Proste pytanie, które już może już pojawiało się. Czy obliczaliście kiedyś, ile czasu spędziliście na czytaniu książek? Jaka to część Waszego życiorysu? I czy było warto robić właśnie to, zamiast czegoś innego?
Kiedyś w ramach autoterapii zrobiłem własne bardzo szacunkowe podsumowanie.
Przyjąłem, że przeczytałem do 40 roku życia 1000 książek (myślę, że to liczba raczej zaniżona, ale okrągła).
Przyjąłem, że jedną książkę czytałem średnio przez 5 godzin (tu też zaniżyłem, niektóre czytałem pewnie po 10 godzin, oczywiście na raty).
Wychodzi zatem na to, że: 1000 książek x 5 godzin = 5000 godzin. Dzieląc to przez 24 (czyli dobę), otrzymuję 208 dób non-stop spędzonych nad książkami.
208 dób czytania. A, nie narzucając sobie ograniczeń w szacunkach, skłaniałbym się raczej ku sumie 365 dób. Tak więc cały rok poświęcony na czytanie. Dla 40 letniego człowieka, to 1/40 jego życia. Czy można ten czas nazwać rokiem wyrwanym z życiorysu? Czy czytanie to życie, czy ucieczka od życia?
Metodologię obliczeń zastosowałem taką, że wypisałem sobie ok. 100 pisarzy, z których dorobku przeczytałem przynajmniej jedną książkę. Dla ułatwienia kategoryzowałem ich wg narodowości (polscy, rosyjscy, angielscy, amerykańcy, niemieccy, francuscy, itd.). Miałem więc już pewność przeczytania przynajmniej 100 książek - po jednej na autora. Miałem również świadomość, że w zasadzie w przypadku każdego z tych autorów przeczytałem więcej jego książek, myślę, że średnio 5. Miałem więc już przesłanki by przyjąć, że przeczytałem ok. 500 książek. Miałem też świadomość, , że przewinęło się przed moimi oczami wiele innych książek, autorstwa mniej lub bardziej znaczących pisarzy (w tym sensacyjno-kryminalna "drobnica", czasem całe cykle i serie) i było tego przynajmniej drugie 500. Tak oszacowałem ten tysiąc.
Nurtuje mnie to, na ile książka jednak jest "złodziejem czasu". Czy warto spędzić rok na czytaniu?
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
2Przyznam, że dziwią mnie takie rozkminki. W sensie nie chęć policzenia czegoś - lubię statystyki, choć sama, w tym zakresie, nie prowadzę - tylko próby rozliczania się z czasu, wartościowania hobby itd.
Jeśli miałeś potrzebę i chęć spędzić ten czas na czytaniu to widocznie była w tym wartość. Rozrywkowa, rozwojowa, zabijacza czas (nie uważam, by zabijanie czasu było jakimś grzechem - presja wykorzystywania go do oporu nigdy do mnie nie trafiała)... Jakaś po prostu była.
Nawet jeśli czyta się, żeby uciec od życia, to te ucieczki od życia są częścią życia. Nieważne jak uskuteczniane - książką, filmem, długimi biegami bez celu, siedzeniem w pokoju i słuchaniem muzyki... I znowu. Czy warto? Czy można zamiast tego coś lepszego? Jak na moje to zbędne wartościowanie, do tego jego wynik będzie mocno zależny od kontekstu.
W moim odczuciu warto robić po prostu to, co się chce (z zastrzeżeniem oczywistości - póki to nie krzywdzi ciebie, innych, nie wpływa negatywnie na inne sfery życia bla bla bla - zakładam, że nie chcemy sprowadzać tej rozmowy do absurdu), skoro już i tak tyle się musi.
Jeśli miałeś potrzebę i chęć spędzić ten czas na czytaniu to widocznie była w tym wartość. Rozrywkowa, rozwojowa, zabijacza czas (nie uważam, by zabijanie czasu było jakimś grzechem - presja wykorzystywania go do oporu nigdy do mnie nie trafiała)... Jakaś po prostu była.
Nawet jeśli czyta się, żeby uciec od życia, to te ucieczki od życia są częścią życia. Nieważne jak uskuteczniane - książką, filmem, długimi biegami bez celu, siedzeniem w pokoju i słuchaniem muzyki... I znowu. Czy warto? Czy można zamiast tego coś lepszego? Jak na moje to zbędne wartościowanie, do tego jego wynik będzie mocno zależny od kontekstu.
