Pisarzom z okazji ich święta poświęca się z przymrużeniem oka. 

Kapral Feninger mawiał, że w życiu mężczyzny w pewnym wieku cuda zdarzają się na każdym kroku.
Mawiał też, że po ślubie kobieta zmienia się nie poznania – do niedawna nazista Hans był przekonany o prawdziwości tego twierdzenia. Miesiąc temu przekonał się jednak o tym, że w zdaniu tym kapral Feninger popełnił błąd i zamiast „die Frau” powinno tam być „die Frauen”. Nie dość bowiem, że zmieniło się zachowanie żony Hansa (która przestała być słodką i śliczną narzeczoną), to na dokładkę zmieniło się też zachowanie pani Donnewetter – matki byłej narzeczonej, a obecnej żony, Marii Konner de domo Donnewetter.
O ile w okresie narzeczeństwa Frau Donnewetter wyraźnie nakłaniała córkę do „bycia grzeczną”, o tyle już trzy tygodnie po ślubie palnęła jej kazanie o obowiązku małżeńskim. Przemawiała tonem wytrawnego kaznodziei, co to pozjadał wszystkie rozumy nie wyłączając własnego. Wykład odbywał się w kuchni – Hans przemykał się dwukrotnie wzdłuż ściany: raz, by zrobić sobie herbatę, a drugi raz, by zjeść wczorajszą zupę zamiast obiadu. Natykał się przy tym na karcące spojrzenia teściowej.
Mawiał też, że po ślubie kobieta zmienia się nie poznania – do niedawna nazista Hans był przekonany o prawdziwości tego twierdzenia. Miesiąc temu przekonał się jednak o tym, że w zdaniu tym kapral Feninger popełnił błąd i zamiast „die Frau” powinno tam być „die Frauen”. Nie dość bowiem, że zmieniło się zachowanie żony Hansa (która przestała być słodką i śliczną narzeczoną), to na dokładkę zmieniło się też zachowanie pani Donnewetter – matki byłej narzeczonej, a obecnej żony, Marii Konner de domo Donnewetter.
O ile w okresie narzeczeństwa Frau Donnewetter wyraźnie nakłaniała córkę do „bycia grzeczną”, o tyle już trzy tygodnie po ślubie palnęła jej kazanie o obowiązku małżeńskim. Przemawiała tonem wytrawnego kaznodziei, co to pozjadał wszystkie rozumy nie wyłączając własnego. Wykład odbywał się w kuchni – Hans przemykał się dwukrotnie wzdłuż ściany: raz, by zrobić sobie herbatę, a drugi raz, by zjeść wczorajszą zupę zamiast obiadu. Natykał się przy tym na karcące spojrzenia teściowej.
„Patrzcie – zdawały się mówić jej oczy. – Herbatę żłopie, zupę zajada, a wnuków ani widu!”
Któregoś dnia dopadła go w przedpokoju: akurat wychodził, a ona jak zwykle wpadała z niezapowiedzianą wizytą.
– Słuchaj, Hans… Zdaje mi się, że Maria spodziewa się dziecka. Ale – położyła sobie pulchny, aryjski palec na ustach – ani słowa na razie jej nie mów. Ja to sercem, rozumiesz, czuję.
Przejęty, został tego wieczoru w domu, a przy kolacji ostrożnie zapytał żonę o samopoczucie. Odparła sucho, że czuje się dobrze, wręcz doskonale, a nawet – o zgrozo! – wyśmienicie. Hans od razu rozpoznał pretensjonalny ton pani Donnewetter.
Następnego dnia rano „mamusia” zjawiła się ze słoikiem kiszonych ogórków.
– Masz, córciu, jedz.
– Mamo, ale...
– Jedz, dobrze ci zrobi!
Chcąc nie chcąc, Maria zjadła jeden, najmniejszy ogóreczek, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Teściowa rozpromieniła się.
– Widzisz, Hans, jak jej smakuje? A tak wcześniej nie lubiła.
