Uwięziona uzależniona

1
Przewodnik oprowadzał właśnie wycieczkę turystyczną po starym zamku, przerobionym na muzeum.
Niektórzy uczestnicy słuchali uważnie, oglądali wystawy, czasem nawet ktoś zadał jakieś pytanie albo zaczął się o coś z przewodnikiem spierać. Inni sprawiali wrażenie znudzonych; szli tylko mechanicznie, najwyraźniej myśląc o czymś innym. Byli i tacy, co jawnie okazywali swój brak zainteresowania, trzymając nosy w smartfonach albo rozmawiając między sobą.
Jedna osoba nie pasowała do żadnej z tych grup. Rozglądała się na boki, wykonywała niepotrzebne nerwowe ruchy, widać było, że z trudem panuje nad sobą.
W pewnym momencie jej wzrok padł na drzwi do toalety. Rzuciła się gwałtownie w tym kierunku. Nacisnęła klamkę, szarpnięciem otwarła drzwi. W ostatniej chwili powstrzymała się i nie wbiegła do środka; zamiast tego ponownie zamknęła drzwi, i upewniła się, czy na pewno widnieje na nich oznakowanie damskiej płci. Uczuła na sobie zdziwione spojrzenia reszty wycieczki, więc całą siłą woli nakazała sobie spokój i powoli weszła do środka usiłując udawać, że nic strasznego się z nią nie dzieje.
W środku już całkowicie puściły jej nerwy. Gwałtownie odpięła torebkę, szarpnięciem wyciągnęła z niej paczkę papierosów, rozerwała folię, otworzyła karton. Wszystkie papierosy rozsypały się na podłogę. Widząc, że jednak nie może sobie pozwolić na nerwowe, nieskoordynowane ruchy kobieta ponownie nakazała sobie cały spokój, na jaki tylko było ją w tej sytuacji stać. Zebrała papierosy z podłogi, jednego umieściła w ustach, resztę wrzuciła do torebki luzem. Zapaliła.
Zaciągnęła się głęboko kilka razy pod rząd. Nareszcie. Paliła niezwykle łapczywie. Wraz z dymem tytoniowym po całym jej ciele rozlewała się niewyobrażalna ulga.
Smętnym wzrokiem obrzuciła tak szybko skończony niedopałek. Ciągle chciało jej się palić. Miała wrażenie, że jak dotąd tylko spłaciła zaciągnięty dług, wciąż więc był czas na normalnego papierosa. Odpaliła więc kolejnego od poprzedniego.
Teraz dopiero Andzia zaczęła być z powrotem w stanie normalnie myśleć. Zorientowała się, że nawet nie sprawdziła, czy jest sama. Przeszła więc wzdłuż całej ubikacji, otwierając drzwiczki do każdej kabiny. Nigdzie nikogo nie było.
Z jednej strony to dobrze, bo nikt nie narobi krzyku. Powietrze było już naprawdę gęste. Ona zawsze paliła bardzo intensywnie, tak, że nawet niektórym innym palaczom to przeszkadzało, a co dopiero teraz, biorąc pod uwagę, w jakim stanie tu weszła. Ale z drugiej strony może i trochę szkoda, bo gdyby znalazł się ktoś w jej mniemaniu normalny, to może mogliby sobie miło porozmawiać przy wspólnym dymku?
Jej wzrok padł na znajdujący się na suficie czujnik. No tak – toalety są przecież objęte zakazem palenia. Trudno, sto razy bardziej wolała zapłacić mandat, niż dalej cierpieć te katusze.
Jednak było to dziwne. Ochroniarz już powinien był się pojawić. Czyżby czujnik się zepsuł? Jeśli tak, to byłby to niewiarygodny fart. „Niektórzy to są w czepku urodzeni” — pomyślała, tryumfalnie wydmuchując strużkę dymu w stronę wykrywacza.
W złości zerwała ze skóry plaster i wrzuciła go do muszli. I tak nic jej nie dawał. Postanowiła, że wraca do swych dawnych nawyków: wszystko musi się dostosować do tego, by ona mogła palić tyle, ile chce.
Jednak nie za bardzo było widać, jak to osiągnąć. Rozzłościła się na siebie i na swój wybór wyjazdu na tę wycieczkę. Głupia, sądziła, że będzie w stanie ograniczyć się do normalnych ilości papierosów.
W następnych dniach miały być w planach spacery po okalającym zamek lesie. Może jakoś będzie się dało połączyć jedno z drugim? Raz na jakiś czas zostawać z tyłu, wypalać papierosa za krzewem, nadganiać resztę? Tylko będzie musiała pilnować, by wybrać się z tą najmniej zaawansowaną grupą, nie miała przecież złudzeń co do swej kondycji fizycznej.
