – powiedziała.
- Czy ty też mi się śnisz?
Mała westchnęła ciężko, podciągnęła opadające spodenki pidżamy i wymierzyła bratu solidnego kopniaka prosto w łydkę. Jęknął z bólu i zaraz jęknął ponownie, bo mocno uszczypnęła go w ramię. Postąpiła zresztą zgodnie z metodą, której sam jej nauczył. To doskonała metoda na sprawdzenie czy się śni. Trzeba najpierw kopnąć, a potem uszczypnąć dla pewności. Wszyscy wiedzą tylko o szczypaniu, a on wymyślił dodatkowo kopniaka. Był z niego bardzo dumny. Choć niełatwo jest kopać samego siebie, jeśli akurat nikogo nie ma w pobliżu.
Czy taki styl "chwyci" u małolatów? Rozdział powieści.
2Mam wrażenie, że w tym fragmencie problemem nie jest "styl" pojmowany jako właściwości językowe tekstu, lecz struktura świata, jaki prezentujesz. Chłopiec śpi i śni. Budzi się, lecz świat po przebudzeniu (a zatem teoretycznie realny) jest jakiś dziwny, odmienny od codziennego, więc chłopiec zdaje sobie sprawę z tego, że nadal śni. Tak się czasem zdarza, że śniąc, wiemy o tym, że śnimy. To trochę dziwne wrażenie, lecz kiedy się zbudzimy, raczej nie mamy z nim kłopotów (chyba że cechuje nas skłonność do analizowania snów i roztrząsania znaczeń, jakie mogą się z nimi wiązać). Sen - mara, jak wiadomo
Wykorzystywanie konwencji snu, a zwłaszcza snu zwielokrotnionego w powieści dla dzieci budzi jednak moje wątpliwości. Kiedy dziecku śnią się koszmary senne i budzi się przestraszone, uspokajamy je, mówiąc, że to TYLKO sen. Coś nieprawdziwego, bo w rzeczywistości nie ma się czego bać (sam zresztą o tym piszesz wprost). To działa również w drugą stronę: kiedy dziecku śni się coś przyjemnego, po przebudzeniu będzie rozczarowane, że to był TYLKO sen. Sen z założenia jest nieprawdziwy - do tego przyzwyczajamy dzieci. A jeśli jeszcze dorzucimy bohaterowi sen we śnie oraz świadomość tego, że śni, może to w małym czytelniku wywołać nawet zniecierpliwienie: no przecież ten chłopiec już się obudził, więc dlaczego znowu śni? I kiedy jemu przestanie się śnić? Kiedy coś zrobi naprawdę?
Ja wiem, że konwencja oniryczna zastosowana jest np. w "Alicji w krainie czarów", lecz "Alicja" cieszy się chyba większym uznaniem dorosłych, niż dzieci. Wprowadzanie struktury snu to swoista gra z odbiorcą, wymagająca pewnego doświadczenia również ze strony czytelnika, nie tylko autora.
Nieprzypadkowo chyba przejście do świata alternatywnego w książkach dla dzieci dokonuje się zwykle przez jakiś portal. W "Opowieściach z Narnii" jest to stara szafa, w "Harrym Potterze" - peron 9 i 3/4. Można też wpaść do suchej studni albo trafić do tajemniczej jaskini, jak w rozmaitych baśniach. Po tym przejściu jednak nowa rzeczywistość jest równie realna jak ta wyjściowa, a bohater nie przypomina sobie ustawicznie, że żyje w świecie "nieprawdziwym". Mogą się tam dziać najróżniejsze dziwne rzeczy, lecz świat jest konkretny i nie ma zwyczaju znikać w mgnieniu oka. Ty natomiast ciągle mrugasz do czytelnika, że to tylko sen. Można i tak, lecz w moim odczuciu nie służy to zainteresowaniu małego odbiorcy opowieścią. Bo jak tu się przejmować tym, co się dzieje, skoro z góry wiadomo, że nic nie dzieje się naprawdę? Poza tym, w snach postacie mogą pojawiać się i znikać bez żadnego uzasadnienia, a różne sytuacje nie mają dalszego ciągu. Tymczasem w przypadku Narnii wystarczy raz zawiesić niewiarę, przyjąć, że szafa prowadzi do innego świata, i można towarzyszyć bohaterom w przygodach, które rozgrywają się według reguł przyczynowo-skutkowych i nie można ich unieważnić "bo tak". Akcja jest skonstruowana logicznie, to buduje napięcie i chęć śledzenia tego, co będzie dalej. A u Ciebie sam bohater nie wie, w jakiej rzeczywistości właśnie się znajduje...

