
Nie było absolutnie moją intencją napisanie słodkiego, harlekinowego ulepku i szczerze mówiąc mocno się zdziwiłam, że można ten tekst tak odebrać

Początkowa słodkość jest w zamierzeniu i trochę zmyłką dla czytelnika, i kontrastem w stosunku do tego, jakie emocje faktycznie kryją się pod tym powierzchownym lukrem. Bo kryje się coś paskudnego: przewlekły stres, wzajemne niezrozumienie, zadręczanie siebie i partnera, a wreszcie - właśnie to chore uzależnienie Magnolii od człowieka, z którym przecież tak naprawdę żyć nie potrafi. I za którym jest łatwiej obsesyjnie tęsknić i obsesyjnie go poszukiwać nawet wbrew faktom, które mówią, że on nie żyje - i to jest tak naprawdę w dalszym ciągu uzależnienie Magnolii, prowadzące do tragicznego finału.
Druga rzecz, to - jak i u Romka - pewne nawiązania, których też nikt nie zauważył



A skąd u mnie fantastyka? Raz, że miałam zamiar w ten sposób zmylić oceniających co do autorstwa, a dwa - czasami jest zdrowo wyjść z własnej banieczki i spróbować się z czymś totalnie dla siebie obcym
