2
autor: Naturszczyk
Pisarz
Pozwolę sobie wylać kubeł zimnej wody na przyszłych zdobywców Oskarów w kategorii scenariusze. Straciłem na tym ostatnie półtora roku, które mogłem spożytkować na wiele przyjemniejsze zajęcie - choć z drugiej strony, może się do tego nie nadaję.
W wielkim skrócie, otrzymałem propozycję napisania scenariusza od firma która zajmuje się ich produkcją. Najpierw zgodnie z prośbą wysłałem im kilka propozycji, które w większości im się spodobały, więc po podpisaniu listu intencyjnego przystąpiłem do pracy. Ogólnie wszyscy byli zadowoleni, ale zawsze coś było do poprawy, a gdy już byłem na ukończeniu pracy okazywało się, że inna moja propozycja wydaje im się jednak ciekawsza i proponowali skupić się na tej jednej jedynej. Gdy wreszcie zakończyłem swoją pracę, okazało się że w tym światku jest jeszcze większe bagno niż w naszym. Najpierw okazało się, że na 1000 napisanych scenariuszy, do produkcji kierowany jest może jeden, pod warunkiem, że scenarzysta nie widzi problemów aby pod hasłem twórca scenariusza, dopisać kilka nazwisk które nawet palcem nie ruszyły aby cokolwiek pomóc, bo o tworzeniu nie ma nawet co wspominać. Jak mi tłumaczono, to normalna sprawa i każdy się z tym zgadza, bo przecież inaczej scenariusz nie ma siły przebicia. Później się okazało, że domniemany reżyser, który miał to prawdopodobnie realizować, chce małych zmian, bo trzeba w scenariuszy znaleźć rolę dla jego kochanki i kilku znajomych. Poza tym, akcja ma się toczyć w innym miejscu, bo reżyser nie lubi wcześniej opisanych okolic i woli swoje, a do tego on to widzi inaczej i pokreślił scenariusz na czerwono, wprowadzając swoje propozycje które w większości nie miały nic wspólnego z opisanym filmem. Na moje pytanie dlaczego wcześniej Pan Reżyser nie zgłaszał swoich uwag usłyszałem, że miał nadzieję, że sobie z tym poradzę, a poza tym mam nie pyskować, tylko przerobić scenariusz tak jak on tego chce i to na podziałek (rozmowa była w sobotę). Zresztą to on tu o wszystkim decyduję i on jest twórcą filmu, a ja nie jestem mu do niczego potrzebny.
Finał był taki, że całej branży pokazałem gest Kozakiewicza, choć tuż po rozmowie chciałem wysłać pocztą efekt uboczny konsumpcji i NIGDY więcej z nimi nie chcę mieć nic wspólnego. U nas, w branży literackiej działają jako takie logiczne zasady, u nich to układy, układziki i znajomości.
Kto chce pisać scenariusze, niech sobie pisze, ale to czarna dziura.
ps. Firma odezwała się z pretensjami później, gdy okazało się, że byłem na tyle mądry, że wcześniej zarejestrowałem swoje pomysły na film i nie mogą ich ruszyć, bez odkupieniem praw. Stawki które mi proponowano były śmieszne i szkoda mi tylko straconego czasu, ale mina wściekłego pana Reżysera i właściciela Firmy bezcenna. Szczególnie gdy powiedziałem, gdzie mogę mnie pocałować - jeśli wcześniej przyniosą zaświadczenie, że nie są nosicielami.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz