Aż sobie sprawdziłem, jakie opowiadania są w tym zbiorze, który czytałeś. Ja mam w swojej biblioteczce "Zew Cthulhu" od C&T w tłumaczeniu Grzybowskiej, "Charlesa Dextera Warda" od tego samego wydawnictwa oraz "Bestię w jaskini i inne opowiadania" (Zysk i S-ka), więc w sumie większość opowiadań ze "Zgrozy..." znam. Pamiętam, że gdy czytałem Lovecrafta po raz pierwszy ok. 7 lat temu też nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale i nie odrzucił. Na pewnym forum opublikowałem nawet taką oto reckę, którą niniejszym przytaczam w całości:
Mam swoją listę pisarzy, z których twórczością (nie)systematycznie się zapoznaję. W te wakacje padło na Lovecrafta. Z czym się go je, każdy chyba słyszał - otacza tego autora dość niezwykły "kult", prawie taki, jak bóstwa z jego mitologii (albo raczej bestiarium). Rozpadający się zbiór opowiadań "Zew Cthulhu" w przekładzie pani Grzybowskiej straszył już samym wyglądem, budząc apetyt na ów rozsławiony szeroko "horror kosmiczny".
Ot i garść refleksji... Mieszane uczucia. Wielkiego wrażenia na mnie nie zrobił, nie zaskoczył, ale i specjalnie nie rozczarował. Tak to jest, gdy wiesz mniej więcej, czego możesz się spodziewać, i w zasadzie to właśnie dostajesz. Zamawiasz schabowego, przynoszą schabowego, który nie jest może taki jak w domu, ale zjadasz i nie masz powodów do narzekania.
Ogólnie rzecz biorąc, jest umiarkowanie pozytywnie. Opowiadania ze swoim klimatem trafiają jeszcze w mój gust. Nie jest to na pewno czysty horror sf, ale już nie oklepane wampiry i wilkołaki. Z opowiadań zamieszczonych w tomie "Zew Cthulhu" za najlepsze uważam "Kolor z Przestworzy", zaraz za nim umieściłbym w swoim prywatnym rankingu "Widmo nad Innsmouth" i "Koszmar w Dunwich". Reszta bez rewelacji.
Słusznie mówi się, że przeczytać kilka opowiadań Lovecrafta, to tak jakby poznać wszystkie. Schematy i konwencje w zasadzie powtarzają się, nawet opisy przyrody brzmią podobnie - choć temu ostatniemu trudno się dziwić, zważywszy, że nieodmiennie miejscem akcji jest tu Nowa Anglia (są wyjątki, np. "W górach szaleństwa", tekst nienależący jednak do tego zbiorku). Młody, wrażliwy bohater, trochę egzaltowany, artysta lub naukowiec, w celu rozwikłania jakiejś zagadki zanurza się w obcą sobie, nieprzyjazną społeczność lokalną. Jest to świat, w którym wszystko jest "bluźniercze" - od spowitych mrokiem gór czy zakazanych ksiąg ukrytych w starej bibliotece, po studnię i świeżo wyprane skarpetki [śmiech z taśmy]. No i zwykle okazuje się, że za wszystkim stoją jakieś potworne do granic możliwości potwory z innego wymiaru, z kosmosu, bóstwa straszliwe i przeraźliwe.
Schemat na szczęście sprawdza się, a opowiadania są nader przyjemnym czytadłem. Różnie jest co prawda z szeroko pojętym realizmem tych historii. Trudno mi było np. uwierzyć w kult, który przetrwał tysiące lat w prawie absolutnej tajemnicy w wielu miejscach rozsianych na całym świecie albo w stwory, co na błoniastych skrzydłach ot tak sobie latają na Plutona i z powrotem - takich aktów niewiary zdarzyło mi się jednak niewiele, a cała otoczka zachowuje przynajmniej pozory pewnej naukowości, do czego ja osobiście przywiązuję wielką wagę.
Podsumowując: nie reklamuję, nie zniechęcam. Kto nie zna, może się zapoznać, choćby z uwagi na popularność samego autora i wpływ jego twórczości na popkulturę.
Po latach stwierdziłem, że podszedłem do twórczości HPL-a ze zbyt wygórowanymi oczekiwaniami. Podobnie jak Ty nie odkryłem w nim mistrza, jednak wciąż dostałem kawał dobrej, choć bez wątpienia specyficznej literatury grozy. "Kolor z Przestworzy" i "Widmo nad Innsmouth" naprawdę potrafią przyprawić o ciarki, a to pierwsze opowiadanie stanowi istny przebłysk geniuszu i niedościgniony wzór, jak powinno się kreować Obcego.