Non c'è niente di meglio che stare in silenzio
e pensare al meglio
ha un'estate leggera che qui ancora ancora non c'è
e tutta la vita
gira infinita
senza un perchè
e tutto viene dal niente e niente rimane senza di te…
Nada
Była ostatnia sobota maja. O północy zakończył się Kar-Nawał i można było zdjąć maski. Przynajmniej na zewnątrz. Jednak miasto którego herb zaprojektował sam Calvin Klein, nie wydawało mi się tego dnia bardziej radosne.
Może dlatego, że byłem wściekły. Jakiś debil uszkodził koparką przewody i na całej ulicy od rana nie było prądu. Ani żadnej rzeczy która jego jest.
Pomyślałem, że dobrze mi zrobią zakupy w Lidlu. Pandemia pandemią, ale trwał sezon grillowy i karton Budweisera kusząco pobrzękujący w bagażniku na pewno będzie mi w stanie poprawić humor. I rzeczywiście, wyposażony w zapas piwa i kilka tacek kiełbasek Pikoka, poczułem że moje wkurzenie jakby nieco zelżało a świat znowu wydawał się znośny.
Zapakowałem piramidę swoich potrzeb do auta i spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwunasta. Zdecydowanie zbyt wcześnie, by wracać do domu.
Zacząłem szukać w głowie jakiegoś pomysłu na sensowne spędzenie następnej godziny i wtedy sobie przypomniałem stary odcinek „Familiady”.
Kiedy niezrównany Karol Strasburger zapytał, co robi mężczyzna, żeby za szybko nie wracać do domu, jedną z najlepiej punktowanych odpowiedzi było: myje samochód.
Ogólnie nie przepadam za wodą, ale auta to nie dotyczy. No i myjnia była za rogiem.
Kolejka ciągnąca się wzdłuż podjazdu dowodziła, że albo mój pomysł nie był szczególnie oryginalny, albo niektórzy ludzie rzeczywiście słyszą moje myśli. Mimo wszystko postanowiłem zaczekać. Ilość pojazdów podzielona na cztery stanowiska dawała nadzieję na skorzystanie z usługi zanim zrobię się naprawdę głodny. Na tyle głodny, by zacząć jeść grillowe kiełbaski na surowo wprost z plastikowej tacki.
W radio leciały jakieś peany na cześć zbiorowej mądrości Polaków zachowujących dystans społeczny. Na zewnątrz ludzie wychodzili z samochodów, rozmawiali twarzą w twarz, roześmiani, jakby świat trwał w najlepsze a wirus nie zapuszczał się w pobliże myjni.
Przyglądałem się im zza ciemnej szyby, próbując sobie wyobrazić na podstawie rysów ich twarzy, mimiki i gestów, kim są, co ich napędza i o czym myślą kiedy nikt nie widzi. Wyobrażałem sobie ich życie i nasze relacje, gdyby jakimś zrządzeniem losu przyszło nam się spotkać. Typowi z żółtej Hondy nie ufałbym za grosz. Chyba nie ufałbym nikomu.
Kolejka malała w oczach. Zacząłem odczuwać przyjemne napięcie. Mycie samochodu to mój ulubiony rytuał, niemal sport, wyczyn na który ludzie patrzą z podziwem. Bo i jest na co popatrzeć.
Podchodzę skoncentrowany. Mięśnie prężą się pod wpływem adrenaliny. Wyjmuję pistolet…
Wrzuceniem monety uruchamiam stoper.
Od tej chwili jestem jak wyspecjalizowany automat. Nie ma mowy o żadnym zbędnym ruchu. Każdy gest jest przemyślany, ruchy pewne. Otaczam samochód zalewając go pianą, nie zatrzymuję się ani na chwilę. Kątem oka kontroluję czas, przyspieszam. Strumień wody pod ciśnieniem uderza lśniącą czarnym metalikiem karoserię z precyzją chirurga.
Wokół nas tworzy się niemal wir, mikroskopijne kropelki rozbijając się o szyby błyszczą w słońcu aureolą tęczy. A ja, jak rycerz Jedi, błyskawicznymi ruchami miecza niszczę resztki zła czające się we wnękach klamek i zakamarkach ramion wycieraczek.
Koniec! Zostało jeszcze osiem sekund. Zmieściłem się w pięciu złotych. Ja, Wielki Mistrz kolejny raz uwolniłem oddaną mi we władanie część świat od brudu!
Zdyszany wsiadłem do auta i dumny jak wszyscy diabli wolniutko ruszyłem ku odkurzaczowi. Jedno stanowisko na szczęście było wolne.
I wtedy ją zobaczyłem…
Wyobraźcie sobie Gwen Stefani z No Doubt z najlepszych lat. I obetnijcie jej jakieś dwadzieścia centymetrów jasnych jak len włosów. Widzicie to? Do tego miała perfekcyjnie szczupłą figurę. Była po prostu zjawiskowa! Jakby to powiedział filmowy Pawlak: uj, prosto ideał.
Tak musiał się czuć Adam kiedy pierwszy raz spojrzał na Ewę…
A ja miałem w tym względzie jednak nieco większe doświadczenie. Nie mówiąc już nawet o ilości materiału porównawczego. Nawet kiedy przez bite trzy miesiące oglądałem kobiety prawie wyłącznie na Netfliksie.
Bez dwóch zdań, biblijna Ewa na jej widok schowałaby się w równie biblijne krzaki. I nikt by jej nie szukał…
Los czasem potrafi dawać znaki, wyraźne tak, że nie sposób ich ignorować.
Jej białe Audi A3 lśniło drgającymi kropelkami wody, nie zdążyła jeszcze nawet zgasić silnika. Miała na sobie krótką czarną ramoneskę idealnie podkreślającą blond fryzurę.
Moje czarne A4 z tego samego rocznika i dla kontrastu biała koszulka… Wyglądaliśmy jak elementy szachownicy, jak Yin i Yang zrządzeniem opatrzności rzucone w sam środek Kielc. Obok dwóch wolnych odkurzaczy. To nie mógł być przypadek…
Wysiadłem z auta, żałując po raz pierwszy, że nie obowiązuje już nakaz noszenia masek… Bo cóż, moja aparycja nie rzucała na kolana i w maseczce wyglądałem lepiej niż bez. Wyobraźcie sobie Woody Allena- okulary grubsze od bicepsów i długie plączące się nogi o które nieustannie się potykam.
Do tego byłem od niej starszy. Przynajmniej kilkanaście lat. Ciężko to było ukryć.
Już nawet rządzący światem Algorytm zwrócił na to uwagę. Jeszcze jakiś rok temu w moim spamie nieustannie lądowały maile w typie: „Cześć, jestem napalona Roxi (4,3 km stąd) i chcę żebyś mnie ostro przeleciał. Teraz! Już!” Ostatnio trafiały się tylko: „Dzień dobry. Władysława uważa, że jesteś przystojny”…
Jeszcze trochę i dostanę subtelne oferty uwodzące wyjątkowo niską ceną kleju do protez dentystycznych.
Nie! Jestem wojownikiem a świat wciąż jeszcze kręci się wokół mnie i ta Barbie z A3 nie zapomni mnie do końca swoich dni.
Wysiadłem z audi i z podajnika odwinąłem parę metrów zielonego papieru. Czerwonego nie mieli a szkoda, bo wyglądałbym jak matador z muletą zmierzający prosto w stronę byka.
Dziewczyna stała obok auta, gmerając w gustownej portmonetce w poszukiwaniu drobnych na odkurzacz. Przez chwilę miałem nadzieję, że nie znajdzie ani jednej dwuzłotówki i poprosi mnie o rozmienienie jakiegoś banknotu. Rozmieniłbym jej dychę nawet na siedem dwuzłotówek, bo była warta każdego przelicznika. Niestety, bóg drobnych monet nie chciał być dla mnie łaskawy.
Papier tkwił mi w dłoni a ja stałem bez ruchu gapiąc się na nią, żeby nie tracić żadnego szczegółu tej magicznej chwili. Dopiero warkot uruchomionego odkurzacza otrzeźwił mnie na tyle, że podszedłem do samochodu i otworzyłem przednie lewe drzwi, udając że pochłania mnie osuszanie ich szyby. Ponieważ stąd mogłem ją najlepiej widzieć.
Ją, nie szybę!
Dzielił nas teraz tylko jej samochód i nie mogła nie zauważyć tego, że się jej przypatruję, ale ignorowała moje istnienie z doskonałą obojętnością. Nie dostrzegłem w niej niczego – żadnych oznak rozbawienia czy irytacji. Jakby mnie tutaj w ogóle nie było.
Otworzyłem drzwi najszerzej jak tylko się dało. Czarna krawędź niemal dotykała nieskalanej bieli A-trójki. Obszedłem swojego mustanga dookoła i rzutem za trzy punkty pozbyłem się mokrej części papieru a potem postanowiłem trochę poudawać, że dziewczyna nic a nic mnie nie obchodzi.
Co udałoby się znakomicie, gdybym się na nią przez cały czas nie gapił.
Mój głos wewnętrzny zażenowany tym co robię, darł się tymczasem wniebogłosy: działaj, idioto, zagadaj do niej, powiedz coś błyskotliwego, że macie prawie takie same samochody, czy coś. Przecież potrafisz czarować, no rusz się!
Zgasiłem go natychmiast, argumentów mi nie brakowało: przecież jest pandemia, ona chce czuć się bezpieczna, jak mam się do niej zbliżyć?
Oba głosy zamarły w jednej chwili kiedy dziewczyna, ponownie nakarmiwszy odkurzacz monetą, przeszła na prawą stronę swojego auta i otworzyła swoje drzwi tak, że niemal stykając się z moimi, utworzyły czarno biały parawan.
I teraz była naprawdę blisko…
Porzuciłem bezcelowe w tej sytuacji polerowanie przedniej szyby, żeby poświęcić chwilę tylnej.
Mojej lewej szybie tylnych drzwi a tak naprawdę, tylnej części ciała kobiety, która najwyraźniej postanowiła się zabawić, drwiąc sobie z mojego zachwytu.
Nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi weszła kolanami na prawy fotel i odkurzając zakamarki dywanika pod kokpitem pochyliła się tak, że niemal zamarłem z wrażenia.
Jej perfekcyjna pupa w opiętych jeansach w biało czarne, ciągnące się wzdłuż nogawek paski zaczęła się zmysłowo, niemal niedostrzegalnie poruszać zataczając wyimaginowane kręgi i trzeba by naprawdę bardzo silnej woli, żeby powiązać te jednoznacznie prowokujące ruchy z czynnością odkurzania. Mimo, że zabawnie marszcząc nieco zadarty nosek, wpatrywała się pilnie wyłącznie w szczotkę przemieszczającą się po welurowej powierzchni dywanika.
Do tego podłużne paski na nogawkach jej spodni łączyły się w miejscu, gdzie musiały się łączyć i wyglądało to tak, jakby projektant kolekcji którą z takim wdziękiem nosiła, wymyślił sobie, że powstała w ten sposób strzałka doda jego produktowi nieco zmysłowego sex appealu!
I dobrze wymyślił! Aż za bardzo.
Niemal zagotowany, wpatrywałem się w zaimprowizowany pokaz a potem zrobiłem coś idiotycznego.
Nie, nie dałem jej nawet najmniejszego klapsa. No co wy…
Odwróciłem się i chwyciłem za klamkę moich tylnych drzwi. Otworzyłem je i teraz byłem wyłącznym właścicielem nieco ponad metra kwadratowego powierzchni świata i wszystkiego co działo się na przestrzeni pomiędzy naszymi drzwiami.
I tym razem nie zareagowała na to moje ograniczenie jej wolności.
Stałem patrząc na nią. Zmieniło się tylko to, że tym razem ona wpatrywała się we mnie. Z chyba lekkim zaciekawieniem, ale nie mogłem wyczytać z jej twarzy niczego poza delikatnym napięciem.
Odkurzacz przestał buczeć.
Dziewczyna wysiadła z samochodu i nie dotykając mnie, jakby to była bierki i dotknięcie kończyło zabawę, zamknęła moje tylne drzwi.
Nie mówiąc słowa, jakby sobie założyła, że po tym co pozwoliła mi zobaczyć i ja, i mój samochód należymy do niej i to ona rozdaje karty.
Potem umieściła ssawkę odkurzacza w uchwycie, wsiadła do swojego zgrabnego hatchbacka i odjechała.
Tyle. Aż tyle…
Życie nie jest pisarzem. Nie dba o dobre zakończenia.
Myjnia bezdotykowa. MiniAK. Studium dialogu.
1Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
Neil R. Gaiman