A współcześnie chociażby w "Uległości" Houellebecq posłużył sie tym gatunkiem do powiedzenia czegoś ważnego.
Idąc tym tropem, 90% pisarzy uznawanych za niefantastycznych pisze fantastykę, bo surrealizm, bo haluny, bo wybieganie w przyszłość jak Houellebecq w Uległości. Trend tyczy się oczywiście literatury współczesnej, kiedyś ściślej trzymano się realizmu.
Po Rimbaudzie i jego bandzie - rozumując twoim sposobem - każdy jest fantastą. Nie ma niczego złego w tzw wątkach fantastycznych (nierealistycznych) - problem jest wtedy, kiedy autor zamyka się w gatunku, konwencji, mówi: jestem fantastą, bo w mojej powieści pojawia się wątek nie-do-końca realistyczny. I jest z tego bardziej dumny niż Wałęsa z bycia Bolkiem. Dlatego nazywam środowisko fantastyczne kółkiem wzajemnej masturbacji - postawa my, fantaści vs cały świat, fantasta za wszystkich, wszyscy za fantastę. Januszowaty romantyzm spod znaku wąsa, tylko państwem jest Fantastyka, a stolicą Tokien. I nie wpuścimy uchodźców z tej dzikiej "literatury artystycznej". Bo Dorota bin Masladen (Masłowska bystrzaki) wystrzeli World Mordor Center w powietrze.
Przykład np Andrzej Pilipiuk.
Przykład człowieka z fandomu, który olał patriotyzm fantastyczny np Szczepan Twardoch.
Od klepania kiepskich powieści (mieszczących się w 5 działach literatury Andrzeja) do pierwszorzędnej, autorskiej prozy. Drach i Morfina mają nierealistycznych narratorów, klimat surrealistyczno - bajkowy (bajki 18+) oraz wątki fantastyczne, ale nikt Twardocha już do fantastyki nie zalicza. Szczególnie sam Twardoch, który mówi, że pisarzem stał się dopiero gdy porzucił całe te gatunkowe pierdy.
Handlujcie z tym.
ludzie cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.