Krótkie wyjaśnienie stanu:
Julia przeżywa mocno śmierć w wypadku bardzo bliskiej osoby. Mnie samego to wprowadza w błąd. Współczuję swojej bohaterce, więc zapominam, że jest buntowniczką i generalnie stroni od ludzi, ponieważ zazwyczaj spotykała się z przemocą z ich strony. Tymczasem jedyna osoba, która wprowadziła światło do jej życia - zginęła. Julia sama nie potrafi utrzymać się w tamtym “świetle” i popada w coraz mroczniejsze stany emocjonalne. Świat jej tego nie utrudnia.
Zawsze była nieufna, teraz świadomie unika ludzi. Przynajmniej taki mam plan co do niej - czy to się udało? Zobaczymy. Krótka scena w mieście zanim dojedzie do rodzinnej miejscowości i odwiedzi grób tej bliskiej osoby, spotyka koleżankę na mieście, kiedy czeka na busa.
----
Nie spieszyła się. Wstąpiła tylko do piekarni “Bagietka” na Sikorskiego po jakąś bułkę i małą wodę. Ściśnięty żołądek na nic więcej nie pozwalał.
— Gorąco dzisiaj, co nie? — zagadała młoda mama stojąca za Julią w kolejce.
Julia kiwnęła tylko głową. Mała dziewczynka, trzymająca swoją mamę za rączkę, przyglądała się ciekawie. Ale tylko przez chwilę. Teraz zajrzała do wózka, skąd dobiegło cichutkie kwilenie, sięgnęła po smoczek wypluty przez maleństwo i próbowała wcisnąć mu z powrotem do buzi.
— Marysia, mówiłam ci, nie wpychaj smoczka na siłę — strofowała dziewczynkę jej mama. — Gorąco dziś — powtórzyła, zwracając się ponownie do Julii — i brzdąc się niecierpliwi.
— No, tak — bąknęła Julia.
Nie miała ochoty na rozmowy, zwłaszcza z obcymi. Odebrała bułki i wodę od kasjerki, uśmiechnęła się przepraszająco do kobiety z dziećmi i odwróciła, by wyjść ze sklepu.
— Julia, poczekaj!
— Proszę?
— No poczekaj, mówię. Zaraz pogadamy. No nie mów, że nie poznajesz? — Kobieta zapłaciła, odebrała reklamówki z bułkami i chlebem, wcisnęła pod wózek i ruszyła za Julią.
Julia przytrzymała drzwi i razem wyszły ze sklepiku.
— No, co? Nie poznajesz? — dopytywała kobieta. — Tyle lat w tej samej szkole, a teraz ludzi nie poznaje. Patrzcie ją. — Chwyciła się pod boki, udając oburzenie.
— Aśka? — Julia wreszcie rozpoznała koleżankę, choć nie była do końca pewna. — Ale się zmieniłaś. Zmamusiałaś...
— No co, małżeństwo służy! — Aśka zaśmiała się głośno.
— No, widzę. To twoje? — Julia wskazała na wózek i dziewczynkę.
— A co, sąsiadce podpieprzyłam? To jest Marysia, a ten w wózku to mały Rysiu.
— Urocze — pochwaliła Julia.
— Bez przesady — Asia machnęła ręką. — Może Maryśka, bo Rysiu urodę po tatusiu.
— O, jasne.
— Co, nie spytasz z kim? — ciągnęła Asia.
— Nie, no... to z kim?
— No, ze Zbychem przecież! — Asia klepnęła Julią w ramię. — Pamiętasz? Ten od Wolskich.
Julia odsunęła się o dwa kroki.
— Wolskich?
— Nie gadaj, że nie kojarzysz. No tych, z Trzebiechowa, co własny sklepik otworzyli. Pierwsi we wsi. Zawsze chodziłyśmy tam po kasaty.
— Aaaa, no tak. Zbyszek. Ale on zawsze z Irką przecież.
— No i co? Mówiłam ci, że będzie mój? Mówiłam. Pani Irenka — wycedziła — do dziś “dzień dobry” nie powie. Głowę odwraca jakby powietrze mijała. Zawsze taka zadarty nosek. To teraz ma.
— No tak, mówiłaś. Racja. Super. — Spojrzała na zegarek. — Przepraszam, fajnie cię zobaczyć, ale zaraz busa mam...
— Gdzie jedziesz? Do Bałcza? Najbliższy dopiero za pół godziny.
— Tak, ale jeszcze muszę na ...na Uczelnię. Papiery odebrać. Dawno miałam...
— Jasne, jasne. To kawałek razem pójdziemy, bo ja za uczelnią dom mam. — Nachyliła się nad wózkiem, podając małemu smoczka. — To cię odprowadzimy, taak? Tiu, tiu, tiu, odprowadzimy panią, no! — Bobas uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
Ruszyły więc razem w stronę uczelni. Asia kontynuowała:
— Wiesz, dom kupiliśmy jakieś trzy lata temu. Stary do Niemiec do roboty jeździ, sześć tysi na rączkę, to nam nie brakuje. Ja tu teraz wielka pani jestem. — pochwaliła się, trzepocząc rzęsami w teatralnej pozie, by po chwili wybuchnąć śmiechem.
— To super. — Julia pokiwała głową.
— No pewnie, że tak. A co tam u ciebie? Słyszałam, że siedzisz za granicą?
— Tak. Trochę.
— No aleś gadatliwa. Zawsze odludkiem byłaś, ale teraz... — Wydęła usta w udawanym geście. — Phi.
Julia zaśmiała się nerwowo.
— Słuchaj, serio. Cieszę się z twoich sukcesów, ale muszę już iść. Przepraszam. — Pochyliła głowę, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku.
— Hej, gdzie idziesz? Uczelnia tam. No wiecie?
Julia udała, że już nie słyszy. Dopiero teraz poczuła, że cały czas zaciskała mocno zęby.