To był kowboj. Bezimienny. Jakiś taki gaucho czy inny. Z Argentyny czy skądś tam. Z Urugwaju może. Nikt w sumie tego nie wie, ale...
- Dziadku...
- Do rzeczy.
Dobrze... Więc pewnego razu ten kowboj, czy tam gaucho, cholera go tam wie, czym on tam był, postanowił, że zdobędzie dwa wilcze kły.
- To nudne.
- I niemoralne.
Poczekajcie. To były... kły-żelki! Tak, i on poszedł do sklepu, i sobie kupił. I tak je zdobył.
- A morał?
- Puenta?
- I to wcale nie wyjaśnia, dlaczego nie kupisz nam konsoli.
- Właśnie!
Wyjaśnia.
Masz takie kły, na jakie zapracujesz.