Ja wiem, że konwencja oniryczna zastosowana jest np. w "Alicji w krainie czarów", lecz "Alicja" cieszy się chyba większym uznaniem dorosłych, niż dzieci. Wprowadzanie struktury snu to swoista gra z odbiorcą, wymagająca pewnego doświadczenia również ze strony czytelnika, nie tylko autora.
Nieprzypadkowo chyba przejście do świata alternatywnego w książkach dla dzieci dokonuje się zwykle przez jakiś portal. W "Opowieściach z Narnii" jest to stara szafa, w "Harrym Potterze" - peron 9 i 3/4. Można też wpaść do suchej studni albo trafić do tajemniczej jaskini, jak w rozmaitych baśniach. Po tym przejściu jednak nowa rzeczywistość jest równie realna jak ta wyjściowa, a bohater nie przypomina sobie ustawicznie, że żyje w świecie "nieprawdziwym". Mogą się tam dziać najróżniejsze dziwne rzeczy, lecz świat jest konkretny i nie ma zwyczaju znikać w mgnieniu oka. Ty natomiast ciągle mrugasz do czytelnika, że to tylko sen. Można i tak, lecz w moim odczuciu nie służy to zainteresowaniu małego odbiorcy opowieścią. Bo jak tu się przejmować tym, co się dzieje, skoro z góry wiadomo, że nic nie dzieje się naprawdę? Poza tym, w snach postacie mogą pojawiać się i znikać bez żadnego uzasadnienia, a różne sytuacje nie mają dalszego ciągu. Tymczasem w przypadku Narnii wystarczy raz zawiesić niewiarę, przyjąć, że szafa prowadzi do innego świata, i można towarzyszyć bohaterom w przygodach, które rozgrywają się według reguł przyczynowo-skutkowych i nie można ich unieważnić "bo tak". Akcja jest skonstruowana logicznie, to buduje napięcie i chęć śledzenia tego, co będzie dalej. A u Ciebie sam bohater nie wie, w jakiej rzeczywistości właśnie się znajduje...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Czy taki styl "chwyci" u małolatów? Rozdział powieści.
3@Rubia. Dziękuję za bardzo rzeczową ocenę. Poddam ją kontemplacji, bo rzeczywiście zwracano mi uwagę na nadmiar mrugania do czytelnika. I to "zawieszanie niewiary" w powieściach dziecięcych - żeby nie było zbyt częste. Bardzo cenna uwaga dla mnie. Wręcz odkrycie! Dzięki.
P.S. Pisząc ten rozdział miałem chyba na uwadze oniryczny klimat "Alicji w Krainie Czarów". Ten piesek z fajką był luźnym nawiązaniem.
Dodano po 21 minutach 25 sekundach:
P.S.II I jeszcze przypomniało mi się, że trochę inspiracji wziąłem z takiej angielskiej bajki "Feniks i dywan", gdzie jeden włamywacz przeżywa z pięciorgiem dzieci takie niewiarygodne historie, że wydaje mu się, że ciągle śni. Czyli, taka moja prywatna "impresja" na bazie ulubionej twórczości dziecięcej. Tylko, że nie jestem Lewisem Carollem:))
P.S. Pisząc ten rozdział miałem chyba na uwadze oniryczny klimat "Alicji w Krainie Czarów". Ten piesek z fajką był luźnym nawiązaniem.
Dodano po 21 minutach 25 sekundach:
P.S.II I jeszcze przypomniało mi się, że trochę inspiracji wziąłem z takiej angielskiej bajki "Feniks i dywan", gdzie jeden włamywacz przeżywa z pięciorgiem dzieci takie niewiarygodne historie, że wydaje mu się, że ciągle śni. Czyli, taka moja prywatna "impresja" na bazie ulubionej twórczości dziecięcej. Tylko, że nie jestem Lewisem Carollem:))
Czy taki styl "chwyci" u małolatów? Rozdział powieści.
4"Feniks i dywan" to książka Edith Nesbit, z cyklu o Piaskoludku
Sięgnij po pierwszy tom, czyli "Pięcioro dzieci i coś". Tam jest bardzo skuteczny sposób łączenia świata realnego i fantastycznego: dzieci spotykają w opuszczonym kamieniołomie "coś", czyli Piaskoludka, który spełnia ich życzenia, ale tylko jedno dziennie i tylko do zachodu słońca
I bardzo dobrze, że są takie ograniczenia, gdyż dzieje się tyle, że gdyby nie zachód słńca, to nie wiadomo, czy ten dziecięcy, w miarę uporządkowany świat by przetrwał. Konkluzja jest trochę moralizatorska (trzeba dokładnie przemyśleć, czego się sobie życzy), ale zabieg z wprowadzeniem jednej postaci, która może zmieniać świat realny, a zatem nie potrzeba budować tego drugiego, alternatywnego, też jest wart zastanowienia 
Natomiast subiektywne wrażenie bohatera, takie w rodzaju "ja chyba śnię, to nie może być prawda", wynikające z natłoku niezwykłych dla niego zdarzeń, to jednak coś zupełnie innego niż marzenia senne wywołane zaśnięciem i błąkanie się pomiędzy różnymi poziomami tego snu.



Natomiast subiektywne wrażenie bohatera, takie w rodzaju "ja chyba śnię, to nie może być prawda", wynikające z natłoku niezwykłych dla niego zdarzeń, to jednak coś zupełnie innego niż marzenia senne wywołane zaśnięciem i błąkanie się pomiędzy różnymi poziomami tego snu.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Czy taki styl "chwyci" u małolatów? Rozdział powieści.
5Dziękuję za odpowiedź. Już czytałem, mając 8-10 lat
Został mi sentyment do tego żartobliwego i łagodnie moralizującego stylu "rozmowy" z czytelnikiem.
Wszystkie Twoje uwagi biorę sobie do serca i do analizowania. Dzięki:)

Wszystkie Twoje uwagi biorę sobie do serca i do analizowania. Dzięki:)