Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

1
Uwaga! Spoiler!Recenzja jest już w Internecie, dzięki niej nawet wygrałem książki. Poniżej wersja po leżakowaniu i ponownym szlifie, możliwe że przez to sknocona i chętnie skorzystam z potencjalnych wyliczanek. Dla mnie recki to jak wprawki.
Obrazek
Słowo wstępu
„Po piśmie” (PP) to zbiór esejów Jacka Dukaja, autora uhonorowanego i kojarzonego głównie z gatunkiem fantastyki, wydany w roku 2019 nakładem „Wydawnictwa Literackiego”.
A wydanie to trzeba przyznać solidne, w twardej oprawie i nie doszukałem się choćby literówki. Tytuł oraz okładka przystają do zawartości. Okładka nieosobliwa, ponura, metaforyczna – malowidło dłoni odciśniętej na skale, symbol prapoczątków pisma. Dopiero po przyjrzeniu się widać (jak na dłoni) linie papilarne utworzone z kodu binarnego, sugerującego możliwość zapisu-odczytu jak na dysku twardym.
Do lektury zachęciły mnie przede wszystkim świetne panele dyskusyjne z udziałem autora, związane głównie z tematem inteligencji komputerowej, ale nie tylko. W pewnym momencie przekaz audiowizualny i sformułowania budowane na poczekaniu już mi nie wystarczyły. Poza tym, kolega @Romecki rozpływał się na czacie nad „Extensą”, co odebrałem niejako za sugestię, iż Jacka Dukaja czytać należy.
Treść
PP omawia na czterystu stronach zagadnienie post-piśmienności, czyli epoki, w której pismo to przestarzały wynalazek, zastąpiony przez „technologie bezpośredniego transferu przeżyć”, a w którą to epokę, jako cywilizacja, weszliśmy już jedną nogą. Zdaję sobie sprawę jak to brzmi, dlatego wyjaśnię co to w praktyce oznacza, posługując się cytatem autora: „Nie napiszę listu – zadzwonię. Nie przeczytam powieści – obejrzę serial. Nie wyrażę politycznego sprzeciwu w postaci artykułu – nagram filmik i wrzucę go na YouTuba’a. Nie spędzam nocy na lekturze poezji – gram w gry. Nie czytam autobiografii – żyję celebrytów na Instagramie. Nie czytam wywiadów – słucham, oglądam wywiady. Nie notuję – nagrywam. Nie opisuję – fotografuję. I tak dalej, listę można ciągnąć stronami”. Widać więc gołym okiem, że zachodzi pewna zmiana kulturowa, może nawet rewolucja, która sukcesywnie zmniejsza znaczenie pisma.
Być może nie oddaje tego skrócona charakterystyka na potrzebę recenzji, ale muszę przyznać, że tematyka książki jest arcyciekawa. Spodoba się czytelnikowi, który lubi diagnozy teraźniejszości i prognozy ludzkości na niedaleką przyszłość. Pomijam nawet, czy Dukaj się myli, czy też nie, ale sama idea jest infekująca. A to zaledwie rdzeń tematyczny, wokół którego gromodzi się cała gama fascynujących zagadnień.
Post-piśmienność jest ściśle związana z postępem technologicznym. Ba, autor stawia pytanie – czy to my używamy technologii, czy ona nas używa? Naturalnie więc pojawią się pojęcia, takie jak na przykład: Blue Brain Project, Wirtualna Rzeczywistość, Augumented Reality, Internet Rzeczy, Sztuczna Inteligencja (jakżeby inaczej?). Wyczuwalny jest wydźwięk popularnonaukowy. Ten silny związek z technologią każe postawić pytanie o aktualność książki. Przecież w chwili pisania niniejszej recenzji jest rok 2024, czyli, pi razy drzwi, minęło pięć lat od wydania. W tym czasie doszło m.in. do popularyzacji inteligencji komputerowej oraz jej awansu do czegoś w rodzaju osobliwości. Odpowiadam – książka nie postarzała się i umiejętnie ominęła pułapkę szybkiej dezaktualizacji. Dlaczego tak jest, najlepiej tłumaczy sam autor: „Esej ten nie jest spekulacją technologiczną; nie interesuje mnie tu, jak technologie działają, lecz co robią z człowiekiem”.
