Na początku zastrzeżenie: to nie jest moja wielka, solenna miłość. Flirt? Też raczej nie, bo trudno flirtować z kimś tak śmiertelnie poważnym. Więc chyba po prostu uznanie dla samej książki (czy nawet czterech książek, które złożyły się na tetralogię) oraz zaciekawienie osobą autorki. O której nie wiadomo, kim jest, co w czasach nachalnej promocji autorek jednego czytadła wydaje się wręcz niewyobrażalne.
Ale najpierw o książce, czy raczej o tetralogii.
Cała historia, rozłożona na 4 tomy i obejmująca kilkadziesiąt lat życia dwóch Włoszek z Neapolu, ujęta została w ramę chronologiczno-narracyjną, zresztą dosyć pretekstową. Sześćdziesięcioparoletnia pisarka, Elena Greco, będąca również narratorką opowieści, dowiaduje się od syna swojej przyjaciółki, że jego matka zniknęła. Kobiety obecnie mieszkają w różnych miastach, widują się dość rzadko i Elena nie ma pojęcia, co się mogło zdarzyć. Przypomina sobie tylko, że Lila czasem mówiła, że chciałaby kiedyś zniknąć bez śladu. I rzeczywiście: w mieszkaniu nie ma żadnych jej rzeczy, dokumentów, zdjęć. Jakby nigdy nie istniała Raffaella de domo Cerullo. Elena nie prowadzi jednak prywatnego śledztwa, lecz zaczyna opowieść o nich obu. Od samego początku, od pierwszych rozmów na zaniedbanej klatce schodowej domu w ubogiej dzielnicy Neapolu.
Lila – inteligentna, najzdolniejsza w szkole, przy tym ładna i przyciągająca uwagę, jest tą, którą się podziwia. Albo której się nie cierpi, gdyż łagodnego charakteru to ona nie ma. Lenù (Elena), może nie mniej zdolna, lecz nie tak błyskotliwa, za to bardziej układna, zostaje tą, która obdarza podziwem i w pewnym stopniu podporządkowuje się przyjaciółce. Ale to Lenù w pełni wykorzystuje niewielką szansę, jaką dało jej życie. Czy właściwie jaką wywalczyła nauczycielka przekonując rodziców, żeby po szkole podstawowej (system 5+3+5) posłali córkę do gimnazjum. Kolejne kroki to liceum, studia (w Pizie, na bezpłatnej uczelni) i debiut literacki, który otwiera przed Lenù nowe możliwości.
Lila miała rodziców opornych na argumenty, więc po piątej klasie jej zadaniem stało się sprzątanie warsztatu szewskiego ojca i pomaganie matce w domu. Ale ona też ma ambicje, uczy się razem z przyjaciółką, wrodzone zdolności pozwalają jej szybko opanować przedmioty tak egzotyczne jak łacina i greka, a przede wszystkim – literacki włoski (w dzielnicy wszyscy mówią wyłącznie dialektem neapolitańskim). Ta ścieżka prowadzi jednak donikąd, więc szesnastoletnia Lila postanawia wyjść za mąż. Nie, nie sprzedaje się, o ładną i charakterną dziewczynę zabiega kilku chłopaków z dzielnicy, ona zaś wybiera młodego właściciela nieźle prosperującego sklepu.
A potem zaczyna się dorosłość.
To brzmi trochę jak historia sprzed stu albo i więcej lat. Dwie odmienne kobiece drogi do samodzielności, znaczenia i poprawy pozycji społecznej – dzięki mężczyźnie albo dzięki edukacji. Jednak nie – rzecz dzieje się współcześnie. Lila, której pieniądze męża umożliwiają zakupy w eleganckich sklepach, stylizuje się na Jacqueline Kennedy. Lata 60. i 70. to czas włoskiej prosperity, przyspieszonego rozwoju, z czego korzystają również mieszkańcy dzielnicy (jednak bogate centrum Neapolu ciągle jest dla nich odległe i obce), ale też niepokojów i dużych napięć społecznych, o czym obie bohaterki przekonują się bezpośrednio i często bardzo boleśnie. Jest to również czas rewolucji obyczajowej, która zmienia, przynajmniej trochę, układ sił w patriarchalnych rodzinach. Córkom wolno więcej niż matkom. To znaczy, ile więcej? Cóż, tyle, ile sobie wywalczą. Czasem to będzie dwuczęściowy kostium plażowy, czasem studiowanie w obcym mieście, a czasem ślub wyłącznie cywilny, czyli taki, który dla matek kompletnie się nie liczy. Albo nawet - horrendum - porzucenie męża, potem formalny rozwód i życie na kocią łapę z innym mężczyzną niż małżonek poślubiony w kościele.
Co mogło zadecydować o popularności tego cyklu? Wśród Włochów, to rozumiem, gdyż w tym powieściowym zwierciadle odbija się duży fragment ich własnego życia. Jednak w 6 lat po włoskim pierwszym wydaniu (całość ukazywała się w latach 2011-2014, co rok prorok) tetralogia była przetłumaczona już na 40 języków i osiągnęła łączny nakład 5 milionów egzemplarzy. Jak na tak specyficzną, kobiecą i środowiskową wręcz tematykę, sukces naprawdę niebagatelny.
Mam kilka przypuszczeń z tym związanych, a wszystkie krążą wokół słów „prawda” i „wiarygodność”.
