To całe vanity jest jak jednorożec: nikt go nie widział/czytał, ale wszyscy powtarzają legendy

Czytaczu, przyjdzie vanity i Cię zje! Buuu!
Większą szkodą, ze względu na zasięg, jest chyba publikowanie paździerzy w jedynie słusznych wydawnictwach. Romek kiedyś napisał, że dobijamy do standardów zachodnich, z czym absolutnie się zgadzam -- ale skoro vanity nikt nie czyta, to kto do tego standardu
zdanża?
Spór o vanity przypomina troskę o palaczy, alkoholików i miłośników fast foodów - wiadomo, że sobie szkodzą, ale coś ich pcha do fajek, kieliszka i lodówki.
Ogólnie, to fajnie jest czytać o zagniewanych autorach, którzy wycofują swoje teksty z listy pomocniczej - równie dobrze mogliby zrezygnować z nagrody Nobla albo udziału w koreańskim programie kosmicznym. Skutek podobny.
Ten pisarski wyścig przypomina trochę automaty w marketach, gdzie trzeba pałą walić zwierzaki wyskakujące z nory. O, ten się wychylił, to je..b go pałą!
Dla tych, którzy ścigają się tylko ze sobą, obecność selfów i vanitowców nie powinna stanowić problemu.
Na sztandarach pojawia się troska o poziom nagrody: bo się zmówią vanitowcy i pocisną.
Więc: Je suis Hugo!
Z drugiej strony, od lat po ogłoszeniu wyników jest płacz i zgrzytanie zębami: za wysoki, za chudy, zbyt popularny, nie nawiedzony itd. Ostatnio na czasie jest postapokalipsa, która ma dużo fanów: jakby się tak skrzyknęli kanalarze-stalkerzy-miłośnicyzombie, to efekt byłby podobny: źle! Nie widzę różnicy między niejawnymstowarzyszeniemjednegoautora a ruchem: Teraz vanity!
Mnożenie ograniczeń i zakazów niewiele zmieni: po prostu ci, którym się chce zagłosować, muszą zechcieć promować rzeczy dobre. To powinno wystarczyć.