Nie wiem czy powinienem się wstydzić, czy też nie, ale w ciągu ostatniego roku, więcej książek przesłuchałem niż przeczytałem. Niestety, prawda jest taka, że klasyczne czytanie jest dosyć czasochłonną czynnością. Wiadomo, jak się już siądzie z książką, to raczej prędko się jej nie odłoży. A przecież stos książek, do których trzeba zajrzeć w ramach np. studiów, piętrzy się niemiłosiernie – no i co zrobić, jednak lektury obowiązkowe mają pierwszeństwo. Kiedy już znajdę trochę czasu dla siebie, zadaje sobie pytanie: czytać czy pisać. Wybór jest oczywisty (dlatego piszę to tutaj, a nie np. na lubimyczytać – choć i tamten portal odwiedzam codziennie). Jednak pisanie jest pilniejsze.
No ale czy można dobrze pisać, niezbyt dużo czytając? Raczej nie. Pamiętam rady Stephena Kinga, że należy kilka godzin codziennie czytać i pisać. Rady znakomite – jeśli ktoś utrzymuje się z pisarstwa, albo nie ma rodziny, czy innych zajęć. Coraz lepiej rozumiem Mastertona (o ile mnie pamięć nie myli, chodzi właśnie o niego), który zapytany o to ile czyta, odpowiada, że niewiele, bo skupia się na pisaniu. Mam nadzieję, że nie niczego za mocno nie pokręciłem. Tak czy inaczej, bliżej mi do tej drugiej postawy. W odpowiedzi na wyżej postawione pytanie, pomagają audiobooki. Jeśli mam być szczery, to obecnie pochłaniam książki niemal wyłącznie w takiej formie. "American Gods" Gaimana, leży na stole – wydawać by się mogło – już nie od miesięcy, lecz od pokoleń.
Odniosę się do pierwszego posta:
1. Dobry lektor nie jest zły. Najgorszym lektorem jest "Iwona". Nie mam pojęcia jakim cudem, ale kiedyś przesłuchałem w ten sposób ze dwie książki ("Potęgę Teraźniejszości" oraz coś Kinga)
2. Bywa, że czas odsłuchu można skrócić nawet o połowę. Podam przykład: ostatnio zasłuchuję się w Pilchu. Serio, jeśli kogoś mogę Wam polecić w takiej formie, polecam właśnie Pilcha. Jednak do rzeczy: autor ten pisze w sposób sentymentalny i – nie ukrywajmy – rozlazły do granic możliwości. Najczęściej lektorzy czytają go w sposób poooowolny, z wieloma pauzami. I ja nie mogę tego słuchać, naprawdę

Odpalam Audacity i przyspieszam ścieżki o jakieś 25-50%, zależnie od lektora. Ponadto warto sobie je pogłośnić, a także – przed zabawą z obróbką – połączyć w godzinne fragmenty (wtedy edycja idzie znacznie szybciej, bo musimy się zająć np. dziesięcioma a nie sześćdziesięcioma plikami ).
5. Audiobook oszczędza wiele czasu. Można chłonąc lekturę podczas zakupów czy przyrządzania posiłków. Względem podróży, AB są nieocenione. Należę do tych osób, które nie mogą czytać podczas jazdy samochodem/tramwajem, bo zaraz robi im się niedobrze. Ale Audiobooki, czemu nie? Kiedyś regularnie odbywałem siedmiogodzinną podróż przez pół Polski i gdyby nie AB, słuchałbym w kółko tych samych płyt, właściwie niczego z tego nie wynosząc. Obecnie moje podróże, to zaledwie jakieś dwie godziny dziennie. To daje jednak tygodniowo 14h odsłuchu. Ostatnio przesłuchana lektura to niecałe 10h. Książka pochłonięta właściwie mimochodem.
Jeśli miałbym coś polecieć, to zdecydowanie: Pilch (wyłącznie po obróbce – nauczenie się jej nie jest trudne), King (ale nie czytany przez Iwonę

), Edgar Allan Poe, Agatha Christine, Hemingway, Bułhakow i Anton Czechow – można trafić na świetne nowele wykonane w stylu dawnych słuchowisk.