Poza technologiami, czytelnika czeka także wojaż po świecie neuronauk, psychologii, sztuki, filozofii, biznesu... oraz żonglerka paradoksami i spacerek po utopiach. Treść otrze się o takie tematy jak na przykład: zrównanie człowieka z informacją i jego odpodmiotowienie; epoka post-pracownicza i szczęśliwi uprawiacze nudy w zautomatyzowanym przemyśle; i chyba najciekawsze z tego wszystkiego, czyli sfikcjonowanie rzeczywistości przez literaturę. Przeczytajcie tylko ten fragment: „Przeszedłszy w rozumie taką drogę, bardzo trudno zagłuszyć teraz to pytanie: na ile mianowicie pismo stworzyło życie wewnętrzne człowieka, takie jakie dzisiaj znamy z wglądów w nasze umysły? Z autorefleksją, bogatym repertuarem emocji i motywów, z całymi narracjami-gotowcami o fabularnych przygodach „mnie”. Proszę nie dać ujść temu pytaniu. Nie uwalniać ducha od podejrzeń fałszerstwa. Jeśli nic innego – niech właśnie owa herezja-wątpliwość pozostanie nam po tym jam session skojarzeń i hipotez”.
Trudno przeoczyć, że tematyka książki może szczególnie zainteresować osoby piszące, literatów, pisarzy, których uświadomi w jak beznadziejnym położeniu się znajdują, jeśli jeszcze nie zdążyli się zorientować. A tak na poważnie, Dukaj z nutą sarkazmu opisuje przemiany jakie dokonują się w branży wydawniczej (np. rosnący udział audiobook-ów), w autorach (np. pozowanie do selfie), jak i w stylu prozy (np. podobieństwo do serialu). Poza tym, pisarz dotyka tematu, który nazwałbym mistyką pisma. Sięga do jego prapoczątków, aż po tajemniczą skłonność do wyprowadzania człowieka poza człowieka. Szalenie interesujący temat! „Wydaje się nam, że posługujemy się językiem. Ale tam pod powierzchnią reguł jawnych i poznanych przebiegają procesy samoistne, bardziej może tajemnicze niż fizyka kwantowa, na której stoi chemia i mechanika naszego biologicznego budulca. A przecież nie twierdzimy, że posługujemy się naszą biologią. Jest raczej na odwrót”.
Chwileczkę... Dlaczego aż tyle rozpisałem się o treści?! Zaraz ktoś podsumuje ironicznie, że napisałem piękne streszczenie. Odpowiedź jest prosta – muszę, ponieważ PP nie nadaje się do szerokiego odbioru. Myślę, że to jedna z tych książek, która potrafi wciągnąć na długie godziny, albo pozostawić zupełnie obojętnym. Ryzyko nietrafionej inwestycji spore, zatem tematyka jest kluczowa w podjęciu decyzji: warto nabyć egzemplarz, czy też nie? Ciekawość zdecydowanie napędzała moje czytanie i przypuszczam, że jeśli czytelnik tej recenzji krzywił się przy powyższych akapitach (bynajmniej nie z powodu jakości wykonania recenzji) – to bardzo prawdopodobne, że książka jest nie dla niego. Ode mnie natomiast wielki plus za treść.
Organizacja
Autor przyznaje: „Nie odkrywam tu bowiem żadnych nieznanych wcześniej faktów. Nie przeprowadzałem badań socjologicznych, które miałyby dostarczyć nowych danych. Każdą cegiełkę tego łuku teorii wykradałem z cudzych architektur myśli. Mój jest tylko sposób w jaki je organizuję (reorganizuję)”. Urocze wyznanie, prawda? Nic nowego nie wymyśliłem, nie wybadałem i tak w ogóle to wszystko ukradłem. Uwielbiam szczerość. Zatem, jak to jest z tą organizacją?
Całość przypomina agregację felietonów mniejszych i większych, oraz znalezisk tudzież ciekawostek w swobodny kolaż. Istnieją co prawda rozdziały, ale dużo nie skłamię, jeśli powiem, że mógłbym zacząć czytać książkę z dowolnego miejsca. Zatem organizacja jest, mimo że jej nie ma.
Mniej więcej do połowy zawartości są to treści już publikowane w mediach i przeredagowane na potrzeby wydania, natomiast druga połowa to treści nowe – szczegółowe informacje zawarł autor w przedmowie i posłowiu. Z takiej struktury wynika pewna nierówność. Nowej części, mam wrażenie, brakuje cięć, esencjonalności, dosadności, towarzyszy jej zupełnie inna energia. Próbuję doprecyzować przyczyny dlaczego tak jest i przychodzą mi dwie rzeczy do głowy. Na pierwszą naprowadza mnie ten fragment: „Cały ten esej chybocze się pod ciężarem nieuniknionego paradoksu myślenia pismem o pozasłownym życiu człowieka popiśmiennego”. Dukaj kilkakrotnie daje temu wyraz, i kiedy to czytam widzę autora zmagającego się z pytaniem – czym konkretnie miałaby ta postpiśmienność być w przyszłości? Drugą przyczynę znajduję w języku.
Język

