___– Stać, kto idzie! – dało się usłyszeć z gęstej, grubej czerni okalającej obóz armii Valanionu. To Grubar, strażnik gwardii królewskiej, zwabiony szelestami z rzeczonej tłustej ciemności, wyszedł sprawdzić co się święci.
___– Powiedziałem kto idzie! – krzyknął ponownie do ciszy, ta jednak zbyła go milczeniem. Wojak machnął mieczem, a potem machnął ręką na to wszystko. Pewnie mu się wydawało.
___–Pewnie mi się wydawało – rzekł sam do siebie i dla podkreślenia znaczenia własnych słów machnął ręką jeszcze raz.
Obrócił się najpierw nogami, potem torsem, a następnie resztą ciała w stronę obozu. Taki akt odwagi wymagał szklanicy dobrego pitnego miodu. Nagle, zamarł.
___– Być nie może! – wykrzyknął widząc w ciemności szeleszczącą postać. Tą postacią był szkieletor. –Być nie może! – powtórzył Grubar i rzucił się na potwora z mieczem.
Szkieletor mrugnął, zaświecił oczami, a potem błysnął ostrzem własnej broni.
***
Kapitan Ohigeralt, dowódca gwardii królewskiej armii Valanionu rozkoszował się właśnie tym, co lubił najbardziej, czyli przesuwaniem drewnianych ludzików po mapie. Ludziki, czy to w kształcie faktycznie ludzika, lub ludzika na koniu, były rzeźbionymi w drewnie reprezentacjami oddziałów. Kapitan przesuwał nimi po mapie znanego mu świata. Konnica na północ do Wzgórza Stalowych Szponów, ojczyzny lodowych barbarzyńców północy. Piechota na wschód na bezkresne stepy, by ujarzmić hordy Chana Czatgataja Bisurmana. Łodzie wgłąb lądu, wojska na gryfach do podziemnych lordów. Uśmiech nie umierał na twarzy Ohigeralta.
___– Panie – uśmiechowi wtórował ordynans, - jesteście geniuszem strategii.
___– Lata spędzone w Akademii Wojny, pod okiem Lordów Miecza. – odparł dowódca, nie kryjąc braku skromności. – Do tego, rzecz jasna jeszcze te piętnaście lat, które spędziłem, walcząc z nieumarłymi nekromantami. Całe szczęście, że wszystkich wytłukłem.
___– Czy wszystkich? A co z Agamamnonem Wielkim? Nigdy nie znaleziono jego ciała.
Wódz machnął ręką.
___– Staruch stracił swoją moc.
Uśmiech nie umierał na ustach dowódcy. Nagle usłyszało się szelest, coś w namiocie zaklekotało. Ostrze wymierzone z pleców przebiło tors Ohigeralta i wyszło mu bokiem.
___– Agamemnom przesyła pozdrowienia – zaklekotał żuchwą szkieletor i uśmiechnął się. A kiedy wódz upadł martw na ziemię, rozpadł się wraz z nim.
___– Powiedziałem kto idzie! – krzyknął ponownie do ciszy, ta jednak zbyła go milczeniem. Wojak machnął mieczem, a potem machnął ręką na to wszystko. Pewnie mu się wydawało.
___–Pewnie mi się wydawało – rzekł sam do siebie i dla podkreślenia znaczenia własnych słów machnął ręką jeszcze raz.
Obrócił się najpierw nogami, potem torsem, a następnie resztą ciała w stronę obozu. Taki akt odwagi wymagał szklanicy dobrego pitnego miodu. Nagle, zamarł.
___– Być nie może! – wykrzyknął widząc w ciemności szeleszczącą postać. Tą postacią był szkieletor. –Być nie może! – powtórzył Grubar i rzucił się na potwora z mieczem.
Szkieletor mrugnął, zaświecił oczami, a potem błysnął ostrzem własnej broni.
***
Kapitan Ohigeralt, dowódca gwardii królewskiej armii Valanionu rozkoszował się właśnie tym, co lubił najbardziej, czyli przesuwaniem drewnianych ludzików po mapie. Ludziki, czy to w kształcie faktycznie ludzika, lub ludzika na koniu, były rzeźbionymi w drewnie reprezentacjami oddziałów. Kapitan przesuwał nimi po mapie znanego mu świata. Konnica na północ do Wzgórza Stalowych Szponów, ojczyzny lodowych barbarzyńców północy. Piechota na wschód na bezkresne stepy, by ujarzmić hordy Chana Czatgataja Bisurmana. Łodzie wgłąb lądu, wojska na gryfach do podziemnych lordów. Uśmiech nie umierał na twarzy Ohigeralta.
___– Panie – uśmiechowi wtórował ordynans, - jesteście geniuszem strategii.
___– Lata spędzone w Akademii Wojny, pod okiem Lordów Miecza. – odparł dowódca, nie kryjąc braku skromności. – Do tego, rzecz jasna jeszcze te piętnaście lat, które spędziłem, walcząc z nieumarłymi nekromantami. Całe szczęście, że wszystkich wytłukłem.
___– Czy wszystkich? A co z Agamamnonem Wielkim? Nigdy nie znaleziono jego ciała.
Wódz machnął ręką.
___– Staruch stracił swoją moc.
Uśmiech nie umierał na ustach dowódcy. Nagle usłyszało się szelest, coś w namiocie zaklekotało. Ostrze wymierzone z pleców przebiło tors Ohigeralta i wyszło mu bokiem.
___– Agamemnom przesyła pozdrowienia – zaklekotał żuchwą szkieletor i uśmiechnął się. A kiedy wódz upadł martw na ziemię, rozpadł się wraz z nim.