Przez następne tygodnie Hans pochłonięty był przygotowaniami do dorocznych obchodów rocznicy powstania Partii, więc mniej zwracał uwagę na niezapowiedziane wizyty teściowej i coraz smutniejsze spojrzenia żony. Aż pewnego dnia zastał je obie w kuchni z marsowymi minami.
– Hans!
Zabrzmiało to jak „halt!”, rzucone na ciemnej, pustej ulicy po godzinie policyjnej. Hans znał ten rozkazująco–miażdżący tembr: w końcu nieraz patrolował ulice.
– Siadaj!
Klapnął na krzesło. One stały nad nim, dysząc niczym Walkirie przed decydującą bitwą.
– Mów prawdę!
– O czym?
– O tamtej!
– Jakiej tamtej?
– O tej całej Partii! Myślisz, że nie wiem, że to tylko ksywka?
W oczach teściowej pojawił się triumfalny błysk. Hans zaczął się mętnie tłumaczyć, że jako członek Partii obowiązany jest pomóc w przygotowaniu zjazdu. Słuchały go bez zrozumienia – widział to dokładnie po wyrazie ich twarzy.
– Mario…
– Wychodzę do mamusi! Żegnaj!
Trzasnęła drzwiami, a on został sam w ich pięknym, aryjskim gniazdku. Nie wiedział, co ze sobą począć.
Następnego dnia otrzymał anonim. Litery, koślawo wycięte z jakiegoś Zeitung, ułożyły się w zdanie:
„Helmutek poszedł do pierwszej klasy, nie znając ojca. Jak ci nie wstyd!”
Na kopercie wskazany był adres zwrotny: Irma Donnewetter, Allestrasse 22/2, Berlin.
Po dłuższym namyśle Hans odpisał:
„Mamusiu, ja nie znam żadnego Helmutka. Jego ojca też nie znam.”
„Anonim” odpowiedział depeszą:
„Przyjeżdżaj, twój syn się żeni. Chyba nie odmówisz mu ojcowskiego błogosławieństwa, ty draniu! I nie nazywaj mnie Mamusią!”
Hans nałożył płaszcz i udał się na Allestrasse 22/2. Nie miał daleko, zaledwie dwie przecznice od domu.
– Mamusiu – zaczął od progu – O co chodzi z Helmutkiem i pierwszą klasą?
Teściowa zalała się łzami. W salonie siedział jakiś zarośnięty dryblas i jadł kiełbasę. Na widok Hansa zerwał się z krzesła.
– Tatusiu!
– No, obejmijże dziecko!
Hans niezgrabnie przytulił „Helmutka”. Zajeżdżało od faceta cebulą i sznapsem. Frau Donnewetter wzruszyła się.
– Na reszcie rodzinka w komplecie! Helmutku, zaraz przyjdzie mamusia. Pokaż tatusiowi, czego nauczyłeś.
„Helmutek” bez mrugnięcia okiem wychylił „setkę” czystej i beknął. Chwilę potem zasnął na kanapie.
Hans wyciągnął teściową z salonu.
– Gdzie Maria i kim jest ten człowiek?!
– Maria nie żyje. Helmutek nic nie wie, bądź więc dla niego delikatny.
Hans wyszedł z mieszkania teściowej na drewnianych nogach. Nie mieściło mu się w głowie, że przegapił śmierć własnej żony! Ba, nawet dorastanie Helmutka mu umknęło. Zaczął podejrzewać, że zbyt gorliwie służył Partii… Przez myśl mu nie przeszło, że może się w tym kryć jakiś podstęp. W końcu od ślubu minął miesiąc.
Cóż, w życiu mężczyzny w pewnym wieku cuda zdarzają się na każdym kroku, tu kapral Feninger miał rację...
Cóż, w życiu mężczyzny w pewnym wieku cuda zdarzają się na każdym kroku, tu kapral Feninger miał rację...