W aspekcie językowym sporo się dzieje. Autor pisze na pełnym ryzyku i ma to swoje wady oraz zalety.
Po pierwsze, trudno byłoby czytać PP bez „Słownika Języka Polskiego”, chyba że słownictwo pokroju „aporia”, „epifania”, „somnambuliczny”, „autoteliczny”, „mistagogiczny”, „solipsyzm” itd., to nie kłopot. Na dobitkę czekają na czytelnika: „Durrellowe narracje symbiotyczne”, „dedukcja sylogistyczna” czy „koło hermeneutyczne Heideggera”, nie wspominając już o wyrazach greckich, których ze względu na nieznajomość alfabetu nie byłem w stanie odczytać.
Po drugie – ciekawa poetyka, która przeplata się z suchym, popularnonaukowym brzmieniem, jak choćby w tym fragmencie: „Badania Csikszentmihalyiego i kolejnych naukowców w istocie jednak uczyniły z flow state przedmiot racjonalnego poznania, poddany metodologii naukowej oraz logice kapitalizmu. Pochwyciwszy motyla z elfiej łąki, zaprzęgli go do żelaznego wozu; ze srebrnych refleksów strumienia kują biżuterię i układy scalone”. Co za kontrast!… Przypomina to śmiały mezalians literatury pięknej z literaturą faktu.
Po trzecie, wypatrzyłem sporo ciekawych par i konstelacji wyrazowych: „fetyszyzm autentyczności”, „utowarowienie przeżyć”, „inżynieria sensów życia”, „kości metafizyki”, „fizykalizacja teologii”, „myśliwce ducha”, „rzeka przeżyć”, „oświecone odprzedmiotowienie”, „atrofia sensu życia”. Pięknie... Są także próby słowotwórcze: „nadziejowanie”, „przeżywactwo”, „myślunek”, choć uważam je za mniej udane, to podoba się, że autor w ogóle próbuje. Znajdą się i aforystyczne ujęcia, niestety nieliczne i nic szczególnego. Szkoda, bo niewiele brakuje do pełni szczęścia.
Zatem książka jest napakowana nie tylko informacjami, nie tylko suchymi danymi. Wyczuwam wyraźnie także walory językowe. W połączeniu ze wspominanym wyżej ryzykiem, PP posiada duży potencjał do cytowania – „cytatowalność”. Patrząc po swoich notatkach, dokonałem około stu zaznaczeń w tekście, czyli statystycznie jedno na cztery strony. Dla mnie to jak uczta. Mam wrażenie, że gdzie byłbym PP nie otworzył, znajdę fragment, który zasługuje na wyróżnienie, zanotowanie. Co ciekawe, książka sama jest usłana cytatami i sporo w niej przypisów.
Konsekwencją negatywną ryzykownego stylu są niestety liczne obszary mgły, nieodgadnione akapity, sidła zastawione na koncentrację, rozproszone w mniejszych i większych skupiskach po całej książce. Zakładam, że nie jest to „chybienie głowy” z mojej strony. Autor miejscami brzmi na nieco odklejonego, pisze zbyt swobodnie, meandruje, jakby zapominając, że ktoś to będzie czytał. Mam wrażenie, że nasilenie zjawiska następuje na ostatnich stu stronach. Tekst męczy, by za moment znów czymś zaciekawić – istna loteria. Wcale bym się nie obraził, gdyby książka była szczuplejsza o jakieś pięćdziesiąt stron, może więcej. Aby lepiej zobrazować problem, podaję przykład mgły: „Jednym z fundamentów demokracji jest tajemnica podmiotowości «ja». Tajemnica dla innych, dla zaglądających w nas z zewnątrz – i tajemnica dla wnętrza, dla «ja»”. Po ilu czytaniach zrozumiałeś, zrozumiałaś ten krótki fragment? No właśnie. A nie jest to odosobniony przypadek.