Bardzo prawdziwa jest relacja łącząca bohaterki. Żadna tam cukierkowa przyjaźń Ani z Zielonego Wzgórza i Diany Barry, lecz związek pełen napięć, czasem kłótni, czasem przemilczeń, rywalizacji i sytuacji wcale nieoczywistych. Swoista próba sił. Choćby taki układ krótko po zamążpójściu Lili: wprawdzie Lenù studiuje, ale to Lila ma pieniądze i może jej zapłacić za miesiąc wspólnych wakacji nad morzem – dla Lenù rezygnacja z wakacyjnej pracy w księgarni to poważny uszczerbek w dochodach, które i tak oddaje rodzinie. Tyle że kto płaci, ten i wymaga… Role nie są przypisane do postaci raz na zawsze; zmieniają się w miarę upływu czasu i nowych zdarzeń, jedyną trwałą cechą jest wzajemna lojalność obu dziewcząt, a potem kobiet. W czasach szybkiej konsumpcji i równie szybkiego rozpadu związków oraz dewaluacji pojęcia „przyjaźń”, taka wieloletnia i odporna na wstrząsy stałość w uczuciach może budzić podziw.
Bardzo wiarygodny wydaje się też zbiorowy portret społeczności, z której wywodzą się przyjaciółki; cały mikroświat dzielnicy z jej zróżnicowaniem, hierarchią sąsiadów i ich rodzin, z różnorodnością charakterów i postaw wszystkich tych dziewcząt i chłopaków, z których każdy ma jakieś marzenia i ambicje, weryfikowane potem przez zwyczajne, codzienne życie. Dzielnica jest zła, panują w niej agresja i przemoc, część mieszkańców prowadzi interesy, o których wspomina się tylko półgębkiem, czasem policja zaczyna śledztwo w sprawie kolejnego nieboszczyka, który nie rozstał się ze światem w sposób naturalny, ale wiadomo, policja to wróg, więc prawdy lepiej dochodzić na własną rękę. Jak jednak odciąć się od tego miejsca i tych ludzi, skoro od zawsze tworzyli oni otoczenie najbliższe, zrozumiałe i swojskie?
I wreszcie – boleśnie prawdziwa jest sytuacja tych, którym się udało. Za sukces płaci się wyobcowaniem; jeśli ktoś wyrasta ponad swoje otoczenie (a nie wchodzi w struktury mafijne, o co w Neapolu łatwo), stopniowo staje się obcy, lecz równocześnie w nowym środowisku też jest nie do końca swój. Co z tego, że we Florencji profesorska rodzina męża Lenù przyjęła ją ciepło i bez zastrzeżeń, skoro ona sama wie, że brakuje jej obycia, wiedzy i umiejętności, czyli tego, co nazywamy kapitałem kulturowym, żeby poczuć się wśród nich swobodnie? A w Neapolu jej studia i literacki sukces sprawiają, że dawne koleżanki są z niej dumne, ale już nie są szczere… Dzisiaj, kiedy tłumy coachów twierdzą, że jedyne bariery istnieją w umysłach klientów, świat natomiast jest pełen nieograniczonych możliwości, obserwacje i odczucia Lenù prowadzą w zupełnie inna stronę – poczucia niedopasowania, które trwa przez lata. Biologicznej rodziny nie zamienimy na lepszą, kulturowych deficytów z dzieciństwa nie da się nadrobić, wspinanie się po kolejnych szczeblach drabiny społecznej oddala nas od bliskich, natomiast nowa pozycja ciągle wydaje się niepewna. W czasach, kiedy dzięki powszechności edukacji przekraczanie barier środowiskowych jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, takie doświadczenie podwójnej obcości może być udziałem niebagatelnej grupy czytelniczek. I czytelników również.
Tetralogia Ferrante to solidna porcja dobrej prozy obyczajowej. Autorka wie, o czym pisze, a w przypadku tego gatunku znajomość opisywanego środowiska i spójność psychologiczna to podstawa. Jest to również dobra literatura kobieca w tym sensie, że pisana przez kobietę i głównie o kobietach. Literatura kobieca, a nie żaden tam litkob, który z prawdziwą literaturą ma tyle wspólnego, co wyrób czekoladopodobny z wysokogatunkową czekoladą.
Genialna przyjaciółka nie jest debiutem. Elena Ferrante pierwszą powieść opublikowała w roku 1992, kolejną w dziesięć lat później. Obie zyskały lokalne nagrody literackie, a na ich podstawie nakręcono filmy (jeden z nich trafił zresztą do głównego konkursu festiwalu w Cannes).
Ale dopiero Genialna przyjaciółka wydana w roku 2011 okazała się bestsellerem, do tego na skalę międzynarodową. I tu mamy niespodziewany zwrot akcji: autorka powinna być znana w środowisku wydawców i producentów filmowych. Tymczasem na temat jej tożsamości panuje kompletne milczenie, ona sama wywiadów udziela bardzo rzadko i wyłącznie na piśmie, nie opowiada o swoim życiu osobistym. Wydaje się radykalną zwolenniczką poglądu, że pisarz powinien czytelnikom ofiarować własną twórczość, a nie wyznania prywatne. Można uznać, że to całkiem niezły chwyt marketingowy, podtrzymujący zainteresowanie i autorką, i jej dziełem. Komputerowa analiza tekstów Ferrante, przeprowadzona przez językoznawcę, wykazała podobno zaskakujące zbieżności ze stylem pewnego pisarza (tak, płci męskiej, jak najbardziej), pochodzącego właśnie z Neapolu. Co więcej, ów pisarz odnotował ponoć znaczny przypływ gotówki na koncie w czasie, gdy powieści Ferrante były wydawane w kolejnych krajach. Mielibyśmy więc wtargnięcie do enklawy zarezerwowanej teoretycznie dla kobiet mężczyzny, o pozycji dobrze już ugruntowanej w literackim światku Włoch? Do tego, mężczyzna ten miałby utrzymywać przy życiu swoje kobiece alter ego już od roku 1992, kiedy zadebiutowała Elena Ferrante? Se non è vero, è ben trovato…