Gorzej się przedstawiał dzień dzisiejszy. Chyba nie było innego wyjścia, będzie musiała przerwać wycieczkę i opuścić zamek. Chociaż może uda się jej jeszcze trochę pokręcić po muzeum, jeśli tylko zapamięta tę jedną toaletę, z prawdopodobnie nieczynnym czujnikiem…
Zaczęła się zastanawiać, czy zdołałaby unieruchomić detektory dymu w pozostałych ubikacjach. Jeśli działałyby one po Wi-Fi, a ona miałaby ze sobą narzędzia, to czemu nie? Bezpieczeństwo, czy raczej „bezpieczeństwo” sprzętów IoT było jej przecież dobrze znane. Trudniej by było, gdyby detektory były podłączone przewodowo, ale potraktowałaby pewnie taki stan rzeczy jako dodatkowe wyzwanie, czyniące tylko zadanie jeszcze ciekawszym.
Przywołała się do porządku. Była przecież na urlopie. Miała nie myśleć o pracy.
Podchodząc do drzwi przyjęła swą najbardziej bojową postawę. Ściana dymu uderzy zaraz w korytarz przed ubikacją. Groziło to komentarzami, wytykaniem palcami, może nawet aferą. Jeśli uda jej się dogonić wycieczkę, to zacznie się pewnie marszczenie nosów. Jednak Andzia miała już doświadczenie w radzeniu sobie z podobnymi problemami. Ostentacja i bezczelność stanowiły bardzo dobrą obronę przed uciążliwymi reakcjami otoczenia na jej nałóg.
Nacisnęła klamkę, popchnęła drzwi. Ale nie udało jej się wyjść. Czyjeś ramię po drugiej stronie przytrzymało na wpół otwarte drzwi i przemocą z powrotem je zamknęło. Zdumiona Andzia spróbowała powtórnie otworzyć drzwi, ale tym razem nawet nie drgnęły.
— Let mi ałt! — krzyknęła swym poważnie zachrypniętym głosem, łomocząc pięścią w drzwi. Jednak odpowiedzi nie było.
— Łaj łont ju let mi ałt‽ — krzyknęła powtórnie. I tym razem nikt nie odpowiedział.
— Idjots, aj hew noł mani! Onli en ejnszent mobajl. Ju ken hew it es sun es ju let mi ałt! — spróbowała po raz ostatni, wciąż bezskutecznie.
Nie było innego wyjścia, musiała dzwonić. Wyciągnęła swój „ejnszent mobajl”. Kupiła go tuż przed wyjazdem na bazarze, specjalnie po to, by nie dało się go wykorzystać do żadnych informatycznych zajęć, by nie kusiło jej na urlopie. Lecz wykonanie telefonu okazało się niemożliwe – monochromatyczny wyświetlacz pokazywał brak zasięgu. A przecież Andzia dobrze pamiętała, że jeszcze niedawno zasięg był i to bardzo dobry.
Teraz to już zaniepokoiła się nie na żarty. Samo zablokowanie drzwi była skłonna uznać albo za czyjś huligański wybryk albo próbę kradzieży – jedno i drugie denerwujące, ale w sumie niegroźne. Z drugiej strony sama utrata zasięgu przez telefon byłaby najprawdopodobniej czystym przypadkiem, gdyby nie to, że jednocześnie ktoś Andzię uwięził… A zatem, czy należało sądzić, że ktoś zagłusza jej komórkę? W normalnych warunkach podobne podejrzenie uznałaby za początki choroby zawodowej u siebie, teraz jednak wcale nie była tego taka pewna.
Nie wiedziała, jak powinna rozumieć swoją sytuację. Kto mógłby próbować się do niej dobrać? Policja? Rzeczywiście były po temu powody. Ostatecznie zarówno pasją, jak i sposobem zarabiania na życie Andzi była cyberprzestępczość i Andzia nie bez podstaw sądziła, że jest w tym bardzo dobra. Ale w takim wypadku po prostu by ją zaaresztowano, a nie więziono w publicznej ubikacji. Więc może konkurencja w zawodzie? Ale to też nie miało sensu, bandyci by po prostu Andzię gdzieś pobili, uprowadzili albo i zabili. Zrobiliby to szybko, nie mogliby sobie przecież pozwolić na stanie na korytarzu i blokowanie drzwi.
Andzia nic nie rozumiała, ale jej intuicja krzyczała, że robi się gorąco i trzeba uciekać jak najszybciej.
Eh, chyba wiadomo, skąd to... Spróbowałem (niemal) całkowicie zarzucić jakiekolwiek próby stylizacji narratora na styl myślenia opisywanej postaci. Z jednej strony trochę mi szkoda, bo czuć dysonans między narratorem a osobowością opisywanej bohaterki, Andzia nigdy by takim stylem nie mówiła ani nie myslała, ale może to i dobrze, bo ostatecznie mord na pseudo-"wspaniałych" pomysłach, które absolutnie wspaniałe nie są, jest nieodzownym elementem jakiejkolwiek działalności twórczej.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

Uwięziona uzależniona

2
Nie! To jest okropne. Ta przemiana jest tak zrobiona na siłę, że aż się zmęczyłam czytaniem. Popadasz w skrajności - albo patrzysz za bardzo oczami bohaterki, albo całkowicie stajesz po przeciwnej stronie i wychodzą takie kwiatki:
gaazkam pisze:wykonywała niepotrzebne nerwowe ruchy,
a skąd ktoś z zewnątrz ma wiedzieć czy "niepotrzebne"?

Kierunek jest chyba właściwy, tylko

1 - musisz jednak jeszcze popracować nad tym tekstem. Za dużo skaczesz
gaazkam pisze:Gorzej się przedstawiał dzień dzisiejszy. Chyba nie było innego wyjścia, będzie musiała przerwać wycieczkę i opuścić zamek. Chociaż może uda się jej jeszcze trochę pokręcić po muzeum,

1-dzień 2-wycieczka 3-muzeum. Zdania porwane, zbyt opisowe i bezosobowe - wyliczanka. Gdyby trochę zwolnić i z tych 3 zdań zrobić 5? I dodać jakichś emocji? Nastroju? (tak w całym tekście - co bohaterka nie tylko myślała ale i czuła)
Bo właśnie tego tu najbardziej brakuje. Cały tekst jest tak właściwie jednym długim opisem kolejnych wydarzeń, to nuży.

2 - perspektywa jest oczami bohaterki, więc spokojnie mogłoby być więcej jej myśli (ale i emocji). A może spróbuj zrobić narratora trzecio-osobowego ale z jej perspektywy?
"Muszę zapalić. Koniecznie muszę zapalić" - pomyślała Andzia nerwowo rozglądając się na boki, z trudem panowała nad sobą.
W pewnym momencie jej wzrok padł na drzwi do toalety." - Coś w ten deseń.

I jeszcze jeden kwiatek :) :
gaazkam pisze:czy na pewno widnieje na nich oznakowanie damskiej płci.
ee?

Dodano po 1 godzinie 15 minutach 42 sekundach:

Podpowiem. Liczy się nie tylko opis emocji bohatera ale i odczucia czytelnika czytającego tekst (to, o czym wspomniałam we wcześniejszym opku) – to co między wierszami. Przykład:

Ala miała czarnego kota
Alicja miała w swoim posiadaniu kota, o sierści opalizującej głęboką czernią.

Zdania mówią o tym samym. Jakie wrażenie odczuwasz przy tym pierwszym a jakie przy drugim?
Dream dancer
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wprawki, czyli ćwiczenia warsztatowe”