W moim odczuciu warto robić po prostu to, co się chce (z zastrzeżeniem oczywistości - póki to nie krzywdzi ciebie, innych, nie wpływa negatywnie na inne sfery życia bla bla bla - zakładam, że nie chcemy sprowadzać tej rozmowy do absurdu), skoro już i tak tyle się musi.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
3Kto mnie zna, wie, że lubię statystyki. Co do zliczania czasu spędzonego na lekturze… nie przytrafiło się. Szczęśliwi czasu nie liczą…?
Kiedyś zliczałam książki, które przeczytałam, a że zaczęłam wcześnie i czytałam szybko, to trochę ich było… Jako dziecko dosłownie żyłam od książki do książki. Straciłam rachubę około drugiego czy trzeciego tysiąca, bo zmieniły się bibliotekarki na takie, które raczej zniechęcały do czytania…
, a później ja zmieniłam dwie małe biblioteki na jedną, ale o wiele większą. W podobnym czasie zaczęłam czytać elektroniczne książki, co też wpłynęło na prędkość lektury. Poza tym ilość przeczytanych później tekstów online/offline po polsku i po angielsku, które formalnie książkami nie są, ale spokojnie do nich można byłoby zaliczyć, to kolejne ~2 tysiące (jak nie więcej). Objętość lektur różniła się znacząco, ale niekoniecznie oznaczało to, że książki cieńsze czytało się szybciej… Trudno mi określić, ile tak naprawdę czasu spędziłam na czytaniu. Gdyby zebrać to wszystko – książki i niby-książki – to pewnie wyszłoby coś od około 1,5 roku do 2 czy 2,5 lat z życia.
To dużo czy mało? – Nie wiem. Dla mnie to zaledwie kilka procent całego czasu, ale za to ile wspaniałych wspomnień oraz lekcji, których w normalnym życiu nie chciałabym albo nie mogłabym doświadczyć na własnej skórze…?
Dzięki wyobraźni byłam w stanie podróżować we wszystkie krańce i czasy naszego świata oraz poza niego. Książki pomogły mi rozwinąć się intelektualnie i emocjonalnie, zgromadzić wiedzę i ukształtować w sposób o wiele przyjemniejszy od szkolnych czy życiowych lekcji. Były również ucieczką, ale jednocześnie pozwalały mi przepracować w innej formie moje problemy (uważam też, że aby podejmować wyzwania i osiągać sukcesy, czasami potrzeba chwili oddechu, odpoczynku od nich, by zregenerować siły). Dlatego ja nie określę książek jako złodziei czasu.
Natomiast powiedziałabym, że z perspektywą na czytanie jest trochę jak z miłością: jeśli zastanawiasz się, czy kogoś kochasz, to najprawdopodobniej nie kochasz – jeśli zastanawiasz się, czy było warto czytać, to najprawdopodobniej nie było warto… Bo jeśli ktoś wie, że było warto, to takich pytań sobie nie stawia. A jeśli nawet stawia, to szybko znajduje odpowiedź we własnym wnętrzu czy głowie i nie potrzebuje zewnętrznego potwierdzenia.
Co nie znaczy, że jestem przeciwko dyskusji i poznawaniu opinii innych. To jak najbardziej sensowne zapytanie, jeśli ktoś jest zainteresowany inną perspektywą na przybliżone życiowe doświadczenie…
Moje szacunki opierałam na proporcji czasu do książek z mojego profilu na Lubimyczytać.pl, uznając, że oni to jakoś sensownie przekalkulowują ze względu na objętość publikacji. Choć pewnie i tak to niewiele zmienia, skoro większości przeczytanych "w młodości" rzeczy nie dodałam, bo albo ich nie było w serwisie, albo tytułu nie pamiętam, albo zwyczajnie nie miałam weny na szukanie i dodawanie ciągiem… Nie mówiąc już o tym, że tekstów, które nie są oficjalnie wydane i tak to nie uwzględnia. A sporo z nich to były prawdziwe cegły (niektóre miały ponad 1000 stron, większość 300-400), więc z dużym przymrużeniem oka patrzę na te wyliczenia.

Kiedyś zliczałam książki, które przeczytałam, a że zaczęłam wcześnie i czytałam szybko, to trochę ich było… Jako dziecko dosłownie żyłam od książki do książki. Straciłam rachubę około drugiego czy trzeciego tysiąca, bo zmieniły się bibliotekarki na takie, które raczej zniechęcały do czytania…

To dużo czy mało? – Nie wiem. Dla mnie to zaledwie kilka procent całego czasu, ale za to ile wspaniałych wspomnień oraz lekcji, których w normalnym życiu nie chciałabym albo nie mogłabym doświadczyć na własnej skórze…?

Natomiast powiedziałabym, że z perspektywą na czytanie jest trochę jak z miłością: jeśli zastanawiasz się, czy kogoś kochasz, to najprawdopodobniej nie kochasz – jeśli zastanawiasz się, czy było warto czytać, to najprawdopodobniej nie było warto… Bo jeśli ktoś wie, że było warto, to takich pytań sobie nie stawia. A jeśli nawet stawia, to szybko znajduje odpowiedź we własnym wnętrzu czy głowie i nie potrzebuje zewnętrznego potwierdzenia.
Co nie znaczy, że jestem przeciwko dyskusji i poznawaniu opinii innych. To jak najbardziej sensowne zapytanie, jeśli ktoś jest zainteresowany inną perspektywą na przybliżone życiowe doświadczenie…
Moje szacunki opierałam na proporcji czasu do książek z mojego profilu na Lubimyczytać.pl, uznając, że oni to jakoś sensownie przekalkulowują ze względu na objętość publikacji. Choć pewnie i tak to niewiele zmienia, skoro większości przeczytanych "w młodości" rzeczy nie dodałam, bo albo ich nie było w serwisie, albo tytułu nie pamiętam, albo zwyczajnie nie miałam weny na szukanie i dodawanie ciągiem… Nie mówiąc już o tym, że tekstów, które nie są oficjalnie wydane i tak to nie uwzględnia. A sporo z nich to były prawdziwe cegły (niektóre miały ponad 1000 stron, większość 300-400), więc z dużym przymrużeniem oka patrzę na te wyliczenia.
𝓡𝓲
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
4Jednak 2 lata:A. A. Raven pisze: (pt 31 maja 2024, 19:59) Gdyby zebrać to wszystko – książki i niby-książki – to pewnie wyszłoby coś od około 1,5 roku do 2 czy 2,5 lat z życia.
- dla 30 latka, to 6,(6)% życia
- dla 40 latka, to 5% życia
- dla 50 latka, to 4% życia
- dla 100 latka, to jedynie "marne" 2%.
Tyle czasu spędzone na patrzeniu na czarne znaczki.
Przecież nawet na wpatrywaniu się w oczy ukochanego człowieka rzadko spędzamy taką częśc życia. Chyba, że jako okulista, ale wtedy bez emocji.
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
5Jakub2024, dla mnie niewielka różnica te 2-3% w tę czy w drugą stronę. A mając 100 na karku, zdecydowanie wolałabym mieć przynajmniej te 5%, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wiążę swoją przyszłość z pisaniem. Każdy dobry drwal od czasu do czasu ostrzy swoją siekierę i robi przerwę na posiłek. Nie wyobrażam sobie, by pisać, ale nie czytać wcale.
Zaś z tym patrzeniem w oczy ukochanego człowieka, to bym się tak nie wyrywała do przodu.
W teorii pięknie brzmi, ale w praktyce… co to gapienie się nam tak naprawdę daje? A może nawet uściślijmy do: Czy cokolwiek wartościowego nam daje…?
Rozmowa? – tak, bliskość? – również. Ale o książkach da się rozmawiać również z kochaną osobą, podobnie jak być blisko i jednocześnie czytać. Niektórzy nawet wolą, gdy nie mają nieprzerwanie na sobie pełnej uwagi drugiego człowieka, bo nie czują się wtedy swobodnie. Nie rozumiem więc w czym niby przywołana czynność ma okazać się "lepsza" od ciekawej lektury…?
Zaś z tym patrzeniem w oczy ukochanego człowieka, to bym się tak nie wyrywała do przodu.