Różności
Warto wspomnieć, że ze względu na zastosowany język, nie wyobrażam sobie słuchać PP w formie audiobooka, ponieważ wymaga od czytelnika zbyt wiele koncentracji.
Pomocne będzie przypomnienie sobie treści książki „Jądro Ciemności” Josepha Conrada, jako że jest ona bohaterką jednego z rozdziałów, czyli przez około czterdzieści stron. Dla mnie był to początkowo rozdział martwy i wymaga od czytelnika wstępnego przygotowania, czyli innej lektury, choć nic na to nie wcześniej nie wskazuje.
Książki uwielbiają bawić się w dyskretne doradztwo polityczne, czyli kogo mamy lubić, kogo mamy nie lubić, a przy tym nie są literaturą stricte o polityce. PP ma pod tym względem pewne grzeszki, np. padło jedno ze słów kluczy, a mianowicie „populiści”, co ustawia tych drugich jako nie-populistów i na moje poczucie humoru jest to jedyny wątek humorystyczny. Niemniej, całość zachowuje względną neutralność polityczną i czytelnik czy to z prawa, czy z lewa, nie powinien się poczuć jak na wiecu wyborczym.
Podsumowanie
Sięgając po książkę „Po piśmie”, czytelnik powinien zapomnieć o lekkiej lekturze, w tym sensie, że zrelaksuje umysł – jest wręcz przeciwnie. Być może tak jak ja będzie zaglądał do słownika, sporządzał notatki co pięć minut, a przez to gubił koncentrację. Jednak nagrodą są czekające na stronicach inspiracje, refleksje, rozpamiętywania na długo po lekturze, a wiernym towarzyszem będzie samonakręcająca się ciekawość – czym zarówno treść i forma znów mnie zadziwią?
„Niniejsza recenzja wieńczy długą przygodę z PP i cieszę się, że ją napisałem, aby wreszcie książka mogła się zamknąć”. To naiwne zdanie widniało w pierwotnej wersji recenzji, ale około pół roku później nabrałem ochoty, aby przeczytać lekturę po raz czwarty, i jest to dla mnie sygnał o pierwszej, szczerej, niesnobistycznej miłości literackiej. Poza tym, dopieszczanie recenzji w nieskończoność sprawia mi w tym przypadku dziką przyjemność, jako że książka spontanicznie dostarcza materiału i nie pozostawia innego wyboru, niż dać jej najwyższą rekomendację.
„[…]Ja piszę; wy czytacie. Im dłużej czytacie, tym bardziej oddalacie się od tych odkryć. Im więcej pojmujecie z tego wywodu – tym mniej pojmujecie z istoty człowieczeństwa, na którą miałby ten wywód rzucić światło.”
Recenzja w pigułce
  • (++) zbiór pasjonujących idei,
  • (++) mnóstwo ciekawostek,
  • (++) cytatowalność,
  • (+) solidne wydanie,
  • (+) smaczki dla piszących,
  • (+-) odważny styl,
  • (-) inwestycja wielkiego ryzyka,
  • (--) obszary mgły i bagien.

Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

2
Max pisze: (pn 23 wrz 2024, 15:37) PP omawia na czterystu stronach zagadnienie post-piśmienności, czyli epoki, w której pismo to przestarzały wynalazek, zastąpiony przez „technologie bezpośredniego transferu przeżyć”, a w którą to epokę, jako cywilizacja, weszliśmy już jedną nogą. Zdaję sobie sprawę jak to brzmi, dlatego wyjaśnię co to w praktyce oznacza, posługując się cytatem autora: „Nie napiszę listu – zadzwonię. Nie przeczytam powieści – obejrzę serial. Nie wyrażę politycznego sprzeciwu w postaci artykułu – nagram filmik i wrzucę go na YouTuba’a. Nie spędzam nocy na lekturze poezji – gram w gry. Nie czytam autobiografii – żyję celebrytów na Instagramie. Nie czytam wywiadów – słucham, oglądam wywiady. Nie notuję – nagrywam. Nie opisuję – fotografuję. I tak dalej, listę można ciągnąć stronami”. Widać więc gołym okiem, że zachodzi pewna zmiana kulturowa, może nawet rewolucja, która sukcesywnie zmniejsza znaczenie pisma.

Jeśli Dukaj stawia taką tezę to moim zdaniem za szeroko jedzie. Gdzie ten zanik pisma? W mediach społecznościowych? Oparty o pisanie postów Twitter to jedna z największych platform, a Instagram odpalił Treads poświęcony wyłącznie pisaniu postów. Zresztą połowa Instagrama to profile typu mlh, które w storiesach odsyłają do artykułów na portalach. Zapytajcie szefów polskich mediów, jak tam klikalność. Ruch w ostatnich latach to rekordowe wzrosty, które napędzają wydarzenia (wojna w Ukrainie, inflacja, powódź itd.). Kiedy ludzie chcą się czegoś dowiedzieć szybko - czytają. Nie będą czekać na podkast.

To, o czym mowa w cytacie, to zmniejszająca się rola pisma wyłącznie w rozrywce, w czasie wolnym, trochę w kulturze. Problem z tymi pesymistycznymi dla pisma prognozami jest taki, że pomijają, jak pismo się w ogólne nie zestarzało, jak doskonale pasuje do XXI wieku - najlepiej porządkuje informacje, do tego jest szybsze i bardziej pojemne niż dźwięk i obraz, w formie cyfrowej mało waży, a jego produkcja i powielanie jest bardzo tanie. A ludzie czasów współczesnych bardzo lubią wydajność. Strzelam, że obecnie mamy najwięcej zapisanych danych w historii ludzkości i to będzie tylko rosło.

Rozrywka rzeczywiście się zmienia wraz z nowymi mediami, ale filmy i radio wciąż istnieją, a są bardzo stare. Gazety nie zginęły, problem z nimi był taki że były na papierze, a nie że były napisane. No i porównajmy ten „przełom” do innych. Przejście z kultury oralnej do kultury piśmiennej zmieniło każdy aspekt życia człowieka, upowszechnienie edukacji w XIX-wiecznej Europie stworzyło nowoczesne społeczeństwo. A co tak naprawdę zmieniło pojawienie się mediów społecznościowych czy platform streamingowych? Sposób konsumowania kontentu, no i co jeszcze?

Pismo się nie kończy, w pewnych dziedzinach się posunęło i zrobiło miejsce innym. Niestety, nie brzmi to tak ekscytująco jak koniec epoki pisma, szacunek dla Dukaja za mocny clickbait.

A recenzja mi się podobała. Rzeczowa i sprawnie napisana.

Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

3
slacker pisze: (pn 23 wrz 2024, 22:00) Pismo się nie kończy, w pewnych dziedzinach się posunęło i zrobiło miejsce innym. Niestety, nie brzmi to tak ekscytująco jak koniec epoki pisma, szacunek dla Dukaja za mocny clickbait.

A recenzja mi się podobała. Rzeczowa i sprawnie napisana.
A dziękuję. 8)

Natomiast co do konceptu PP. Może epoka pisma rzeczywiście się kończy, a może nie? Dla mnie to jedna z rzeczy, których nie umiałbym stwierdzić kategorycznie, ale na pewno jest się czym popodniecać. Moim nieskromnym zdaniem, piszący, który nie spotkał się dotąd z pojęciem epoki post-piśmiennej sporo na tym straci. Czy clickbait? Nie sądzę. Myślę, że jest to lektura interesująca, szczególnie w tym miejscu -- fortecy pisma. ;)

Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

4
Trochę zmraża mnie wizja tych 400 stron. :xmas:

Natomiast sam problem bardzo ciekawy i w recenzji jest dobrze przedstawiony - aż niekoniecznie chce mi się czytać książkę, bo sama recenzja daje już sporo materiału do własnej refleksji. Ciekawa też forma recenzji, skupiająca się kolejno na różnych "warstwach" książki. Zwłaszcza na tym forum powinno to zostać docenione. Na forum "niepisarskim" myślę, że mogłyby być kłopoty z odbiorem.

Zanik piśmiennictwa doprowadzi też zapewne do zubożenia słownictwa, więc i przekaz mówiony ulegnie regresowi. Staniemy się milczkami, wymieniającymi się emotikonkami na ekranami smartfonów.

Już dawno temu zastanawiałem się np. nad celowością wprowadzania rozwiniętych opisów do literatury (opisy przyrody, miejsc, przedmiotów), kiedy krótki link do strony www może zapewnić czytelnikowi bezpośredni ogląd sprawy. Przed epoką komunikacji on-line opisywanie miało sens, bo nikt nie mógł zobaczyć wszystkiego na świecie, a bardzo niewielu mogło oglądać miejsca dzikie, egzotyczne i niebezpieczne. Dziś już nie ma tego problemu. Przeciętny piwosz-kanapowiec w ułamku sekundy znajdzie się na Antarktydzie lub w sercu amazońskiej dżungli. Kto mu to lepiej opisze, niż on to zobaczy? A jesteśmy zapewne u progu rozwoju technik pobudzających wirtualnie inne zmysły niż wzrok, więc kanapowcowi ta dżungla pewnie też zapachnie i poczuje, jak stopy grzęzną mu w rozmokłej ziemi, a mrówka kąsa przedramię.

Osoby wychowane na słowie pisanym i wzrastające w kulturze pisma, stają się dziś powoli dinozaurami. Dzisiejsze przedszkolaki mają zupełnie inaczej kształtowane mózgi. Właśnie przez "zapatrzenie" w świecące ekrany, zamiast w kartki książki.

Wracając jeszcze do objętości tej pozycji. Mimo wszystko trochę zniechęca, a nawet wkurza. Może i chciałbym to przeczytać, ale dlaczego p. Dukaj chce mi zabrać aż tyle czasu? Co prawda, o ile się orientuję, lubi tworzyć spore objętości. Jednak czy nie ma tu trochę lenistwa w pracy redakcyjnej?

Tak na marginesie, w wielu przypadkach "rozmach" pisarski (w sensie produkcji mnóstwa zapisanych stron) jest, moim zdaniem, wypadkową rozwoju narzędzi pisarskich. Choć nie jestem pisarzem, doświadczyłem w swoich amatorskich próbach twórczych kolejno takich narzędzi, jak:
- kartka + długopis
- stara mechaniczna niemiecka maszyna do pisania (po dziadku, miała chyba nawet taśmę korekcyjna do zamazywania błędów),
- japońska maszyna elektryczna do pisania (z lichą pamięcią, zielonym wyświetlaczem na jedną linijkę tekstu i możliwością korekty przed wydrukiem - tylko trzeba było czytać cały napisany tekst wyświetlając go na ekraniku linijka po linijce),
- komputer PC z monitorem
- itd.

