To, co poniżej mi się wylało (z duszy, he he), początkowo chciałem wstawić pod innym postem, innego użytkownika. Ale byłoby to niesprawiedliwe: i wobec użytkownika, i wobec jego utworu, i nawet wobec całego forum.
Później chciałem wstawić tutaj temat pod tytułem, nie wiem, "Buca rozprawa o literaturze", ale wówczas przypomniał mi się ten temat - i pomyślałem, że mój d*pścisk pasuje tutaj idealnie.
Dla kogo pisze autor i kiedy efekt jest literaturą?
Homer opowiadał prymitywne anegdoty, którymi zbierał poklask przy ogniskach, najprawdopodobniej improwizowane przy każdej okazji, wykorzystując oklepane klisze i standardowe porównania. Do tego dodawał chamskie dowcipy i brutalne linie, które dopiero dzisiaj - gdy już je pokryła patyna wieków - wydają się nam poezją. Ha, ha, ha, Mars oberwał po jajach! Ha, ha, ha, Agamemnon wygarnął ojcu dziewczyny, co to z nią nie będzie robił!
I mam wrażenie, że to nie jest bynajmniej wyjątek. Wincentego Kadłubka nie da się czytać, to bełkot. Gall anonim - spoko. Długosza przetłumaczone fragmenty czyta się tak, że spokojnie można by je wstawić w powieść fantasy i ludzie co najwyżej by się krzywili na nadmierną stylizację.
Szekspir - to przecież najprymitywniejsza rozrywka dla ludu. Krew, flaki, co tylko się da, by przyciągnąć publiczkę.
Co ludzie będą czytać nie za sto, nie za dwieście, ale za trzysta lat? Założę się, że żadnego noblisty.
Te wszystkie zabawy, puszczanie oko do "wyrafinowanego czytelnika", zabawy formą, dyskusje z krytykiem, budowanie wielopoziomowych rozważań - to wszystko zniknie, bo już za lat sto nikt ich nie zrozumie. Zostanie treść i warsztat. Zostaną bohaterzy, dobrze opowiedziane historie.
I dlatego ja, cham w słomianych łapciach, podparty pod boki dłońmi niedomytymi z gnojowicy, w nosie mam literackość, krytyków, kunszt, puszczanie oka do "wyrobionego" czytelnika. Opowiadanie historii nie różni się niczym od robienia fotela. Fotel ma być wygodny. Są tacy, którzy kupują jakiś badziew, stawiają w kacie pokoju, bo tak im nakazują zasady Feng-shui i płaczą ze szczęścia. Potem pstrykają fotki, wrzucają na bloga, a ich znajomi się zachwycają, jaki piękny dysonans barw między obiciem fotela, nawiązujący do dzieł późnego pipsztyckiego, i jak wspaniale ustawione, dzięki czemu światło wschodzącego słońca równo o 4:15 w określony dzień na tej szerokości geograficznej tworzy piękne cienie z gwoździ wystających z siedziska. Furda, że dupa boli, gdy się ją na szajsie postawi. Ważne, że kulturalni ludzie mogą kulturalnie fotel pogładzić, tyłek zawsze można potraktować jakąś maścią.
I nie będzie jakiś Edek nam mebla wyrzucał i wstawiał wygodną kanapę.
Fotele nie są do siedzenia, panie! To sztuka!
A ja mówię: wała. Za trzysta lat prędzej czytać będą Romka Pawlaka i Andrzeja Pilipiuka (wazelina

) albo innych werypisarzy, niż Konwickiego. No, studentów literaturoznawstwa nie liczę, ich katować gorszymi świństwami będą. Mogą im nawet wciskać Gombrowicza albo ... Gretkowską.
Added in 1 minute 8 seconds:
Hmm o tym fotelu to chyba nie jest moje porównanie, tak dodam. Mam wrażenie, to to przypadek kryptomnezji, ale nie pamiętam, kto to napisał. Kres? Anybody?