Rozmowa? – tak, bliskość? – również. Ale o książkach da się rozmawiać również z kochaną osobą, podobnie jak być blisko i jednocześnie czytać. Niektórzy nawet wolą, gdy nie mają nieprzerwanie na sobie pełnej uwagi drugiego człowieka, bo nie czują się wtedy swobodnie. Nie rozumiem więc w czym niby przywołana czynność ma okazać się "lepsza" od ciekawej lektury…?

𝓡𝓲
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
6To jest właśnie casus okulisty. Moim zdaniem, jest to (chyba) wystarczające uzasadnienie dla poświecenia takiej części życiorysu na czytelnictwo.A. A. Raven pisze: (pt 31 maja 2024, 23:39) A mając 100 na karku, zdecydowanie wolałabym mieć przynajmniej te 5%, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wiążę swoją przyszłość z pisaniem. Każdy dobry drwal od czasu do czasu ostrzy swoją siekierę i robi przerwę na posiłek. Nie wyobrażam sobie, by pisać, ale nie czytać wcale.
Jednak większośc czytelników nie pisze. Sa tylko "konsumentami" cudzych treści. Pewnie, że to przyjemne. Jak objadanie się pysznościami. Pytanie (retoryczne), czy można zgubić umiar? Przykład: zaczytywanie się w romansach (nawet wysokich lotów, typu Anna Karenina czy Wichrowe Wzgórza), a równocześnie cierpienie z powodu lęku przed wyjściem do ludzi i tkwienie w samotności. Można zresztą wznieść te swoje "braki" na wyższy poziom i zacząc pisać romanse dla/pod siebie.
Książki rozwijają, ale i zawłaszczają. Zabierają nam dużo. Są kochane, ale i niebezpieczne. Do dziś żyją na świecie ludzie, którzy nie przeczytali ani jednej książki. Nie potrafią czytać. Czy ich życiorys jest uboższy? Trochę opieram się na osobistej historii, w której dostrzegam rolę książki, jako jednak odcinacza od prawdziwego życia.
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
7Ale co ma piernik do wiatraka? Można czytać i mieć lęk społeczny, a można nie czytać i mieć ten sam lęk. To są osobne zagadnienia.Jakub2024 pisze: (sob 01 cze 2024, 00:17) Przykład: zaczytywanie się w romansach (nawet wysokich lotów, typu Anna Karenina czy Wichrowe Wzgórza), a równocześnie cierpienie z powodu lęku przed wyjściem do ludzi i tkwienie w samotności.
Rozwiń tę myśl. Co niby nam zabierają? Co zawłaszczają? Jakie niosą niebezpieczeństwa?Jakub2024 pisze: (sob 01 cze 2024, 00:17) Książki rozwijają, ale i zawłaszczają. Zabierają nam dużo. Są kochane, ale i niebezpieczne.
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
8Umysł.jagoda139 pisze: (sob 01 cze 2024, 09:38) Jakub2024 pisze: (sob 01 cze 2024, 00:17)
Książki rozwijają, ale i zawłaszczają. Zabierają nam dużo. Są kochane, ale i niebezpieczne.
Rozwiń tę myśl. Co niby nam zabierają? Co zawłaszczają? Jakie niosą niebezpieczeństwa?
Nie chcę tu wchodzić w jakieś tezy. Chodzi mi raczej o osobistą refleksję, że czytelnictwo może stać się czymś w rodzaju nałogu.jagoda139 pisze: (sob 01 cze 2024, 09:38) ożna czytać i mieć lęk społeczny, a można nie czytać i mieć ten sam lęk. To są osobne zagadnienia.
Czy znacie rozkoszne uczucie ciepła spływające od głowy przez całe ciało, kiedy trzymacie w ręce nieotwartą jeszcze, nowo nabytą ksiażkę?
To dopamina wydziela się w mózgu, który rozpiznaje, że za chwilę zaczniecie czytać.
Czy czegoś podobnego nie odczuwa alkoholik tulący do piersi zakręconą jeszcze butelkę. Palacz, odwijający folię z paczki papierosów? Narkoman napełniający fifkę czy strzykawkę?
