silva.silvera, chodziło mi o to z tą "logicznością danego ciągu myślowego", że jeśli przyjmę daną technologię, dany poziom realizmu, to logicznie muszę się go trzymać. Czyli niby mogę wyskoczyć nagle z krzaków z czymś typu "promień śmierci", ale to logicznie musi być skutkiem jakiegoś (choćby zmyślonego) postępu technologicznego, żeby zachować realizm... więc nie mogę sobie tak po prostu wyskoczyć z rozwiązaniem z krzaków, ale muszę to przepracować w głowie jako twórca. I najczęściej będzie to dość długa ścieżka rozumowania. W fantasy mogę "pójść na skróty" z wyjątkiem (magia, legenda, "wybraniec", ...). Na przykład:
W obu gatunkach piszę scenę, gdzie dwójka bohaterów walczy na opuszczonej leśnej polanie, gdzieś na samym krańcu świata. Starcie było nieplanowane i nie mają możliwości kontaktu z kimś, by im pomógł. Walka trwa, a ich zasoby się wyczerpują. W pewnym momencie ostatnim desperackim ciosem jedna postać odrzuca drugą na dobrych parę metrów... wprost na niewidoczną wcześniej, głęboką okropnie rozpadlinę skalną (gładki granit aż po samo dno). Po chwili wygrany podchodzi do krawędzi, ale nie jest w stanie nawet zobaczyć dna rozpadliny.
I teraz jako autor chcę zachować osobę zrzuconą przy życiu dla dalszej fabuły. Co mogę zrobić?
W fantasy mam prościej, bo jeśli jest magia i istnienie różnych wyjątkowych istot, to wystarczy:
a) złoże magicznych kryształów w środku skał, które np. tworzą naturalny portal, dzięki któremu spadający bohater trafia w bezpieczne miejsce,
b) pojawia się legendarny magiczny wiatr, który ratuje każdego, kto wpadł w tą rozpadlinę i unosi go do jej naturalnego wyjścia na jednym końcu,
c) spada wprost w pułapkę podziemnych elfów i zostaje ich niewolnikiem (później się jakoś uwalnia),
d) ...
Mam setki możliwości wplecenia tego w fabułę zgodnie z założeniami mojego świata.
Jako autor SF mogę oczywiście podziałać podobnie i na przykład:
a) postawić na właściwości magnetyczne, które przyciągną zbroję do ściany i zwolnią upadek, ale... (i tutaj zaczynają się już schody, czy mimo wszystko bohater to przeżyje, jak się stamtąd wydostanie oraz czy faktycznie zastosowanie pierwiastka magnetycznie przyciąganego przez jakieś wybitnie mocne pole magnetyczne w zbroi ma sens bojowy...?, i prawdopodobnie sto innych rzeczy),
b) pojawia się prąd powietrzny, który dzięki swojemu ekwipunkowi może użyć do "zdryfowania" albo "pasywnego lotu" (ale czy będzie w stanie to zrobić po otrzymanym ciosie?, czy siła prądu będzie w stanie go unieść?, czemu przeciwnik go nie zobaczy?),
c) okazuje się, że "rozpadlina" jest kryjówką pod jakimś technologicznym kamuflażem bandyckiej grupy, która go przechwytuje (ale czy w takim przypadku tym bardziej nie powinni go zatłuc?),
d) ...
Każdy pomysł muszę (tak mi się przynajmniej wydaje) obrócić kilka razy w SF, przemyśleć pod różnymi kątami, żeby wpasować go dobrze w historię. Też kreuję, ale w fantasy mogę włożyć w ten sam efekt mniej wysiłku (i zastosować mniej autokrytyki pomysłu).
Ograniczenie technologiczne w fantasy występuje, to fakt, ale może mieć po prostu mniejsze znaczenie, bo:
a) magia tam przeważnie zastępuje typową technologię,
b) a technologia magiczna to jednak obszar, gdzie ogromne znaczenie mają jednostkowe talenty i możliwości → teren do tworzenia wyjątków od reguły albo nawet wyjątków od wyjątków.
Realizm w fantasy określa autor. W SF jednak część rzeczy jest narzucana – na przykład bezwzględne występowanie siły grawitacji na planetach – mniejszej lub większej, wraz z miejscami należącymi do wyjątków (logicznie wytłumaczalnymi działaniem innych sił, które tworzą stan nieważkości). Nie możesz nagle w połowie opowieści znieść sobie jej działania "bo tak". Musisz mieć na to logiczne wytłumaczenie, nie?
Możesz na wszystko odpowiadać teraz "ale przecież technologia" – niby tak, ale też: koszty, zasoby, ograniczona ilość technologii, którą można mieć w sobie/ na sobie/ stworzyć (pojedyncze urządzenie może mieć wiele funkcji, ale żadne nie jest w stanie robić wszystkiego, a tym bardziej jeszcze sprzecznych ze sobą rzeczy na raz).
I tak wszystko się komplikuje, jeśli chcesz się trzymać logiki i stworzyć solidną opowieść, a nie wydmuszkę świata, w który wrzucasz wszystko bezrefleksyjnie. A przynajmniej ja tak to widzę.
Co do...
silva.silvera pisze: (pt 12 maja 2023, 18:17)
Rozumiem, znaczy nie bawi Cię magia, wolisz maszyny. Ale wiesz jak to brzmi?
...to brzmi mi, jak wypowiedź osoby która nigdy nie miała styczności z „Kronikami Shannary” Terry'ego Brooksa czy choćby "Kronikami Amberu" Zelaznego, które to są przecież dobrym przykładem na to, że da się pisać/ czytać/ woleć jednocześnie oba gatunki, a także mało wie o moich preferencjach literackich czy twórczych.

Można cieszyć się oboma, oba podziwiać, ale nadal uważać, że jeden z gatunków jest trudniejszy z jakiegoś powodu do pisania i nie widzę w tym żadnej sprzeczności. (Ani też – tak na marginesie – powodu do chwały czy deprecjonowania autora ze względu na to, co pisze albo nie. Bo czy to powód do dumy umieć w SF, ale być kiepskim w pisaniu komedii romantycznej? Albo na odwrót).
A co do trzymania się praw fizyki, logiki i tak dalej... Powiedz mi w takim razie, skąd wiesz jako autor – jeśli nie przemyślisz danej technologii odpowiednio dogłębnie – że nie rozjedzie Ci się później przez nią cały zamysł fabularny tak, że nie będzie czego zbierać? Bo według mnie to, że czegoś autor nie opisuje szczegółowo (bo i nie powinien tego robić), wcale nie oznacza, że nie ma obcykane i uzasadnione wystarczająco we własnej głowie czy notatkach. Że nie cofał się wstecz w historii nauki swojego świata, by miała ona sens (zwłaszcza jak ta technologia odgrywa znaczącą rolę w budowaniu świata, jego kultur i fabuły – a tak według mnie w klasycznym SF powinno być)...? Nie rozumiem, jak inaczej dojść do punktu, gdzie świat powieści SF jest spójny i logiczny, jak nie przez spędzenie godzin na przemyślenie i logiczne połączenie tych różnych elementów w obrębie universum.