Miałem więc okazję do autoobserwacji: im trudniej było mi w sensie technicznych poprawić już napisany tekst, tym większą wykazywałem wstrzemięźliwość i ostrożność zanim naniosłem zdanie na kartkę. Natomiast wraz z rozpoczęciem ery Worda, dostrzegłem u siebie duże rozprężenie uwagi i wielka rozrzutność w zasypywaniu ekranu literami - miałem już świadomość, że zawsze mogę później skrócić, poprawić, zmienić, itd. A że nie każdemu chce się jednak później to "ciąć", stąd _ być może! - biorą się dziś 500-600 stronicowe pozycje. Kiedyś dobra książka chyba rzadko przekraczała 300 stron.

Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

5
Jakub2024, dzięki za komentarz.

Może to "tak" wybrzmiało, i w tym mój błąd, choć starałem się, aby to "tak" nie wybrzmiało, ale Jacek Dukaj czarno-białych koncepcji nie prorokuje i stroni od, nazwijmy to, naukowej perwersji, skupiając się na tym, co już jest (skądinąd słusznie, bo to nie zdzierżyłoby krytyki).

Przytoczę pewien cytat, który być może kiedyś uzupełni tę recenzję:
Nie znaczy to, że rozmaite relikty i powidoki oralności nie przetrwały w epoce pisma jako nawyki, instytucje, podsystemy ustrojów polityki, gospodarki, religii. Jak w prawie każdym historycznym procesie, następstwo nie oznacza całkowitej negacji, ani wymazywania, lecz przepracowywanie i wyłączanie starych form w formy nowe.
Dla zobrazowania tych zależności lepszy od modelu wielkich wymierań albo wojen kulturowych będzie model matrioszki:
{kultura postpiśmienna[kultura pisma (kultura oralna)]}
Nie to, żebym do-wyjaśniał recenzję, tu ja w trybie polemicznym, wolny, niczym żółw. ;)

Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

7
Zaiste rollercoaster uczuć wobec omawianej książki wywołała mi Twoja recenzja. Jak mało która.
Po rozdziale "Treść" zachwyt (muszę to dorwać).
Po rozdziale "Organizacja" rozczarowanie.
Po rozdziale "język" przerażenie, łagodzone nieco wyrażeniami typu "sidła zastawione na koncentrację" albo "meandruje, jakby zapominając, że ktoś to będzie czytał".
Gdzieniegdzie zdarzało się też uśmiechnąć.
JKoniec końców udało mi się określić czy to dla mnie czy nie. To chyba znaczy, że recenzja swoją funkcję spełniła. Niekiedy recenzenci piszą z taką manierą wszechwiedzy. U Ciebie tego na szczęście nie odczułam.

Po piśmie, Jacek Dukaj, recenzja [P]

8
Soma pisze: (wt 01 paź 2024, 23:07) Po rozdziale "język" przerażenie
Oj tak, język jest mocną wadozaletą książki, przed czym chciałem przestrzec... i zachęcić. Spotkałem się z opiniami czytelników, że Jacek Dukaj popisuje się, leczy kompleksy, czy coś w ten deseń. :) Tak jego styl w PP jest na ogół odbierany. Śledząc dyskusje, mowę, jaką się posługuje, mam wrażenie, że Jacek Dukaj już tak ma. To relatywnie trudny język, lecz bez przesady. W piśmie ten rodzaj retoryki ulega nieznacznemu, ale jednak nasileniu, niemniej nie czuję fałszywej nuty. Podejrzewam, że autor jest na etapie twórczości, kiedy coś już o pisaniu wie i nie musi się podlizywać czytelnikowi, a redakcja była minimalna (w nowej części), co swoje wady oczywiście ma.

Soma, dzięki za komentarz. ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „MML”