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
9Brak wystarczających danych. Zarówno czytaniu jak nieczytaniu mogą towarzyszyć najróżniejsze życiorysy.Jakub2024 pisze: (sob 01 cze 2024, 00:17) Do dziś żyją na świecie ludzie, którzy nie przeczytali ani jednej książki. Nie potrafią czytać. Czy ich życiorys jest uboższy?
To przecież nie jest tak, że człowiek czytający = człowiek siedzący tylko sam w domu z książką i nie robiący nic więcej/człowiek nieczytający = człowiek wychodzący do ludzi.
No ale to jest sprowadzanie dyskusji do absurdu, o którym mówiłam. Jeżeli z rozmowy "czy warto czytać" robimy "czy warto mieć uzależnienia behawioralne" to odpowiedź oczywiście będzie brzmiała "nie".Chodzi mi raczej o osobistą refleksję, że czytelnictwo może stać się czymś w rodzaju nałogu.
Tylko że uzależnić można się niemalże od wszystkiego (filmów, seksu, gier, aktywności sportowej itd. itp.), co nie oznacza, że niemalże wszystko wnosi wartość negatywną w nasze życie.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
10Nie, ponieważ książki nie zawierają w sobie substancji uzależniających. Dopamina wydziela się w wielu sytuacjach, a Ty wynosisz to do rangi absurdu.Jakub2024 pisze: (pt 31 maja 2024, 12:32) Czy czegoś podobnego nie odczuwa alkoholik tulący do piersi zakręconą jeszcze butelkę. Palacz, odwijający folię z paczki papierosów? Narkoman napełniający fifkę czy strzykawkę?
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
11Tak czytam, czytam - i dochodzę do wniosku, że ćpanie książek to za wysokie ryzyko. Będę pisać odtąd trzeźwy 

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
12O, to fajne podsumowanie: "ćpanie książek.":) O to mi chodziło.
- Cześć. Mam na imię Zdzisław i jestem książkoholikiem.
- Cześć Zdzisław!!! - odpowiadają chórem zgromadzone osoby.
- Jestem trzeźwy od 30 dni. Nie otworzyłem w tym czasie ani jednej książki. Dzięki mityngom, wsparciu grupy i Siły Wyższej udaje mi się trwać w abstynencji tylko "przez ten jeden dzień". Dzięki.
- Dzięki!!! - odpowiada grupa.
- Ktoś jeszcze się zgłasza? Proszę, Jola - mówi prowadzący.
- Cześć. Jestem Jola i jestem książkoholiczką.
- Cześć Jola!!! - odpowiada grupa.
- Wczoraj miałam wpadkę. Przerwałam ponad trzymiesięczną abstynencję. Poszłam na zakupy do galerii i naprawdę chciałam ominąć ten cholerny Empik. Sama nie wiem, jak się w nim znalazłam. I, muszę wam powiedzieć... wiecie... ja naprawdę starałam się...
Jola zaczyna płakać. Grupa z szacunkiem milczy.
- Spokojnie. Masz jeszcze cztery minuty - łagodnie mówi prowadzący.
Jola jakoś opanowuje się.
- Weszłam do tego Empiku, sięgnęłam na regał z nowościami i... i... - Jola bierze głęboki wdech - Przeczytałam przedmowę z nowej powieści Tokarczuk - wyrzuca jak automat, po czym milknie.
Niektóre osoby w grupie kiwają głową ze smutkiem i zrozumieniem. Ponieważ Jola siedzi z zamkniętymi oczami i wciąż milczy, prowadzący odzywa się:
- Dziękuję, Jola. Na tym kończymy nasz mityng. Na koniec odczytam jeszcze raz 12 Kroków Anonimowych Książkoholików. Przypominam też, że potrzebny jest prowadzący mityngi w następnym miesiącu, bo ja wyjeżdżam. Warunek, ta osoba musi mieć minimum 6 miesięcy abstynencji od czytania książek.
Zgłasza się chłopak
- OK - mówi prowadzący. - Marek będzie prowadził w następnym miesiącu. A teraz odczytam kroki. Krok Pierwszy. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec czytania książek i że przestaliśmy kierować swoim życiem...
I to wcale nie jest żart.
- Cześć. Mam na imię Zdzisław i jestem książkoholikiem.
- Cześć Zdzisław!!! - odpowiadają chórem zgromadzone osoby.
- Jestem trzeźwy od 30 dni. Nie otworzyłem w tym czasie ani jednej książki. Dzięki mityngom, wsparciu grupy i Siły Wyższej udaje mi się trwać w abstynencji tylko "przez ten jeden dzień". Dzięki.
- Dzięki!!! - odpowiada grupa.
- Ktoś jeszcze się zgłasza? Proszę, Jola - mówi prowadzący.
- Cześć. Jestem Jola i jestem książkoholiczką.
- Cześć Jola!!! - odpowiada grupa.
- Wczoraj miałam wpadkę. Przerwałam ponad trzymiesięczną abstynencję. Poszłam na zakupy do galerii i naprawdę chciałam ominąć ten cholerny Empik. Sama nie wiem, jak się w nim znalazłam. I, muszę wam powiedzieć... wiecie... ja naprawdę starałam się...
Jola zaczyna płakać. Grupa z szacunkiem milczy.
- Spokojnie. Masz jeszcze cztery minuty - łagodnie mówi prowadzący.
Jola jakoś opanowuje się.
- Weszłam do tego Empiku, sięgnęłam na regał z nowościami i... i... - Jola bierze głęboki wdech - Przeczytałam przedmowę z nowej powieści Tokarczuk - wyrzuca jak automat, po czym milknie.
Niektóre osoby w grupie kiwają głową ze smutkiem i zrozumieniem. Ponieważ Jola siedzi z zamkniętymi oczami i wciąż milczy, prowadzący odzywa się:
- Dziękuję, Jola. Na tym kończymy nasz mityng. Na koniec odczytam jeszcze raz 12 Kroków Anonimowych Książkoholików. Przypominam też, że potrzebny jest prowadzący mityngi w następnym miesiącu, bo ja wyjeżdżam. Warunek, ta osoba musi mieć minimum 6 miesięcy abstynencji od czytania książek.
Zgłasza się chłopak
- OK - mówi prowadzący. - Marek będzie prowadził w następnym miesiącu. A teraz odczytam kroki. Krok Pierwszy. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec czytania książek i że przestaliśmy kierować swoim życiem...
I to wcale nie jest żart.
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
13Jakub2024 pisze: (pt 31 maja 2024, 12:32) Nurtuje mnie to, na ile książka jednak jest "złodziejem czasu". Czy warto spędzić rok na czytaniu?
Pytanie na co wykorzystałbyś ten kupiony rok czasu, gdybyś nie czytał. To jak z tym sloganem odnośnie palenia papierosów: palacze przez X lat wydają tyle kasy na szlugi, że byłoby ich stać na kupno auta z salonu. Ja nigdy nie paliłem i tych zaoszczędzonych pieniędzy nigdzie nie widzę.
Po drugie czas powinien być postrzegany indywidualnie. Jeżeli każdą chwilę spędzasz na czytaniu, a dach nad głową przecieka, to sobie szkodzisz. Ale to też nie jest tak, że musisz przechodzić ze skrajności w skrajność i przestać czytać. Czytanie jest siłownią dla mózgu i samo w sobie nigdy nie jest stratą czasu. Powiedziałbym, nawet że czytanie to element zdrowego trybu życia.
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
14Czytanie przez rok, to jedno.
Ale jest jeszcze "myślenie" o książkach, o przeczytanych treściach. Ten proces zabiera może nawet tyle samo czasu, co bezpośrednie czytanie. Na każdy rok czytania - myślę - może przypadać nawet kolejny rok myślenia o przeczytanych treściach. Czyli czas "oddany" literaturze co najmniej podwaja się.
Ale jest jeszcze "myślenie" o książkach, o przeczytanych treściach. Ten proces zabiera może nawet tyle samo czasu, co bezpośrednie czytanie. Na każdy rok czytania - myślę - może przypadać nawet kolejny rok myślenia o przeczytanych treściach. Czyli czas "oddany" literaturze co najmniej podwaja się.
Ile czasu (życia) spędziłem na czytaniu książek?
15Ja bym poszedł jeszcze dalej, bo przecież teraz czytamy sporo w sieci, jakichś artykułów, dyskusji, etc.
NIE CZYTAĆ NIC!!!
D E T O K S ! ! !
NIE CZYTAĆ NIC!!!
D E T O K S ! ! !
Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak